Jak wejść do "izdebki" Drukuj
Modlitwa prostoty
sobota, 26 marca 2011 20:11

Dawniej progi, zwłaszcza w wiejskich chatach, bywały dość wysokie. Obecnie progi są niskie, a nawet całkiem się je usuwa ze względów praktycznych. Inaczej jest z progiem do tej „izdebki”, do której należy wejść, by modlić się do naszego Ojca, który jest w ukryciu (por. Mt 6, 6). Tego progu nie da się zlikwidować. Nie należy dać sobie wmówić, że go nie ma! Jest on dość wysoki i za każdym razem przekracza się go z pewnym wysiłkiem. Jest to wysiłek wiary i uważności, skupionej uwagi. Jeśli próbujemy przekraczać ten próg rutynowo, bez uwagi i jakby od niechcenia, to możemy się na nim potknąć, przewrócić i zostać przed progiem (nie przekroczywszy go).

*

Jest w nas pewna niewidzialna linia czy też właśnie niematerialny próg, który odgradza dwa stany ducha. Każdy stan ma swoją intensywność i „barwę”. W jednym jest życie, rozkwit, nadzieja, przyszłość; w drugim jest – samotność, perspektywa przemijania i śmierci, brak nadziei i uszczęśliwiającej przyszłości.

Te dwa stany ducha ujawniają się także w czasie modlitwy (rzeczywistej i pozornej). Raz podejmujemy modlitwę rzeczywistą, a innym razem pozorujemy modlitwę; modlimy się na niby. Każdemu zdarzyć się może (i pewno zdarza się to częściej niż sądzimy), że modlitwa – od początku do końca – okazuje się być raczej celebracją egocentryzmu niż spotkaniem z Drugim, z naszym Stwórcą i najlepszym Ojcem.

Praktycznie znaczy to, że na niby-to-modlitwie przebywam ze sobą. Jestem sam – zaabsorbowany sobą, i cały czas skoncentrowany na sobie, przejęty moimi np. lękami, zranieniami czy także kontrolowaniem tego, co się we mnie dzieje: jak się czuję, czy jest mi dobrze, czy jest mi „fajnie”… Obrazowo można by ten stan określić za św. Augustynem: ja zakrzywiony ku sobie samemu. Zakrzywiony z różnych powodów, ważnych i błahych, wręcz pod byle pretekstem. Ale za tymi powodami i pretekstami kryje się fatalny stan uwięzienia w „domu niewoli” – w sobie samym! Ujawnia się wtedy wielka bieda i fundamentalny grzech egocentryka, który (jeszcze) nie potrafi przenieść uwagi na Boga, na Jego Majestat, na Jego przymioty. Na Jego Plan Zbawczy. Na Jego Miłość...

modlitwa.jpgI jest inny stan ducha, inny sposób istnienia. Jest to stan ducha modlitewny, religijny, wyraźnie relacyjny. Ten stan pojawia się, gdy przekraczam próg i zaczynam istnieć naprawdę inaczej, gdyż zwracam się cały do Boga. Uznaję od pewnego momentu, że nikt i nic nie jest bardziej godne mojej maksymalnej i spokojnej uważności niż ON. Kieruję zatem ku Niemu całą moją uwagę i wszystkie zdolności poznawcze. Pragnę też – mimo przeszkód, mimo rozproszeń – trwać w relacji z Bogiem, w uważnym otwarciu i odniesieniu do Niego. Pozwalam, by olśnił mnie Jego Majestat. Staję przed Nim – otwarty na Jego Wolę. Słucham, co On mówi do mnie. Rozważam to. Pytam, jeśli nie pojmuję. Odpowiadam. Rozmawiam. Owocem tej komunikacji i komunii jest to, że ogarnia mnie radość i pokój. Boży pokój, którego świat dać nie może.

*

Mówiąc konkretnie i praktycznie, chodzi o to, żeby przysposobić się do modlitwy odpowiednio dużą (wystarczającą) dawką czasu, w którym milczymy, uspokajamy ducha i rzec by można zbieramy siły do wyrwania się z siebie, by – jak mówi św. Ignacy – przejść w Boga.

Krzysztof Osuch SJ, Modlitwa ma swój próg

mb

Zmieniony: wtorek, 21 lutego 2012 00:35