Wrocławska taksówka. Odcinek 3 - Walentynki i prawdziwy symbol miłości Drukuj
Wrocławska taksówka
sobota, 13 lutego 2021 17:28

 To był bardzo ciepły dzień jak na początek lutego. Czyżby pogodna aura zwiastowała nadchodzącą wiosnę? Mimo to pasażerka, która zbliżała się do taksówki wydawała się mocno naburmuszona. Stęknąłem w myślach – pewnie zaraz będzie miała jakieś pretensje.

Niespodziewanie jednak, około pięćdziesięcioletnia kobieta po zajęciu miejsca i wskazaniu kierunku odezwała się całkiem spokojnie.

- Jak pan się miewa w te Walentynki? – jej ton był miły, ale bardzo zdecydowany i jak się szybko okazało wcale nie oczekiwała odpowiedzi na zadane pytanie. – Wie pan, świat to już całkiem zwariował. Toż to ludzie powinni sobie przez cały rok uczucia okazywać, a nie tylko w jakieś Walentynki.

- Ma pani rację… - próbowałem coś odpowiedzieć, ale gadatliwa kobieta podjęła już kolejny wątek.

- A powiem panu, że ja to kiedyś przeżyłam historię, właśnie w Walentynki. Miałam narzeczonego, znaliśmy się już trzy, czy cztery lata, planowaliśmy wspólną przyszłość, on bardzo celebrował takie okazję, wie pan, dzień kobiet, Walentynki… I wtedy, właśnie 14 lutego podarował mi piękne kwiaty, zaprosił do eleganckiej restauracji - wiedział, że ja lubię, żeby było tak, jak to się mówi romantycznie. A potem, proszę pana pokłóciliśmy się, już nawet nie pamiętam o co… I wie pan co? Po tej kłótni, tego dnia się rozeszliśmy.

- Co pani powie… - nie bardzo wiedziałem jak skomentować takie, mimo wszystko smutne wyznanie.

Tymczasem pasażerka wcale nie oczekiwała moich komentarzy i kontynuowała.

- Ale to wyszło, co? Rozstać się w Walentynki. Wtedy byłam wściekła na niego, miało być romantycznie, a on, proszę pana cały czas się czepiał, że go nie słucham, że tylko gadam i gadam, a ja proszę pana, to raczej bardzo małomówna jestem. Ale co tam…, jego strata.

Oj, małomówna to raczej pani nie jest – pomyślałam i w głębi duszy chyba rozumiałem trwogę jej narzeczonego. Nawet poczułem pewnego rodzaju współczucie na dla niego.

Niewzruszona pani nadal kontynuowała.

- Ale co tam, proszę pana. Potem miałam dwóch mężów. Już obaj nie żyją niestety… - kobieta westchnęła i na kilka chwil zamilkła.

Przemknęła mi myśl, że może tą swoją gadatliwością zamęczyła obu panów na śmierć, ale opinia ta wydała mi nieelegancka i szybko wyrzuciłem ją z głowy.

- Pierwszy mąż, to proszę pana, był taki kawał chłopa, większy od pana – szybkim spojrzeniem oceniła moją posturę. - A drugi to był drobny człowiek, taki malutki, ten był żołnierzem w wojsku, ale elegancko wyglądał w mundurze... O! jesteśmy na miejscu dziękuje panu bardzo, miło się rozmawiało.

Raczej się słuchało – pomyślałem, ale mając już sporo doświadczenia taksówkarskiego nic mnie raczej nie dziwiło.

Kolejny pasażer był przeciwieństwem gadającej bez przerwy kobiety, ale także i on po dłuższym czasie milczenia podjął temat wszechobecnych Walentynek.

- Panie, te Walentynki to już ludziom na głowy popadały, amerykanizacja absolutna. Przecież mamy nasze polskie święta... No, choćby dzień Kupały w czerwcu. Dzień…, czy noc? Widzi pan, sam już nie pamiętam. Zresztą wszystko jedno, ale to przecież nasze, słowiańskie święto płodności i miłości. Po co nam jakaś komercja zza oceanu? Ludzie mówią, panie, że to pogańskie święto, ale kiedyś wszystko było pogańskie, zanim Polska chrzest przyjęła. – Gdy wydawało się, że pasażer się rozkręca nagle zakończył swoje rozważania. – Aj, daj Pan spokój, dziękuje, można kartą płacić?

Kolejny dzień, kolejne ludzkie przemyślenia – uśmiechnąłem się w duchu nie wiedząc jeszcze, że dopiero kolejny klient poruszy mnie do cna.

- Jakby, proszę pana nie patrzeć na te różne zwyczaje, te wie pan, te różne dni, święta, jubileusze wciągają nas. Ulegamy takiemu efekciarstwu i zapominamy co naprawdę jest ważne – szpakowaty mężczyzna w średnim wieku mocno się wychylił w moją stronę. - To nic złego, ale sądzę, że powinniśmy także pamiętać o naszej kulturze, o dorobku. Jesteśmy krajem chrześcijańskim, a cała współczesna rzeczywistość wywodzi się z chrześcijaństwa. Gdzie, proszę pana jest teraz Bóg? Gdzie honor, gdzie ludzki szacunek? Ludzie wyrzucają Boga z życia i potem się dziwią, że świat schodzi na psy. A to jest nasza rola - moja, pańska - by to wszystko działało jak należy.

- Taaaak – westchnąłem parkując auto i kończąc kurs. Chociaż to było oczywiste, mimo wszystko byłem zaskoczony bardzo celnym podejściem pasażera do sprawy.

- A co do Walentynek, to wie pan co jest symbolem prawdziwej miłości? Nie serce, serduszko, kwiatek, róża, czy coś tam… Krzyż, proszę pana, krzyż. I powiem panu, proszę się nie bawić w jakieś kartki, serca, tylko dzisiaj pomodlić się za żonę i za tych, których naprawdę pan kocha. To będzie ważniejsze, do widzenia Panu.  

Po wyjściu tego wyjątkowego pasażera, stałem dłuższy czas nie odjeżdżając, myśląc o tym co usłyszałem. Z zamyślenia wyrwał mnie dopiero ponaglający klakson samochodu nadjeżdżającego z tyłu. Faktycznie zatarasowałem nieco wąską osiedlową drogę, odjechałem więc zdecydowanie, choć w tym samym momencie zorientowałem się, że z tego wszystkiego nie skasowałem taksometru, nie wpisałem do rozliczeń zakończonego kursu, jak i nie przestawiłem aplikacji na stan „wolny”.

Szukając odpowiedniego miejsca, gdzie można się spokojnie zatrzymać, skierowałem się w dalszą część ulicy Bałkańskiej i stanąłem kilkadziesiąt metrów dalej. Wypełniwszy formalne obowiązki podniosłem głowę, by zorientować się gdzie jestem i ze zdziwieniem zauważyłem, że stoję tuż przy… kościele. Sympatyczna, nieduża świątynia umiejscowiona w głębi osiedla wydawała mi się nieznana, ale po chwili przypomniałem sobie jednak z zawstydzeniem, że kiedyś byłem tu na ślubie syna kolegi. Tak, to przecież parafia pod wezwaniem Najświętszej Maryi Panny Bolesnej na Różance…

Uśmiechnąłem się, bo zauważyłem, że mimo dość wczesnej pory otwarte są drzwi – być może to z powodu ładnej pogody, ale może jako zaproszenie…? Nie zastanawiając się długo wstukałem w taksówkowej aplikacji stan „przerwa” i ruszyłem do kościoła.

Przecież dzisiaj są Walentynki… Spojrzałem na białą płaskorzeźbę nad wejściem - okazały krzyż - symbol największej miłości i wszedłem do środka pomodlić się za tych, których kocham.   

Maciej Prochowski
Adres poczty elektronicznej jest chroniony przed robotami spamującymi. W przeglądarce musi być włączona obsługa JavaScript, żeby go zobaczyć.

Wrocławska taksówka. Odcinek 2 - Różaniec - kliknij tutaj
Wrocławska taksówka. Odcinek 1 - Trzech Mędrców - kliknij tutaj
Wrocławska taksówka. Prolog - kliknij tutaj

----------------

Opisywane historie wydarzyły się naprawdę w czasie mojej kilkuletniej przygody z pracą taksówkarza. Gdy na pewien czas zawiesiłem dotychczasową pracę grafika komputerowego nie sądziłem, że spotka mnie tyle niezwykle interesujących przeżyć. Z oczywistych względów na portalach katolickich publikuję tylko te, które są pewnego rodzaju świadectwami zachęcającymi do podzielenia się i pobudzającymi do przemyśleń. Przeżyłem bowiem także sporo mniej sympatycznych zdarzeń – groźnych, niebezpiecznych lub po prostu nieprzyjemnych – spotykając się z arogancją, chamstwem, czy agresją. Pozostańmy jednak przy tych ciekawych i wartościowych sytuacjach, które niejednokrotnie mogą wywołać uśmiech na twarzy.

 

 

 

Zmieniony: sobota, 27 lutego 2021 15:56