"Kogo szukacie?" - pyta Chrystus oprawców w Ogrójcu. "Jezusa z Nazaretu". Jasne pytanie i jasna odpowiedź. Wiedzieli, kogo szukają i dokąd przyjść. Wiedzieli, jak Go poznać i kim jest. Znali swoje zamiary. Nie oczekiwali od Niego niczego. Gdy potwierdził, że znaleźli właściwą osobę - zostali tak porażeni Jego mocą, że padli na twarze. Na imię Jezusa zgina się każde kolano istot niebieskich i ziemskich.
"Kogo szukasz?" - pyta mnie Jezus. Raczej powinien zapytać "czego" - bo na codzień nie kieruję się poszukiwaniem Jego osoby. Mam na uwadze wiele innych obiektów i dla nich chętniej poświęcam czas i energię. Akceptacja innych. Dobre samopoczucie. Zdrowie. Rozwój intelektualny, i tak dalej. Wygodne popołudnie w internecie albo wieczór w filharmonii niejednokrotnie interesuje mnie bardziej, niż On.
Na szczęście - choć to bardzo trudna łaska - widzę coraz więcej prawdy o sobie: o motywacjach, zranieniach, pragnieniach, nieuporządkowaniach, złych skłonnościach. Wreszcie wiele lat utrzymujący się obraz siebie jako osoby "ogólnie miłej i mniej więcej w porządku" - wali się jak domek z kart przy pierwszym podmuchu Wiatru. I nawet jeśli uważam, że szukam Boga - to w tym szukaniu bliżej mi do oprawców z Ogrójca, niż do trzech króli z Betlejem. Nie szukam Go bowiem po to, żeby oddać Mu hołd - ale po to, żeby pod cienkim płaszczem pobożnych praktyk zrealizować swoje własne grzeszne wizje i małostkowe plany.
Dzięki Bogu - ten moment światła zmusza mnie do szukania pomocy u.... Niego. Innej drogi nie ma. Tylko prawda o sobie zmusza człowieka do prawdziwej modlitwy. Bez tej prawdy nie odpowiem Mu, że szukam Jezusa z Nazaretu. Bez niej nie odpowiem Mu szczerze, że szukam tylko Jego samego.
Czy istnieje milsza dla Jego uszu odpowiedź....?
***
"Jeśli Mnie szukacie, pozwólcie tym odejść" - mówi Jezus.
Niełatwo mi pozwolić odejść komuś, kto daje mi to, czego szukam; komuś, kto okazuje troskę, pamięć, szacunek, wyrozumiałość. Lecz jeśli uwiążesz się do niego - to tak naprawdę nie szukałaś Jezusa. Szukałaś nadal tylko siebie - dla siebie szukałaś akceptacji, troski, szacunku.... A jeśli szukałaś i szukasz siebie, nie znajdziesz Jezusa i nie padniesz przed Nim na twarz. Pierwsze przykazanie niezaliczone. Nawet nie zaczynaj myśleć o drugim, trzecim i następnych.
Owszem - im więcej widzisz w sobie oprawcy i grzesznika, tym więcej masz szans żeby spotkawszy Jezusa, nie przegapić Go i nie rozproszyć się wśród nieważnych szczegółów.... ale raczej zamiast tego upaść przed Nim na twarz i doświadczyć Jego mocy, Jego troski, Jego szacunku.
Dopiero wtedy możesz iść - wolna - do ludzi.
Meroutka
|