Józef mówi "tak" Drukuj
Anna Zawadzka: Połów światła
niedziela, 10 kwietnia 2011 13:00

Cierpliwie, z tym swoim pogodnym uśmiechem
ale i niecierpliwie
(jak to młody i bardzo zakochany),
czekał na przyprowadzenie Miriam pod swój dach;
czas stosowny po zaślubinach mijał zbyt wolno.
Upiększając dom,
  Józef z radosną pewnością myślał o szczęściu,
które go czekało:
małżonka, synowie jak oliwne gałązki wokół stołu...

Zobaczył.

Maryja - ciach, spokojnie wsłuchana
w dojrzewającą tajemnicę -
nie pomagała milczeniem.
(Milczenie,
Józef czuł to,
choć nie pojmował,
nie przeciw niemu było skierowane
nie przeciw prawdzie.
Bardziej jednak, niż prawdy
w tym momencie
pragnął odpowiedzi na pytanie:
"dlaczego my?!")
W spokoju Miriam
dostrzegł przedziwną moc
nie dziewczęcą dojrzałość.
(Nie mógł się na nich oprzeć
nie potrafił.)
A ciepłego spojrzenia wolał unikać.
Był sam.
Mgła gęstniała,
Józef szamotał się coraz bardziej;
póki nie przyszła świadomość
własnej odpowiedzialności za dalszy rozwój wypadków.
W wierność młodej kobiety, oczywiście, nie wątpił
ale znał prawo.
Trzeba więc było ratować cześć Maryi
może jej życie:
zachowując własny honor.
Dyskretnie oddalenie...?
Lepszego wyjścia chyba nie znajdzie,
innego nie pozostawiała sprawiedliwość.
Ukryty w przerażająco pustym nagle domu
suchymi oczami
Józef opłakiwał, opłakiwał swoją - ich - żałobę.

Buntu w nim nie było.
Wiele jednak musiało minąć czasu
nim potrafił
(jak Abraham,
ciężko idący z Izaakiem
ku wzgórzu Moria,
ale bez jego pewności
że ofiara
choć niepojęta
jest aktem posłuszeństwa
wobec Tego Który Jest
a nie -
ludzką interpretacją
prawa i sprawiedliwości),
nim zdolny był wyrzec:
"Jahwe dał - Jahwe odebrał,
Święte imię Jego."
Nawet wtedy
zasnąć nie było łatwo.

"Józefie, synu Dawida,
przyjmij swą Małżonkę.
Dziecię jest Boże,
z Ducha Świętego się poczęło."

Uwierzyć w prawdę snu?
Jak przystało na Izraelitę,
za Jeremiaszem i Księgą Powtórzonego Prawa,
do snów
odnosił się krytycznie.
W głowie młodego człowieka
szyderczo rozbrzmiewały słowa Syracha:
"Podobny do chwytającego cień i goniącego wiatr
jest ten, kto się opiera na wierzeniach sennych..."
Zaraz jednak dalej dostrzegł tratwę ratunkową:
"...poza wypadkiem,
gdy Najwyższy przysyła je jako nawiedzenie."
Najwyższy.
Wszechmogący.
Do Józefa, mocno stojącego na ziemi,
w usłyszanym przesłaniu
przemówiły też konkrety -
wskazówki i polecenia:
Będzie Syn
imię wyznaczone - Jehoszu'a, "Jahwe zbawia".
Odwołanie do Izajaszowego proroctwa
o Dziewicy rodzącej Emmanuela
przekonujące.
Konkrety umacniają wiarę.
Józef zresztą bardzo pragnął uwierzyć
Posłańcowi ze snu
spokojnemu milczeniu Maryi
swojej miłości.

Z kolei więc Oblubieniec
jak Oblubienica
(może inspirowany
Jej postawą?
łaską Dziecka, które się w Niej poczęło?
małżeńskim zjednoczeniem ducha?)
w pełnej wolności
powiedział: "tak".

Zaakceptował:
że będzie ojcem ustanowionym,
aby Jezus - zwany Synem Józefa -
został włączony w linię Dawidową,
zaś obietnica dana Dawidowi
i mesjańskie zapowiedzi Izajasza
spełniły się;
że będzie tylko opiekunem
aż opiekunem
chroniącym,
owocami swej pracy podtrzymującym życie,
wychowującym,
przekazującym umiejętność zarabiania na chleb.
Kolejne więc polenienia
("Uchodź z Dzieckiem i Jego Matką do Egiptu,
aby Herod Go nie zgładził";
"Wróć, już można";
"Omijaj Judeę, waszym domem będzie Galilea")
znów dane w sennych widzeniach,
przyjął bez wahania.
Po prostu, zwyczajnie
otwarł uszy na głos Boga.
Ust nie otwierał.
(To niezgoda na dane Panu "tak"
i na jego konsekwencje
jest wielomówna.)

Nie uniknie jednak zdarzeń
rodzących pytania
trudne i bez odpowiedzi.
Nazwanie przez Symeona
Dziecięcia Jezus
Syna Tajemnicy
zbawieniem i chwałą Izraela
mogło być dla Józefa jakoś zrozumiałe.
Jak jednak ten, zanurzony w Starym Testamencie,
członek narodu wybranego przez Jahwe
- Boga Abrahama, Izaaka, Jakuba
nie Amalekitów -
miał pojąć,
że Dziecię stanie się też światłem na oświecenie pogan...
Tylko pokorne zaufanie dylemat rozwiązywało.
Zaufał.
Trwogą o los najbliższych istot
przejmą Józefa słowa symeonowe
o Jezusie, który stanie się Znakiem Sprzeciwu,
o Maryi, której duszę miecz przeniknie.
"Odwróć, Panie Zastępów, niebezpieczeństwo
od tych przeczystych gołębi!"
błagał bezgłośnie.
"Niech zawsze, we wszystkich sytuacjach
będę dla nich opiekunem skutecznym,
tarczą przed złem;
za cenę każdego bólu
(nagle szokujące, nawet i jego samego, skojarzenie)
choćby najstraszliwszego,
najbardziej hańbiącego
bólu krzyża."
Tak modlił się Józef.
Stopniowo bowiem
w kolejnych fragmentach
z trudem łączonych,
(może głównie w dojrzewaniu woli i miłości,
w przeczuciu kierującym działaniem,
niekoniecznie podbudowanym w pełni jasną refleksją)
odsłaniało się przed Józefem miejsce,
które mu wyznaczano
w prawach, radości i cierpieniu.

Niepojętym drżeniem
zawsze przejmował mężczyznę radosny okrzyk "Abba!"
(przecież tak zwykły
w ustach kochającego izraelskiego dziecka),
którym mały Joszua witał go na progu domu.
Zdziwieniem zareagował, pełnym zmieszania
na słowo odnalezionego Syna:
"czemuście mnie szukali?
Czy nie wiedzieliście, że powinienem być w tym,
co należy do mego Ojca?"
Ale milczał.
W pełni, jednoznacznie, przyjął serdeczny obowiązek
służenia Tajemnicy -
nie wszystko więc musiał rozumieć.

Odszedł dyskretnie
do Pana
do Ojca.

Anna Zawadzka

Zmieniony: niedziela, 10 kwietnia 2011 13:37