Marysia pisze...

Różne refleksje... od czasu do czasu.



Łk 4, 38 - 44 PDF Drukuj Email
Marysia pisze...
piątek, 14 sierpnia 2020 14:26

Po opuszczeniu synagogi w Kafarnaum Jezus przyszedł do domu Szymona. A wysoka gorączka trawiła teściową Szymona. I prosili Go za nią. On stanąwszy nad nią rozkazał gorączce, i opuściła ją. Zaraz też wstała i usługiwała im. O zachodzie słońca wszyscy, którzy mieli cierpiących na rozmaite choroby, przynosili ich do Niego. On zaś na każdego z nich kładł ręce i uzdrawiał ich. Także złe duchy wychodziły z wielu, wołając: Ty jesteś Syn Boży! Lecz On je gromił i nie pozwalał im mówić, ponieważ wiedziały, że On jest Mesjaszem. Z nastaniem dnia wyszedł i udał się na miejsce pustynne. A tłumy szukały Go i przyszły aż do Niego; chciały Go zatrzymać, żeby nie odchodził od nich. Lecz On rzekł do nich: Także innym miastom muszę głosić Dobrą Nowinę o królestwie Bożym, bo na to zostałem posłany. I głosił słowo w synagogach Judei.

Jest swoista klamra w tym fragmencie: zaczyna się od opuszczenia synagogi i kończy się na głoszeniu w synagogach. Jezus opuszcza świątynię, by znowu do niej powrócić (choć w innej lokalizacji). Trochę tak, jakby w ogóle wszystko się od synagogi zaczynało i wszystko na niej kończyło. Wejście i wyjście, odejście i powrót. Wszystkie inne sprawy znajdują się "tylko" pomiędzy wizytami u Boga. Jak przeżywam swoje odwiedziny u Niego, w świątyni? Czy to Pan Bóg jest "w przerwie" między innymi sprawami, czy raczej inne sprawy są "w przerwie" między kontaktami z Panem Bogiem?

Synagoga była miejscem, do którego Jezus powracał. Oczywiście, wiemy że przestrzegał w ten sposób przepisów, nakazujących każdemu Żydowi uczczenie szabatu. Jednakże ta klamra, zapisana przez ewangelistę, mówi nam coś więcej. Jezus żyje w swoistym rytmie: synagoga, wędrówka, synagoga, wędrówka, synagoga, wędrówka... Jakie jest moje osobiste miejsce, do którego chętnie wracam? Ulubiony kościół, ulubiona kaplica Adoracji, dom rekolekcyjny, trasa spacerowa, ścieżka w parku, górski szczyt? Z jakimi uczuciami tam wracam i co mi daje to miejsce?

Jezus zaczął uzdrawiać o zachodzie słońca, a wyszedł na pustynię o wschodzie. Zrobił zupełnie odwrotnie do naszych popularnych skojarzeń (czasem widocznych w hymnach Jutrzni i Nieszporów), w których wschód słońca to symbol Jego samego, a zachód i noc - przestrzeń dla sił ciemności. Miejsce pustynne, wolne od wszelkiego rodzaju bodźców, dało odetchnienie od zgiełku zła, krzyczących demonów, kłębiącego się tłumu. Ewangelista nie napisał w tym miejscu, że Jezus poszedł modlić się, ale tylko tyle, że "udał się na miejsce pustynne". Możliwe, że pragnął odpocząć i spędzić trochę czasu sam na sam ze sobą. A ja? Czy wśród lawiny codziennych spraw, zarówno tych pięknych jak i trudnych, jestem w stanie zadbać o to, by wyjść (choćby na spacer), zostawić wszystko i spędzić trochę czasu sam na sam ze sobą?

M.

Zmieniony: niedziela, 30 sierpnia 2020 19:05
 
Mt 20, 1-16a PDF Drukuj Email
Marysia pisze...
poniedziałek, 03 sierpnia 2020 10:38

Jezus opowiedział swoim uczniom następującą przypowieść: «Królestwo niebieskie podobne jest do gospodarza, który wyszedł wczesnym rankiem, aby nająć robotników do swej winnicy. Umówił się z robotnikami o denara za dzień i posłał ich do winnicy. Gdy wyszedł około godziny trzeciej, zobaczył innych, stojących na rynku bezczynnie, i rzekł do nich: „Idźcie i wy do mojej winnicy, a co będzie słuszne, dam wam”. Oni poszli. Wyszedłszy ponownie około godziny szóstej i dziewiątej, tak samo uczynił. Gdy wyszedł około godziny jedenastej, spotkał innych stojących i zapytał ich: „Czemu tu stoicie cały dzień bezczynnie?” Odpowiedzieli mu: „Bo nas nikt nie najął”. Rzekł im: „Idźcie i wy do winnicy”. A gdy nadszedł wieczór, rzekł właściciel winnicy do swego rządcy: „Zwołaj robotników i wypłać im należność, począwszy od ostatnich aż do pierwszych”. Przyszli najęci około jedenastej godziny i otrzymali po denarze. Gdy więc przyszli pierwsi, myśleli, że więcej dostaną; lecz i oni otrzymali po denarze. Wziąwszy go, szemrali przeciw gospodarzowi, mówiąc: „Ci ostatni jedną godzinę pracowali, a zrównałeś ich z nami, którzy znosiliśmy ciężar dnia i spiekotę”. Na to odrzekł jednemu z nich: „Przyjacielu, nie czynię ci krzywdy; czyż nie o denara umówiłeś się ze mną? Weź, co twoje, i odejdź. Chcę też i temu ostatniemu dać tak samo jak tobie. Czy mi nie wolno uczynić ze swoim, co chcę? Czy na to złym okiem patrzysz, że ja jestem dobry?” Tak ostatni będą pierwszymi, a pierwsi ostatnimi».

Gospodarz mówi do robotnika: "przyjacielu". To słowo występuje w Ewangelii św. Mateusza zawsze w takim kontekście, że jest wypowiadane w kierunku osoby zdradzającej, nie spełniającej wymagań, kogoś kto zawiódł. Mt 26,50. Jezus mówi "przyjacielu" do Judasza. Mt 22,12. Król wyprawiający ucztę mówi "przyjacielu" do gościa, który wszedł bez stroju weselnego. Mt 11,19. Żydzi nazywają Jezusa "żarłokiem, pijakiem, przyjacielem grzeszników". Dlaczego Pan Bóg nie mówi "przyjacielu" do tych, którzy idą za Nim - uczniów, apostołów, krewnych - ale do tych, którzy wydają się być odeń daleko? Może dlatego, że za nimi tęskni? Czy jest w moim życiu ktoś, za kim tęsknię, lecz on (ona) nie chce lub nie potrzebuje kontaktu? Czy pozwalam, by ta tęsknota pomogła mi lepiej rozumieć (i kochać) tęskniącego Boga?

Gospodarz potrzebował robotników, szukał ich od wczesnego rana. Ci pierwsi znosili ciężar dnia i spiekoty, być może w ciągu dnia narzekali na upał i pragnienie. Ci ostatni na pewno nie zmęczyli się tak bardzo, ale - ponieważ czekali na zatrudnienie cały dzień - mieli powody do wdzięczności i radości. Poszli do winnicy z zapałem. Ci pierwsi, niby zasłużeni i zapracowani, a jednak narzekający i niewdzięczni. Ci drudzy, niby mało zasłużeni i mało obciążeni, a jednak radośni i wdzięczni. Coś tu nie gra.... ale czy na pewno? Czego jest we mnie więcej, gdy myślę o pracy: narzekania, zmęczenia, niezadowolenia - czy wdzięczności i zapału? Czy modlę się za moje miejsce pracy, szefa, współpracowników, klientów?

Czy mi nie wolno uczynić ze swoim, co chcę? Bóg pyta nas dzisiaj o wolność, jaką dajemy Jemu w naszym życiu. Sami jesteśmy ograniczeni w poznaniu rzeczywistości, w działaniu, w planowaniu. Ulegamy grzechom, zmęczeniu, różnym destrukcyjnym wpływom. Ulegamy też czasem pokusie, by wszystko mieć pod kontrolą w życiu. Staramy się przez to zapewnić sobie poczucie bezpieczeństwa. Tymczasem Bóg nie mieści się w żadne ramy, w które próbujemy Go wtłoczyć i nasze próby kontrolowania Go zawsze będą kończyły się fiaskiem. Czy dopuszczam do siebie tę myśl (ze wszystkimi jej konsekwencjami!), że Pan Bóg jest wolny? Czy pozwalam na to? Czy nie próbuję zaborczo kontrolować mojego życia - mojej rodziny, krewnych, znajomych, współpracowników, podwładnych? Czy potrafię dać Bogu i bliźniemu tyle wolności, ile im się należy?

M.

Zmieniony: piątek, 14 sierpnia 2020 14:25
 
Spotkać Zmartwychwstałego to więcej miłować PDF Drukuj Email
Marysia pisze...
piątek, 17 lipca 2020 14:26

Ewangelia według św. Jana 10, 11-16

Jezus powiedział do faryzeuszów: „Ja jestem dobrym pasterzem. Dobry pasterz daje życie swoje za owce. Najemnik zaś i ten, kto nie jest pasterzem, do którego owce nie należą, widząc nadchodzącego wilka, opuszcza owce i ucieka, a wilk je porywa i rozprasza. Najemnik ucieka dlatego, że jest najemnikiem i nie zależy mu na owcach. Ja jestem dobrym pasterzem i znam owce moje, a moje Mnie znają, podobnie jak Mnie zna Ojciec, a Ja znam Ojca. Życie moje oddaję za owce. Mam także inne owce, które nie są z tej owczarni. I te muszę przyprowadzić i będą słuchać głosu mego, i nastanie jedna owczarnia i jeden pasterz”.

Jezus zapowiada, że nastanie jedna owczarnia i jeden pasterz. Myślę o jedności Kościoła, zwłaszcza polskiego. Są momenty, gdy widać wyraźnie jej brak; pojawiają się spory i wzajemne oskarżenia. Trwają gorące dyskusje – o Mszy trydenckiej, o Odnowie w Duchu Świętym, o papieżu Franciszku itd. Podczas pandemii, gdy episkopat zalecił przyjmowanie Komunii św. na rękę, niektórzy zaczęli wyrażać protest twierdząc, że to profanacja. A jaka jest moja postawa wobec władz kościelnych – okazuję posłuszeństwo czy trzymam się swoich poglądów i prywatnych przyzwyczajeń? Czy spełniałem zalecenia, pozostając w domu i uczestnicząc w transmisji Mszy w telewizji lub internecie? Czy wykorzystałem czas izolacji na pogłębienie życia duchowego?

Słowa o jednej owczarni i jednym pasterzu dotykają także sprawy ekumenizmu. Ten temat leży mi na sercu, bo część mojego kuzynostwa to protestanci. Kwestia jedności jest nie tylko sprawą przywódców wielkich religii, ale także mojej modlitwy i postawy wobec chrześcijan innych Kościołów. Czy wyrażam się o wyznawcach Chrystusa z szacunkiem i życzliwie? Czy rozumiem, na czym polegają najistotniejsze różnice poglądów między protestantami, prawosławnymi a katolikami? Czy modlę się o jedność?

Najemnikowi nie zależy na owcach, ale Pasterzowi na nich zależy. Biblia potwierdza, że Bogu zależy na nas (1 P 5,7). Ludzie poświęcają wiele czasu i uwagi sprawom, które kochają (rodzina, praca, zainteresowania, pasja życiowa, sport itd.) i potrafią dla nich rezygnować z wielu innych propozycji. W jaki sposób okazuję Bogu, że mi na Nim zależy? Czy mam dla Niego czas i uwagę? Czy przeznaczam Mu najlepsze chwile dnia (zgodnie z moim trybem życia)? Kiedy ostatnio zrezygnowałam z ciekawego filmu, spotkania, książki, rozmowy telefonicznej itd., żeby spędzić więcej czasu z Bogiem?

Marysia

 
Nie rozumiem PDF Drukuj Email
Marysia pisze...
wtorek, 17 marca 2020 18:33

Nie rozumiem, dlaczego tak wiele osób protestuje przeciw Komunii Świętej na rękę. Niektórzy rozsyłają rzekome objawienia Pana Jezusa, zawierające straszne groźby dla tych, którzy się tego "przestępstwa" dopuszczają.

A przecież chodzi o miłość. Czy On bardziej będzie cieszył się z przyjścia do rąk, które drżą z czułości i przejęcia - czy z przyjścia do ust, przepełnionych codzienną obmową i kłamstwem?

Przypomina mi się taka myśl, że dłonie kapłana to pierwsza monstrancja. Zanim Ciało Pańskie zostanie spożyte, najpierw jest adorowane - właśnie w ludzkich dłoniach. Zanim powstały pierwsze złote naczynia liturgiczne, zanim w ogóle powstał pomysł Adoracji, ludzie wpatrywali się w Pana Jezusa tylko przez chwilę - tylko wtedy, gdy po konsekracji kapłan unosił Ciało Pańskie, a potem kielich z Krwią. Więc skoro dłonie kapłana są pierwszą monstrancją, to jakże ja mogę wzbraniać się przed wzięciem od niego Ciała Pańskiego do ręki, by i moje dłonie uświęcało? Tak brali Go przecież pierwsi chrześcijanie. Brali chleb konsekrowany do ręki i jedli. Niektóre zbory protestanckie, mające w swoich obrzędach modlitwę nad chlebem i winem, do dziś używają zwykłych kromek podczas wspólnych spotkań.

Do Komunii "na rękę" trzeba się staranniej przygotować. Pomyśleć. Umyć ręce przed Mszą. Podejść do kapłana ostrożnie, uważnie. To już co innego niż szastprast, ksiądz "wrzuca" kawałek chleba do gęby i załatwione. Tu muszę bardziej się wysilić.

Tylko czy nam się jeszcze w ogóle chce wysilać w morzu ogólnodostępnych rytuałów?

Marysia

 
Arka PDF Drukuj Email
Marysia pisze...
wtorek, 30 lipca 2019 22:31

Oto dzieje Noego.
Noe, człowiek prawy, wyróżniał się nieskazitelnością wśród współczesnych sobie ludzi; w przyjaźni z Bogiem żył Noe. Noe był ojcem trzech synów: Sema, Chama i Jafeta.
Ziemia została skażona w oczach Boga. Gdy Bóg widział, iż ziemia jest skażona, że wszyscy ludzie postępują na ziemi niegodziwie, rzekł do Noego:
«Postanowiłem położyć kres istnieniu wszystkich ludzi, bo ziemia jest pełna wykroczeń przeciw mnie; zatem zniszczę ich wraz z ziemią. Ty zaś zbuduj sobie arkę z drzewa żywicznego, uczyń w arce przegrody i powlecz ją smołą wewnątrz i zewnątrz. A oto, jak masz ją wykonać: długość arki - trzysta łokci, pięćdziesiąt łokci - jej szerokość i wysokość jej - trzydzieści łokci. Nakrycie arki, przepuszczające światło, sporządzisz na łokieć wysokie i zrobisz wejście do arki w jej bocznej ścianie; uczyń przegrody: dolną, drugą i trzecią. Ja zaś sprowadzę na ziemię potop, aby zniszczyć wszelką istotę pod niebem, w której jest tchnienie życia; wszystko, co istnieje na ziemi, wyginie, ale z tobą zawrę przymierze. Wejdź przeto do arki z synami twymi, z żoną i z żonami twych synów. Spośród wszystkich istot żyjących wprowadź do arki po parze, samca i samicę, aby ocalały wraz z tobą od zagłady. Z każdego gatunku ptactwa, bydła i zwierząt pełzających po ziemi po parze; niechaj wejdą do ciebie, aby nie wyginęły. A ty nabierz sobie wszelkiej żywności - wszystkiego, co nadaje się do jedzenia - i zgromadź u siebie, aby była na pokarm dla ciebie i na paszę dla zwierząt». I Noe wykonał wszystko tak, jak Bóg polecił mu uczynić.

Jacek Kaczmarski śpiewał kiedyś: "Budujcie arkę przed potopem, dobądźcie na to swych wszystkich sił, budujcie arkę przed potopem, choćby tłum z waszej pracy drwił, ocalić trzeba co najdroższe, a przecież tyle już tego jest, budujcie arkę przed potopem na pierwszy i na ostatni chrzest...". Budować arkę, póki jest na to czas. Wciąż jeszcze nie wydarzyła się paruzja, pierwsi chrześcijanie myśleli, że to już-już, za ich życia nastapi. Mija drugi tysiąc lat od zmartwychwstania, i nic. Bóg zwleka? Jest cierpliwy. Daje nam czas.

Uderzająca jest analogia Krzyża i Arki, paruzji i potopu. Wg obliczeń naukowców, arka Noego miała wymiary 133,5 × 22,3 × 13,4 m, a łączna powierzchnia (trzy pokłady) wynosiła ok. 8900 m². Olbrzymia konstrukcja. Zbudował ją z drzewa żywicznego; otoczenie wyśmiewało tę budowę, ale przyszedł czas potopu i zginęli, a uratował się tylko on i jego rodzina, bo szczelna arka uniosła się na wzbierających falach.

Drzewo. Każda drzazga, która nam się wbija w serce. Czyjaś pogarda, odrzucenie w rodzinie, w pracy. Pomijanie, wyśmiewanie, ironiczne uwagi na temat wyznawanej wiary. Posądzanie, wkładanie w mentalne ramki (skoro chodzi do kościoła, to pewnie pisowska suka), lekceważenie, kpiące uśmieszki. Brak dobrego słowa od "wierzących", dla których coś robisz; ich obojętność, niedojrzałość, wygoda. Kłopoty zdrowotne, finansowe, rodzinne. Upokarzające nawroty starych grzechów. Życie ma tysiące okazji, żeby wbić nam szpilkę. Albo raczej - drzazgę. Drewnianą drzazgę, która... może nam stać się kawałeczkiem Krzyża Chrystusa.

Im więcej tych drzazg przyjmujemy, miast z nimi walczyć - tym więcej ich możemy układać w krzyż, drewnianą arkę, która pomoże nam przepłynąć na powierzchnię, ku Górze, gdy spadnie ognisty potop paruzji.

Jednak, żeby drzazgi - nasz osobisty budulec w pracy nad arką - mogły się trzymać razem i tworzyć stopniowo kolejne elementy konstrukcji, potrzebne jest spoiwo. Noe użył smoły, która jest - jak tłumaczą mądre hasła w internecie - ciekłą substancją o wysokiej lepkości. Ciekła substancja o wysokiej lepkości! To brzmi jak opis... oleju. To brzmi jak opis... krwi. Olej sakramentów i Krew płynąca z kielicha eucharystycznego. Gdyby nie Eucharystia, gdyby nie Jezusowe przebaczenie, gdyby nie modlitwa i spowiedź - nasze drzazgi doprowadziłyby nas tylko do pustki i ciemności. Jak wielu jest wokół nas ludzi, którzy radzą sobie z cierpieniem poprzez złorzeczenia, manipulacje, gorycz, oskarżenia i pretensje do Stwórcy! Lecz Bóg przemienia nasze cierpienie i podaje dłoń: wszystko niech ci posłuży, dziecko, do wzrostu. Przebaczaj cierpliwie i buduj arkę z drzazg.

Przebaczaj cierpliwie.

I buduj arkę, która kiedyś - po potopie paruzji - mocno osiądzie na górskich szczytach Nowego Jeruzalem.

Marysia

Zmieniony: środa, 31 lipca 2019 08:38
 
<< Początek < Poprzednia 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 Następna > Ostatnie >>

JPAGE_CURRENT_OF_TOTAL
RocketTheme Joomla Templates