Słowa, które słyszymy, zawsze coś w nas zasiewają; podobnie słowa, które wypowiadamy, nie pozostają bez echa w ludziach, do których mówimy. W tradycji duchowości i moralności chrześcijańskiej akcentuje się wartość tych słów, które wypowiadamy. Trudno jest jednak wydobywać z siebie i przekazywać słowa pełne dobroci, życzliwości i ciepła, jeżeli te wartości nie zostały w nas zasiane.
Na wyjałowionej glebie nie rodzą się dorodne kwiaty i obfite kłosy zboża. Z naszych wyjałowionych serc nie zrodzi się dobro i ciepło. W Biblii często spotykam frazę „Słowo Twoje, Panie, jest radością mojego serca” (np. Ps 119, 111). Przy lekturze Bożego Słowa nasiąkamy tym, co ono niesie. Tak samo jest przy czytaniu tekstów z popularnych portali Internetowych i słuchaniu przekazu medialnego.
Ewangelia, poezja, pisma mistyków, mądry esej, ciekawe wspomnienia, to przykładowe miejsca, gdzie znajdziemy „pokarm dla duszy”. Porównanie trywialne, ale „stołówki słowa”, z których korzystamy (czytając, słuchając), decydują o tym, co przekazujemy innym.
Namysł nad dobrym słowem i kosztowanie go napełnia serce niezbędnym pokarmem. Przynajmniej w trzech wymiarach zyskujemy wewnętrznie i życiowo, dzięki nasiąkaniu dobrym słowem: jesteśmy mocniejsi, lepiej rozumiemy życie, świat, Boga i siebie samych oraz przenika nas stała i głęboka radość. Od słów, których kosztujemy (czytając je i słuchając), stajemy się lepsi lub gorsi, bardziej szczęśliwi lub zrozpaczeni, mądrzejsi lub bardziej puści. To co czytamy, czego słuchamy i co oglądamy, słyszy się i czuje w naszych słowach.
Pamiętacie takie sytuacje, że siedzi się z kimś i słucha go z rozdziawioną buzią? I nie dlatego, że oryginalnie bluzga albo sypie plotkami, ale dlatego, że mówi coś, czym nasiąkamy i co jest nam potrzebne („z obfitości serca usta mówią” – Mt 12,34). Rzadko dziś spotkamy takich ludzi, na szczęście są książki, przy których warto zasiadać jak przy smakowicie zastawionym stole. I wstawać od takiego stołu mądrzejszym, silniejszym i głęboko radosnym.
ks. M. Puzewicz
|