Zbyszek czyta, inni też...

Pan Bóg mówi w różny sposób. Często przemawia przez przeczytane książki, artykuły, rozważania. Na tej stronie chcę dzielić się z Wami  tym, co mnie szczególnie poruszyło. Może i Wy odnajdziecie w tym coś dla siebie? Zapraszam także Was do współtworzenia tego działu.

Zbyszek



2011-11-18: Bł. Karoliny Kózkówny PDF Drukuj Email
Zbyszek czyta, inni też...
piątek, 18 listopada 2011 11:00

Czyż święci są po to, ażeby zawstydzać? Tak. Mogą być i po to. Czasem konieczny jest taki zbawczy wstyd, ażeby zobaczyć człowieka w całej prawdzie. Potrzebny jest, ażeby odkryć lub odkryć na nowo właściwą hierarchię wartości. Potrzebny jest nam wszystkim, starym i młodym. Chociaż ta młodziutka córka Kościoła tarnowskiego, którą od dzisiaj będziemy zwać błogosławioną, swoim życiem i śmiercią mówi przede wszystkim do młodych. Do chłopców i dziewcząt. Do mężczyzn i kobiet.
Mówi o wielkiej godności kobiety: o godności ludzkiej osoby. O godności ciała, które wprawdzie na tym świecie podlega śmierci, jest zniszczalne, jak i jej młode ciało uległo śmierci ze strony zabójcy, ale nosi w sobie to ludzkie ciało zapis nieśmiertelności, jaką człowiek ma osiągnąć w Bogu wiecznym i żywym, osiągnąć przez Chrystusa.

Tak więc święci są po to, ażeby świadczyć o wielkiej godności człowieka. Świadczyć o Chrystusie ukrzyżowanym i zmartwychwstałym dla nas i dla naszego zbawienia , to znaczy równocześnie świadczyć o tej godności, jaką człowiek ma wobec Boga. Świadczyć o tym powołaniu, jakie człowiek ma w Chrystusie.

Jan Paweł II, Homilia podczas beatyfikacji Karoliny Kózkówny

mw

Zmieniony: niedziela, 20 listopada 2011 20:47
 
Skosztujcie i zobaczcie JAK DOBRY JEST PAN! PDF Drukuj Email
Zbyszek czyta, inni też...
czwartek, 17 listopada 2011 23:32

Dnia 19.09.2011r. mój syn wracając ze szkoły, ok. godziny 16 został potrącony przez samochód. Jechał rowerem, nie zauważył auta, najprawdopodobniej wtargnął na jezdnię. Nie miał kasku. Początkowo sytuacja wyglądała niegroźnie.

W nocy konieczna już była operacja. Uraz głowy był na tyle mocny, że zrobił się krwiak, powstało bezpośrednie zagrożenie życia. Mój syn spędził w szpitalu prawie trzy tygodnie. Chcę podzielić się tym, jak Pan Bóg przeprowadził mnie przez ten czas. Opowiem tylko o własnych doświadczeniach. Przeżycia moich bliskich należą do nich i być może oni sami zechcą kiedyś o nich opowiedzieć.

Świadectwo Gosi: Skosztujcie i zobaczcie JAK DOBRY JEST PAN!

au
 

 
O filmie "Habemus Papam" PDF Drukuj Email
Zbyszek czyta, inni też...
środa, 16 listopada 2011 10:13

Kto zna Włochów i ich familiarne podejście do Kościoła, które pozwala im patrzeć na papieża i cały świat wiary z charakterystycznym dystansem, bez trudu zrozumie, że na taki film jak Habemus Papam Morettiego nie można się obrażać. Co więcej, można się dzięki niemu nawet zadumać, choć swego rodzaju naiwność tej historii rodzi mieszane uczucia.

[...]

Mam wrażenie, że film jest jakimś wyznaniem rozpaczy człowieka niewierzącego. Moretti, który deklaruje się jako ateista, staje wobec fenomenu świata, którego nie potrafi zrozumieć, świata przekraczającego kategorie poznawcze, w których na co dzień się porusza. Pewne rzeczy nie mieszczą się w jego głowie. Zadaje sobie pytanie, jak to możliwe, że nikt nie zdezerterował; że ludzie są zdolni podjąć takie wyzwania, jakie niesie za sobą decyzja konklawe? Dla nas, katolików, odpowiedź jest prosta. Jest Ktoś, kto im daje siłę i moc. Kto pozwala iść w nieznane... Kto pomaga pokonywać wszelkie lęki i trudności. Mówił już o tym bł. Jan Paweł II zaraz po swoim wyborze: "Bałem się przyjąć ten wybór, jednak przyjąłem go w duchu posłuszeństwa dla Pana naszego Jezusa Chrystusa i w duchu całkowitego zaufania Jego Matce, Najświętszej Maryi Pannie".

Cały artykuł: TUTAJ

zz

Zmieniony: środa, 16 listopada 2011 10:24
 
Tyś mój Pan PDF Drukuj Email
Zbyszek czyta, inni też...
poniedziałek, 14 listopada 2011 14:21

TYŚ MÓJ PAN

Próbuję zrozumieć Twoje przyjście:
Czy będę w tej chwili ładnie ubrany
Czy pokój mój czysty a serce gotowe
A może będę zajęty sieciami?

Może ja pole kupować będę
Lub wygram milion na loterii
Czy pójdę wtedy razem z Tobą,
Kiedy znienacka przybędziesz?

ks. Jarosław Wiśniewski, Czarna Białostocka

mw

 
2011-11-09: Matka i Głowa wszystkich kościołów Miasta i Świata PDF Drukuj Email
Zbyszek czyta, inni też...
wtorek, 08 listopada 2011 22:08

Mater et Caput omnium Ecclesiarum Urbis et Orbis - taki napis znajduje się nad wejściem do bazyliki laterańskiej.

Dziś obchodzimy święto rocznicy poświęcenia tej bazyliki. Dlaczego ta bazylika jest taka ważna? Wyjaśnia to artykuł, którego fragment cytuję poniżej:

Wiele osób sądzi, że najważniejszym kościołem papieskim jest bazylika św. Piotra na Watykanie. To jednak nieprawda. Bazylika świętego Jana na Lateranie odegrała doniosłą rolę w historii chrześcijaństwa i dlatego Kościół obchodzi specjalny dzień, przypominający moment jej poświęcenia. Bazylika ta jest jedną z czterech Bazylik Większych Rzymu. Nazwa tego miejsca pochodzi od nazwiska starożytnych posiadaczy tych ziem. Cesarz Neron pod pozorem spisku zgładził Plantiusa Laterana i zagarnął jego pałac. Konstantyn Wielki pałac ten podarował papieżowi św. Sylwestrowi I (314-335). Do roku 1308 był on rezydencją papieży. Gdy w 313 r. cesarz Konstantyn Wielki wydał edykt pozwalający na oficjalne wyznawanie wiary chrześcijańskiej, kazał wybudować obok pałacu okazałą świątynię pod wezwaniem Chrystusa Zbawiciela, św. Jana Chrzciciela i św. Jana Ewangelisty. Stała się ona pierwszą katedrą Rzymu, a przylegający do niej pałac - siedzibą papieży. Jej poświęcenia dokonał papież św. Sylwester I 9 listopada 324 r.

W ciągu kilku wieków panowało tu 161 papieży i odbyło się pięć soborów powszechnych. Bazylika na Lateranie przestała być siedzibą papieży od czasów niewoli awiniońskiej na początku XIV w. W 1377 r. papież Grzegorz IX przeniósł swą siedzibę do Watykanu.

Do dziś bazylika laterańska zachowuje swe wyjątkowe znaczenie. W odróżnieniu od trzech pozostałych rzymskich kościołów patriarchalnych przysługuje jej tytuł arcybazyliki; każdy nowo wybrany biskup Rzymu udaje się do niej w uroczystej procesji.

Cały artykuł: http://www.brewiarz.katolik.pl/czytelnia/swieci/11-09.php3

zz

Zmieniony: czwartek, 10 listopada 2011 10:58
 
Życie wieczne i modlitwa za zmarłych PDF Drukuj Email
Zbyszek czyta, inni też...
środa, 02 listopada 2011 14:17

2 listopada wspominamy tych, którzy po śmierci dostąpili zbawienia, ale przebywają jeszcze w czyśćcu.

(...)

Według wizji, jakie otrzymywała św. Katarzyna Genueńska, największą karą dla duszy czyśćcowej jest jej tymczasowa rozłąka z Bogiem. Dusza dopiero po śmierci poznaje, kim jest Bóg, poznaje Go jako pełnię miłości, piękna i świętości. Za wszelką cenę chce się z Nim połączyć, a jednak nie jest jeszcze tego godna. Sama więc pragnie szukać miejsca, gdzie mogłaby się oczyścić. Tym właśnie miejscem jest czyściec. Ogniem zaś, który będzie ją palił, będzie miłość, pragnąca nieprzeparcie połączyć się z Bogiem. Dusze czyśćcowe cierpią ból rozłąki, żar pragnienia, aby się połączyć z podmiotem swojej najwyższej miłości. Dusze czyśćcowe równocześnie będą opływały w szczęście, że są miłowane, że Bóg je uważa za swoich przyjaciół i czeka na nie.

(...)

Ci, którzy znajdują się w sytuacji oczyszczania, są związani zarówno z błogosławionymi, którzy już w pełni cieszą się życiem wiecznym, jak i z nami, którzy podróżujemy na tym świecie do domu Ojca. Dlatego tak ważna jest nasza modlitwa za zmarłych. Oni nie mogą już nic uczynić dla swojego zbawienia, my jednak możemy i powinniśmy. Kwiaty i znicze to jedynie zewnętrzne oznaki naszej o nich pamięci. Tak naprawdę zmarli potrzebują naszej modlitwy. Módlmy się za nich nie tylko w święta i rocznice śmierci, ale także na co dzień.

Najpiękniejszą ofiarą jest ofiara Mszy św. w intencji zmarłych, by ich dusze doznały oczyszczenia i by mogli wejść do Królestwa Chrystusowego. Możemy też w intencji zmarłych składać zyskane odpusty. Za pobożne odwiedzenie cmentarza w dniach od 1 do 8 listopada i jednoczesną modlitwę za zmarłych można uzyskać odpust zupełny. 

Cały artykuł: http://brewiarz.pl/czytelnia/zmarli.php3

zz

Zmieniony: środa, 02 listopada 2011 14:35
 
Odpusty PDF Drukuj Email
Zbyszek czyta, inni też...
środa, 02 listopada 2011 13:46

Początek listopada to czas zachęcający do uzyskiwania odpustów.

Czy na pewno wiemy, o co chodzi z tymi odpustami i jak je uzyskiwać?

Odpust jest to darowanie przez Boga kary doczesnej za grzechy odpuszczone już co do winy.

Rozróżnia się odpusty cząstkowe i zupełne (zależnie od tego, w jakim stopniu uwalniają nas od kary doczesnej). Odpusty te może zyskiwać każdy ochrzczony po spełnieniu odpowiednich warunków dla siebie lub ofiarowywać je za zmarłych.

Warunki uzyskania odpustu zupełnego:

  • Brak jakiegokolwiek przywiązania do grzechu, nawet powszedniego (jeżeli jest brak całkowitej dyspozycji - zyskuje się odpust cząstkowy)
  • Stan łaski uświęcającej (brak nieodpuszczonego grzechu ciężkiego) lub spowiedź sakramentalna
  • Przyjęcie Komunii świętej
  • Odmówienie modlitwy (np. "Ojcze nasz" i "Zdrowaś Mario") w intencjach Ojca Świętego (nie chodzi o modlitwę w intencji samego papieża, choć i ta modlitwa jest bardzo cenna; modlitwa związana z odpustem ma być skierowana w intencji tych spraw, za które modli się każdego dnia papież)
  • Wykonanie czynności związanej z odpustem

Ewentualna spowiedź, Komunia święta i modlitwa w intencjach Ojca Świętego mogą być wypełnione w ciągu kilku dni przed lub po wypełnieniu czynności, z którą związany jest odpust; między tymi elementami musi jednak istnieć związek.

Po jednej spowiedzi można uzyskać wiele odpustów zupełnych, natomiast po jednej Komunii świętej i jednej modlitwie w intencjach papieża - tylko jeden odpust zupełny.

Kościół zachęca do ofiarowania odpustów za zmarłych (niekoniecznie muszą być to osoby nam znane, nie musimy wymieniać konkretnego imienia - wystarczy ofiarować odpust w intencji osoby zmarłej, która tego odpustu potrzebuje). Przez taki dar sam ofiarodawca zyskuje dla siebie odpust zupełny w godzinie swojej śmierci.

Odpustów (zarówno cząstkowych, jak i zupełnych) nie można ofiarowywać za innych żywych.

Zachęcam do dalszej lektury: http://brewiarz.pl/czytelnia/odpusty.php3. Na końcu cytowanego artykułu umieszczono również odesłania do wielu ciekawych publikacji związanych z odpustami.

Na listopad 2011 Papież Benedykt XVI ogłosił następujące intencje:

  • Ogólna: „Za wschodnie Kościoły katolickie, aby ich czcigodna tradycja była znana jako duchowe bogactwo, cenne dla całego Kościoła”
  • Misyjna: "Aby kontynent afrykański znalazł w Chrystusie siłę, by wejść na drogę pojednania i sprawiedliwości, wskazaną przez II Synod Biskupów poświęcony Afryce”

zz

Zmieniony: środa, 02 listopada 2011 20:00
 
Dwie bezcenne pamiątki PDF Drukuj Email
Zbyszek czyta, inni też...
wtorek, 18 października 2011 00:14

swLukasz.jpgŁukasz zostawił po sobie dwie bezcenne pamiątki, które zaskarbiły mu wdzięczność całego chrześcijaństwa. Są nimi Ewangelia i Dzieje Apostolskie.

Chociaż sam prawdopodobnie nie znał Jezusa, to jednak badał świadków i od nich jako z pierwszego źródła czerpał wszystkie wiadomości. Formę i układ swej Ewangelii upodobnił do tekstu poprzedników, czyli do Mateusza i Marka. Ubogacił ją jednak w wiele cennych szczegółów, które tamci pominęli w swoich relacjach.

Jako jedyny przekazał scenę zwiastowania i narodzenia Jana Chrzciciela i Jezusa, nawiedzenie św. Elżbiety, pokłon pasterzy, ofiarowanie Jezusa i znalezienie Go w świątyni - jest więc autorem tzw. Ewangelii Dzieciństwa Jezusa. Zawdzięczamy mu niejeden rys jego Matki. On także przekazał pierwsze wystąpienie Jezusa w Nazarecie i próbę zamachu na jego życie, wskrzeszenie młodzieńca z Nain, opowiadanie o jawnogrzesznicy w domu Szymona faryzeusza, o posługiwaniu pobożnych niewiast, zapisał okrzyk niewiasty: "Błogosławione łono, które cię nosiło", gniew Apostołów na miasto w Samarii, żądających kary, rozesłanie 72 uczniów, oraz przypowieści: o miłosiernym Samarytaninie, o nieurodzajnym drzewie, o zaproszonych na gody weselne, o zgubionej owcy i drachmie, o synu marnotrawnym, o przewrotnym włodarzu, o bogaczu i Łazarzu. Przekazał nam scenę uzdrowienia dziesięciu trędowatych i nawrócenie Zacheusza.

Bardzo cennym dokumentem są także Dzieje Apostolskie. Jest to bowiem jedyny dokument o początkach Kościoła, mówiący o tym, co się działo po wniebowstąpieniu Jezusa. Ponieważ w wielu wypadkach Łukasz sam był uczestnikiem opisywanych wydarzeń, związanych z podróżami apostolskimi św. Pawła, dlatego przekazał ich przebieg z niezwykłą sumiennością.

Dante określił Łukasza "historykiem łagodności Chrystusowej".

Święty Łukasz, Ewangelista

mb

Zmieniony: poniedziałek, 24 października 2011 12:26
 
Bóg odsłania ciągle nowe horyzonty PDF Drukuj Email
Zbyszek czyta, inni też...
czwartek, 13 października 2011 10:09

Może to oczywiste, ale warto przypomnieć, że czym innym jest obraz Boga, a czym innym Bóg żywy i prawdziwy. Dysproporcja między jednym i drugim jest najczęściej taka, jak między garścią wody a oceanem, by posłużyć się znanym wyobrażeniem św. Augustyna. I choć Bóg żywy godzi się na takie swoje obrazy i za-pośredniczenia, co stanowi o niesamowitej aktualności tajemnicy Wcielenia, to jednak nigdy się do nich nie ogranicza. Przeciwnie, poprzez nowe wydarzenia i nowych ludzi, których stawia na drodze człowieka, odsłania ciągle nowe horyzonty, bo choć droga wiary zawsze kiedyś się zaczyna, to nigdy się nie kończy. Kto więc w tym temacie już spoczął na laurach, niech bacznie uważa na czym siedzi.

Stanisław Morgalla SJ, Obraz Boga - ikona czy autoportret?

mb

 
Pozostawić przestrzeń innemu istnieniu PDF Drukuj Email
Zbyszek czyta, inni też...
wtorek, 11 października 2011 09:10

Bóg, którego objawił nam Jezus, gdy był człowiekiem, jest Ojcem, którego nieskończone miłosierdzie przyjmuje skruszonego grzesznika i czyni go wolnym. Opowiadanie przytoczone przez Łukasza (Łk 15, 11-32) przedstawia historię tego spotkania: powszechnie nazywa się je "przypowieścią o synu marnotrawnym", ale tak naprawdę powinno się je nazywać "przypowieścią o miłosiernym Ojcu".(...)

Główna postać opowiadania jawi się przede wszystkim jako pokorny Ojciec. Wobec postanowienia syna, aby wieść życie niezależnie od niego, a nawet wbrew niemu, nie stawia oporu. Mógłby to zrobić zgodnie z nauką Tory, która pozwala Ojcu nakazać nawet ukamienowanie zbuntowanego syna: "Jeśli ktoś - czytamy w Księgdze Powtórzonego Prawa - będzie miał syna nieposłusznego i krnąbrnego, niesłuchającego upomnień ojca ani matki, tak że nawet po upomnieniach jest im nieposłuszny, ojciec i matka pochwycą go, zaprowadzą do bramy, do starszych miasta, i powiedzą starszym miasta: «Oto nasz syn jest nieposłuszny i krnąbrny, nie słucha naszego upomnienia, oddaje się rozpuście i pijaństwu». Wtedy mężowie tego miasta będą kamienowali go, aż umrze. Usuniesz zło spośród siebie, a cały Izrael, słysząc o tym, ulęknie się" (21, 18-21).

Ojciec z przypowieści nie postępuje w ten sposób, lecz pozwala synowi odejść. Przyjmuje jego decyzję i umie na niego czekać, a jego pragnienie, aby syn powrócił, pełne jest nieskończonej pokory. Pokora jest zatem pierwszą cechą Boga, którego głosi Jezus: tak naprawdę jedynym, który może być prawdziwie pokornym, jedynym, który może uniżyć się ku "humus", jest Bóg.

Jedynie On może się umniejszyć, aby pozostawić przestrzeń innemu istnieniu, ponieważ On sam, nikt inny, wypełnia każde miejsce. Pokora Boga polega na Jego umniejszeniu po to, abyśmy istnieli.

Aby zobrazować to Boże "dostosowanie" się, mistyka hebrajska posługiwała się wyrażeniem, które oznacza "cofanie" się Boga, aby ustąpić miejsca Jego stworzeniu. Siła tego obrazu przekazuje głęboką treść: Bóg czyni miejsce dla godności stworzenia. To tak, jakby Bóg samoograniczał się po to, abyśmy mogli istnieć w wolności. Bóg, który może wszystko, nie chce ocalić nas wbrew naszej woli. Wszechmogący godzi się ograniczyć swoją wszechmoc, powstrzymać ją wobec tajemnicy osoby przez Niego stworzonej. Zatem "cnotą ukrytą w głębi Boskości jest pokora", ponieważ tylko Bóg pierwotnie stwarza przestrzeń dla drugiego w pełnym poszanowaniu miłości stwórczej. Franciszek, w Uwielbieniu Boga Najwyższego, nie waha się zwrócić do Nieśmiertelnego: "Ty jesteś pokorą!".

Abp Bruno Forte, Ojciec miłosierdzia - miłość, która przyjmuje

mb

 
Nie żałował czasu na modlitwę PDF Drukuj Email
Zbyszek czyta, inni też...
niedziela, 09 października 2011 14:05

"Jan Paweł II - człowiek modlitwy" to hasło XI Dnia Papieskiego. Po raz pierwszy obchodzimy go dziś już po beatyfikacji Jana Pawła II. Dniowi, którego celem jest przybliżanie osoby, pontyfikatu i nauczania papieża-Polaka, towarzyszy zbiórka dla stypendystów Fundacji Dzieło Nowego Tysiąclecia. Jest ich 2,5 tys. - Fundacja wspiera ich od gimnazjum po zakończenie studiów.
KAI/ad, XI Dzień Papieski - pierwszy po beatyfikacji JPII

***

JP2.jpg- Ojciec Święty nigdy nie żałował czasu na modlitwę. Można powiedzieć, że Jego życie było modlitwą. Zaczynał od niej swój dzień. Jeszcze przed poranną toaletą, leżąc krzyżem w swojej sypialni, odmawiał cząstkę różańca. Potem szedł do kaplicy na rozmyślanie i modlitwę brewiarzową przed Mszą św. Właściwie przez cały dzień trwał w skupieniu, w stałej łączności z Panem Bogiem. Każdą chwilę wykorzystywał na modlitwę. Kiedy przechodził czy przejeżdżał na audiencję, zawsze trwał w milczeniu, nie można było mu przerywać, rozmawiać z nim, bo wiedzieliśmy, że się modli. Kiedyś pod koniec jego życia, gdy zjeżdżaliśmy windą, powiedział: "Wszystko mi się myli". Najwyraźniej miał zaburzony harmonogram swych modlitw. Kiedyś ks. Stanisław Dziwisz wyczekał moment i zapytał: "Ojcze Święty, czy mogę przerwać?" To milczenie było właśnie modlitwą bł. Jana Pawła II.

KAI/ad, Bł. Jan Paweł II nie żałował czasu na modlitwę

mb

Zmieniony: niedziela, 16 października 2011 23:48
 
Łuki romańskie PDF Drukuj Email
Zbyszek czyta, inni też...
piątek, 07 października 2011 10:30

We wnętrzu ogromnego kościoła romańskiego cisnęli się turyści.
Rozpościerało się sklepienie za sklepieniem bez prześwitu.
Drgało kilka płomyków świec.
Objął mnie anioł bez twarzy
i zaszeptał przez całe ciało:
"Nie wstydź się tego, że jesteś człowiekiem, bądź dumny!
W twoim wnętrzu otwiera się sklepienie za sklepieniem bez końca (…)"

Tomas Tranströmer

Wojciech Żmudziński SJ, Nobel za wiersze bez słów

mb

 
Ubóstwo i Bóstwo PDF Drukuj Email
Zbyszek czyta, inni też...
czwartek, 06 października 2011 09:10

Wypowiadając w Kazaniu na Górze słowa: Błogosławieni ubodzy w duchu, albowiem do nich należy królestwo niebieskie (Mt 5, 3), Jezus pragnie zaprosić każdego rdzennie u-bogiego człowieka do zamieszkania u Boga i do u-bogacenia się Nim. Jezus pragnie, byśmy wszyscy odkryli, że podobieństwo brzmienia słów "ubóstwo" i "Bóstwo", przynajmniej w języku polskim, jest cenną wskazówką i wyraża głęboką intuicję co do rozumienia ludzkiego ubóstwa jako "odsyłającego" do Bóstwa, do Boga.

U kresu drogi zostaniemy poproszeni, jak Jezus na wzgórzu Golgoty, by z wewnętrzną wolnością już nie tylko posługiwać się rzeczami, ale także by w końcu wszystkie je oddać. Dosłownie: oddać wszystkie. W nasze osobowe istnienie, jako radykalnie skierowane ku Bogu i w Nim jedynie spełnione, wpisana została konieczność radykalnego ogołocenia. Prawo ogołocenia dotyczy i ma dotknąć w końcu samego życia w jego ziemskim kształcie.

Życie ludzkie - o ile przeżywamy je jako ubodzy duchem i jako bardzo przez Pana miłowani - jawi się jako nieustanne dbanie o wewnętrzną wolność dla Boga. To także podążanie do totalnej wolności, która ogołaca się z wszystkiego, co utrudnia jej jednoczenie się z Bogiem. Więcej - sama traci siebie, upodabniając się do siewcy, który płacząc, niesie ziarno na zasiew (por. Ps 126, 6). Ów zasiew ze łzami w oczach dokonuje się bardzo zwyczajnie, w codzienności: gdy rozdajemy siebie w aktach miłosnej służby, tej najzwyklejszej, ale za to bardzo konkretnej i wspomagającej bliźnich.

Gdy - jako ubodzy Pana i przez Pana miłowani - wystarczająco postąpimy na drodze czynnego oczyszczenia z grzechów i wad, Duch Święty zapewne zaprosi nas do ufnego ofiarowania się i na to, by sam Bóg - tak jak zechce - dopełnił dzieła ogołocenia, które przysposobi nas do oblubieńczych zaślubin. Może już tu, na ziemi, a na pewno w życiu wiecznym.

Krzysztof Osuch SJ, Ubóstwo duchowe i wewnętrzna wolność

mb

 
2011-10-06: Św. Brunona PDF Drukuj Email
Zbyszek czyta, inni też...
czwartek, 06 października 2011 07:51

brunon.jpgPrzypuszczalnie ok. 1055 r. został wyświecony na kapłana. W wieku ok. 26-28 lat powołano go na przełożonego szkoły katedralnej w Reims, co sugeruje, że już wtedy cieszył się sporym autorytetem i zaufaniem, jak i posiadaną wiedzą. Pracował w niej przez dwadzieścia lat. Ze szkoły Tours wyszło wielu wybitnych mężów tamtych czasów, a wśród nich Otton z Chatillon, późniejszy papież bł. Urban II, i św. Hugo, późniejszy biskup Grenoble.

W roku 1076 arcybiskup Reims, Manasses de Gournay, mianował Brunona swoim kanclerzem, ale w tym samym roku pozbył się go.  Brunon został zmuszony do opuszczenia miasta wraz z Radulfem Zielonym. Biskup oddalił  św. Brunona, gdy ten, zwracał mu uwagę na karierowiczostwo i brak skrupułów.

Po powrocie do Reims proponowano św. Brunonowi objęcie godności arcybiskupiej, ale nie zgodził się i wybrał powrót do szkoły katedralnej. Na początku roku 1084, złożył rezygnację ze wszystkich stanowisk i udał się na wędrówkę w poszukiwaniu miejsca, w którym mógłby prowadzić życie poświęcone Bogu. (...)

Kroniki kartuskie mówią, że w 1084 r. około dnia wspomnienia narodzin św. Jana Chrzciciela, który sam swoje życie wiódł na pustyni, św. Brunon wraz z sześcioma towarzyszami przybyli do św. Hugona biskupa Grenoble,  byłego ucznia świętego. Biskup przyjął go z wielką czcią należną mistrzowi i oddał mu w posiadanie odległą o 24 km od Grenoble pustelnię, zwana "desertum Carthusiae".

WKartuzja.jpgW pustelni św. Brunon zorganizował wśród szczytów alpejskich klasztor, razem z kamiennym kościołem pod wezwaniem Najświętszej Marii Panny i św. Jana Chrzciciela. Poświecenia klasztoru, konsekracji kościoła oraz uroczystego wprowadzenia do niego zakonników dokonał św. Hugon, biskup Grenoble. Klasztor niebawem tak się rozrósł, ze otrzymał nazwę "Wielkiej Kartuzji". Jednak św Brunonowi nie dane było cieszyć się spokojem pustelni. Po sześciu latach został wezwany do Rzymu, przez swojego ucznia, papieża Urbana II, który mianował go doradcą. Św. Brunon funkcję tę pełnił bez rozgłosu. Nie zachowały się żadne dokumenty na ten temat. Nie zrobił kariery w Rzymie. Nie przyjął również proponowanego mu arcybiskupstwa w Reggio.(...)

Miejscem wiecznego spoczynku św. Brunona jest La Torre w Kalabrii we Włoszech. Było ono i jest miejscem licznych cudów i uzdrowień. W roku 1984 r. z racji 900-lecia Zakonu Kartuzów, tamtejszy klasztor odwiedził Ojciec Święty Jan Paweł II.

Marek Żebrowski, św. Brunon z Kolonii

mb

Zmieniony: piątek, 07 października 2011 08:08
 
Przyjaciele ludzkiej duszy PDF Drukuj Email
Zbyszek czyta, inni też...
niedziela, 02 października 2011 19:22

Aniołowie - to potężni, niewidzialni nasi krewni, którzy są stale pogrążeni w adoracji Boga…
- ks. Jan Twardowski

Posłany przez dobrego Boga anioł staje się częścią naszego życia, bierze w nim udział wtedy, gdy przeżywamy duchowe uniesienia, ale też stoi blisko, gdy przygniata nas ciężar grzechu i cierpienia. Jest przy nas na dobre i złe. Warto więc przynajmniej raz w roku - w dzień liturgicznego wspomnienia aniołów stróżów (2 X) - podziękować Bogu za tak wielką troskę o nas, bo nie pozostawia nas samych. Warto też samemu aniołowi ofiarować w darze ten jeden dobry dzień, aby docenić jego pomoc, a być może też... dać aniołowi nieco odpocząć, zanim kolejny raz nie wplączemy się w jakieś trudne sytuacje, po których znów będziemy śpiewać z wdzięcznością:
aniol_stroz1.jpg
Aniołom stróżom nućmy chwały pienie,
Współtowarzyszom danym nam od Boga,
By krewkość ludzka nie przeszła w zginienie
Zasadzką wroga...

Na ten jeden dzień niech wdzięczność nasza będzie równie wielka, jak kiedy indziej "ludzka krewkość", która (o zgrozo!) tak wiele troski przysparza naszym aniołom.

Jakub Kołacz, Przyjaciele ludzkiej duszy

mb

Zmieniony: niedziela, 02 października 2011 20:00
 
O różańcu PDF Drukuj Email
Zbyszek czyta, inni też...
sobota, 01 października 2011 15:04

Centrum i zwornikiem modlitwy Zdrowaś Maryjo jest imię Jezus. Świadome wypowiadanie imienia Zbawiciela ma otwierać na kontemplację dzieła Chrystusa. "To właśnie akcent, jaki kładzie się na imieniu Jezus i na Jego misterium, znamionuje znaczące i owocne odmawianie różańca".

rozaniec.jpgStanisław Przepierski OP,
Medytacja różańcowa według Jana Pawła II

***

Wielu moich rozmówców zaskakuje informacja, że istnieją modlitwy oparte na koralikach, które nie są znanym nam różańcem. Większość z nas wie, że muzułmanie modlą się, korzystając z koralików. Jest to subha składająca się z 99 paciorków (może też być 33 lub 66). Wiemy też, że buddyści używają podobnego przedmiotu, zawierającego 108 koralików na pamiątkę 108 braminów obecnych przy narodzeniu Buddy. Także pobożny wyznawca hinduizmu nie rozstaje się z malą, która ułatwia powtarzanie imion ulubionych bóstw. Może niektórzy jeszcze wiedzą, że nasi prawosławni bracia na cziotce odmawiają modlitwę Jezusową, ale już dla wielu zaskoczeniem jest informacja o anglikańskim różańcu z trzech dziesiątek przedzielonych trzema osobnymi paciorkami, na którym odmawiano 33 razy Ojcze nasz dla uczczenia 33 lat życia Jezusa. Ciekawostką w tym ostatnim przypadku jest fakt umieszczania na tych różańcach krzyża znanego nam jako krzyż św. Franciszka z Asyżu.

dk. Bogdan Sadowski, Nie lubiłem różańca

mb

Zmieniony: sobota, 01 października 2011 15:12
 
Siostra Teresa od Dzieciątka Jezus i Świętego Oblicza PDF Drukuj Email
Zbyszek czyta, inni też...
sobota, 01 października 2011 09:19

Tereska.jpgPierwszy okres jej życia zakonnego był naznaczony niezapomnianym bólem, który ją oczyścił ponad wszelką miarę; napawająca smutkiem choroba ojca, choroba upokarzająca, wydawała się być dyshonorem także dla córek. W czasie rzadkich wizyt, Teresa patrzyła na niego poprzez kratę w rozmównicy oczami pełnymi bólu. Miał pewną ciężką postać miażdżycy i okresy poważnej niewydolności nerek, które powodowały, że zaczął popadać w demencję i dziwne zachowanie. W końcu musiano go zamknąć z zakładzie dla psychicznie chorych -- smutna klauzura dla ojca -- a siostry Martin stały się "córkami wariata". Było to zdanie, jakie ktoś wyszeptał nawet w klasztorze, a którego zło jest znacznie większe niż mógł sobie z tego zdawać sprawę ten, kto to powiedział.

Teresa pisała: Jak adorowane oblicze Jezusa było zasłonięte w czasie męki, tak oblicze jego sługi powinno być zasłonięte w dniach jego bólu.

Czasami ojciec chował twarz, jakby odczuwał swoje upokorzenie, a Teresa rozważała w nim tajemnicę Świętego Oblicza Chrystusa, który -- jak powiadał Izajasz -- dla naszej miłości „nie miał wdzięku ani też blasku”.

Pewnego dnia powie do upokorzonego ojca: pragnę stać się twoją chwałą, zostać wielką świętą, a do przestraszonych sióstr: w niebie, oświeci nas nawet jeden z jego białych włosów!

Z ojcowskiego domu, gdzie nikogo już nie było, sprzedano wszystko, nawet najdroższe pamiątki. Tylko dwa przedmioty znalazły się w Karmelu: domowy zegar, który od tej chwili na chórze będzie odmierzał długie godziny medytacji, oraz wózek inwalidzki chorego ojca, który dostanie się Teresie w ostatnich miesiącach życia.

W Karmelu „mała Teresa” będzie miała zatem dwie tajemnice jakimi będzie żyła: dziecięctwo Jezusa (które wymaga postawy posłuszeństwa i prostego, pełnego zawierzenia) i Jego męka (która wymaga uczestnictwa w cierpieniu). Dlatego poprosiła o to, by mogła się nazywać siostrą Teresą od Dzieciątka Jezus i Świętego Oblicza. (...)

Pewnego dnia tak tłumaczyła swój program duchowy: Pozostać przed Bogiem dzieckiem oznacza rozpoznać własną nicość, oczekiwać wszystkiego od Boga, podobnie jak dziecko oczekuje wszystkiego od swojego ojca. Nie usiłować zmieniać stanu wraz ze wzrastaniem, nie przypisywać sobie nigdy cnót, które się praktykuje i nie przestraszać się nigdy własnych win, ponieważ dzieci często upadają, ale są zbyt małe, aby zrobić sobie naprawdę krzywdę.

W tych wyobrażeniach chodzi o to, aby życia chrześcijańskiego nie brać jako ciągu wielkich zadań i ważnych okoliczności i czuć się potem zawiedzionym, kiedy albo wydaje się, że nie jest się docenionym, albo przeciwnie wydaje się, że jesteśmy na szczycie. Chodzi o to, żeby chętnie i dobrodusznie przejść drogę dziecka, które bez strachu zasypia w ramionach swojego ojca.

Powierzyć się bez strachu oznacza przyjąć, że podstawą wszystkiego jest świadomość przynależności, pewności, że ma się Ojca.

Tak uczymy się nie liczyć na własne dzieła, własne zdolności, własne siły, własne żądania. „Śpiące dziecko” jest pełnym wyobrażeniem chrześcijańskiego doświadczenia tego, co powinno nas oderwać od: wiary w możliwość zbawienia w pojedynkę, zarozumiałości w liczeniu na własne siły, wszelkiego faryzeizmu, wszelkich kalkulacji, wszelkiego samouwielbienia duchowego.

Pozytywny, „aktywny” aspekt tego obrazu zawiera się w podkreśleniu, że to, co się liczy to właśnie miłość, w której się zatracamy. Ale jeżeli to prawda, wszystko może być użyte jako świadectwo miłości i wszystko jest nieskończenie ważne dla wypełnienia tego zadania.

O. Antonio Sicari, Święta Teresa z Lisieux

mb

Zmieniony: sobota, 01 października 2011 09:36
 
Czego naprawdę szukamy... PDF Drukuj Email
Zbyszek czyta, inni też...
czwartek, 29 września 2011 20:27

Uzdrowienie jest czymś więcej, niż radością z odzyskania przyjaźni z Bogiem. Moja uwaga w tym wypadku nie skupia się na osobistym komforcie duchowym, lecz na pragnieniu uczynienia Boga szczęśliwym z tego powodu, że odzyskał swoje dziecko! W takim ujęciu nie ma już mowy o karze lub więzach. Tu dopiero Jezus jest Bogiem. Dziewięciu pokazało się kapłanom. Samarytanin został zobaczony przez Boga, on wrócił do Boga, by sprawić Mu wielką radość (Łk 17, 11-19).
Tylko jeden wrócił do Jezusa, w pełni zrozumiał, na czym polega nawrócenie; że nie chodzi tylko o usatysfakcjonowanie duchowe samego siebie, lecz o uszczęśliwienie Boga własną obecnością!
Bóg nie jest "załatwiaczem" naszych problemów, to Ojciec, który potrzebuje być szczęśliwym z naszego szczęścia.
Zarówno pochylona kobieta (Łk 13, 10-17), jak i Samarytanin (Łk 17, 11-19) odzyskali zdrowie, ponieważ ich pragnienia nie były skierowane jedynie na to, by poczuć się wreszcie wolnym, ale nade wszystko, by oddać chwałę Bogu, by podzielić się szczęściem z Bogiem.

To prawda zasmucająca Serce Boga: nie jesteśmy przyzwyczajeni myśleć o Nim jak o Kimś, kto ma serce i też pragnie być kochanym i uszczęśliwianym!

o. Augustyn Pelanowski OSPPE, "Wolni od niemocy"

Zmieniony: czwartek, 29 września 2011 20:30
 
Siedem uśmiechów głównych PDF Drukuj Email
Zbyszek czyta, inni też...
środa, 28 września 2011 10:16

Nr 3 – Szczery

Właśnie taki uśmiech rozświetla nam twarze, gdy z dobrotliwą pogodą ducha przechodzimy ponad niedoskonałością tego świata. Najpiękniejsze w nim jest to, że nie negując doznanej przykrości, potrafi nas unieść ponad nią, uwolnić i wyciszyć.

Co za tym stoi? Niewątpliwie solidna struktura osobowości powiedzieliby psycholodzy, bo napięcia, jakie trzeba przy tej okazji znosić, dotykają głęboko naszej psychiki i chcąc nie chcąc wystawiają ją na szwank. Skoro jesteśmy w stanie je znieść i przezwyciężyć, to znaczy, że posługujemy się humorem jako świadomym mechanizmem obronnym, a to jest przejawem zdrowia psychicznego. Śmiech to zdrowie!

Stanisław Morgalla SJ, Siedem uśmiechów głównych

mb

Zmieniony: czwartek, 29 września 2011 08:46
 
O przebaczaniu PDF Drukuj Email
Zbyszek czyta, inni też...
wtorek, 27 września 2011 17:51

Pewien mąż zwierza się swojemu bratu z trudności w relacjach małżeńskich:

- Za każdym razem, gdy się pokłócimy, bierze ją historia.
- Chyba histeria – prostuje brat.
- Nie „bierze ją histeria” tylko bierze ją historia. Przypomina sobie różne fakty z dawnych lat i mi je wypomina.

Wojciech Żmudziński SJ, Przebaczenie jest nieodwracalne

mb

 
Szczyty fizyczne i metafizyczne PDF Drukuj Email
Zbyszek czyta, inni też...
środa, 21 września 2011 20:25

Tam, wysoko, Bóg szepcze mi na ucho tajemne słowa piękna świata, a moje oczy i wszystkie zmysły wiedzą i czują, że Bóg nie kłamie. Takie góry, przełęcze, niebo są potwierdzeniem Jego obecności. W górach realizuje się taka mistyczna triada: BÓG – JA – GÓRA. Bóg ze mną, ja z Bogiem – i góra, która nie tylko jest środowiskiem, wspaniałym i tajemniczym, ale także wyzwaniem. (...)

Zanim osiągnie się szczyty, te metafizyczne i fizycznie, trzeba stopniowo i powoli hartować i ciało, i duszę. Moja pasja chadzania po górach trwa już kilkadziesiąt lat i zapewniam Panią, że dopóki sił mi nie braknie, nie przestanę wędrować. Gdy starość i niemoc zapuka do mojego ciała, rozpamiętywać będę widziane i zdobyte piękno gór. I wtedy zacznie się wewnętrzne wędrowanie po górach, zdobywanie szczytów duchowej przestrzeni, która jest bardziej rozległa niż całe góry ziemi.

Obyś był większy niż wszystkie góry! Rozmowa z ks. prof. dr. hab. Romanem Rogowskim, wykładowcą teologii dogmatycznej w Papieskim Wydziale Teologicznym

***

W górach jak nigdzie indziej słychać Pana Boga. Tam Stwórca nie działa mechanicznie. Ale też człowiek, który jest zamknięty czy obojętny, nie zejdzie z gór nawrócony. W górach trzeba być jak dziecko, które nie będąc zepsute przez cywilizację, otwiera się na świat.

Góry nauczyły mnie też poczucia wolności i dystansu do ludzkich opinii. Z perspektywy gór widać bowiem we właściwej skali problemy i kłopoty, którymi żyje się na co dzień. Dlatego część planów i decyzji podejmuję w górach. Robiłem swoje i zawsze wygrywałem, chociażby w takich prozaicznych sprawach, jak definitywne odmówienie przyjmowania wszelkich odznaczeń kościelnych. Na szczytach mówiłem sobie tak: Jest Pan Bóg, jest góra i jestem ja. Góry pogłębiły moją religijność, ponieważ są znakiem, który nie jest bogiem, ale Boga uobecnia.

Ks. Roman Rogowski, W górach jest wszystko, co kocham

***

A ja nabierałam dystansu do codziennych spraw w Dolomitach, włoskiej części Alp. Oto parę migawek z tej wyprawy:

027.jpg

243.jpg

267.jpg

291.jpg

321.jpg

327.jpg

333.jpg

347.jpg

436.jpg

440.jpg

475.jpg

490.jpg

557.jpg

Zdjęcia: J&M&S Borkowscy ©

Wdzięczność, wdzięczność, jeszcze raz wdzięczność Stwórcy za to, że mogłam tam być!

Maria

Zmieniony: środa, 21 września 2011 20:34
 
Modlitwa gór PDF Drukuj Email
Zbyszek czyta, inni też...
środa, 21 września 2011 20:10

560.jpg

Wg ks. Rogowskiego, góry to ręce ziemi wzniesione do modlitwy...  
Galeria zdjęć z Dolomitów TUTAJ                 

mb

Zmieniony: środa, 08 lutego 2012 21:28
 
Posłuszeństwo, zaangażowanie i odpowiedzialność PDF Drukuj Email
Zbyszek czyta, inni też...
środa, 14 września 2011 10:03

Podkreślmy najpierw, że woli Bożej trzeba szukać. Ona jest nam nie tylko dana, ale również i zadana przez Boga. Pan Bóg domaga się od nas zaangażowania wszystkich ludzkich sił, aby odnaleźć Jego wolę. Z umiłowaniem Boga wiąże się w sposób konieczny umiłowanie Jego woli.

Do niedawna wielu ludziom wydawało się, że najważniejszą cnotą w Kościele jest bierne posłuszeństwo. Posłuszeństwo to ograniczało się do pokornego przyjmowania i wykonywania tego, co inni zdecydowali. I chociaż postawa taka wymaga od człowieka również pewnego wewnętrznego samozaparcia, to może być jednocześnie bardzo wygodna.

Człowiek przyjmujący taką właśnie wygodną postawę nie czuje się zobowiązany wchodzić w trudny nieraz proces szukania i rozeznawania woli Bożej. Czuje się bowiem wyręczony przez innych, najczęściej przez przełożonych. W razie ich błędnej decyzji lub innej pomyłki człowiek biernie posłuszny może czuć się zadowolony, iż nie była to jego wina, ponieważ on sam nie decydował, ale wykonywał jedynie decyzje innych.

Człowiek, dla którego najważniejszą i bodajże jedyną cnotą jest bierne posłuszeństwo, będzie jednak zawsze pracował w Kościele jak na cudzym. Niestety nasze parafie, klasztory i inne różnorodne wspólnoty kościelne są pełne takich właśnie ludzi. Podobni są oni do pierworodnego syna z przypowieści o synu marnotrawnym. Choć zawsze przebywał w rodzicielskim domu i wiernie wykonywał ojcowskie rozkazy, to jednak żywił wiele urazów i pretensji do ojca i do brata. Obowiązki były dla niego tylko ciężarem, a jedynym jego marzeniem była zabawa z przyjaciółmi. Nie umiał się cieszyć miłością ojca i nie czuł się w jego domu jak u siebie. Nie dostrzegał bowiem w woli ojca jego bezwarunkowej miłości. Widział w niej jedynie twarde rozkazy, które spełniał z niewolniczą uległością.

Jeżeli człowiek nie podejmuje samodzielnie i w pełnej wolności ważnych decyzji życiowych, ale pozwala się jedynie popychać przez fakty życiowe lub przez innych ludzi, nie jest w stanie autentycznie zaangażować się w szukanie, rozeznawanie i pełnienie woli Bożej. Nie poczuje się nigdy w Kościele jak we własnym domu. To właśnie samodzielne i osobiste decyzje czynią człowieka dojrzałym i odpowiedzialnym za siebie i innych. Dla wielu samodzielność kojarzy się jednak z lękiem.

Obok cnoty posłuszeństwa do szukania i pełnienia woli Bożej potrzeba także cnoty zaangażowania i odpowiedzialności; odpowiedzialności za wszystko, co dzieje się w naszym życiu. Pełna odpowiedzialność za własne życie prowadzi do odpowiedzialności za innych. Brak odpowiedzialności za siebie czyni człowieka niezdolnym do odpowiedzialności za drugich.

Istotę szukania i pełnienia woli Bożej tworzy właśnie odpowiedzialność. Odpowiedzialność czyli odpowiadanie na wezwanie Boże. Do tej właśnie postawy odpowiedzialności wzywa dziś Kościół nie tylko hierarchię kościelną, ale także świeckich. Jan Paweł II w Adhortacji Christifideles Laici, komentując zaproszenie Jezusa: Idźcie i wy do mojej winnicy, pisze:

To wezwanie Pana Jezusa nie przestaje rozbrzmiewać w dziejach. Dotyczy ono nie tylko biskupów, kapłanów, zakonników i zakonnic, ale wszystkich, także świeckich. Pan Bóg wzywa ich osobiście i powierza im do spełnienia misję w Kościele i w świecie. Jako członkowie Kościoła świeccy posiadają powołanie i misję głosicieli Ewangelii. Do wypełnienia tej misji zobowiązują ich sakramenty chrześcijańskiej inicjacji.

Postawa odpowiedzialności i zaangażowania wymaga, abyśmy nie tylko sami zadawali sobie pytanie: Jak szukać i znajdować wolę Bożą?, ale byśmy także innym w tym pomagali. Jeżeli poczujemy smak życia wolą Bożą, smak oddania się i pracy dla Chrystusa, zapragniemy także uczyć innych szukania i pełnienia woli Bożej. Wola Boga jest bowiem źródłem dobra i szczęścia dla każdego człowieka.

Józef Augustyn SJ, Daj mi pić

meroutka

Zmieniony: środa, 21 września 2011 19:20
 
Kim jest człowiek? PDF Drukuj Email
Zbyszek czyta, inni też...
niedziela, 11 września 2011 13:27

Nikt z nas nie jest w stanie zrozumieć człowieka bez Chrystusa - oto pierwsza prawda, jaką od dwóch tysięcy lat chrześcijaństwo głosi ludziom tej Ziemi. Człowiek jest kimś jedynym w znanym nam Wszechświecie, kto jest świadomy własnego istnienia i kto - w odróżnieniu od zwierząt — w swoim zachowaniu nie jest zdeterminowany instynktami, popędami, procesami biochemicznymi, naciskami społecznymi ani żadnymi innymi uwarunkowaniami. Człowiek ma nie tylko świadomość własnego istnienia. Człowiek zdaje sobie sprawę z tego, że może dokonywać wyborów i podejmować decyzje. O swoim życiu może decydować inaczej niż czynili to jego poprzednicy czy niż czynią to jego sąsiedzi.

Możemy z łatwością a jednocześnie z pewnością ustalić oczywisty fakt, że w istotny sposób różnimy się od rzeczy, roślin i zwierząt. Z równą łatwością możemy powiedzieć, czym czy kim nie jesteśmy. Poważne trudności zaczynają się natomiast wtedy, gdy pragniemy określić to, kim jesteśmy. Wiemy, że możemy postępować w racjonalny sposób jedynie wtedy, gdy znajdziemy nie budzące wątpliwości odpowiedzi na kilka zasadniczych pytań. Skąd czy od Kogo pochodzimy? Dokąd czy do Kogo zmierzamy? W oparciu o jakie więzi i wartości możemy dotrzeć tam, gdzie będziemy szczęśliwi? Niestety na tego typu najważniejsze dla nas pytania nie jesteśmy w stanie znaleźć odpowiedzi własną mocą, a zatem mocą naszych zmysłów, naszej inteligencji czy naszej intuicji. (...)

ks. Marek Dziewiecki: Kim jest człowiek?

mw

 
Dlaczego Bóg stworzył płcie? PDF Drukuj Email
Zbyszek czyta, inni też...
niedziela, 11 września 2011 13:19

Czy zastanawialiście się nad tym, dlaczego Bóg stworzył płcie? Przez kaprys? A może zdarzył Mu się wypadek przy pracy? A może błąd w ewolucji? Nic podobnego! Takie odpowiedzi mogą dawać jedynie złośliwi lub ci, którzy nie umieją odkryć i docenić cudownego daru Boga, którym jest istnienie płci.

Stworzył więc Bóg człowieka na swój obraz, na obraz Boży go stworzył: stworzył mężczyznę i niewiastę (Rdz 1,27). Człowiek został stworzony jako mężczyzna i kobieta. Według drugiego opisu stworzenia - zawartego w Księdze Rodzaju - na początku Bóg umieścił oba te pierwiastki w jednym ciele. Jednak Bóg stwierdził, że nie jest dobrze, aby człowiek był sam, dlatego zaczął stwarzać zwierzęta. Ale gdy wśród istot, które zostały stworzone, nie znalazła się pomoc odpowiednia dla mężczyzny, stworzył niewiastę. Wtedy dopiero pojawiły się radość w sercu i zachwyt w spojrzeniu mężczyzny, który wykrzyknął: Ta dopiero jest kością z moich kości i ciałem z mego ciała! (Rdz 2,18-23).

Z jednego człowieka Bóg uczynił dwoje - mężczyznę i niewiastę. Ale czy nie wydaje Wam się, że tym samym wprowadził rozłam w to, co od początku było jednością? Mężczyzna i kobieta różnią się przecież pod wieloma względami! A jednak Bóg stworzył mężczyznę i niewiastę... Boży plan zakłada różnorodność, dzięki której mężczyzna i kobieta mogą się nawzajem uzupełniać. Jedno obok drugiego, a równocześnie jedno dla drugiego. (...)

Małgorzata Wszołek, Dlaczego Bóg stworzył płcie?

mw

 
Modlitwa wstawiennicza PDF Drukuj Email
Zbyszek czyta, inni też...
sobota, 10 września 2011 19:46

(...) eSPe: Czego dotyczy i czym jest modlitwa wstawiennicza?

ks. Jan Reczek: W sensie ogólnym modlitwą wstawienniczą jest każda modlitwa w intencji bliźnich czy też wspólnoty Kościoła. Na każdej Mszy świętej mamy w Modlitwie Eucharystycznej fragment, który został nazwany w mszale modlitwą wstawienniczą. Modlimy się za cały Kościół, za pasterzy Kościoła, za cały lud Boży, bo mają do tego prawo, chociaż bezpośrednio wcale o to nie proszą. Czasem jednakże modlitwa za drugiego człowieka jest bezpośrednią odpowiedzią na jego potrzebę, a nawet na jego obecną prośbę i w tym właśnie sensie mówimy o posłudze modlitwy wstawienniczej, która rozwinęła się szczególnie w grupach modlitewnych Odnowy Charyzmatycznej. Jako posługa miłości i miłosierdzia - świadczona dla drugiego człowieka - jest przyłączeniem się do jego wołania. Bo zawsze, gdy ktoś ma świadomość, że jest w szczególnej potrzebie, pierwsza jest modlitwa osobista. Dany dar jest bardzo potrzebny jego życiu - czy to dar duchowy czy dla jego ciała. Modli się, ale nie widzi owoców, wtedy w modlitwie wstawienniczej przyłączamy się do niego, wiedząc, że Pan Bóg szczególnie błogosławi modlitwie wspólnoty. „Jeśli dwaj z was na ziemi zgodnie o coś prosić będą - mówi Jezus - wszystkiego użyczy im mój Ojciec”. Ważne jest, że początkiem jest modlitwa osobista, bo nieraz w praktyce modlitwy o uzdrowienie zdarza się, że ktoś przybywa do modlącej się wspólnoty jak do ośrodka zdrowia. Przychodzi nawet z kartką i odczytuje: „Mnie dręczą takie choroby: dolega mi prawa nerka, wątroba, często mnie boli głowa… i to byłoby chyba na tyle”. Jesteśmy wtedy w ogromnym kłopocie, bo jak pomóc modlitwą, gdy nie jest to dla tej osoby wydarzenie zbawcze, on nie przychodzi spotkać się z Jezusem. Wtedy tłumaczę: „Słuchaj, musisz otworzyć serce na obecność Jezusa tutaj, musisz wyciągnąć swoje ręce. Nie mechanicznie, ale z głębi serca musisz zwrócić się do Niego. Dopiero kiedy będziesz się modlił, nasza modlitwa zjednoczona z twoją będzie miała moc.”

eSPe: Czasem wspominając o modlitwie wstawienniczej mówi się o uzdrowieniu międzypokoleniowym. Czym ono jest?

ks. Jan Reczek: Warto zacząć od tego, jak rozumiemy uzdrowienie w sensie religijnym, czym ono jest w mojej historii przyjaźni z Bogiem. Uzdrowienie to doświadczenie niezgłębionego miłosierdzia, dotknięcia Bożej dłoni, która potrafi zdjąć ciężar z człowieka, nawet wtedy, kiedy nikt inny nie był w stanie go zniwelować. Są takie cierpienia, co do których medycyna pozostaje bezradna, specjaliści mówią: „Nie wiemy nawet, co to jest za choroba”. Nie można zdiagnozować schorzenia, tym bardziej nie wiadomo jak pomóc. Bardzo często okazuje się wtedy, że korzeniem niedomagania są sprawy duchowe. Nie uciekniemy tutaj od takich pojęć jak: grzech, jego skutki, potrzeba zadośćuczynienia. O uzdrowieniu międzypokoleniowym mówimy wtedy, gdy miłosierdzie zdejmuje z człowieka cierpienie wynikłe z powodu grzechów popełnionych w rodzinie w minionych pokoleniach..

(całość: eSPe 81)

eSPe to kwartalnik wydawany przez Wydawnictwo Zakonu Pijarów eSPe (http://boskieksiążki.pl). Nr 81 jest sprzed 3 lat, więc raczej nie do zdobycia... 

mw

Zmieniony: sobota, 10 września 2011 19:58
 
Trzymajcie się Słowa Życia PDF Drukuj Email
Zbyszek czyta, inni też...
niedziela, 04 września 2011 20:52

Każdego rana pobudza me ucho, bym słuchał jak uczniowie (Iz 50,4b)

Jest jeszcze ciemno, gdy wyciszam budzik. Moja wspólnota zgromadzi się na modlitwie za około półtorej godziny. Otwieram Słowo - Ewangelię, czytanie i psalm z dnia. To Słowo jest pierwsze w moim życiu, w moim dniu, choć przyznaję ci uczciwie, że nie zawsze tak było. Wiele razy słyszałam: ja bym tak nie mógł rano się zrywać, gdy zaraz trzeba iść do pracy i przyjąć codzienne obowiązki.

Odpowiadam: a ja bym nie mogła inaczej. Dlaczego? Po prostu nie miałabym odwagi… zacząć bez Słowa - jest ono absolutnie pierwsze - to znaczy: buduje mnie, scala, jest najwłaściwszym pokarmem, który Ojciec z taką Miłością przygotował. Ma światło na cały mój dzień - tak precyzyjnie prowadzi mnie do ludzi, przez doświadczenia, okoliczności, aż wypełni się i wraca do Ojca pomyślnie, gdy każdego dnia dokona w moim życiu tego, co On w swojej Miłości zamierzył (por. Iz 55,11).

Wiesz, co jest cudowne? Że to Słowo zawsze jest na dzisiaj – że dokładnie trafia do mojego serca; że gdy trzeba, potrafi być jak miecz, a innym razem jest jak balsam na moje rany. Zawsze na czas - nigdy się nie spóźnia. Wychodzę zatem rano przed mój "obóz" i zbieram delikatną mannę Słowa i wiem, że Ojciec jutro podaruje mi ją znowu.

Pierwsze jest: Słuchaj... (Mk 12,29)

s. Katarzyna Murawska FMM: O łasce słuchania Słowa

bs

Zmieniony: niedziela, 04 września 2011 21:43
 
Przyjemność pokonuje się przez przyjemność PDF Drukuj Email
Zbyszek czyta, inni też...
sobota, 03 września 2011 09:33

Osoba, która nie przeżywa przyjemności i radości o charakterze duchowym (czyli z kontaktu z Bogiem-Stwórcą), nieuchronnie i gorączkowo rozgląda się za przyjemnymi doznaniami, czerpanymi jedynie z kontaktu ze stworzeniami.

Jeśli zatem chcemy skutecznie zerwać z grzeszną (bo bałwochwalczo traktowaną) przyjemnością, korzyścią i wygodą, to winniśmy usilnie zabiegać o otwarcie serca na to, co św. Augustyn nazwał delectatio victrix, czyli zwycięskim rozkoszowaniem.

„Choćbyśmy byli winni najcięższych grzechów, trzeba zaczynać od spotkania z Trójcą Boskich Osób, a potem dopiero myśleć o swoich przewinach. Jeśli zaczynamy od przeciwnej strony, nigdy do niczego nie dojdziemy. To tutaj trzeba właśnie odnaleźć to, co św. Augustyn nazwał delectatio victrix, zwycięskim rozkoszowaniem się. Tylko przyjemność odnosi zwycięstwo nad przyjemnością. Nigdy nie odnosi się zwycięstwa nad przyjemnością przez obowiązek. Przyjemność zawsze będzie potężniejsza niż obowiązek. To właśnie chce wyrazić św. Augustyn: Przyjemność pokonuje się tylko przez przyjemność”.

W tym kontekście chciałbym powiedzieć, że wsłuchiwanie się w wielkie i wspaniałe wyznania Miłości Boga do człowieka dostarcza owej delectatio victrix, a przynajmniej naprowadza nas na trop zwycięskiego rozkoszowania się, przeżywanego nie tyle w zmysłach, ale na poziomie ducha, serca, osoby. Wielką przysługę w tym względzie oddają nam Boskie wyznania miłości, zawarte w Piśmie Świętym. Oczywiście, jednym wielkim słowem Miłości Ojca do nas jest Osoba Jezusa, dana nam w tajemnicy Wcielenia: od Zwiastowania aż po Krzyż i Zmartwychwstanie i Zesłanie Ducha Świętego.

Krzysztof Osuch SJ, Rozkoszowanie się Bogiem

mb

 
Dziecięca ufność PDF Drukuj Email
Zbyszek czyta, inni też...
czwartek, 01 września 2011 09:50

Helen Roseveare, angielska lekarka pracowała około dwudziestu lat na misjach w Kongu. W tym czasie stawała niejednokrotnie przed paradoksem tajemnicy i pewności Boga, zwłaszcza w czasie cierpienia, jakie dotknęło ją podczas brutalnych wojen domowych w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku. W jednym z wywiadów (z Roger Carswell) powiedziała: "Doszłam do wniosku, że powinnam dziękować Bogu za zaufanie, jakim obdarzył mnie w cierpieniu, nawet jeśli nigdy nie powiedział mi, dlaczego przez to przeszłam".

Zaufanie, a zarazem zawierzenie tajemnicy towarzyszyło Helen Roseveare w czasie całej działalności misyjnej. W swojej autobiograficznej książce Podaj mi tę górę opisuje jedną historię, która ukazuje paradoks tajemnicy i dziecięcego zaufania, a jednocześnie humoru Pana Boga:

Pewnej nocy pomagałam odbierać poród. Zrobiliśmy wszystko, co w naszej mocy, ale mimo to matka zmarła zostawiając nas z malusieńkim wcześniakiem i płaczącą dwuletnią córeczką. Mieliśmy trudności z utrzymaniem noworodka przy życiu. Brakowało nam inkubatora, prądu, a nawet odżywek dla dzieci.
Pomimo faktu, że mieszkaliśmy na równiku, noce bywały często chłodne i wietrzne. Jedna z młodszych położnych przyniosła pudełko, w które wkładaliśmy dzieci i watę, żeby je owinąć. Inna poszła dołożyć do ognia i napełnić termofor. Chwilę później wróciła zrozpaczona mówiąc, że przy napełnianiu, termofor pękł. Guma bardzo łatwo butwieje w klimacie tropikalnym.
- To był nasz ostatni! - wykrzyknęła.
O ile na Zachodzie "nie powinno się płakać nad rozlanym mlekiem", tak w środkowej Afryce bardziej pasowałoby powiedzieć "nad pękniętym termoforem". Na drzewie przecież nie rosną, a i na aptekę za rogiem nie ma co liczyć.
- No trudno - powiedziałam. - Połóż dziecko jak najbliżej ognia, śpij między nim a drzwiami, żeby ochronić je przed przeciągami. Twoim zadaniem jest zapewnić mu ciepło.
Następnego dnia około południa, jak zwykle o tej porze, poszłam modlić się z dziećmi z sierocińca. Podsunęłam im kilka intencji i opowiedziałam o nowo narodzonym dziecku. Wyjaśniłam nasz problem z utrzymywaniem wystarczająco wysokiej temperatury, wspominając o termoforze. Maluch mógłby umrzeć, jeśli by się przeziębił. Powiedziałam też o dwuletniej siostrzyczce, która płacze, bo umarła jej mama.
Podczas modlitwy, dziesięcioletnia Ruth modliła się w typowy dla naszych afrykańskich dzieci, szczery, prosty sposób:
- Proszę Cię, Boże, ześlij nam termofor. Jutro już będzie za późno, bo dziecko umrze, więc proszę, ześlij nam go dziś po południu...
Zuchwałość tej modlitwy sprawiła, że wykrzyknęłam w duchu, lecz dziewczynka kontynuowała:
- ... i skoro już jesteś przy tym, mógłbyś, proszę, zesłać lalkę dla tej małej dziewczynki, żeby wiedziała, że ją naprawdę kochasz.
Jak to często bywa podczas dziecięcych modlitw, czułam się niezręcznie. Czy mogłam szczerze powiedzieć "Amen"? Po prostu nie wierzyłam, że Bóg zrobiłby coś takiego. Oczywiście wiem, że On jest wszechmogący. Biblia tak uczy. Ale są pewne limity, prawda? Jedyny sposób, w jaki Bóg mógłby odpowiedzieć na tę modlitwę, to przysłanie paczki z mojej ojczyzny. Będąc w Afryce od prawie czterech lat, jeszcze nigdy, przenigdy nie dostałam żadnej paczki z domu. W każdym razie, jeśli już miałabym jakąś dostać, kto włożyłby do niej termofor? Byłam przecież na równiku!
Po południu, kiedy uczyłam w szkółce pielęgniarskiej, dostałam wiadomość, że przed moim domem widziano samochód. Zanim tam dotarłam, auta już nie było, ale za to na werandzie leżała duża, prawie dziesięciokilogramowa paczka! Łzy cisnęły mi się do oczu. Sama nie byłam w stanie otworzyć przesyłki, więc posłałam po dzieci z sierocińca. Razem zdjęliśmy sznurek, ostrożnie rozwiązując każdy węzeł. Odwinęliśmy papier tak, żeby się zbytnio nie porozrywał. Podekscytowanie wciąż wzrastało. Jakieś trzydzieści, czterdzieści par oczu skupiło się na tym jednym kartonowym pudełku.
Na wierzchu leżały kolorowe dziergane sweterki. Oczy dzieci aż się świeciły, gdy je rozdawałam. Pod swetrami leżały opakowania gazy dla cierpiących na trąd. Dzieci zaczynały się nudzić. Pod gazą było pudełko z mieszanką bakalii - to mniej więcej jak kilka bułek na parę dni. Potem, gdy włożyłam ręce do paczki, poczułam..., czy to możliwe? Chwyciłam mocno i wyciągnęłam - tak! Nowiutki termofor! Rozpłakałam się. Przecież nie prosiłam Boga o termofor, bo nie wierzyłam, że mógłby go przysłać.
Ruth stała na przodzie dzieci. Przybliżyła się krzycząc:
- Skoro Bóg przysłał termofor, musiał przysłać też lalkę!
Szperając po dnie pudełka w końcu wyciągnęła małą, ślicznie ubraną laleczkę. Oczy dziewczynki zabłysły! Ona nigdy nie wątpiła!
Patrząc na mnie, zapytała:
- Mogę iść z tobą, mamusiu i dać lalkę dziewczynce, żeby wiedziała, że Jezus naprawdę ją kocha?
Ta paczka była w drodze od pięciu miesięcy! Wysłała ją moja klasa ze szkółki niedzielnej. Prowadzący tę klasę posłuchał Boskich podpowiedzi o wysłaniu termofora nawet na równik. A jedna z dziewczynek dołożyła lalkę dla afrykańskiego dziecka - pięć miesięcy wcześniej, w odpowiedzi na pełną wiary modlitwę dziesięciolatki, aby paczka dotarła akurat tego popołudnia.

Stanisław Biel SJ, Dziecięca ufność to wzór dla "dorosłej" wiary

mb

Zmieniony: czwartek, 01 września 2011 09:51
 
Przyjaciel PDF Drukuj Email
Zbyszek czyta, inni też...
sobota, 20 sierpnia 2011 22:30

Twój przyjaciel jest odpowiedzią na twoje potrzeby.
Jest polem, które obsiewasz z miłością i z którego zbierasz z dziękczynieniem.
Jest twoim stołem i ogniskiem domowym.
Albowiem do niego przychodzisz będąc głodnym i u niego szukasz spokoju.

Kiedy twój przyjaciel odsłania przed tobą swą duszę, nie boisz się rzec słowa "nie" we własnej duszy ani nie powstrzymujesz słowa "tak".
A kiedy on milczy, twoje serce w dalszym ciągu słucha jego serca.
Albowiem w przyjaźni wszystkie myśli, wszystkie pragnienia i wszystkie oczekiwania powstają bez słów i są wspólnie dzielone w nie ujawnionej radości.Foto: Erik Strensland
Kiedy rozstajesz się ze swoim przyjacielem nie smucisz się;
Albowiem to, co w nim kochasz, może stać się wyraźniejsze podczas jego nieobecności, tak jak góra oglądana z równiny wydaje się ostrzej zarysowana dla wspinającego się.
I niech nie będzie innego celu w przyjaźni poza doskonaleniem ducha.
Albowiem miłość poszukująca czegoś innego poza odkryciem swej własnej tajemnicy nie jest miłością, tylko zarzuconą siecią, i tylko coś bezwartościowego złapie się w nią.

I niech to, co najlepsze w tobie, będzie dla twego przyjaciela.
Jeśli musi poznać odpływ, niech pozna również przypływ w tobie.
Albowiem czymże jest twój przyjaciel, abyś miał go poszukiwać dla zabicia czasu?
Szukaj go zawsze ofiarując mu godziny życia.
Albowiem jego rzeczą jest zadośćuczynić twym potrzebom, ale nie pustce.
A w słodyczy przyjaźni niech będzie śmiech i wspólne dzielenie przyjemności.
Albowiem w rosie drobnych spraw serce odnajduje swój poranek i odradza się.

Khalil Gibran

 
Wniebowzięcie i ciało PDF Drukuj Email
Zbyszek czyta, inni też...
poniedziałek, 15 sierpnia 2011 12:39

Wniebowzięcie zachęca do tego, aby zastanowić się nad swoim stosunkiem do ciała, które nigdy nie jest tylko, jeśli tak można powiedzieć, "samym" ciałem. Dogmat przypomina, że ciało i duch stworzone są do współistnienia w przedziwnej wiecznej harmonii, którą na tym świecie osiąga się i utrzymuje z niemałym trudem. Stąd tyle zmagań i bojów na tym polu. Ta równowaga została wprawdzie zakłócona, ale nie zniszczona definitywnie. Jeśli więc chodzi o człowieka, nie można w nim gloryfikować bądź pogardzać ani ciała ani ducha, lecz postrzegać istniejące już między nimi kruche, ale pewne przymierze. Nie wolno traktować swojego ciała jak osła, którego pogania się pejczem albo jak kotka, którego zagłaskuje się na śmierć. Dlatego apostoł Paweł woła: "Chwalcie Boga w waszym ciele" (1 Kor 6,20), czyli śpiewajcie, módlcie się, służbie sobie nawzajem, ale także troszczcie się o ciało, nie pozbawiajcie się należnych mu przyjemności, szanujcie zdrowie, dbajcie o higienę, leczcie się, jedzcie i pijcie z umiarem, okazujcie cielesną intymność w małżeństwie. Ale pamiętajcie, że to ciało należy do Boga, nawet jeśli na ziemi zamieni się w proch.

Dariusz Piórkowski SJ, Wniebowzięcie i ciało

mb

 
Ciało miejscem spotkania człowieka z Bogiem PDF Drukuj Email
Zbyszek czyta, inni też...
piątek, 12 sierpnia 2011 07:18

Biblia mówi, że człowiek „jest” duszą. Słowo „dusza” wprowadza chyba najwięcej zamieszania przez jego potoczne rozumienie, które sugeruje coś niematerialnego i duchowego. W tłumaczeniu Starego Testamentu „dusza” pojawia się zazwyczaj tam, gdzie tekst hebrajski używa słowa nefesz, które oznacza całego człowieka, podkreślając jedynie to, że ma on w sobie życie, że jest różny od martwych przedmiotów. Z tego powodu nefesz oznacza czasem po prostu istotę żywą, ale w żaden sposób nie sugeruje jej niematerialności. Gdy duch (hebr. ruah) – będący uniwersalnym źródłem życia – wcieli się i ukonkretni, wówczas powstaje nefesz, istota żywa: Pan Bóg ulepił człowieka z prochu ziemi i tchnął w jego nozdrza tchnienie życia, wskutek czego stał się człowiek istotą żywą (Rdz 2, 7).

Za każdym razem, gdy trzeba wyrazić przeżycia i emocje człowieka związane z jego kondycją stworzenia – takie jak radość (por. Ps 84, 3), cierpienie (por. Hi 14, 22), lęk (por. Ps 119, 120) czy pragnienie (por. Ps 63, 2) - pod piórem autorów biblijnych zaraz obok duszy (nefesz) pojawia się ciało (basar). To wszystko, co spontanicznie nazwalibyśmy duchowym wymiarem człowieka, w Biblii jest jednocześnie i nierozłącznie sprawą duszy i ciała.

Ten krótki opis języka biblijnego sugeruje inną wizję człowieka niż ta, która spontanicznie się nam narzuca: duszy nie da się oddzielić od ciała, a ciała od duszy! Choć rozważania te mogą się wydawać dosyć teoretyczne, konsekwencje, jakie z nich płyną, są bardzo praktyczne, warunkują to, jak na co dzień żyjemy, jak spostrzegamy to, co się w nas dzieje i w końcu warunkują także nadzieję naszej wiary.

W pewien sposób do biblijnego myślenia każe nam wrócić współczesna psychologia, która zwraca uwagę na język ciała, by przez nie mieć wgląd w to, co się w człowieku dzieje. Często, gdy bezskutecznie borykamy się z trudnymi sytuacjami, próbując je zrozumieć na podstawie interpretacji, jakie podaje przeceniany przez nas intelekt, lekceważone przez nas ciało mówi bardziej prawdziwie o tym, co się dzieje i, co najważniejsze, mówi o nas całych, nie tylko o naszej materialności. Tego powrotu do biblijnej wizji człowieka powinna się być może od psychologii uczyć także duchowość. Najlepszym przykładem są psalmy. Treścią modlitwy psalmów często bywa opis tego, co się dzieje z ciałem modlącego się: Rozlany jestem jak woda i rozłączają się wszystkie moje kości; jak wosk się staje moje serce, we wnętrzu moim topnieje. Moje gardło suche jak skorupa, język mój przywiera do podniebienia, kładziesz mnie w prochu śmierci (Ps 22, 15-16); Póki milczałem, schły kości moje, wśród codziennych mych jęków. Bo dniem i nocą ciążyła nade mną Twa ręka, język mój ustawał jak w letnich upałach (Ps 32, 3-4).

Najczęściej nie chodzi o chorobę. Grzech, cierpienie psychiczne czy duchowe mają zawsze swoje reperkusje w ciele. Każda trudna sytuacja psalmisty jest opisana także przez to, co się dzieje z jego ciałem. Tak jakby nie można było opisać sytuacji duchowej, nie mówiąc o sytuacji ciała. Oczywiście, ciało nie kojarzy się w perspektywie biblijnej jedynie z trudnymi przeżyciami. Wystarczy wspomnieć księgę Pieśni nad Pieśniami, która stała się także inspiracją dla mistyków chrześcijańskich mówiących o ich relacji do Boga, a w której ciało odgrywa bardzo ważną rolę, tak jak w każdym erotyku.

Warto zatem, rozeznając sytuację duchową, nie zatrzymywać się tylko na tym, co myślimy i rozumiemy, ale także wsłuchać się w głos naszego ciała, a decyzje dotyczące życia duchowego weryfikować także w oparciu o konsekwencje, jakie dla niego z nich płyną. To całościowe spojrzenie na człowieka każe także inaczej oceniać różne postawy, które w imię ascezy zaniedbują ciało. Deprecjonowanie bowiem jakiegokolwiek aspektu czy sfery ludzkiej rzeczywistości będzie w świetle biblijnej antropologii zaniedbaniem człowieczeństwa jako takiego.

Tomasz Kot SJ, Ciało miejscem spotkania człowieka z Bogiem

mb

 
Św. Klara i telewizja PDF Drukuj Email
Zbyszek czyta, inni też...
czwartek, 11 sierpnia 2011 06:44

- W 1958 r. papież Pius XII ogłosił św. Klarę „niebiańską przed Bogiem patronką telewizji”. Siostry klaryski, choć same nie oglądają telewizji, to jednak pamiętają w modlitwie o tych, którym patronuje założycielka ich zakonu - powiedział o. Szewek.

Jak podawał w XIII wieku pisarz i franciszkanin Tomasz z Celano w księgach zaliczanych do tzw. Źródeł Franciszkańskich, kiedy św. Klara na rok przed śmiercią leżała schorowana w łóżku i z tego powodu nie mogła uczestniczyć w pasterce, to w nadprzyrodzonej wizji - jakby na telebimie - zobaczyła zebranych ludzi w kościele św. Franciszka w Asyżu i w sposób duchowy uczestniczyła we mszy, widząc i słysząc wszystko, co tam się działo.

- Słyszała braci radośnie śpiewających psalmy, uważała na melodie kantorów, wreszcie słyszała granie instrumentów. Doznała jeszcze większego cudu, gdyż zobaczyła żłóbek Pański - cytuje franciszkanin relację Tomasza z Celano. W relacji zawarte też są słowa samej św. Klary, że słyszała "dosłownie całe nabożeństwo, jakie było odprawiane tej nocy w kościele św. Franciszka".

PAP/im, Kraków: Msza za ludzi pracujących w telewizji

Więcej o św. Klarze, patronce dnia dzisiejszego, można przeczytać TUTAJ

mb

Zmieniony: piątek, 12 sierpnia 2011 06:25
 
O co chodzi w tym zamieszaniu? PDF Drukuj Email
Zbyszek czyta, inni też...
sobota, 06 sierpnia 2011 06:36

Ks. Ireneusz Okarmus: Ostatnio w internecie pojawiło się wiele materiałów dotyczących działalności ks. dr. hab. Piotra Natanka. Jest on swego rodzaju „bohaterem mediów”. Co Ksiądz, jako teolog, sądzi na temat jego nauczania?

Ks. dr Józef Morawa: – Z kazań ks. Piotra wyłania się obraz Chrystusa, który jest zawężony do osobistych wizji i prywatnych objawień, bardzo mocno kontrowersyjnych, zwłaszcza gdy chodzi o samą ideę zbawienia.

Ksiądz Natanek uważa bowiem, że tylko ten Chrystus, którego on odkrył, skutecznie zbawia. Z tym wiąże się jego błędne przeświadczenie, że tylko on wie, co trzeba zrobić, by się zbawić. Mówił w wielu swoich kazaniach, że jeżeli w 2017 r. polski Sejm, prezydent i biskupi ogłoszą Jezusa Chrystusa królem Polski, to przynajmniej na 1000 lat nastanie era Ducha Świętego, zbawienia, spokoju. Szatan będzie pokonany i będzie można spokojnie głosić Ewangelię. Jest to sprzeczne z głoszoną od 2 tys. lat nauką Kościoła o królestwie Bożym. Co więcej, takie postawienie sprawy deprecjonuje codzienną pracę tysięcy kapłanów w całym Kościele katolickim, którzy spowiadają, odprawiają Msze i idą na katechezę. Ze słów ks. Natanka wynika, że to, co oni robią, nie jest do końca prawdziwe albo było mało skuteczne. A przecież ta praca duszpasterska jest aprobowana przez Kościół i jest nośnikiem Objawienia i Ewangelii.

Takie zacieśnianie obrazu Jezusa do wizji wyczytanych z prywatnych objawień jest bardzo niebezpieczne i ociera się o herezję chrystologiczną. Trudno sobie wyobrazić, żeby dopiero teraz „spolszczony” obraz Chrystusa Króla miał im w konkretnej sytuacji ich posługi kapłańskiej coś istotnego i przełomowego dodać. Teologowie dopatrują się w kazaniach ks. Piotra Natanka także innych błędów dogmatycznych.

Spolszczony obraz okrutnego króla, O błędach teologicznych w kazaniach ks. Piotra Natanka z ks. dr. Józefem Morawą, wykładowcą teologii fundamentalnej Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II w Krakowie rozmawia ks. Ireneusz Okarmus

*

Jeszcze kilka linków związanych z tym tematem:
Ogłoszenia
"Słowa Pana Jezusa"
Czy rodzi się nowa sekta

mb

Zmieniony: sobota, 06 sierpnia 2011 06:51
 
Czego zabrakło na Górze Przemienienia PDF Drukuj Email
Zbyszek czyta, inni też...
sobota, 06 sierpnia 2011 06:03

Z całą pewnością Jezus modlił się długo, bo Ewangelista zapisuje, że uczniowie okazali się bardzo gnuśnymi towarzyszami modlitwy i w końcu posnęli (Łk 9,32). Przemienienie Jezusa zaczęło się w czasie ich snu i uczniowie byli świadkami jedynie cząstki tego, co było dla nich przeznaczone na tej górze.

Otóż dwóch rzeczy zabrakło im na Górze Przemienienia. Nie potrafili naprawdę towarzyszyć Jezusowi w Jego modlitwie, towarzyszyli Mu tylko połowicznie. A wobec tego zbyt mało wpatrywali się w Jego oblicze. Gdyby im tego wtedy nie zabrakło, nie posnęliby również podczas Jego modlitwy w Ogrodzie Oliwnym i nie załamaliby się w wierze w Wielki Piątek. Bo zauważmy, że nawet umiłowany uczeń, choć nie opuścił Go w godzinie ukrzyżowania, w wierze jednak nie wytrwał - jasno to wynika z opisu jego zachowania w Niedzielę Zmartwychwstania.

O ileż świat byłby lepszy, o ileż my sami bylibyśmy bliżsi Boga, gdybyśmy bardziej pilnowali właśnie tych dwóch rzeczy: gdybyśmy starali się więcej towarzyszyć Jezusowi w Jego modlitwie uwielbiającej Ojca i wstawiającej się za grzeszników. I gdybyśmy więcej wpatrywali się w oblicze Jezusa, gdybyśmy więcej starali się kontemplować Jego święte oblicze. Przecież On sam nam powiedział: „Kto Mnie widzi, widzi także i Ojca” (J 14,9). Bardzo głęboko mówi na ten temat Jan Paweł II w liście apostolskim Novo millennio ineunte, 16nn. Ale tutaj tylko przepiszę jedno zdanie z encykliki o Bożym miłosierdziu (nr 7): „Uwierzyć w Syna ukrzyżowanego to znaczy zobaczyć Ojca. To znaczy uwierzyć, że w świecie jest obecna miłość i że ta miłość jest potężniejsza od zła jakiegokolwiek, w które uwikłany jest człowiek, ludzkość, świat”.

Tak, to chyba najważniejszy wniosek praktyczny, jaki płynie z tajemnicy przemienienia Pana Jezusa: Wpatrujmy się w oblicze naszego Pana, wpatrujmy się w Jego oblicze i wtedy, kiedy naucza i kiedy czyni cuda, i kiedy rozmawia z różnymi ludźmi. Wpatrujmy się w Jego oblicze we wszystkich opisanych w Ewangeliach sytuacjach. Nie zapominajmy również wpatrywać się w oblicze Ukrzyżowanego. Pamiętajmy także o tej niepowtarzalnej możliwości, jaka jest nam dana - iż mamy przystęp do Niego aż tak bliski, że jest On obecny z nami i dla nas w Najświętszej Eucharystii.

Jacek Salij OP, Czego zabrakło na Górze Przemienienia

mb

Zmieniony: sobota, 15 marca 2014 23:44
 
Ruszajmy się! PDF Drukuj Email
Zbyszek czyta, inni też...
środa, 03 sierpnia 2011 09:35

Tradycyjna definicja napięcia brzmi: "przerost aktywności umysłu przy niedostatecznej aktywności ciała". Codzienne energiczne ćwiczenia pozwalają odzyskać tę równowagę i zmniejszyć napięcie. Ćwiczenia fizyczne oczyszczają mózg i krew z substancji chemicznych odpowiedzialnych za napięcie, a jednocześnie pobudzają wydzielanie tych substancji, które sprawiają, że czujemy się spokojni i wypoczęci, np. endorfiny. Po wyczerpującej gimnastyce niełatwo jest czuć przygnębienie. Osoby uprawiające jogging doświadczają często uczucia euforii, popularnie zwanego "odlotem". Z medycznego punktu widzenia jest to neurochemiczna zmiana w ciele spowodowana wysiłkiem fizycznym.

Warto zauważyć, że autorzy książek na temat kryzysu wieku średniego zalecają przede wszystkim codzienne energiczne ćwiczenia. Potrzeby psychiczne i duchowe nierzadko ujawniają się z największą siłą właśnie w wieku średnim. Efektem jest nie tylko niepożądane pojawienie się naszego starego kumpla, stresu, ale także błędne koło, w które wpada większość z nas. Zaczyna się ono w chwili, gdy nasze potrzeby wywołują stres, ten zaś potęguje potrzeby, w wyniku czego pojawia się dalszy stres. Najlepszym sposobem wyrwania się z tego zaklętego kręgu są codzienne ćwiczenia fizyczne. Bieganie, pływanie, szybkie spacery - cokolwiek!

Ponad piętnaście lat temu przechodziłem badania serca zwane testem stresu. Wbrew pozorom okazały się dla mnie błogosławieństwem. Pedałowałem na rowerze gimnastycznym, podczas gdy lekarz obserwował pracę mojego serca. Byłem przekonany, że cały ten test jest rutynowym badaniem, z którego nic nie wynika. Tymczasem po sześciu czy siedmiu minutach doktor zatrzymał urządzenie. Poprosił, żebym usiadł i uniósł stopy w górę. Nadal przez stetoskop przysłuchiwał się uważnie pracy mojego serca. W końcu oznajmił, że wszystko wróciło do normy. Wytłumaczył mi, że w pewnym momencie moje serce zaczęło "palpitować". Pracowało bardzo ciężko bez widocznych rezultatów. Wysunął przypuszczenie, że mogło to być efektem "braku regularnych ćwiczeń".

Tak zaczęła się moja przygoda z joggingiem. Zacząłem od krótkich dystansów pokonywanych w wolnym tempie (często wymijali mnie starsi ludzie wyprowadzający swe psy). Następnie przez jakiś czas szedłem krokiem spacerowym, dopóki znów nie mogłem bez kłopotu pobiec. W końcu moja kondycja polepszyła się na tyle, że obecnie przebiegam trzy - cztery mile dziennie. (Muszę wciąż uważać na tych staruszków z psami.) Dzień, w którym zacząłem biegać, był rzeczywiście "pierwszym dniem reszty mojego życia". Dr George Sheenan, kardiolog zwany "biegającym doktorem", powiedział, że jogging być może nie przedłuża życia, ale na pewno podnosi jego jakość. Bez wątpienia jogging dokonał tego w moim przypadku.

Ciało ludzkie jest zadziwiającą maszyną. Zużywa się, gdy nie jest używane. Może to się wydawać dziwne, ale ludzka energia powstaje w wyniku użytkowania ciała, czyli w trakcie np. ćwiczeń. W rezultacie sprawność fizyczna przyczynia się znacząco do wzrostu energii, którą musimy wykorzystać. Nierzadko najlepszym środkiem na zmęczenie lub znużenie jest pół godziny aerobiku. Bezczynność wprowadza nas w stan ospałości, a to z kolei prowadzi do spadku energii, przygnębienia i zniechęcenia. Trudno uwierzyć, że nie jesteśmy w stanie magazynować energii, jeśli jej nie zużywamy. Oczywiście odpowiednia porcja odpoczynku jest niezbędna, ale jeśli nie towarzyszy mu aktywność fizyczna, odpoczynek może okazać się dla większości z nas szkodliwy. Energia, której nie zużyliśmy, podobnie jak nie ujęty w karby potencjał, staje się siłą niszczącą. Sądzę, że można założyć, nie narażając się na ryzyko, że ćwiczenia fizyczne każdemu mogą przynieść wymierną korzyść. Wszyscy możemy podnieść nasz poziom energii poprzez ćwiczenia.

John Powell SJ, Jak osiągać zadowolenie?

mb

 
Modlitwa w Ćwiczeniach duchownych PDF Drukuj Email
Zbyszek czyta, inni też...
poniedziałek, 01 sierpnia 2011 09:46

Wśród osób wybierających rekolekcje (ignacjańskie) jako formę odnowienia swej więzi z Bogiem panuje często przekonanie, że modlitwa rekolekcyjna ogranicza się do medytacji, Eucharystii, adoracji Najświętszego Sakramentu oraz rachunku sumienia. A przecież pozostaje jeszcze wiele innych działań: rozmowa rekolekcyjna, spacer, konferencja, posiłki, wprowadzenia do medytacji oraz wszelkie inne czynności związane z codziennym funkcjonowaniem, jak chociażby pomoc przy zmywaniu i wycieraniu naczyń. Czym zatem tak naprawdę jest modlitwa w czasie rekolekcji ignacjańskich?

Dariusz Michalski SJ, Modlitwa w Ćwiczeniach duchownych

zz

 
Muzyka i mistyka PDF Drukuj Email
Zbyszek czyta, inni też...
piątek, 29 lipca 2011 13:28

Chcę w tym szkicu skonfrontować dwie dziedziny: muzykę i mistykę. Jak się one do siebie mają? Gdy zastanawiam się nieraz nad sztuką w ogóle i myślę o jej duchowych energiach, zarówno tych transcendentnych, poruszających ją, jak i tkwiących w niej potencjalnie, kiedy rozmyślam nad skłonnościami i uzdolnieniami poszczególnych sztuk do mistyki, wówczas muzyka zdaje mi się najczulszym i najsubtelniejszym artystycznym i estetycznym medium mistyki.

Ta skłonność wynika wprost z natury muzyki. Żadna inna ze sztuk nie jest zdolna człowieka tak duchowo oraz cieleśnie poruszyć, tak głęboko przeniknąć. Żadna z innych nie potrafi wzbudzić takiego uniesienia i przywodzić do stanów ekstatycznych. Żadna nie odznacza się tym stopniem intensywności substancjalnego (czysto dźwiękowego) oddziaływania i tak szeroką skalą emocjonalnej temperatury. I żadna z innych sztuk nie potrafi tak sugestywnie uobecniać niewidzialnego w słyszalnym.

Bohdan Pociej, Muzyka i mistyka - o pewnych wtajemniczeniach

mb

 
Miłość, czyli mózg na dopalaczach PDF Drukuj Email
Zbyszek czyta, inni też...
sobota, 23 lipca 2011 08:25

Każdy zakochany mózg we wczesnej fazie zauroczenia produkuje na tyle bogaty asortyment substancji odurzających, że nawet najlepiej wyposażony sklep z dopalaczami nie wytrzymuje tak imponującej konkurencji. Wspomniana już fenyloetyloamina (PEA) - strukturą i działaniem przypominająca amfetaminę - sprowadza euforię, podniecenie i niepokój. Podwyższony poziom PEA w mózgu zwiększa wydzielanie noradrenaliny, zwanej substancją miłości, ta zaś uwalnia neuroprzekaźnik nie bez powodu nazwany cząsteczką szczęścia - dopaminę. Ta ostatnia odpowiada za zachodzące w mózgu chemiczne procesy kontrolujące m. in. zdolność odczuwania przyjemności. Biochemiczny miks w naszych mózgach powoduje, że przebywając z miłą sercu (a poprawniej: miłą przodomózgowiu) osobą czujemy się tak, jak stojąc na podium albo odbierając, w błysku fleszy, jakąś ważną nagrodę.

zakochani.jpgZakochani - co nietrudno zauważyć - są w stanie permanentnego, amfetaminowo-dopaminowego rauszu. Zachowują się niczym narkomani, manifestując swój odurzający stan drżeniem rąk, "gęsią skórką", bezsennością, brakiem koncentracji, uczuciem nieuzasadnionej radości przeplatanej ze stanami depresyjnymi (obniżony poziom serotoniny!), zaburzeniami łaknienia oraz skurczem żołądka, powodującym, że wcale nie tak trudno pomylić stan zakochania z... niestrawnością. Z innych, na pierwszy rzut oka mniej widocznych, a bardzo przecież charakterystycznych symptomów wymienić należy też osławione "motyle", mało romantycznie umiejscowione w brzuchu.

Niestety, uruchomiona przez PEA lawina biochemicznych procesów w naszym centrum dowodzenia powoduje, że pomiędzy owym odlotowym stanem a poważną chorobą umysłową przebiega niekiedy ledwie dostrzegalna granica...

A co się dzieje, gdy obiekt, namierzony przez nasz układ limbiczny, pozostaje niewzruszony? Sprawa się mocno komplikuje. Nieodwzajemnione uczucie może mieć identyczne skutki fizjologiczne, jakie wywołuje nagłe zaprzestanie przyjmowania narkotyku przez osobę uzależnioną. Oto mamy podręcznikowy przykład tzw. zespołu odstawienia. Od łagodnej melancholii po depresję, a nawet próby samobójcze (m. in. Werter, Gustaw z IV cz. "Dziadów", Kordian, Stanisław Wokulski, Halka).

Problemem - kto wie, czy nie poważniejszym w swych społecznych skutkach - jest również silne uzależnienie od pierwszej, fenyloetyloaminowej fazy miłości. Owładnięty nią delikwent (Don Juan, Casanova) nie jest zdolny do rozpoczęcia kolejnego etapu związku, kiedy gwałtowne uczucia ustępują tworzeniu długotrwałej wzajemnej więzi. Patologicznie niezdolni do stałości, bo ułomni pod względem biochemii mózgu donżuani, owi nałogowcy pierwszego zadurzenia, w poszukiwaniu euforii zwracają się ku kolejnym partnerkom lub partnerom. Do czasu! Wszystko wskazuje na to, że przypadłość tę - skądinąd dla samych zainteresowanych przyjemną - już niedługo będzie można leczyć. Dzięki, drodzy panowie i panie, niepozornemu gatunkowi gryzonia, zwanego nornicą preriową (o czym poniżej).

Katarzyna Siwiec, Miłość, czyli mózg na dopalczach

mb

Zmieniony: sobota, 23 lipca 2011 20:27
 
Infantylizm a postawa dziecięctwa PDF Drukuj Email
Zbyszek czyta, inni też...
piątek, 22 lipca 2011 12:30

W Psalmie 131 odnajdujemy słowa: Jak niemowlę u swej matki, jak niemowlę - tak we mnie jest moja dusza (Ps 131, 2). W osobie, która wypowiada słowa tej modlitwy, odróżnić można jak gdyby dwie postaci: tę, która mówi, i tę, o której mówi - niemowlę. To antropologiczne rozróżnienie (dorosły - dziecko) ukazuje w człowieku wewnętrzny dialog, intymną relację pomiędzy dzieckiem (wręcz niemowlęciem) a tym, który powinien się nim opiekować. Postać dziecka znajduje się w głębi człowieka - w jego duszy ("jak niemowlę jest we mnie moja dusza"), postać dorosłego (opiekuna) - jak gdyby na zewnątrz, tworząc reprezentacyjno-ochronną osłonę. Im bardziej wchodzimy w głębię człowieka, tym mniejsze jest to metaforyczne dziecko - aż po bezradne niemowlę, aż po nicość.
*
Różnica pomiędzy infantylizmem a postawą dziecięctwa ma swoje zakorzenienie w relacji dziecko-dorosły. W dojrzałej postawie dziecięctwa "wewnętrzne niemowlę" otrzymuje nieustannie troskę, zainteresowanie i opiekę ze strony "dorosłego". To on modli się (por. Ps 131) i powierza Bogu swoją wewnętrzną wrażliwość. Wie, że nie jest na tyle dojrzały, aby unieść odpowiedzialność za losy tego "niemowlęcia", i dlatego - analogicznie jak Maryja - przynosi swoje dziecię do świątyni, aby powierzyć je Bogu.
*
Infantylizm zakorzenia się w braku odpowiedzialnej troski o dziecko, jest utrwalonym wołaniem sieroty: "Zauważ mnie, pokochaj mnie wreszcie". Osoba infantylna robi wszystko, aby być zauważoną i nieustannie wyczekuje na kogoś, kto ją pokocha. Infantylizm jest niedojrzałą, regresywną formą powrotu do pozostawionej przed laty sieroty, której doświadczenie braku miłości jest na tyle silne, że nie pozwala rozwinąć się dorosłej postaci - nieustannie zakłóca jej dojrzały rozwój.
*
Trzeba dużo odwagi, pokory i męstwa, aby zobaczyć i zaakceptować w sobie bezgraniczną słabość, która miesza się z nicością. Potrzeba ludzkiej i nieludzkiej siły, aby unieść ukryte w głębi jestestwa "niemowlę", które obdarowane tylko ludzką troską ostatecznie NIC nie może uczynić (por. J 15, 5). Znakiem największej dojrzałości człowieka jest ofiarowanie - w dojrzałych, silnych, ludzkich dłoniach - wewnętrznej wrażliwości, ofiarowanie jej Bogu i ukrycie w głębi Jego "łona". Tylko ci, którzy doświadczyli dziecięctwa Bożego, zdolni są do męstwa, odważnego zaangażowania w świecie, ponieważ wiedzą, że "ich życie ukryte jest z Chrystusem w Bogu" (por. Kol 3, 3).
*
Nikt nie rodzi się z zamiarem bycia osobą infantylną - w tle kryje się często nieludzka krzywda, przed którą ludzie wrażliwi chylą głowę. Jestem przekonany, że Bóg w sposób wyjątkowy kocha swoje infantylne dzieci i nie uzależnia swojej miłości od przebiegu fachowej psychoterapii. Kocha ich puste, bezradne dłonie, pachnące chlebem jałmużników. I tak jak kiedyś zadziwił zaradnych uczniów rozmnożeniem chlebów, tak często i dzisiaj zadziwia, przemieniając zapach dłoni swoich bezradnych sierot w nieoczekiwane dary.

Ks. Krzysztof Grzywocz, Infantylizm a postawa dziecięctwa

mw

Zmieniony: piątek, 22 lipca 2011 12:32
 
Magnificat o zachodzie słońca PDF Drukuj Email
Zbyszek czyta, inni też...
wtorek, 19 lipca 2011 20:35

Panie,
Jakie by nie były ciernie tego dnia …
Niech nie zamknę oczu bez zwrócenia ich ku Tobie,
W porywie  Magnificat!

Niech w ten wieczór i każdy następny
Słowo dziękuję rodzi się w mym sercu
i dojdzie do Ciebie, Panie, hymn wdzięczności za tyle dobrodziejstw,
pomocy, ratunku, radości i piękna,
jakimi nieznane na ogół ręce tkają moje życie,
Twoją ręką ożywione.

Niech w ten wieczór nawet szczypta zwątpienia
Nie wkradnie się do mego serca
Zachwyt przezwycięży uczucie zawodu,
Radość weźmie górę nad cierpieniem,
Nadzieja nad rozpaczą,
Źdźbło śmierci rozkwitnie życiem,
Aż do dnia twego wiecznego Życia.

Tak, więc o zachodzie słońca
W godzinę, gdy nad krajobrazem naszej egzystencji
Kładą się długie cienie zwiastujące zmierzch,
Kiedy, o paradoksie! na horyzoncie zjawia się, by za chwilę zniknąć
Słońce przeogromne …

Absolutna pewność „żywej Miłości” zamieszka na zawsze
W mojej ludzkiej świadomości jako znak zwycięstwa Boga.

Życie ludzkie ! Czas walki wspaniałej
Między siłami pozytywnymi i siłami negatywnymi …
Droga niebezpieczna, u kresu wręcz zawrotna,
Jak wąska ścieżka zawieszona tuż pod szczytem,
Pomiędzy dwoma przepaściami nie do przeniknięcia:
Absolutu i absurdu …
Bytu i nicości …
Miłości własnej i miłości.

W sposób nieprzenikniony te dwie przepaści rodzą się jedna z drugiej
W sercu człowieka i jednakowo go porywają
Do zwycięstwa, którego wyzwaniem ostatecznym
Jest nieodwołalnie nasza wiara w miłość.

Nasza wiara w miłość,
Ta szalona ufność dana, odbierana
I znów na nowo oddawana Bogu każdego spotkania,
Każdej komunii, każdej jedności …
Bogu, który ochrania każdą różnorodność,
by przez Niego stała się harmonią.

Miłość
I w nim zjednoczona, doskonale wolna, wieczna Miłość,
Ostateczne spełnienie tego pokoju,
Którego nikt nie zdoła zamącić ani odebrać.                      

Marguerite Hoppenot (1901-2011)

mw

Zmieniony: wtorek, 19 lipca 2011 20:39
 
E-mail od Pana Boga do kobiet PDF Drukuj Email
Zbyszek czyta, inni też...
wtorek, 19 lipca 2011 13:06

e_mail_do_kobiet_frontcover.jpgKsiążka Claire Cloninger "E-mail od Pana Boga do kobiet" (wyd. Edycja Świętego Pawła) dedykowana przyjaciołom ze wspólnoty modlitewnej zawiera pełne miłości listy, które przybrały postać maili - prosto z Bożego serca. Zawierają słowa pełne nadziei, otuchy i praktycznych rad Ojca do córki, którą kocha jak nikt na świecie. Bóg pragnie bliskiego kontaktu, Jego słowa dodają sił i pomagają w podejmowaniu życiowych wyzwań i trudnych decyzji. Bóg ma swój sposób, aby być blisko swoich dzieci - w naszych  duchowych e-mailowych skrzynkach nieustannie pozostawia wiadomości, które są dla nas istotne. Jest to więc szansa by zalogować się w sercu Boga i rozważyć rzeczywiste, codzienne problemy, przed którymi stają wszystkie kobiety XXI wieku.

Oto przykład jednego z maili:

Realizuj Mój plan. „Nie bądź mądry we własnych oczach, Pana się bój, zła unikaj” (Księga Przysłów 3,7)

...Twój plan działania może wydawać się bardzo mądry, ale jak mówi przysłowie: „Możesz widzieć drzewa, a nie widzieć lasu”. Jesteś zbyt skupiona na swoim życiowym planie, aby móc spojrzeć z właściwej perspektywy. Jestem ponad tobą, obok ciebie i w tobie, co daje mi wyjątkową perspektywę. Co więcej, jestem Tym, który cię stworzył i wiem co jest dla ciebie najlepsze. Dlatego nie kieruj się swoim własnym planem. Zaufaj Mi i pozwól, abym ci pokazał Mój plan. Ty jedynie podążaj według niego.

Twój Przewodnik - Bóg

Albo inny mail:

„W Panu pokładam nadzieję, nadzieję żywi moja dusza, czeka na Twe słowo”
(Psalm 130,5)

Moja córko!
Wielu utożsamia czekanie z marnowaniem czasu. Czas bez aktywności uważa się za spisany na straty. Lecz Ja uważam, że czekanie jest glebą wiary, na której twój duch może wzrastać w pewności i sile. Czego się nauczysz, kiedy zechcesz poczekać? Zrozumiesz, ze nie znasz wszystkich odpowiedzi, a z czasem odkryjesz, że Ja je znam. Nauczysz się, że złe działanie może być gorsze od bezczynności. Nauczysz się, że wiara jest tańcem, w którym Ja prowadzę. Gdy czekasz, aż Ja cię poprowadzę, uczysz się zaufania do Mnie oraz wsparcia na Mojej miłości - nawet wtedy, gdy nic się nie dzieje. Dlatego, kiedy czekasz, skoncentruj się na Mnie i pokładaj ufność w Moim Słowie.

Godny Oczekiwania - Bóg

mw

Zmieniony: wtorek, 19 lipca 2011 13:18
 
Brak decyzji to najgorsza decyzja PDF Drukuj Email
Zbyszek czyta, inni też...
wtorek, 19 lipca 2011 10:29

Wybrać jedno, oznacza pozostawić inne. Istota wyboru polega właśnie na pozostawieniu czegoś. Samo słowo "decyzja" pochodzi od łacińskiego decidere, co oznacza: obcinać, oddzielać. Decyzja ma coś z chirurgii, i jako taka jest czymś bolesnym... ale i służy zdrowiu. Chociaż w znacznym stopniu preferujemy jedną z dwóch możliwości, to jednak zawsze boli porzucenie drugiej, dlatego dla osłodzenia sobie cierpienia, wynikającego z oddzielenia, opóźniamy pożegnanie.

Pewnego razu obserwowałem, jak mała dziewczynka cierpiała, gdyż musiała dokonać wyboru pomiędzy dwoma lalkami w jednym ze sklepów z zabawkami. Jej mama powiedziała jasno i wyraźnie: "Jedna z dwóch; ta, którą wybierzesz". To zrodziło w dziewczynce logiczny dylemat. Dzieci nie rozumieją jeszcze zdań rozłącznych. Łatwo im zrozumieć stwierdzenie: "dwie razem", albo "żadna z dwóch", lecz "Jedną lub drugą", to nie jest łatwe. Być może ta językowa trudność, z jaką wszyscy się rodzimy, jest wynikiem i echem oporu przed dokonaniem wyboru, koniecznością pozostawienia czegoś. Wspomniana dziewczynka wzięła pod pachy obydwie lalki, pokazując w ten sposób swoje przekonanie, że może zabrać "Jedną i drugą"; i kiedy mama ją powstrzymała gestem, który nie budził wątpliwości, malutka wybrała opcję: "żadna z dwóch", rzucając lalki na ziemię, wychodząc z powagą i z obrażoną miną ze sklepu. Kiedy mama zaczęła jej tłumaczyć cierpliwie, że lepsza jest jedna lalka niż żadna, dziewczynka powróciła zrezygnowana do sklepu i w końcu wybrała jedną. Zapakowano ją i wręczono dziewczynce, a ta wzięła ją na ręce i przytuliła do siebie. Wychodząc ze sklepu jeszcze raz spojrzała na lalkę, którą musiała pozostawić, i wydaje mi się, że zauważyłem błysk cierpienia i żalu w niewinnym spojrzeniu, jakim żegnała się z lalką, którą pozostawiała. Mama wzięła ją za rękę i już wychodziły ze sklepu, gdy dziewczynka uczyniła jeszcze coś równie niespodziewanego, jak i pięknego. Wyrwała swoją rękę z dłoni mamy, podbiegła do lady, gdzie ciągle leżała lalka, którą musiała pozostawić, dała jej wielkiego całusa i podbiegając, znowu wzięła mamę za rękę. W tym całusie był wyrażony cały ból, cierpienie, bezsilność i umieranie niemożliwych opcji. Ta maleńka, wspaniała dziewczynka zaczynała uczyć się, że wybór bywa trudny.

Carlos G. Valles, Brak decyzji to najgorsza decyzja

zz

Zmieniony: wtorek, 19 lipca 2011 10:35
 
Warto cierpliwie znosić zło PDF Drukuj Email
Zbyszek czyta, inni też...
niedziela, 17 lipca 2011 18:13

"Nieba" nie należy rozumieć tylko w sensie wysokości wznoszącej się ponad nami, ponieważ taka nieskończona przestrzeń ma też formę wnętrza człowieka. Jezus porównuje Królestwo Niebieskie do pola pszenicy, abyśmy zrozumieli, że jest w nas zasiane coś małego i ukrytego, co jednak ma nieodpartą siłę życiową. Pomimo wszelkich przeszkód, ziarno wzrośnie, a owoc dojrzeje. Będzie to dobry owoc jedynie wtedy, jeżeli rola życia będzie uprawiana zgodnie z wolą Bożą. Dlatego w przypowieści o pszenicy i kąkolu (Mt 13,24-30), Jezus ostrzega nas, że po zasiewie dokonanym przez właściciela, "kiedy ludzie spali" przyszedł " jego nieprzyjaciel", który zasiał kąkol. Oznacza to, że musimy być gotowi do strzeżenia łaski otrzymanej w dniu Chrztu św., nieustannie ożywiając swą wiarę w Panu, który przeszkadza, aby zakorzeniało się zło. Św. Augustyn, komentując tę ​przypowieść, zauważa, że "wielu najpierw jest kąkolem, a potem stają się dobrą pszenicą" i dodaje: "gdyby oni, kiedy są źli, nie byliby cierpliwie tolerowani, nie osiągnęliby godnej pochwały przemiany" (Quaest. septend w: Ev sec. Matth, 12, 4:.. PL 35, 1371).

Benedykt XVI: warto cierpliwie znosić zło

mb

 
Świecące piksele czy prawdziwi ludzie PDF Drukuj Email
Zbyszek czyta, inni też...
niedziela, 17 lipca 2011 13:45

Gdyby mógł nas widzieć ktoś, kto nie słyszał jeszcze o komputerach (czy na świecie są jeszcze tacy ludzie?), zobaczyłby, że najpiękniejsze godziny i lata życia spędzamy nachyleni nad jakimiś świecącymi skrzynkami, w których przesuwają się kolorowe obrazki i rządki literek. Wydałoby mu się to co najmniej śmieszne i pewnie uznałby to za stratę czasu.

Tymczasem my, ludzie początku trzeciego tysiąclecia i obywatele globalnego świata wierzymy, że świecące piksele to prawdziwi ludzie, którzy śmieją się do nas i z którymi warto pisać przez czaty, komunikatory, rozmawiać przez Skype'a - już nie bezpośrednio, jak w XX wieku, kiedy to żeby kogoś zobaczyć, należało fatygować się do kawiarni, należało być słownym i punktualnym, żeby spóźniając się nie obrazić drugiej osoby. Teraz czas i miejsce przestały mieć znaczenie. Ja ci piszę maila o pierwszej w nocy w jakiejś lubelskiej wsi, ty odbierasz go w południe w pociągu zmierzającym do jednej z europejskich stolic. Żeby napisać i odebrać maila, nie trzeba być uczesanym, można mieć na sobie poplamioną koszulę, ponadto można być rozproszonym na dziesiątki innych spraw i ludzi. Czasy, kiedy poświęcało się godzinę na rozmowę z przyjacielem (tylko i wyłącznie z nim) minęły. Teraz, nawet jeśli już zdecydujesz się na spotkanie z kimś, waszą rozmowę przerwie co najmniej kilka SMS-ów i telefonów. Na luksus wyłączności możesz sobie pozwolić tylko podczas spowiedzi - o ile nie zapomniałeś wyłączyć telefonu.

Internet to kopalnia wiedzy i zarazem wysypisko śmieci. Nie każdy może się tu odnaleźć i skupić tylko na tym, co faktycznie potrzebne i co jest dobre. Uwagę cały czas przyciągają krzykliwe reklamy, niezwykłe newsy ("tym razem to prawdziwy koniec świata!" - krzyczy portal, a obok tej bzdury są autentyczne i ważne wiadomości z kraju i ze świata), plotki i ploteczki, a także zdjęcia mniej lub bardziej roznegliżowanych pań i panów.

Facebook czy nk zamiast zbliżyć nas do znajomych sprawiły, że przestaliśmy się z nimi spotykać - bo po co, skoro wszystkiego można dowiedzieć się śledząc czyjś "profil" i informacje na tzw. tablicy. Na podstawie kilku (kilkudziesięciu, kilkuset) zdjęć i wpisów próbujemy zrekonstruować osobę drugiego człowieka, a kiedy już spotkamy go w Prawdziwym Świecie, jesteśmy zaskoczeni, że zupełnie nie pasuje on do obrazu swojego facebookowego awatara.

Robert Jęczeń, Świat dla ubogich

mb

 
Przypowiastka PDF Drukuj Email
Zbyszek czyta, inni też...
czwartek, 14 lipca 2011 15:31

usłyszana na rekolekcjach.

Pewnemu Żydowi nic się nie układało. Pracę stracił, mieszkanie musiał zmieniać, z żoną nie mógł się dogadać, dzieci go nie szanowały, sąsiedzi omijali..... Wreszcie sfrustrowany poszedł do rabina i opowiedział o swojej ciężkiej sytuacji, prosząc o radę.

Rabin nakazał mu napisać na dużej kartce : 

NIE ZAWSZE TAK BĘDZIE

i powiesić w pokoju, albo postawić sobie na biurku, żeby często na ten napis spoglądać. Pobożny Żyd wypełnił polecenie. Wytrzymał wszystko, patrząc często na kartkę i powtarzając sobie, że NIE ZAWSZE TAK BĘDZIE.

Po pewnym czasie sytuacja zaczęła się normować. Poszedł wreszcie uradowany Żyd do rabina, by mu podziękować.

- Rabbi!!!! Nareszcie jest dobrze. Jest bardzo dobrze. Dogadałem się z żoną. Razem zapanowaliśmy nad dziećmi, żyjemy w zgodzie. Sąsiedzi uśmiechają się do nas, a my do nich. Znalazłem pracę - i to lepszą od poprzedniej ! Jest cudownie ! Dziękuję ! A teraz biegnę zdjąć wreszcie tę niezwykłą kartkę od Ciebie....

- Nie zdejmuj - przerwał mu mądry rabin, a widząc zdziwioną minę rozmówcy, dodał z ciepłym uśmiechem :

- Nie zawsze tak będzie.

meroutka

 
Smutek jest wynikiem pewnego zaniechania PDF Drukuj Email
Zbyszek czyta, inni też...
czwartek, 14 lipca 2011 11:35

smutek1.jpgEwagriusz często mówi o potrzebie czuwania nad swoimi myślami, odsuwania złych myśli, w tym również tych przygnębiających. Według jego nauki, nie należy poddawać się pesymizmowi. Jednak takiej rady byłby w stanie udzielić każdy. Mistrz życia duchowego musi sięgać do przyczyny smutku i wskazać konkretne sposoby jej usunięcia. Jak wiemy, jego przyczyną jest często jakaś namiętność, nieuporządkowane przywiązanie do czegoś lub kogoś. "Niemożliwe jest, abyśmy odparli tego wroga, gdy jesteśmy namiętnie przywiązani do czegoś na tej ziemi" (O praktyce ascetycznej 19, t. 1).

Zatem najbardziej skutecznym lekarstwem na smutek, który powstaje z powodu niemożliwości zaspokojenia swojej namiętności, jest wyzbycie się takiego rodzaju nieuporządkowania. Najlepiej nie dopuścić do zaistnienia namiętności. W języku ascetycznym Ewagriusza brzmi to bardziej radykalnie: ucieczka od wszystkich światowych przyjemności i stan beznamiętności.

Starożytna apatheia - wolność od namiętności - nie pokrywa się z tym, co dziś rozumiemy przez słowo "apatia". Nie oznacza wyparcia uczuć, ale takie kierowanie nimi, by nie doprowadziły do moralnego schorzenia w postaci pathos, czyli głębokiego i nieuporządkowanego afektu. Synonimem apathei jest czystość serca. Ewagriusz mówi:

„Smutek nie dosięgnie serca czystego, bowiem ono odepchnęło od siebie daleko zgubne pragnienia”. Wolność od namiętności czyni z nas wieżę "niedostępną dla demona smutku" (O praktyce ascetycznej 19, t. 1). „Nie złamie smutek, gdy nie ma innych namiętności, jak również więzy, gdy nie ma tych, którzy wiążą. […] Kto pokonał pożądanie, pokonał namiętności; nie będzie opanowany przez smutek” (O ośmiu duchach zła 11, t. 1). „Niechęć do przyjemności ucisza smutek tego świata” (Pouczenie dla mnichów 5, t. 2). Na przykład wolny od chciwości nie „zasmuci się gorzko”, gdy utraci pieniądze (por. O ośmiu duchach zła 12, t. 1). „Wstrzemięźliwy nie zasmuci się z powodu braku pokarmu ani powściągliwy, jeśli nie osiągnie zbytecznej przyjemności, ani łagodny, jeśli wymknęła się sposobność do zemsty, ani pokorny, pozbawiony ludzkiej czci, ani też niechciwy pieniędzy, gdy poniósł straty”(O ośmiu duchach zła 11, t. 1). (...)

Czystość serca zakłada nie tylko wolność od namiętności. Wykorzenienie jednej prowadzi do powstania innej, jeśli zło nie zostanie zastąpione dobrem. Ewagriusz proponuje zastąpić, dla uniknięcia frustracji, stoicką postawę wyzbycia się wszelkich pragnień chrześcijańską postawą pragnienia rzeczy zgodnych z wolą Boga. Niezbędne staje się praktykowanie właściwych dyspozycji moralnych. Listę cnót leczących z przygnębienia podaje Ewagriusz głównie w Traktacie dla Eulogiusza mnicha. Podkreśla, że to miłość przepędza smutek. "Kto zdobył cnotę miłości, w niewoli trzyma złe namiętności" (Traktat dla Eulogiusza mnicha 10, t. 2). Ona bowiem nie szuka swego, więc nie zamyka człowieka w boleści nad własną utratą.

Cnotą występującą bezpośrednio przeciwko smutkowi, a związaną z miłością, jest radość. "Jeśli chcesz zwyciężyć smutek i gniew, weź w ramiona wielkoduszność miłości, zdobądź dla siebie radość płynącą z prawości" (Traktat dla Eulogiusza mnicha 7, t. 2). "Jeśli więc zdobędziemy wśród trudów radość pełną pokoju, [to] przy jej pomocy odpędzimy przychodzące na nas rzeczy przykre, trwając w dziękczynieniu, i nie wpuścimy ryczącego demona smutku, który zwłaszcza w utrapieniach tworzy jakby przyczółek i atakuje duszę…". Ona smutek "jakby zatapia w morzu" (Traktat dla Eulogiusza mnicha 6, t. 2).

Jak widzimy, radość taka wiąże się z postawą dziękczynienia. "W chwilach utrapień czyń dzięki, tym bardziej że dzięki nim lepiej uświadamiasz sobie łaskę Bożej pomocy. W ten sposób bowiem, dopóki czyniąc dzięki będziesz otrząsał się ze spadających na ciebie utrapień, dopóty nie zaciemnisz mocno jaśniejącego piękna wytrwałości" (Traktat dla Eulogiusza mnicha 8, t. 2). Obok wdzięczności Ewagriusz postuluje również wytrwałość. Zły duch wyszukuje słabej strony człowieka i uderza w to miejsce, które nie zostało zabezpieczone praktyką cierpliwości (por. Traktat dla Eulogiusza mnicha 8, t. 2). Ze względu na wytrwałość pustelnik nie opuszcza swej celi i w czasie smutku nie skłania się ku podszeptom zniechęcenia (por. Do mnichów mieszkających we wspólnotach 55, t. 1). Stosuje wypróbowaną zasadę, by nie podejmować ważnych decyzji w afekcie.

Leon Nieścior OMI, Smutek jest wynikiem pewnego zaniechania

ws

Zmieniony: czwartek, 14 lipca 2011 20:54
 
Głos i oblicze Chrystusa w internecie PDF Drukuj Email
Zbyszek czyta, inni też...
czwartek, 14 lipca 2011 08:11

www.jpgZ relacją między słowem Bożym i kulturami wiąże się ważna kwestia uważnego i inteligentnego posługiwania się dawnymi i nowymi środkami społecznego przekazu. Ojcowie synodalni zalecili należyte poznanie tych narzędzi i zwrócenie uwagi na ich szybki rozwój oraz różne poziomy wzajemnego oddziaływania, a także dokładanie większych starań, by zdobywać kompetencje w różnych dziedzinach, w szczególności w zakresie tak zwanych nowych mediów, jak na przykład internet. Kościół jest już w znacznej mierze obecny w świecie masowej komunikacji i również Magisterium Kościoła wypowiadało się wielokrotnie na ten temat, poczynając od Soboru Watykańskiego II. Wykorzystywanie nowych metod w przekazywaniu orędzia ewangelicznego wiąże się z ewangelizacyjną pasją wierzących, a dzisiaj komunikacja obejmuje zasięgiem swej sieci kulę ziemską i nabiera nowego znaczenia wezwanie Chrystusa: „Co mówię wam w ciemności, powtarzajcie w świetle, a co słyszycie na ucho, rozgłaszajcie na dachach” (Mt 10, 27). Słowo Boże, oprócz tego, że występuje w formie drukowanej, powinno rozbrzmiewać także poprzez inne formy przekazu. Dlatego wraz z ojcami synodalnymi pragnę podziękować katolikom, którzy kompetentnie angażują się w świat mediów, starając się, by ich obecność była znacząca, i zachęcam do jeszcze rozleglejszego i fachowego działania.

Należy uznać, że obecnie pośród nowych form masowej komunikacji wzrasta rola internetu, stanowiącego nowe forum, na którym powinna być głoszona Ewangelia, przy zachowaniu jednak świadomości, że świat wirtualny nigdy nie będzie mógł zastąpić świata realnego, oraz że ewangelizacja może korzystać z dróg wirtualnych, jakie udostępniają nowe media, dla nawiązywania znaczących relacji jedynie pod warunkiem, że to doprowadzi do osobistego kontaktu, który jest niezastąpiony. Również w świecie internetu, dzięki któremu na milionach monitorów mogą pojawiać się miliardy obrazów na całym świecie, powinno być widoczne oblicze Chrystusa i słyszalny Jego głos, „bowiem tam, gdzie nie ma miejsca dla Chrystusa, nie ma go również dla człowieka”.

Benedykt XVI, Verbum Domini - o Słowie Bożym w życiu i misji Kościoła
Posynodalna adhortacja apostolska Ojca Świętego Benedykta XVI do biskupów i duchowieństwa, osób konsekrowanych i wiernych świeckich, listopad 2010

mb

Zmieniony: czwartek, 14 lipca 2011 09:21
 
33 uderzenia Serca Jezusa PDF Drukuj Email
Zbyszek czyta, inni też...
czwartek, 30 czerwca 2011 09:57

serce.jpgKażdy z nas, kiedy przystaje w ciszy, potrzebuje poczuć nie tylko bicie własnego serca, ale - jeszcze głębiej w swoim wnętrzu - pulsowanie niezawodnej obecności, wyczuwalnej zmysłami wiary, ale o wiele bardziej realnej: obecności Chrystusa, serca świata. (Benedykt XVI)

O niepowtarzalnym rytmie Bożego Serca, o odkrywaniu Jego melodii... warto pomyśleć, kiedy dopada nas zbyt szybkie tempo rzeczywistości.

Życie, nie pędź tak,, proszę, daj odpocząć... - słowa znanej piosenki Ryszarda Rynkowskiego z każdym rokiem zdają się nabierać na aktualności. O tym, że tempo naszej codzienności zaczyna niebezpiecznie wzrastać, mówi się już powszechnie. Nawet wydawałoby się kojący czas wakacji i urlopów nie jest wolny od tego zjawiska. Gdzie pojechać, z czego zrezygnować, co pozostawić, a co wybrać? Oto pytania, które skutecznie przyśpieszają bicie naszego serca. Czy zatem przeznaczeniem naszym jest szalone tempo? Wydaje się, że tak. Raz rozpędzonej maszyny postępu dziś już nikt nie ma odwagi zatrzymać. Nasze serce musi bić rytmem codzienności; aby utrzymać rzeczy, które są dla nas ważne, trzeba, by był on również przyspieszony. Nie dla niego odpoczynek i postój. Sama myśl o jego zatrzymaniu napełnia nas lękiem.

Sytuacja taka przywodzi mi na myśl Serce, którego rytm również jest bardzo intensywny. Żywo reagujący na wszystkie cienie i blaski ziemskiego bytowania. Przyśpieszający w obliczu zła i niegodziwości. Boleśnie wzmacniany w godzinie zdrady i opuszczenia przez najbliższych. Ale równocześnie radośnie unoszony w chwili miłującego spotkania. Myślę o Sercu Jezusa. Pytam się: Czy Jego bicie może wyznaczać rytm naszego ludzkiego serca? Czy Jego melodia może stać się naszą melodią? Śmiałe pytania. Jeśli jest to możliwe - a wierzę, że tak - to w jaki sposób Je usłyszeć, jak odkryć to bogactwo?

Duchowa tradycja Kościoła zna kilka dróg, na których można tego dokonać. Jedna z nich jest dobrze znana wśród większości katolików - jest nią Litania do Serca Jezusa. 33 uderzenia, opieczętowane prośbą o zmiłowanie. To w nich ukrywa się unikalna melodia Bożego Serca. Powstaniu wezwań litanijnych towarzyszyły straszne wydarzenia epidemii cholery, panującej w Marsylii w 1720 roku. Wówczas to miejscowy biskup, szukając ratunku u Boga, uroczystym aktem ofiarował całą diecezję Sercu Jezusa. Ustanowił również wieczysty obchód święta ku Jego czci oraz specjalną litanię. Od tej chwili epidemia poczęła szybko ustępować. Autorką wezwań litanijnych jest siostra Anna Magdalena Remusat, która czerpiąc ze słów modlitwy jezuity ojca Jana Croiseta, napisała 27 wezwań, kolejnych sześć dodanych zostało przez Rzymską Kongregację. W taki oto sposób powstały 33 wezwania do Serca Jezusowego. (...)

Modlitwa Litanią do Najświętszego Serca Jezusa jest jedną z wielu dróg prowadzących ku kontemplacji tajemnicy Bożego Serca. Jednakże poprzez swój wyjątkowy, pełen emocji i tempa rytm trzydziestu trzech uderzeń Serca, zdaje się szczególnie aktualna w dzisiejszym świecie.

Jarosław Mikuczewski SJ, 33 uderzenia Serca Jezusa

mb

Litania do Najświętszego Serca Pana Jezusa

Zmieniony: czwartek, 30 czerwca 2011 10:28
 
Jak zachować trwałą przyjaźń ? PDF Drukuj Email
Zbyszek czyta, inni też...
sobota, 25 czerwca 2011 15:01

 1. Pierwszym warunkiem prawdziwej przyjaźni - jest wzgardzenie dobrami tego świata i nie przywiązywanie wagi do tego, co posiadamy. Byłoby rzeczą przykrą i niegodziwą, gdyby ktoś, kto wyrzekł się świata i wszelkich jego marności, bardziej cenił sobie jakąś marną rzecz, która mu jeszcze pozostała, anizeli najdrozszą miłość brata.

Drugim - aby każdy tak opanował swoją wolę, by nie uwazał się za mądrego i niepotrzebującego rady. Istnieje bowiem niebezpieczeństwo, ze zamiast na opinii bliźniego, będzie polegał tylko na swym własnym zdaniu.

2. Trzecim - to wiedzieć, ze wszystko, nawet to, co uwazamy za pozyteczne i konieczne, musi ustąpić przed takimi wartościami jak miłość i pokój.

Czwartym - pamiętać, ze nigdy nie wolno ci się gniewać, czy ze słusznego, czy z niesłusznego powodu.

Piątym - starać się uśmierzać zagniewanie brata, nawet jeśli powstało bez powodu. Na zagniewaniu brata powino nam zalezeć jak na naszym własnym, musimy bowiem wiedzieć, ze smutek brata jest dla nas równie zgubny, jak nasze zagniewanie na niego. Dlatego, na ile to możliwe, powinniśmy także usunąć żal z duszy brata.

Ostatnim warunkiem (który niewątpliwie służy również wyniszczaniu wszystkich wad) - jest przeświadczenie, że każdego dnia możemy odejść z tego świata. Przeświadczenie to nie tylko nie dopuści, aby jakiś żal zadomowił się w sercu, ale stłumi także wszelkie odruchy poządliwości i wad.

3. Kazdy, kto będzie przestrzegał tych zasad, i innym nie sprawi, i sam nie zazna goryczy gniewu i niezgody. Tam zaś, gdzie zasad tych zabraknie, wróg wszelkiej miłości - diabeł, powoli będzie wlewał do serc przyjaciół truciznę i urazy. W krótkim czasie, z powodu częstych sporów, braterskie miłowanie powoli zacznie stygnąć, a serca miłujących, przez długi czas ranione, będą musiały się rozstać.

4. Ten zaś, kto kroczy ścieżką wspomnianych zasad, kiedy i w czym mógłby poróżnić się z przyjacielem ? Jeśli niczego nie uwaza za swoje, wyrywa doszczętnie zarzewie wszelkich sporów, które na ogół powstają z powodu spraw błahych i niegodnych najmniejszej uwagi. Bardzo dokładnie przestrzega tez tego, co w Dziejach Apostolskich napisano o jedności wierzących : "Jeden duch i jedno serce ozywiały wszystkich wierzących. Zaden nie nazywał swoim tego, co posiadał, ale wszystko mieli wspólne" (Dz 4, 32).

Jakże, dalej, miałby się stać siewcą niezgody ten, kto słuzy woli brata, a nie swojej, naśladując przykład swego Pana i Stwórcy, który stawszy się człowiekiem, powiedział : "Nie przyszedłem po to, aby pełnić swoją wolę, ale wolę Tego, który Mnie posłał" (J 6, 38).

św. Jan Kasjan "O przyjaźni"

meroutka

Zmieniony: sobota, 25 czerwca 2011 15:05
 
Jak powstaje trwała przyjaźń ? PDF Drukuj Email
Zbyszek czyta, inni też...
piątek, 24 czerwca 2011 12:43

1. Pośród (...) wszystkich rodzajów miłości istnieje tymczasem jedna, która jest trwała. Powstaje ona nie na skutek czyjegoś polecenia, nie z powodu wielkich darów czy przysług, nie w wyniku umowy czy z konieczności natury, ale wyłącznie dzięki podobieństwu cnót. Takiej miłości nie zniweczą żadne okoliczności : nie rozdzieli jej odległość, nie zniszczy czas, nawet sama śmierć nie zdoła jej przeciąć!

2. Jest to miłość prawdziwa i trwała, która wyrasta z obustronnej doskonałości i cnoty przyjaciół: takiego przymierza, raz zawartego, nie rozerwie ani różnica pragnień, ani sprzeczność woli.

W naszym stanie znamy wielu, których wspólna miłość do Chrystusa doprowadziła do zażyłego koleżeństwa, lecz nie było ono stałe i nierozerwalne. Oparli je wprawdzie na dobrym fundamencie, ale ponieważ w powołaniu nie trwali z jednakową gorliwością, ich przywiązanie było tylko czasowe. Zamiast równej cnoty obydwu, podtrzymywała je tylko cierpliwość jednego. Takie przywiązanie, nawet gdyby jeden starał się je wielkodusznie i za wszelką cenę zachować, musi niechybnie zostać zerwane przez małoduszność drugiego.

3. Chociażby ci, którzy są w pełni sił [doskonali], byli nie wiadomo jak wyrozumiali wobec słabości tych, którzy nazbyt ozięble dążą do "zdrowia" doskonałości, to sami "chorzy" słabości swych nie zniosą. Ich wewnętrzne źródła gniewu nie pozwolą im bowiem osiągnąć pokoju. Podobnie w tym są do chorych na ciele, którzy niedomagania, na przykład żołądka, przypisują niedbalstwu kucharzy albo służby. Nawet gdyby traktować ich z największym oddaniem i troskliwością, będą "zdrowym" przypisywać przyczynę swego wzburzenia, nie zdając sobie sprawy, że to w nich samych tkwi źródło "choroby".

4. Dlatego, jak już powiedziałem, jedynie ten związek przyjaźni jest stały i nierozerwalny, do którego doprowadziła równość cnót, albowiem Pan gromadzi w domu ludzi tych samych obyczajów (por. Ps 67,7). Trwałe miłowanie może więc istnieć jedynie pośród tych, którzy mają jeden cel i jedno pragnienie, którzy tego samego chcą i tego samego unikają. Jeżeli więc i wy chcecie zachować je takim, śpieszcie się najpierw usunąć wady i umartwić wolę, aby później, złączeni wspólnym pragnieniem i powołaniem, powtórzyć całym sercem zachwyt Proroka : "O jak dobrze i miło, gdy bracia mieszkają razem" (Ps 133,1).

5. Słowa te należy rozumieć w znaczeniu duchowym, nie wspólnego mieszkania. Niczemu bowiem nie służy, gdy pod jednym dachem przebywają osoby różniące się obyczajami i pragnieniami. Podobnie zresztą tym, którzy osiągnęli ten sam poziom cnoty, w niczym nie zaszkodzi wzajemne oddalenie. U Boga "mieszkają razem" ci, którzy mają podobne obyczaje, nie ci, którzy przebywają w tym samym miejscu. Nie da się bowiem zachować trwałego pokoju tam, gdzie występuje rozbieżność w pragnieniach.

Św. Jan Kasjan, "O przyjaźni"

meroutka

Zmieniony: piątek, 24 czerwca 2011 12:50
 
Jakiego księdza potrzebują mężczyźni? PDF Drukuj Email
Zbyszek czyta, inni też...
środa, 22 czerwca 2011 12:34

Dzisiejsi mężczyźni oczekują, że to księża nauczą ich modlitwy. Kobiety jakoś sobie z tym radzą. Mogły nieraz widzieć swoje matki czy babcie odmawiające chociażby różaniec, mają się do czego odwołać. A mężczyźni? Tylko księżą mogą jeszcze wzbudzić w mężczyznach potrzebę modlitwy; nauczyć prostych modlitw na „codzienne" okazje, choćby „modlitwy serca"; pokazać Bożą obecność w szarej, zwyczajnej codzienności. Kapłani jednak rzadko rozmawiają z mężczyznami o modlitwie - poza ogólnymi pohukiwaniami i wezwaniami. Może dlatego, że sami zatracają jej umiejętność. A jak pisał amerykański poeta Wystan H. Auden: „Modlitwa to zwracanie uwagi na kogoś czy coś innego niż my sami. Kiedy człowiek koncentruje swoją uwagę - na krajobrazie, poemacie, zadaniu geometrycznym, idolu czy Prawdziwym Bogu - zupełnie zapomina o własnym ego i o swoich pragnieniach. Modli się".

Kapłan najbardziej potrzebny jest dzisiaj mężczyznom wystraszonym perspektywą śmierci albo też pozbawionym intuicji własnego kresu. Wszyscy tak jesteśmy pochłonięci obsesją istnienia, że albo o kresie swego ziemskiego żywota zapominamy, albo jego świadomość wprawia nas w trwogę. Nieść otuchę cierpiącym, ukazać Boże światło może tylko ten kapłan, który sam uporał się z własną manią istnienia, zaistnienia, pokazania się, zauważenia. Ten, który potrafi poskromić swoje ego, ogołocić je ze zbędnych balastów.

Bogdan Białek, Jakiego księdza potrzebują mężczyźni?

mb

 
Bądź przyjacielem, nie sędzią PDF Drukuj Email
Zbyszek czyta, inni też...
poniedziałek, 20 czerwca 2011 13:16

Dość spotkasz sędziów na świecie. Nieprzyjaciołom zostaw trud urabiania ciebie, abyś się stał innym, abyś stwardniał. To ich zadanie, tak jak zadaniem burzy jest rzeźbić pień cedru. Przyjaciel jest po to, aby cię przyjął. A kiedy wchodzisz do świątyni, wiedz także, że Bóg nie sądzić cię chce, ale przyjąć. (A. de Saint-Exupery).

Mieczysław Łusiak SJ, Bądź przyjacielem, nie sędzią - Mt 7, 1-5

mb

 
Tak Bóg umiłował świat... PDF Drukuj Email
Zbyszek czyta, inni też...
sobota, 18 czerwca 2011 19:04

Próbując cokolwiek powiedzieć o Trójcy Przenajświętszej, dostrzegamy od razu jak wielki i tajemniczy jest Bóg i jak małe są nasze rozumowe możliwości. Od początku istnienia Kościoła wielcy myśliciele, filozofowie i teologowie, starali się wyjaśnić w jaki sposób Bóg chrześcijan jest jeden i jednocześnie w trzech Osobach. Nie zgadzało się to ze zwykłą logiką ludzką, wedle której jeden nie równa się trzy. Orygenes zwrócił uwagę na to, że Bóg jest ponad matematyką ludzką i że próby pełnego, rozumowego wyjaśnienia Trójcy Świętej nie powiodą się, bo przecież Bóg pozostanie dla nas Tajemnicą.

Niech nas to nie dziwi, że nie możemy w pełni pojąć Boga. Gdybyśmy Go pojmowali, nie byłby On Bogiem, bo chodziłoby o kogoś, kogo moglibyśmy postawić na równi z nami. Ilu zresztą rzeczy nie wiemy ze zjawisk otaczającego nas świata? Najwyższej klasy uczeni pokornie to wyznają. Jeden z nich, Isaac Newton, powiedział kiedyś: „Jestem raczej jak dziecko na wybrzeżu morskim, które w jednym miejscu podnosi kamyczek, a w innym muszlę. Jednak wielki ocean prawdy wciąż rozciąga się przede mną – niedościgły, nieprzenikniony” (Cytat za: S. Olejnik, „Jam jest Drogą, Prawdą i Życiem” (J 14,6). Homilie niedzielne i świąteczne, ATK Warszawa 1985, s. 208). Przenosząc to spostrzeżenie na świat naszych relacji z Bogiem możemy powiedzieć, że czujemy się jak dziecko, które cieszy się, bo ciągle coś odkrywa, ale ma świadomość, że ma do czynienia z Oceanem.

Ks. Waldemar Turek, Tak Bóg umiłował świat...

mw

Zmieniony: sobota, 18 czerwca 2011 19:05
 
Może właśnie teraz? PDF Drukuj Email
Zbyszek czyta, inni też...
sobota, 18 czerwca 2011 09:21

Ile razy w naszym życiu przeżywamy Zesłanie Ducha Świętego, a nawet nie wiemy, że to właśnie On. Nagle rozumiemy prawdę Bożą, jej wagę w danej chwili życia. Ile powołań, nawróceń, spowiedzi...

ks. Jan Twardowski, Wszędy pełno Ciebie

wk

 
Modlitwa w Duchu Świętym PDF Drukuj Email
Zbyszek czyta, inni też...
sobota, 18 czerwca 2011 08:55

W ludzką kondycję wpisana jest słabość, co najwyraźniej uwidacznia się w modlitwie. Ci, którzy próbowali się modlić przez jakiś czas, wiedzą najlepiej z własnego doświadczenia, jak nikła jest nasza zdolność do modlitwy, jak łatwo ulegamy rozproszeniom, jak ociężałe bywają nasze serca i jak trudno wydobyć z siebie odpowiednie słowa. Jest rzeczą oczywistą, że potrzebujemy mocy, która przerasta naszą własną, aby modlić się z łatwością, z radością i wytrwałością. Potrzeba nam czegoś więcej, niż naszych własnych zdolności, by naszymi słowami chwalić Boga tak, jak na to zasługuje. Potrzebujemy wiary większej niż nasza własna, by modlić się o uzdrowienie tych, których kochamy. Radość Ducha Świętego jest nam potrzebna, by podnieść nas na duchu, gdy jesteśmy przygnębieni. Musimy prosić Ducha Świętego, żeby był coraz bardziej obecny w naszym życiu, tak byśmy mogli modlić się w mocy Ducha. Tylko modlitwa w Duchu Świętym może przybrać formę modlitwy do Boga jako Ojca, do naszego Abba. Tylko w Duchu możemy modlić się tak, jak Jezus.

George Martin, Przez Chrystusa, w Duchu Świętym, do Ojca

mb

 
Zesłanie Ducha trwa PDF Drukuj Email
Zbyszek czyta, inni też...
środa, 15 czerwca 2011 14:35

Nasz umysł nie może się modlić, jeśli przed nim, niby w swoim słuchaczu, nie modli się Duch; podobnie również nie może opiewać i wysławiać Ojca w Chrystusie, zgodnie brzmiącym głosem melodyjnej i rytmicznej pieśni, jeśli «Duch, który przenika wszystko, nawet głębokości samego Boga» (1 Kor 2, 10), wcześniej nie uwielbi i nie wysławi Tego, którego głębokości może przeniknąć i ogarnąć.

Orygenes (ok. 185-ok. 254 r.), „O modlitwie”

[...] Wszystkim też, którym się udziela, daje się w pełni, na ile tylko pozwala im ich ograniczona natura. On pozostaje nieograniczony, On kieruje serca ku górze, prowadzi słabych, jak za rękę, a postępujących naprzód doskonali. On oświeca tych, którzy są czyści od wszelkiej skazy, a przebywając z nimi, czyni ich ludźmi duchowymi.

św. Bazyli Wielki (ok. 329-379), „O Duchu Świętym”

 *

Najbardziej chyba powszechnymi i najczęściej spotykanymi w ikonografii chrześcijańskiej symbolami Ducha Świętego są: woda, oznaczająca nowe narodzenie się podczas chrztu, ogień, jako przekształcająca energia Jego dzieł (tak ukazał się Apostołom), i gołębica (w jej postaci zstępuje na Jezusa po chrzcie w Jordanie). Dlaczego jednak gołębica, a nie gołąb? Podobno dlatego, że gołębica ląduje pionowo, a tak prawdopodobnie wyglądało zstąpienie Ducha Świętego nad Jordanem, natomiast gołąb schodzi na ziemię ukośnie, lotem ślizgowym.

Innymi Jego symbolami są: wicher (tchnienie), obłok i światło, namaszczenie olejem („Mesjasz” to w języku hebrajskim namaszczony Duchem Bożym), pieczęć, jako niezatarte znamię Ducha Świętego, czy też palec Boży, którym Jezus wyrzucał złe duchy.

Błażej Tobolski, Zesłanie Ducha trwa 

af

Zmieniony: środa, 15 czerwca 2011 14:41
 
Karl Rahner: Veni, Sancte Spiritus PDF Drukuj Email
Zbyszek czyta, inni też...
niedziela, 12 czerwca 2011 16:31

Kiedy my, tak zwani dobrzy chrześcijanie, doznajemy często dręczącego wrażenia, że Duch Boży nas opuścił, kiedy wydaje nam się, że we własnym życiu i w życiu Kościoła, wielkiego Domu i Świątyni Ducha Świętego, wyczuwamy tak mało Ducha Bożego i Jego wolnego, pełnego mocy władania, kiedy w swoim przekonaniu dostrzegamy w sobie samych i wokół siebie wiele z litery, a mało z ducha, wiele przykazania, a mało wolności, wiele uczynków zewnętrznych, a mało serdecznej miłości, wiele drżącej obawy, a mało odważnej ufności, wiele z urzędu, a mało z charyzmatu, kiedy zdaje nam się, że w sobie i wokół siebie znajdujemy wiele trwogi przed Bogiem, a mało pogodnego zaufania do Jego dobroci, wiele miłości do świata, a mało do wieczności, krótko mówiąc: wiele z ducha świata, a mało z Ducha Ojca - to wrażenie takie może być często uzasadnione. Ale przeważnie jest też w nim coś fałszywego. Polega to na tym, że brak nam „oka" dla dostrzeżenia w sobie i w Kościele Ducha. Chociaż czujemy, jak mało jesteśmy ludźmi prawdziwie „duchowymi", to jednocześnie tkwimy na ogół w fałszywych wyobrażeniach o Duchu Bożym i o Jego działaniu w nas i w Kościele.

Duch_Swiety3.jpgI tu właśnie przede wszystkim konieczna jest ciągła zmiana sposobu myślenia, nieustający proces nawrócenia. Szukamy jakoby klarowności niewzruszonej wiary, a tak naprawdę pragniemy tylko uwolnienia od wszelkich wątpliwości, co byłoby zarazem odebraniem nam wiary i związanej z nią decyzji. Wydaje nam się, że szukamy ducha wiary, a szukamy tylko ziemskiej oczywistości, która ma nam zastąpić pewność ducha, co mieszka w mroku wiary. Szukamy jakoby mocy ducha, który zwycięża świat, a w rzeczywistości pragniemy po ziemsku przekonywającego zwycięstwa królestwa Bożego, co zaoszczędziłoby nam próby cierpliwości aż do końca. Wydaje nam się, że szukamy ducha Bożej mocy, a pragniemy władzy świata - zamiast mocy Ducha Świętego, który przez cierpliwą miłość aż do końca zabiega o serca ludzi, o ich z wolności płynącą miłość. Szukamy jakoby wolności dzieci Bożych w duchu wolności, a tak naprawdę to pragniemy swobody dla swego lenistwa i doczesnych przywiązań. Wydaje nam się, że szukamy Świętego Ducha wolności, a szukamy tylko demona, który zakuwa człowieka w kajdany własnego egoizmu, uwalniając go od innych rzeczy, zamiast w bezinteresownej miłości prowadzić go ku Bogu. Szukamy jakoby ducha świętej radości, a tak naprawdę pragniemy spokojnego zadowolenia, które by nam oszczędziło współprzeżywania łez - Chrystusa i własnych łez pokuty. Szukamy jakoby Ducha, który ożywia, a w rzeczywistości chcemy jedynie demona, co nas mami widmem życia, tam gdzie jest tylko śmierć, aby odwrócić naszą uwagę od tego życia, które przez śmierć się zyskuje.

Karl Rahner SJ, Veni, Sancte Spiritus

mb

Zmieniony: niedziela, 12 czerwca 2011 16:41
 
Serce Jezusa i Duch Święty PDF Drukuj Email
Zbyszek czyta, inni też...
sobota, 11 czerwca 2011 14:45

W niektórych latach uroczystość Zesłania Ducha Świętego obchodzona jest w liturgii Kościoła w czerwcu, miesiącu poświęconym Najświętszemu Sercu Jezusowemu. Zostają z sobą zestawione dwie dosyć odmienne postawy duchowe, inspirowane przez duchowości, przynajmniej na pierwszy rzut oka, znacznie różniące się od siebie.


serce_Jezusa1.jpg

(...) trzeba stwierdzić, że obydwie omawiane duchowości i formowane przez nie duchowe postawy są w znacznej mierze komplementarne. Te praktyki są głęboko zjednoczone i niejako siebie przywołują. Dlatego ich wspólne praktykowanie pozwala żyć całą pełnią Chrystusa. Z jednej strony, jest oczywiste, iż Chrystus był człowiekiem z ciała, żył pomiędzy ludźmi, dzielił ich bóle, doświadczał w swojej zmysłowości i uczuciowości ludzkich przeżyć. Z drugiej strony, trzeba się zgodzić ze św. Pawłem: jeśli znaliśmy Chrystusa według ciała, już dłużej nie znamy Go w ten sposób… (2 Kor 5, 16). Trzeba otworzyć się na Chrystusa Zmartwychwstałego, który żyje tu i teraz w mocy Ducha Świętego.

Uwzględnianie w swoim życiu duchowym inspiracji z obu duchowości może mieć korektywny wpływ i pomagać w zrównoważeniu pewnych ekstremizmów w praktykach religijnych, które mogą powodować np. nadmierne skupienie na cierpieniu i śmierci (duchowość Serca Jezusa), albo uleganie pewnym iluzjom i egzaltacji (duchowość pentakostalna). Co więcej, każde nawrócenie wymaga osobistego wysiłku, skruchy i zadośćuczynienia za grzechy. Ale trzeba też umieć przyznać właściwe miejsce działaniu Ducha w modlitwie i przemianie naszego życia, wsłuchać się w Wewnętrznego Mistrza, aby zrozumieć, co mamy robić, by samemu nie popaść w aktywizm duchowy, który z Panem Bogiem niewiele będzie miał wspólnego.

Jacek Poznański SJ, Serce Jezusa i Duch Święty

Zmieniony: sobota, 11 czerwca 2011 14:55
 
O singlach raz jeszcze PDF Drukuj Email
Zbyszek czyta, inni też...
poniedziałek, 06 czerwca 2011 07:30

Do samotności trzeba dojrzeć: przyjąć ją jako wybór, a nie etykietę o egoizmie czy niedojrzałości. Kościół prowadząc duszpasterstwa singli czy duszpasterstwa postakademickie stara się odpowiedzieć na pytania o duchowość tych, którzy pozostali sami. Przekonuje, że najważniejsze jest mieć świadomość siebie jako człowieka – dopiero potem wchodzi się w role księdza, żony, męża, ojca czy matki. Uczy dojrzałości i dzielenia się sobą – aktywności, która nie jest ucieczką od siebie, ale wolnością.

Może się nam zacząć wydawać, że oto uczestniczymy w dziejowym dokonaniu i dowartościowaniu niekonsekrowanego życia „singli”. Tymczasem bł. Natalia Tułasiewicz jeszcze przed II wojną światową pisała tak: - W Kościele jest nie tylko miejsce na święte matki, święte zakony, świętych kapłanów, świętych zakonników: musi być w nim także poczesne miejsce dla świętych „samotników” w tym znaczeniu, że poniechają osobistego założenia rodziny, ale nie poniechają pewnego rodzaju „istnienia” w rodzinie. To znaczy wolni od codziennych trosk i obowiązków w sensie najbardziej rodzinnym, będą się jednak starali stworzyć wokół siebie atmosferę życzliwości rodzinnej i dla najbliższych, i dla tych wszystkich, których życie ku nim skłoni. Ludzie samotni, ci co nie chcą się wiązać dyscypliną społeczności klasztornej, muszą żyć w takiej atmosferze wychowawczego altruizmu, aby uniemożliwić w sobie rozrost egoizmu, który czyha na samotników. Muszą umieć nie być samotnymi, będąc nimi w najpiękniejszym znaczeniu tego słowa. Właśnie tego typu ludzie za mało byli aktywni w życiu Kościoła. Czuli się albo nietzscheańsko wywyższeni ponad codzienność, albo społecznie upośledzeni niedopełnieniem życiowym. A mają przecież kolosalne walory: swobodę ruchów, kapitał wolniejszego czasu, możność swobodnego studium, podróży. Ale po to, by to oceniać, trzeba być wolnym z wyboru, z woli, przeświadczenia. Taka wolność musi być też wolnością dziecka Bożego. I musi być oparta na sumiennie wypracowanej, cichej, ale pełnowartościowej ascezie – inaczej zawiedzie wcześniej czy później.

Dalej Tułasiewicz pisze: „Dziś wielbię Boga za to szczególnie, że mi nie pozwolił założyć własnej rodziny. Dał mi w mojej samotności cudowny dar wolności osobistej, nie dla mojej wygody, ale dlatego, bym, póki to będzie potrzebne, była podporą starości moich rodziców i opieką najbliższych, a co ważniejsze jeszcze, stanąć mogła swobodnie na każde zawołanie Boże, dokądkolwiek wzywałoby mnie ono na służbę. Mam być służebnicą Bożą miłującą, gotową na wszystko dla Boga, mam być robotnicą Bożej winnicy, a na to potrzebna jest właśnie skala wolności osobistej, którą dziś rozporządzam”.

Monika Białkowska, Czy bycie singlem oznacza życiową porażkę?

mb

Zmieniony: poniedziałek, 06 czerwca 2011 12:27
 
Co na początku ? PDF Drukuj Email
Zbyszek czyta, inni też...
niedziela, 05 czerwca 2011 14:45

Dość często słyszymy wezwanie, aby czynić to, co mówi nam nasze serce. Serce człowieka jest stawiane na początku naszego kodeksu moralnego – ale to zły początek.
To, co jest na początku, jest najważniejsze, jest fundamentalne. Na początku naszego świata jest Słowo Boga. Na początku dnia powinno być Słowo Boga, na początku myślenia powinno być Słowo z Biblii, na początku porozumienia jest odezwanie się kogoś, na początku każdej decyzji jest myśl oświecona mądrością Boga.

Mamy początek roku i doskonale się składa, że Bóg nam przypomina o swoim przemawianiu – o Biblii w naszym życiu. Natchnienie Biblii jest analogiczne do Wcielenia Chrystusa. Tak więc nikt nie może twierdzić, że spotkał Jezusa, kto nie pozwolił Mu przemówić do serca przez Biblię.

Nie powinno się na początku słuchać serca ludzkiego, które „jest zdradliwsze niż wszystko inne i niepoprawne – któż je zgłębi?”(Jer 17,9). Bardziej wiarygodne niż nasze serce są Słowa Boga, w których jest Serce Boga! Zapewne to sformułowanie: „Na początku było Słowo”, jest wyraźną aluzją do stworzenia świata, o którym Księga Rodzaju podobnie opowiada: „Na początku Bóg stworzył niebo i ziemię”, a słowa te wszak są na początku Biblii (Rdz1,1).

Bądź pewien, że kiedy otwierasz twarde okładki Biblii, w tym samym momencie Bóg otwiera twarde bramy twojej duszy i wkracza w twoje życie. Zanim Bóg uporządkował swoim słowem świat, panował chaos – twoje życie też może było dotychczas chaosem. Próbowałeś je naprawiać i nic z tego nie wyszło, bo zapomniałeś o tym, by na początku było przemawianie Boga. Otwórz Biblię – i daj szansę Bogu, by stworzył cię na nowo!

Nikt nie rozumie Biblii na początku. Biblia staje się jasna w miarę wczytywania się w nią. Nawet Apostołowie nie rozumieli słów Jezusa na początku wspólnej drogi. Wczytywanie się w natchnione teksty nie objawi się na początku wielkimi zmianami w twoim życiu, ponieważ gruntowne przemiany zachodzą bardzo głęboko i wyglądają skromnie. W Kanie Galilejskiej Jezus nie dokonał wielkiego przewrotu na miarę Kopernika czy Einsteina, tylko przemienił wodę w wino – ta przemiana nie wydaje się godna nagrody Nobla – nie miała znaczenia dla biologii, czy kardiochirurgii. Nie była nawet zaradzeniem problemom głodu, panującym zapewne już wówczas na terenach afrykańskich. Jezus nie zdradził mapy ludzkiego genomu ani nie wynalazł leku uniemożliwiającego wniknięcie do komórki wirusa HIV. A jednak ten skromny początek przesądził o dziejach świata, o naszym zbawieniu: „Taki to początek znaków uczynił Jezus w Kanie Galilejskiej” (J 2,11). To, co robisz na początku jest najważniejsze. Ważniejsze niż jeden maleńki kamień rzucony ze szczytu, który powoduje lawinę ważącą na dnie doliny miliony ton.

o. Augustyn Pelanowski OSPPE
w: „Gość Niedzielny”; 2 stycznia 2005 nr 1 s. 10-11

(meroutka)

 
Serce Jezusa: czy posiadam doświadczenie Boga? PDF Drukuj Email
Zbyszek czyta, inni też...
piątek, 03 czerwca 2011 09:38

Nikt z nas nie jest samotną wyspą, mawiał Thomas Merton. Serce Jezusa symbolizuje pragnienie Boga, by trwać w nieustannej, dynamicznej i żywej relacji do człowieka. Bóg pragnie przyjaźni z człowiekiem. Traktując go, jako osobę, sam podobnie chce być przez człowieka traktowany. W miesiącu, w którym w sposób szczególny czcimy Serce Jezusa, warto pytać siebie: Czy ja posiadam doświadczenie Boga? A jeśli tak, to czy jest ono doświadczeniem będącego ze mną w relacji miłości Boga osobowego? Od odpowiedzi na to pytanie zależy charakter naszych relacji do Boga, świata i siebie nawzajem.

Marek Janowski SJ, Zaproszenie do miłości i przyjaźni z Bogiem

mb

Zmieniony: piątek, 03 czerwca 2011 15:01
 
Czy oni są nadzieją Kościoła? PDF Drukuj Email
Zbyszek czyta, inni też...
środa, 01 czerwca 2011 14:08

Według ks. Mariańskiego, istnieją „uzasadnione obawy, że prowadzona z wielkim rozmachem katechizacja w szkole nie zapobiegnie w przyszłości emigracji młodzieży z Kościoła”. I gdzie indziej: „nie wydaje się, że katecheza szkolna jest w stanie odwrócić tendencje permisywne i relatywistyczne w stosunku do wielu norm moralności katolickiej”. Lekcje religii w szkole zdają się nie pomagać młodzieży w kształtowaniu ani religijności ani moralności. 

Oczywiście, ktoś może twierdzić, że być może katechizacja przynajmniej sprawiła, iż procesy przemian religijności nie są tak gwałtowne, jak przypuszczano, że wszystko zachodzi stopniowo, powoli, ewolucyjnie, dając czas na refleksję i odpowiednie działania. Trudno powiedzieć. Raczej trzeba chyba przypuszczać, że to pojawienie się ogromnej ilości nowych wspólnot przyniosło ten efekt spowolnienia. Przed rokiem 1989 była to tylko Oaza; teraz mówi się o 150 różnych ruchach i wspólnotach religijnych w Kościele i milionie osób w nie zaangażowanych. To tutaj kształtuje się wiara i moralność przeżyta i zintegrowana we wszystkich swych aspektach: intelektualnym i emocjonalnym, indywidualnym i wspólnotowym. We wspólnotach może się rodzić osobista wiara, przeżyta głęboko i dobrowolnie przyjęta.

Jednakże zwraca się czasami uwagę, że brakuje tym wspólnotom księży, że trudno jest znaleźć duchownych, którzy by chcieli i potrafili towarzyszyć wspólnotom, szanując jednocześnie ich szczególne charyzmaty i pomagając im formować się według linii programowych, które sobie wyznaczają. Potwierdza to ks. Mariański: „W ostatniej dekadzie wyraźnie zmniejszyło się zainteresowanie duchowieństwa ruchami i wspólnotami religijnymi oraz stowarzyszeniami katolickimi”. Czy nie dlatego, że księża są przemęczeni pracą w szkole? Być może to nacisk na przygotowanie księży do formacji wspólnot, a nie przeciążenie studiów pedagogizacją, mogłoby zapobiec przewidywanej przez ks. Mariańskiego tendencji, że „zmiany w religijności młodych Polaków będą zmierzać nie tyle w kierunku sekularyzmu (ateizm, indyferentyzm), ile raczej będą wiązać się zakwestionowaniem Kościoła jako instytucji religijnej i społecznej zarazem”. Tak więc młodzież najprawdopodobniej pozostanie religijna ale już nie będzie to religijność kościelna, katolicka. Rozrośnie się raczej zjawisko wierzeń i praktyk paralelnych, alternatywnych, tego co się nazywa religijnością rozproszoną, nieusystematyzowaną, pozainstytucjonalną, synkretyczną, skrojoną przez każdego indywidualnie.

W końcu wydaje mi się istotne zauważyć, że chrześcijaństwo winno być przede wszystkim budowane w oparciu o ludzi dojrzałych, życiowo ustabilizowanych. Pan Jezus w pierwszym rzędzie zwracał się do ludzi dojrzałych, im poświęcał najwięcej czasu, energii, z nimi najczęściej przebywał. Bardzo niewiele ewangelicznych scen pokazuje Jezusa nauczającego młodzież albo dzieci. Podobnie dla Kościoła pierwszych wieków katechizacja osób dorosłych była priorytetem. Tymczasem Kościół współczesny, przeciwnie niż Jezus, angażuje ogrom swojego wysiłku w nauczenie dzieci i młodzieży. Gdzieś przeczytałem interesujące spostrzeżenie: „Pan Jezus błogosławił dzieci, a nauczał dorosłych. Kościół w Polsce naucza dzieci, a błogosławi dorosłych”.

Jacek Poznański, Czy oni są nadzieją Kościoła?
 

Zmieniony: środa, 01 czerwca 2011 21:48
 
Benedykt XVI o modlitwie PDF Drukuj Email
Zbyszek czyta, inni też...
czwartek, 05 maja 2011 11:43

Modlitwa jest sztuką, nawet dla tych, którzy są w niej zaawansowani. Jak apostołowie chcemy zatem powiedzieć Chrystusowi: „Panie naucz nas się modlić” – powiedział Benedykt XVI rozpoczynając nowy cykl katechez.

Ta swoista szkoła modlitwy będzie – jak zapowiedział – czerpać z kilku źródeł: ze świadectw biblijnych, w szczególności z przykładu samego Jezusa, z wielkiej tradycji Ojców Kościoła, mistrzów duchowości oraz z liturgii. Pierwszą katechezę Papież poświęcił modlitwie pogańskiej. Jest ona prowadzona po omacku i wiele jest w niej błędów. Modlący się człowiek dochodzi jednak niekiedy do trafnych intuicji, przeczuwa własną kondycję stworzenia i grzesznika, a także wyczekuje miłosierdzia Boga. Pierwszy wyraźny przełom w modlitwie pogańskiej dokonuje się dopiero w starożytnej Grecji.

- Modlitwy nadal koncentrują się na prośbie o Bożą pomoc w różnych sytuacjach codziennego życia i o uzyskanie korzyści materialnych – powiedział Benedykt XVI. – Jednakże stopniowo ewoluują one w kierunku próśb bardziej bezinteresownych, w których chodzi o pogłębienie relacji z Bogiem i stanie się lepszym. Na przykład wielki filozof Platon przytacza modlitwę swego mistrza Sokratesa, który słusznie bywa uznawany za jednego z ojców myśli zachodniej. Sokrates modlił się tymi słowami: „Dajcie mi to, żebym pięknym był od wewnątrz. A co mam z wierzchu, to niech w zgodzie żyje z tym, co w środku. Obym zawsze wierzył, że bogatym jest tylko człowiek mądry. A złota obym tyle miał, ile ani unieść, ani uciągnąć nie potrafi nikt inny, tylko ten, co zna miarę we wszystkim. O nic innego nie proszę.

PAP/drr, Nowy cykl katechez poświęcony modlitwie

mb

Zmieniony: czwartek, 05 maja 2011 11:44
 
Jak ogień, który płonie PDF Drukuj Email
Zbyszek czyta, inni też...
środa, 04 maja 2011 14:19

plomien.jpgPamiętam epizod, kiedy Ojciec Święty w 1999 roku przyjeżdżał papamobile do Krakowa; wtedy pewna dziewczyna pod Krakowską Kurią powiedziała o nim: jaki on piękny! Jan Paweł II zachował duchowe piękno i młodość ducha dzięki modlitwie i głębokiemu zjednoczeniu z Bogiem. Emanował pięknem zwiastuna Dobrej Nowiny. On był pośród nas jak ogień, który płonął na modlitwie, gdy spotykał się z Panem Bogiem. Tylko ludzie przemienieni Bożą miłością zdolni są, by dzielić się z innymi owocem spotkania z Panem. Kiedy papież mówił o Panu Bogu, to zawsze wypływało to z jego serca. On był wiarygodnym świadkiem wtedy, gdy powierzał się Bogu i kiedy mówił do młodych, że warto wszystko Panu Bogu oddać w odpowiedzi na Jego miłość. On nam przypominał, że nasza radość ze spotkania z Jezusem byłaby niepełna, nieautentyczna, gdyby w nas nie rodziło się pragnienie głoszenia innym Jezusa.

Marek Wójtowicz SJ, Papież nowej ewangelizacji

mb

Zmieniony: wtorek, 10 maja 2011 09:01
 
Zakochany w Bogu PDF Drukuj Email
Zbyszek czyta, inni też...
sobota, 30 kwietnia 2011 20:55

JPII.jpgPapież Benedykt XVI napisał: „Świat jest niczym ogród, w którym Duch Boży z godną podziwu fantazją wzbudził rzesze świętych z różnych języków, ludów, kultur, różnego wieku i pozycji społecznej. Każdy jest inny od drugiego, z niepowtarzalną osobowością i własnym duchowym charyzmatem. Wszystkich jednak cechuje «pieczęć» Jezusa, czyli odcisk Jego miłości”.

Te słowa w szczególny sposób odnoszę do Jana Pawła II. W mojej pamięci zapisał się w przede wszystkim jako autentyczny świadek Chrystusa i człowiek prostoty, otwartości, miłości i … humoru. Najpiękniejsze świadectwo o nim, jakie miałem okazję usłyszeć pochodzi od ks. kardynała Dziwisza: „On był zakochany w Bogu. Żył Bogiem. Każdego dnia zaczynał od nowa”.

Stanisław Biel SJ, Zakochany w Bogu

mb

Zmieniony: środa, 04 maja 2011 07:53
 
O nawróceniu PDF Drukuj Email
Zbyszek czyta, inni też...
piątek, 29 kwietnia 2011 08:53

Często myślimy, że jeśli się nawracać, to najlepiej tak jak święty Paweł albo święty Augustyn – z przytupem i fajerwerkami. I życie mija nam na czekaniu.

Od czasów szkoły średniej modlę się tak: „Panie Jezu, naucz mnie kochać”. Jak widać, póki co, modlitwa ta pozostaje całkowicie bezskuteczna. Ale jeśli coś w życiu zrozumiałem, to właśnie dzięki tej bezskutecznej modlitwie. Moja mama często powtarza: „Synku, pamiętaj, że nic nie jest w życiu ważne, tylko to, żebyś miał dobre serce”. Wpajała to we mnie od dzieciństwa – nic nie jest w życiu ważne, tylko to, żebyś umiał kochać ludzi. No więc ja, nauczony w domu, ciągle wołam o tę miłość i ciągle krzyczę w Jego stronę, bo wiem z nauk mamy, że tylko stamtąd może przyjść dla mnie ratunek. I chociaż nie przychodzi, to nie przestaję krzyczeć i nie zmieniłem kierunku. I myślę, że to jest cud.

Czy więc o nawrócenie trzeba prosić?

Jak najbardziej, ale jednocześnie trzeba zdawać sobie sprawę, że to jest modlitwa niebezpieczna, bo może zostać wysłuchana. A wtedy może się okazać, że już nie kontrolujemy swojego życia, że jest tak jak w rollercoasterze – leci się w dół i można tylko krzyczeć. W prośbie o nawrócenie kryje się milczące założenie, że duchowo jestem gotowy na zmianę albo przynajmniej wystawiam się na nią.

Zmieniony: środa, 04 maja 2011 18:32
Więcej…
 
„Na moje Zmartwychwstanie - 2011” PDF Drukuj Email
Zbyszek czyta, inni też...
wtorek, 26 kwietnia 2011 11:48

- Puk, puk !!..
- Kto tam, Kto  mi  przeszkadza ??!
- To Ja twoje Zmartwychwstanie, wychodź szybko!

1. Ale po co, mnie jest dobrze w moim grobie. Przyjdź za rok!
2. Poczekaj tylko posprzątam w mieszkaniu!
3. Aktualnie nie mogę otworzyć , bo jestem na Gadu-gadu i surfuję!
4. Spoko, ziomal!  Coś taki namolny, mamy imprezkę ?!
5. Wszelkim akwizytorom mówimy - Precz z mojego domu!
6. Teraz nie mogę bo jestem chory i czekam na wizytę lekarza!
7. Ale ja dzisiaj jeszcze nie odmówiłem brewiarza ?!
8. Proszę nie przeszkadzać !!!  Właśnie usypiam dzieci!
9. Propozycja wydaje się być interesująca, ale jakie dajesz gwarancje jej powodzenia?!
10.Człowieku - czyś Ty oszalał, jest dopiero 5:00 rano, przyjdź w południe, to pogadamy!

Więc Jezus chodzi z nadzieją, aż do dzisiaj po naszych życiowych grobach i ciągle czeka.

Czy  ma  przyjść  do  Ciebie  znowu - za  rok ??!

Odpowiedzi  na to pytanie prosimy nie nadsyłać do nas.

Bo my wierzymy, że w tę jedyną tegoroczną Wielką Noc  otworzysz drzwi Jezusowi i  wstaniesz do Nowego Życia !!!

Z najlepszymi życzeniami na taką Twoją decyzję: 5 x M. Topolscy.
Częstochowa, Pascha  21- 24.04.2011

mw

Zmieniony: wtorek, 26 kwietnia 2011 11:50
 
O świętowaniu i kryzysie PDF Drukuj Email
Zbyszek czyta, inni też...
wtorek, 26 kwietnia 2011 10:36

Ciekawa (choć wzbudzająca kontrowersje, co widać w komentarzach na Deonie) konferencja o. Wojciecha Ziółka SJ, wieloletniego duszpasterza akademickiego, który był proboszczem wrocławskiej parafii św. Klemensa Dworzaka w latach 2005-2008, a obecnie jest prowincjałem krakowskich jezuitów:

Wojciech Ziółek SJ Niech żyją prostytutki z Salamanki...

*

Gdyby mi ktoś opowiadał, że kryzys może być prezentem od Pana Boga, i że można Go w nim spotkać, to pewnie bym mu nie uwierzył. Ale ja tego dotknąłem! Pan Bóg przeczołgał mnie przez taki stan. Niesamowicie przemieniające doświadczenie. W kryzysie spotkałem Boga, ale to spotkanie nie było błogie! W jednej chwili świat zawalił mi się na sześć lat. Kompletna ciemność. Byłem już jezuitą, ale przed święceniami. Na zewnątrz nieźle funkcjonowałem: robiłem nawet kabarety, ale wewnątrz była ogromna ciemność i straszny lęk. Myśli samobójcze były jednymi z najfajniejszych. Szkoda mi było tylko najbliższych, bo by ich zabolało…

Nóż na gardle, z Wojciechem Ziółkiem SJ rozmawia Marcin Jakimowicz

mb

Zmieniony: wtorek, 26 kwietnia 2011 13:53
 
Pascha PDF Drukuj Email
Zbyszek czyta, inni też...
sobota, 23 kwietnia 2011 07:13

Dzisiejszy dzień jest dniem wielkiego milczenia. Wielki święty szabat. Trwamy w nim. Trwamy na modlitwie i adoracji w obecności Chrystusa w Najświętszym Sakramencie. Dzień wielkiego milczenia Kościoła przypomniał nam pobyt Jezusa w grobie. Gdy ten dzień powoli dobiega końca, znów przychodzimy do Kościoła, by świętować radość zmartwychwstania – radość Paschy.

Święta Paschalne przeżywamy na wiosnę. Gdy wszystko budzi się do istnienia. Gdy wszystko krzyczy o życiu. I jest to naturalne. Przecież zmartwychwstanie to nic innego, tylko życie. Życie w obfitości. W wiecznym spełnieniu. W pełni miłości. W tym miejscu przypomina się piękna przypowieść Jezusa o krzewie winnym i latoroślach. Latorośle mogą trwać, żyć tylko w łączności z winnym krzewem. Inaczej karłowacieją albo zamierają. Chrześcijanin może trwać tylko w łączności ze Zmartwychwstałym. Bez Niego będziemy karłowacieć i zamierać. Bez Boga będzie wegetacja, a nie pełnia i radość życia.

Obumarliśmy grzechowi, jak ziarno obumiera w ziemi, i zostaliśmy włączeni w życie Boże, by owocować i przynosić plon stokrotny. Odnowimy dzisiaj już świadomie zobowiązania naszych rodziców i chrzestnych. Powiemy Chrystusowi, że chcemy odtąd żyć z Nim i w Nim. Świadomie. W głębokiej wierze, nadziei i miłości...

Świętujemy dziś Paschę. Pascha Jezusa miała miejsce dwa tysiące lat temu. Pascha człowieka, nasza osobista Pascha trwa do chwili śmierci. Pascha świata trwać będzie do jego końca. W dzisiejszą noc łączą się wszystkie Paschy historii. Łączy się także nasza osobista Pascha z Paschą Jezusa Chrystusa.

Stanisław Biel SJ, Pascha

mb

Zmieniony: sobota, 23 kwietnia 2011 22:59
 
Czy jestem przy Ukrzyżowanym? PDF Drukuj Email
Zbyszek czyta, inni też...
piątek, 22 kwietnia 2011 12:40

Tak więc wszyscy, co poznali zmiłowanie Boże, klękają pod krzyżem, który rozpościera niewidzialnie swoje ramiona poprzez wszystkie przestworza i wszystkie czasy. Padają na twarz. Milczą. Płaczą. Modlą się do Ukrzyżowanego. Modlą się do życia, które za nas zostało ofiarowane. Modlą się do Zmarłego, który nam przyniósł życie. Modlą się do Miłości, która miłuje aż do końca, do Posłuszeństwa, które było niewzruszone aż do śmierci, i to śmierci krzyżowej. Modlą się do Tajemnicy, która zawiera w sobie odpowiedź na wszystkie pytania. Kierują wzrok ku Temu, którego przebodli, pojmują grzech, jaki popełnili, sprawiedliwość, której Syn uczynił zadość, i sąd, który przyszedł na grzeszników jako zmiłowanie. Spoglądają na Tego, który nieustannie wyciąga swe dłonie ku krnąbrnemu, upartemu ludowi. Chcą być u boku Syna Ojca, u boku swego martwego Brata, który złożył za nich ofiarę z siebie. Chcą być blisko bramy, przez którą prowadzi jedyna droga do Bożej wolności z niewoli doczesności i hańby grzechu. Chcą zatrzymać Tego, który jest wystarczającym świadectwem, że Bóg miłuje aż do końca, ten Dowód, który sam jeden może przeważyć tysiąc Bożych wyroków, co zdają się świadczyć o Jego gniewie. Pilnują Zastawu, który ma wartość nawet wobec Boga. Strzegą Ofiary, co przenika wszystkie niebiosa. Błogosławią Pokrzepienie swych znużonych dusz i Moc swoich słabych serc. Pragną usłyszeć Tego, który w udrękach męki modli się za swoich nieprzyjaciół, w cieniu śmierci myśli o swych przyjaciołach, ginąc obiecuje raj, opuszczony przez Boga składa ducha swego w ręce Ojca - Tego, który może o sobie powiedzieć, że wszystko spełnił. Patrzą z lękiem, aby nie został przed nimi zasłonięty, bo wiedzą, że widząc nagie ciało Ukrzyżowanego, widzą już kres wszelkiego błądzenia i wszelkiej udręki. Bo po tym ostatecznym dnie upadków i grozy może przyjść już tylko światło i szczęśliwość. Czekają - jeśli tak musi być, to przez całe życie - aby ten Ukrzyżowany spalonymi pragnieniem wargami i do nich wyrzekł jakieś słowo. Jakkolwiek by ono brzmiało, będzie to słowo Jego zlitowania i Jego miłości. A to wystarczy. A więc klęczą pod Krzyżem świata - ci, którzy mają być zbawieni, ci płaczący i kochający.

Czy i ja tak właśnie klęczę pod krzyżem? Przez trzy godziny mego życia - aż i na mnie i przeze mnie wszystko się dokona? Czy jestem przy Ukrzyżowanym?


Karl Rahner SJ, Czy jestem przy Ukrzyżowanym?

mb

Zmieniony: sobota, 23 kwietnia 2011 07:09
 
Migawki z Ogrodu Botanicznego PDF Drukuj Email
Zbyszek czyta, inni też...
niedziela, 10 kwietnia 2011 11:07

Przyroda też jest księgą, z której można wiele wyczytać.

drzewo.jpg

Moje życie...

narcyze.jpg

Narcyze też potrafią przekroczyć siebie...

mb

Fot. Izabella Wądołowska ©

Zmieniony: niedziela, 10 kwietnia 2011 11:13
 
Niewidoczny wymiar cierpienia PDF Drukuj Email
Zbyszek czyta, inni też...
poniedziałek, 04 kwietnia 2011 10:12

Autorzy Ewangelii unikają podawania drastycznych szczegółów ubiczowania Chrystusa, czy innych zadawanych Mu tortur. Zadowalają się lakonicznym stwierdzeniem:„Został ubiczowany”. To wszystko. O czym jednak piszą nieco więcej? Że Jezus został zdradzony, opuszczony przez najbliższych, samotny, wyszydzony, upokorzony i odrzucony. (Mt 27, 26-31; J 19, 1,5)

PrzedPilatem.JPGDlaczego Ewangeliści tak rozłożyli akcenty? Po pierwsze, nie są zainteresowani wywoływaniem czysto psychologicznych, spontanicznych reakcji czytelnika, jak chociażby w filmach grozy czy w thrillerach. Szukają raczej teologicznego znaczenia tego, co się dzieje. Po drugie, bardziej podkreślają relacyjny i niewidoczny wymiar cierpienia, niż jego zewnętrzne fizyczne oznaki. Podczas Ostatniej Wieczerzy, Jezus nie mówi: „Niedługo będę biczowany, torturowany, opluty”, lecz "Wszyscy zwątpicie we Mnie” (Mk 14,27) lub „Oto nadchodzi godzina, a nawet już nadeszła, że się rozproszycie - każdy w swoją stronę, a Mnie zostawicie samego” (J 16, 22).

Moim zdaniem, Mel Gibson w swojej „Pasji” popełnił błąd, ukazując w niezwykle wymyślny sposób zsieczenie Jezusa biczami, czy inne męczarnie. Dalekie jest to od ducha Ewangelii, aczkolwiek działa silnie na emocje i wyobraźnię. Czy i jak przedstawiać sobie scenę ubiczowania Chrystusa? Czy powinniśmy karmić oczy tym okrucieństwem? Ubiczowanie było wstępem do ukrzyżowania, aby osłabić nieszczęśnika. Jednak w głębszym, teologicznym sensie jest pogardą okazaną ciału ludzkiemu, czyli całemu człowiekowi.

W przeciwieństwie do ubiczowania, wykpienie Jezusa jest w Ewangeliach opisane bardziej szczegółowo. Rzymscy żołnierze, którzy z pewnością mieli za sobą wiele egzekucji, tym razem spotykają człowieka, który nikogo nie zabił, lecz – jak mówiono – uważał się za króla. Według Ewangelii św. Mateusza, okrutne wyszydzenie Jezusa jest pomysłem żołnierzy, rodzajem zabawy, którą sobie urządzili ze skazańcem, wiedząc, o co został oskarżony. Nie musieli tego czynić, ale uczynili. Piłat kazał Jezusa jedynie ubiczować i odprowadzić na miejsce stracenia. U Mateusza żołnierze parodiują ziemskiego króla. Zdzierają z Jezusa Jego ubranie, zakładają Mu szkarłatną, czyli czerwoną pelerynę, którą nosił zwykły rzymski legionista, a po wyszydzeniu ściągają płaszcz i ponownie ubierają Chrystusa w Jego własne szaty. Korona cierniowa nie oznacza tutaj jedynie dodatkowej tortury. Ciernie to imitacja promieni boskiej władzy Cezara, które rozchodzą się od niego we wszystkich kierunkach. Berło jest z trzciny, a nie ze złota. Pokłony to kontrast do oddania hołdu Jezusowi przez trzech mędrców. Chrystus bity po głowie i opluty, jest przeciwieństwem ziemskiego króla, który raczej zadaje przemoc innym, niż ją przyjmuje.

Dariusz Piórkowski SJ, Kto biczuje ciało...

mb

Zmieniony: poniedziałek, 04 kwietnia 2011 10:38
 
Bajka na Wielki Post PDF Drukuj Email
Zbyszek czyta, inni też...
czwartek, 31 marca 2011 13:06

Bajka od Sióstr Boromeuszek

mw

* * *

W Środę Popielcową rano przy klasztorze ojców franciszkanów spotkali się: Post, Modlitwa i Jałmużna.
 
- Wybieram się do Nieba - zaczął Post. - Myślę, że górą trzy dni i znajdę się tam.

- Trzy dni! Też mi coś - prychnęła Jałmużna. - Ja zasłużę na Niebo w dwa dni!

Modlitwa nic nie powiedziała, ale w duchu była przekonana, że już jutro będzie w Niebie.

I tak, w Środę Popielcową pod klasztorem ojców franciszkanów Post, Modlitwa i Jałmużna postanowili jak najszybciej zasłużyć na Niebo.

Zmieniony: poniedziałek, 04 kwietnia 2011 11:53
Więcej…
 
Obraz Boga a modlitwa PDF Drukuj Email
Zbyszek czyta, inni też...
wtorek, 29 marca 2011 22:46

Odrzucenie Boga jest zwykle odrzuceniem fałszywego obrazu Boga.

Istnieje wiele czynników kształtujących obraz Boga. Jednym z nich jest obraz rodziców. W dzieciństwie tworzą się kluczowe pozytywne i negatywne wzorce zachowań. W korelacji z nimi rozwija się wizerunek Boga. Wizerunek ten w swoim powstawaniu i rozwoju związany jest z wyobrażeniem matki i ojca. Wszystkie ograniczenia w relacjach rodziców z dziećmi (urazy, lęki, konflikty i inne negatywne doświadczenia) mogą fałszować relacje z Bogiem.

*
sad.jpgFałszywy obraz Boga może być również skutkiem wadliwego wychowania religijnego, budzącego poczucie strachu. Niektórzy rodzice straszą dzieci Bogiem, piekłem, karą (np. jak będziesz niegrzeczny, to Pan Bóg cię ukarze; burza oznacza, że Pan Bóg się gniewa na ciebie itd.). Takie straszenie Bogiem może prowadzić do urazów emocjonalnych, w których wyniku rodzi się obraz Boga karzącego, okrutnego, dalekiego od miłości, czekającego na potknięcie człowieka, by go ukarać.

Obraz Boga karzącego i surowego jest dość powszechny, zwłaszcza w starszym pokoleniu. Echem tego jest zbyt jednostronnie rozumiane przykazanie, eksponujące nadmiernie sprawiedliwość Boga: Bóg jest Sędzią sprawiedliwym, który za dobre wynagradza, a za złe karze.

*
Dość powszechne jest traktowanie Boga w sposób magiczny, na zasadzie handlu wymiennego; Boga traktuje się wówczas jak dobrodusznego staruszka, którego można przekupić modlitwami lub ofiarami (Ja Tobie ofiaruję wiele rzeczy, które mnie dużo kosztują, ale Ty za to uchroń mnie od nieszczęść, daj mi zawsze to, o co Cię proszę, i zapewnij mi niebo).

*
Dlatego warunkiem dobrej modlitwy jest ciągłe poznawanie Boga. Św. Augustyn modlił się: Obym poznał Ciebie i obym poznał siebie. Poznanie Boga jako Trójcy Osób, wspólnoty Miłości, pozwala odkryć siebie jako osobę jedyną, niepowtarzalną, powołaną do życia przez Boga na Jego obraz. Pomaga otworzyć się na prawdziwe i głębokie relacje z innymi; w sposób wolny i świadomy kochać i być kochanym.

Stanisław Biel SJ, Trudności jakie napotykamy podczas modlitwy

mb

Zmieniony: wtorek, 29 marca 2011 23:00
 
Liczyć łaski, a nie grzechy - rachunek sumienia PDF Drukuj Email
Zbyszek czyta, inni też...
wtorek, 29 marca 2011 09:51


liczydlo.jpgCzymś nie do zniesienia jest ciągłe przypominanie o własnych słabościach i borykanie się z nimi. Wielu ludzi zniechęca się do rachunku sumienia, bo kojarzy się on przede wszystkim z rozliczaniem samego siebie za grzechy. Św. Ignacy Loyola zostawił jednak w Ćwiczeniach Duchowych taki rachunek sumienia, który ma na celu przede wszystkim szukanie Boga, a nie popełnionych win. Bo przecież nie grzechy mają być przedmiotem naszej modlitwy lecz działanie Boga w nas.

*

Musimy bardzo poważnie podchodzić do własnej słabości. Postanowić poprawę przy Jego łasce  znaczy tyle, co uczyć się na własnych błędach. Jeżeli całkiem ogólnie postanowimy bardziej kochać bliźnich, nasza postawa prawie się nie zmieni. Kto jednak konkretnie zastanawia się, jak ma się zachować przy kolejnej cynicznej aluzji kolegi X, żeby znów nie wybuchnąć, ten być może po wielu próbach uczyni pewien postęp. O ile bardzo ważne jest własne postanowienie, o tyle jeszcze ważniejsze jest zaufanie pomocy Bożej; w przeciwnym wypadku rachunek sumienia stanie się ćwiczeniem korekcyjnym, w którym dla Boga nic ma miejsca. Jezus krytykował u faryzeuszy właśnie ów moralny perfekcjonizm, który zdawał się zapominać o pełnym zdaniu się na Boga. Dlatego rachunek sumienia powinien zakończyć się odmówieniem "Ojcze nasz": bowiem ta modlitwa ukazuje, że to właśnie Bóg jest tym, który działa.

Rachunek sumienia wymaga regularności. Tylko w ten sposób droga życia może stać się drogą modlitwy. Wielu ludzi jest wieczorem zbyt niespokojnych czy zbyt wyczerpanych, by raz jeszcze oglądać cały dzień. Może jednak znajdzie się jakiś inny spokojny punkt dnia, który pozwoli nam znaleźć czas na tę modlitwę. Rachunek sumienia pozbawiony osobistej regularności ulega rozdrobnieniu. Jeżeli nie jesteśmy w stanie odprawiać go codziennie, możemy podczas weekendu podjąć pół godziny refleksji nad tym, co Bóg zesłał nam w minionym tygodniu i jak na to odpowiedzieliśmy. Proponowany przez Ignacego rachunek sumienia sprawia, że modlitwa staje się bardziej osobista, że to, co nas rzeczywiście porusza, zmienia się w rozmowę z Bogiem. Jest naszą odpowiedzią na obietnicę Boga, że On kroczy z nami po wszystkich naszych drogach”.

Jerzy Iwanow SJ, Liczyć łaski, a nie grzechy - rachunek sumienia

mb

 
Jezus i Samarytanka PDF Drukuj Email
Zbyszek czyta, inni też...
niedziela, 27 marca 2011 09:02

Spotkanie Samarytanki z Jezusem może się nam wydać sprawą przypadku. W rzeczywistości był to przejaw precyzyjnej Opatrzności. Jezus po prostu chciał  spotkać się z Samarytanką. Zechciał czekać na nią przy studni. I to w samo południe. W ten sposób dostosował się do jej niezwyczajnej pory przychodzenia po wodę.

*

Samarytanka przeżyła sporo lat i „zaliczyła” kilka rozczarowujących „miłosnych przygód”. Wtrąciły ją one w opłakany stan. Doszło do tego, że nawet po zwykłą wodę chodziła do studni wtedy, gdy nie było tam innych kobiet z miasteczka. Bała się ich spojrzeń i osądów.

I oto dla kogoś takiego jak ona zaczął się naprawdę całkiem nowy rozdział życia. Sprawił to Jezus-Mesjasz. Pojawił się w krytycznym momencie i zapytał ją – subtelnie, ale i nieustępliwie – o jej źle „rozgrywane” pragnienie miłości. Zadając trudne pytania, cały czas zmierzał do tego, żeby otworzyć ją na miłość prawdziwą; tę, która objawia się w Nim.

Krzysztof Osuch SJ, Jezusowy język pragnień i miłości

mb

Zmieniony: niedziela, 27 marca 2011 09:04
 
Asceza wciąż aktualna PDF Drukuj Email
Zbyszek czyta, inni też...
piątek, 25 marca 2011 10:39

Asceza prowadzi do przejrzystości, pozwala żyć w prawdzie. Poszcząc, odrzucamy zewnętrzne maski, które krępują myśli i uczucia. W ten sposób odkrywamy nasze wnętrze: niespełnione marzenia, tęsknoty, namiętności, myśli krążące wokół własnego ja. Odkrywamy również zewnętrzne rany, które zagłuszamy w codzienności, uciekając w aktywizm, świat wirtualny czy konsumpcyjny styl życia.

Asceza pozwala zrozumieć siebie. Kim naprawdę jestem? Jaki jestem? Jakie są moje mocne i słabe strony? Na jakie zagrożenia jestem wystawiony? Na jakim odcinku powinienem walczyć?

Asceza prowadzi do pokory. Konfrontuje z własnymi grzechami, z ciemną stroną osobowości. Kształtuje w nas świadomość, że do Boga nie można przybliżyć się w pysze, o własnych siłach, lecz jedynie z pokorą i w poczuciu własnej słabości (M. Gandhi).

Asceza wyzwala. Pozwala uwalniać się od wielu przywiązań i nałogów, którym poświęcamy nadmierną ilość czasu, zdrowia i energii. Takim nałogiem może być np. uzależnienie od internetu, telewizji, polityki, używek, gier komputerowych i hazardowych.

Stanisław Biel SJ, Praktyka wciąż aktualna

mb

Zmieniony: niedziela, 27 marca 2011 09:05
 
Trzeba wychodzić do ludzi PDF Drukuj Email
Zbyszek czyta, inni też...
środa, 23 marca 2011 20:49

– W czasie gali Szlachetnej Paczki zadano mi pytanie o to, czy jestem dumny. Odpowiedziałem, że dla mnie jest to zwycięstwo idei, nie moje. Nie mam poczucia, że to mój sukces. Szlachetna Paczka i cała „Wiosna” zbudowane są na przykazaniu miłości wzajemnej. Kiedyś, na etapie pewnego ogromnego kryzysu, oddałem te rzeczywistości Bogu. Do końca. Dlatego to nie moje zwycięstwo, naprawdę...

*

– Od 1983 roku jestem związany z ruchem charyzmatycznym. I myślę, że niestety ten ruch w głównych swych nurtach poszedł w złą stronę. Doświadczenie wylania Ducha Świętego powinno być bodźcem, inicjacją jakiejś konkretnej służby na rzecz innych ludzi. Wspólnota, którą założyłem w Libiążu jeszcze jako student, przeszła ciekawą drogę. Po roku modlitwy zadaliśmy sobie pytanie: co dalej? I wtedy wyszliśmy na Mszach do ambon i zaczęliśmy mówić: „Jeśli są tu osoby starsze, ubogie, chore, niepełnosprawne, głuche, nieme – zapraszamy na spotkanie”. I przyszły. Nie zapomnę tego do końca życia. Ci ludzie naprawdę przyszli! Stworzyliśmy grupę, która przyłączyła się do ruchu „Wiara i światło”. Ta wspólnota funkcjonuje do dziś. Moi studenci przeżywali ostatnio wylanie Ducha Świętego, ale zaraz potem włączyli się do Szlachetnej Paczki. Niestety, wiele wspólnot nad Wisłą pozostało na etapie czerpania przyjemności z doświadczania Ducha Świętego. Jest wielu biegaczy szukających jedynie kolejnego nałożenia rąk.

*

Dwa dni temu wróciłem z Kanady. Jestem pod wrażeniem tego, co tam zobaczyłem. Pewien kapłan trafił w Ottawie do parafii, gdzie prawie nikt nie chodził do kościoła. Zaczął więc chodzić po domach i rozmawiać. Pukał od drzwi od drzwi: – Jesteś katolikiem? Zapraszam do mnie, do kościoła. Z tego zrodziło się prężne charyzmatyczne zgromadzenie Companions of the Cross. Mają już kilkudziesięciu księży w wielu krajach świata. To naprawdę żywa parafia, przychodzi tam sporo młodzieży. Myślę, że to czeka nas wszystkich. Wychodzenie do ludzi. Pukanie. Ta nasza parafialna anonimowość naprawdę do niczego nie prowadzi.

Szansa na sukces, z ks. Jackiem Stryczkiem rozmawia Marcin Jakimowicz

mb

Zmieniony: niedziela, 27 marca 2011 09:06
 
O walce duchowej PDF Drukuj Email
Zbyszek czyta, inni też...
środa, 23 marca 2011 20:08

Właśnie wtedy, kiedy jesteśmy zjednoczeni z Bogiem, kiedy jesteśmy pełni Ducha Świętego, przygotujmy się na pokuszenie! I nie myślmy, że skoro przychodzą pokusy to widocznie było źle. Nie! Właśnie dlatego, że było dobrze czy bardzo dobrze, musi teraz przyjść próba.  Mówi o tym Biblia: „ponieważ byłeś przyjemny Bogu, potrzeba było, aby cię pokusa doświadczyła” (Tb 12, 13 - według Wulgaty); „Bo w ogniu doświadcza się złoto, a ludzi miłych Bogu - w piecu utrapienia” (Syr 2, 5). Czuwajmy, bowiem nasze oddanie Bogu musi być wypróbowane.

Bronisław Mokrzycki SJ, Walka duchowa - jak nie dać się pokusie?

mb

Zmieniony: niedziela, 27 marca 2011 09:06
 
Znalezione w internecie PDF Drukuj Email
Zbyszek czyta, inni też...
wtorek, 22 marca 2011 17:13

Turysta odwiedzil rabina w jego domu. Zdziwiony skromnością wnętrza zapytał:
- Rabbi, gdzie są twoje meble ?
- A gdzie są twoje? - odpowiedział pytaniem na pytanie rabin.
- Ależ ja tu jestem tylko przejazdem - odparł turysta.
- Ja też - uśmiechnął się rabin.

http://piotr.blogger.de/

Zmieniony: wtorek, 22 marca 2011 22:20
 
Coś dla SJ.... PDF Drukuj Email
Zbyszek czyta, inni też...
sobota, 19 marca 2011 21:06

Przyjmij Panie, całą moją wolność; przyjmij pamięć, rozum i całą wolę. Cokolwiek mam i posiadam, Tyś mi to dał. Wszystko to zwracam Tobie i całkowicie poddaję panowaniu Twej woli. Daj mi tylko miłość ku Tobie i Twoją łaskę, a będę dość bogaty; niczego więcej nie pragnę.

św. Ignacy Loyola

Zmieniony: sobota, 19 marca 2011 22:19
 
Rzeczownik czy czasownik PDF Drukuj Email
Zbyszek czyta, inni też...
sobota, 19 marca 2011 17:45

Z  książki "Chata" (William P. Young):

scan20008.jpg– I jako że sama moja istota jest słowem, czyli czasownikiem, wolę je od rzeczowników. Wyrazy takie, jak: wyznawać, okazywać skruchę, żyć, kochać, odpowiadać, rosnąć, dojrzewać, zmieniać się, siać, biegać, tańczyć, śpiewać, i tak dalej. Ludzie natomiast biorą czasownik, który jest żywy i pełen gracji, i przekształcają go w martwy rzeczownik albo zasadę, a wtedy to, co jest żywe i rośnie, obumiera. Rzeczowniki istnieją, bo istnieje wszechświat i fizyczna rzeczywistość, ale jeśli kosmos zamienia się w zbiór rzeczowników, staje się martwy. Jeśli nie ma „ja jestem”, nie ma czasowników, a one są tym, co czyni świat żywym.

*

– Weźmy, powiedzmy, przyjaźń, i zobaczmy, jak usunięcie elementu życia z czasownika może dramatycznie zmienić relacje. Jeśli ty i ja jesteśmy przyjaciółmi, istnieje w naszych stosunkach wyczekiwanie. Kiedy się rozstajemy, mamy nadzieję, że wkrótce się spotkamy, będziemy się śmiać i rozmawiać. Wyczekiwanie nie ma ścisłej definicji, jest żywe i dynamiczne, a przebywanie razem to wyjątkowy dar, którego nie dzieli z nami nikt inny. Ale co się stanie, jeśli zmienię „wyczekiwanie” na „oczekiwanie”, wyrażone wprost albo niewypowiedziane? Nagle do naszej relacji wkracza prawo. Raptem zaczyna się od ciebie wymagać, żebyś zachował się w sposób, który spełni moje oczekiwania. Już nie chodzi o mnie i o ciebie, tylko o to, co powinni przyjaciele, czy też inaczej mówiąc, o obowiązki dobrego przyjaciela.

mb

Zmieniony: niedziela, 27 marca 2011 09:20
 
Zewnętrzna i wewnętrzna Droga Krzyżowa PDF Drukuj Email
Zbyszek czyta, inni też...
piątek, 18 marca 2011 13:42

Droga_krzyzowa.jpgDroga Krzyżowa to przestrzeń i czas na bezpieczną konfrontację w atmosferze wiary z tym, czego się boimy, przed czym uciekamy, co wypieramy. Z jednej strony jest to ból i cierpienie, z drugiej - nasze wątpliwości co do dobroci a nawet istnienia Boga wywołane tymi doświadczeniami. Tymczasem nabożeństwo drogi krzyżowej sugeruje ważny fakt: On dlatego jest niewidoczny w cierpieniu, że właśnie wtedy jest bliżej nas niż kiedykolwiek indziej. A jest bliżej, gdyż nie przychodzi z zewnątrz jako nieczuły mocarz, który likwiduje cierpienia, ale od wewnątrz jako ten słaby jak my, by nam w tym bólu towarzyszyć. Droga krzyżowa wprawia nas w dostrzeganiu tego jedynego w swoim rodzaju sposobu obecności Boga przy nas.

*

Ta zewnętrzna droga krzyżowa w obrazach, powieszona na ścianach naszych kościołów jest tylko impulsem, okazją, by uświadomić sobie głębię współodczuwania Pana ze mną. Także, by odkryć wewnętrzną drogę krzyżową, którą Pan czyni w moim życiu. Celem tej zewnętrznej jest naprowadzenie mnie na moje serce, bym odprawiał w nim drogę krzyżową, którą Pan czyni towarzysząc mi przez całe moje życie. Gdy dzięki wykonywanym podczas nabożeństwa gestom, wymawianym słowom, oglądanym obrazom, kontemplowanym symbolom obudzimy w sobie tę świadomość, wtedy tajemniczo odkryjemy, że w najstraszniejszych momentach, w ciemnościach był Pan.

Jacek Poznański SJ, Droga Krzyżowa odprawiana w sercu

mb

Zmieniony: niedziela, 27 marca 2011 09:23
 
Jak pokochać siebie? PDF Drukuj Email
Zbyszek czyta, inni też...
czwartek, 17 marca 2011 11:54

pytanie.jpgCzłowiek, który nie potrafi z dojrzałą miłością przyjąć samego siebie, popełnia zwykle jeden z dwóch błędów: przyjmuje siebie z prawdą ale bez miłości lub też próbuje przyjąć siebie z miłością ale bez prawdy. Pierwsza postawa prowadzi do rozgoryczenia, zniechęcenia a nawet do rozpaczy. Przykładem jest los Judasza, który szczerze uznał prawdę o sobie: zdradziłem niewinnego. Lecz poszedł i powiesił się. Prawda bez miłości zabija a nie wyzwala. Z kolei próba przyjmowania samego siebie z miłością ale bez prawdy, prowadzi do pobłażania sobie, do egoizmu i życia w błędnym poczuciu samozadowolenia.

*

Pokochać siebie miłością Chrystusa to ostatecznie respektować w odniesieniu do samego siebie Boże przykazania! Kochać siebie to nie szkodzić własnemu zdrowiu i życiu (nie zabijaj). To nie traktować samego siebie jak rzeczy, która służy zaspakajaniu popędów (nie cudzołóż). To nie okradać swojej godności, swoich umiejętności i swego powołania do świętości (nie kradnij). To nie okłamywać samego siebie i nie wprowadzać siebie w świat iluzji (nie mów fałszywego świadectwa). To nie pożądać jakichś wymiarów samego siebie ani nie skupiać się na jakichś częściach siebie, np. cielesności czy emocjonalności, kosztem całej osoby i kosztem własnego powołania (nie pożądaj). Respektowanie Bożych przykazań w odniesieniu do samego siebie oraz przyjęcie samego siebie z miłością Chrystusową, to zatem dwa oblicza tej samej rzeczywistości (por. KKK 2196).

Ks. Marek Dziewiecki, Pokochać samego siebie Miłością Chrystusa

mw

Zmieniony: niedziela, 27 marca 2011 09:25
 
Jedyna prawdziwa jezuitka w historii PDF Drukuj Email
Zbyszek czyta, inni też...
środa, 16 marca 2011 13:17

Infanta_Juana2.jpgNa półtora roku przed swą śmiercią zgodził się Ignacy na przyjęcie do Towarzystwa Jezusowego infantki hiszpańskiej, księżniczki Juany, córki Karola V. Wyjątek ten otoczono największą tajemnicą, by uniknąć plotek, żalów i pretensji innych pań, którym dano odpowiedź odmowną.
*
W ciągu roku 1555 Juana złożyła śluby scholastyków Towarzystwa. Jak bardzo zachowano całą tę sprawę w tajemnicy, najlepiej świadczy fakt, że nie wiemy dokładnie, kiedy się to stało. Przez osiemnaście lat, od 1555 do 1573, Juana wytrwała wiernie w swych ślubach, co zresztą nie przyszło jej łatwo. W roku 1555 miała dopiero 20 lat! Była młoda, piękna, wszechstronnie wykształcona i uzdolniona. Stanowiła wymarzoną partię dla planów matrymonialnych dynastii Habsburgów {...tu felix Austria, nube!). Juana umiała jednak oprzeć się wszystkim pokusom i propozycjom małżeństwa. Oddawszy Towarzystwu Jezusowemu w Hiszpanii niemałe przysługi, sprawiwszy mu także trochę i kłopotów, zmarła dnia 7. 9.1573 r. mając lat zaledwie 38, na pięć lat przed tragiczną śmiercią swego jedynaka Sebastiana, króla Portugalii, który w 1578 r. zginął w bitwie z Maurami w Afryce pod Alcazar Quivir. W całej historii zakonu Jezuitów Juana była jedynym prawdziwym jezuitą płci żeńskiej.

Jedyny jezuita płci żeńskiej -  infantka hiszpańska Juana
Ignacy Loyola, Pisma Wybrane, Tom I, Kraków 1969, ss.467-479. Pod redakcją Mieczysława Bednarza SJ

mb

Zmieniony: niedziela, 27 marca 2011 09:22
 
Modlitwa w drodze do Zmartwychwstania PDF Drukuj Email
Zbyszek czyta, inni też...
wtorek, 15 marca 2011 13:32

Ze strony Modlitwa w drodze:

Wielki Post to wyjątkowy czas w ciągu roku. To czterdzieści dni wędrówki: od Środy Popielcowej, aż do Świąt Wielkiej Nocy. Zapraszamy was do przebycia tej drogi z naszymi rozważaniami.

polecane.jpgAutorami rozważań są ojcowie jezuici. W drodze towarzyszyć nam będą znani aktorzy i prezenterzy: Małgorzata Kożuchowska, Anna Cieślak, Agnieszka Mandat, Krzysztof Globisz, Wojciech Malajkat, oraz Krzysztof Ziemiec, którzy dla naszych rozważań użyczyli swych głosów.

Rozważań można posłuchać TUTAJ

mb

Zmieniony: niedziela, 27 marca 2011 09:22
 
O spowiedzi PDF Drukuj Email
Zbyszek czyta, inni też...
poniedziałek, 14 marca 2011 12:10

konfesjonal.jpgW konfesjonale trzeba mówić prostym językiem. Nie martwmy się, że czymś zaskoczymy księdza, nie chciejmy też być oryginalni w grzechach - tylko w miłości można być pomysłowym, w grzechach człowiek powtarza to, co inni już dawno zrobili, a ksiądz już tyle rzeczy w konfesjonale słyszał, że grzechy nie robią na nim większego wrażenia. Nie używajmy wulgaryzmów - nawet najbrzydsze rzeczy mają swoje odpowiednie nazwy. Nie owijajmy w bawełnę - lepiej mówić po prostu niż uciekać się do elokwentnych ozdobników. Nie ściszajmy głosu, gdy wymieniamy grzechy ciężkie, bo jak ksiądz czegoś nie usłyszy, to będzie się dopytywał, aby zrozumieć, co powiedzieliśmy, i sami postawimy się w niezręcznej sytuacji. Nie usprawiedliwiajmy się, nie mówmy sobie sami nauki, nie wygłaszajmy moralitetów i kazań, nie spowiadajmy się z czyichś grzechów. Nie martwmy się też, czy znamy na pamięć wszystkie formułki - to nie jest najważniejsze, choć warto się tego nauczyć.

Andrzej Batorski SJ, Spowiedź to spotkanie z Bożym miłosierdziem

mb

Zmieniony: niedziela, 27 marca 2011 09:21
 
Lot miłości PDF Drukuj Email
Zbyszek czyta, inni też...
niedziela, 13 marca 2011 12:26

Źródło: http://on-an-island.ownlog.comMiłości rączymi pióry,
Nadzieją gnany do góry,
Coraz wyżej od padołów,
Wzlatując, chwyciłem połów.

1. W pogoni za tą Boskością
Chcąc łupu dostać z pewnością,
W takim znalazłem się niebie,
Że aż zgubiłem sam siebie.
A choć w tym locie zuchwałym
Zaledwie się posuwałem,
To wciąż wyżej od padołów,
Wzlatując, chwyciłem połów.

2. Gdym się wzbił wyżej, wysoko,
Wielki blask olśnił mi oko
I mnie, zwycięzcę w tych gonach
Noc skryła w swoich osłonach.
Lecz rwany skrzydłem miłości
Leciałem mimo ciemności,
Coraz wyżej od padołów,
Wzlatując, chwyciłem połów.

3. A ilem się wzbijał wyżej,
Pędząc w górę coraz chyżej,
O tyle czułem, że spadam,
Słabnę i sobą nie władam.
Oj, nie złowić tego ptaka!
Siebie równam do robaka,
Co tak wzbił się od padołów
Wysoko, by schwycić połów.

4. Już nie wiem, jak się to stało,
Sto lotów w jeden się zlało,
To nadzieja tak porywa,
Im większa, więcej zdobywa.
W niebo mnie niosła nadzieja,
Ona wzlot dała, a nie ja,
Gdy się wzbiła od padołów
Wysoko, by schwycić połów.

* * *

 Przypis tłumacza  : połów - dary duchowe, szczególne łaski

* * *

Od dawna pewna osoba namawia mnie na lekturę pism świętego Jana od Krzyża. A ja od dawna konsekwentnie odmawiam - bo to dla mnie za trudne.

Ale jego poezja..... jest niesamowita.

Zmieniony: niedziela, 13 marca 2011 13:01
 
Na którą ucztę pójdziemy? PDF Drukuj Email
Zbyszek czyta, inni też...
sobota, 12 marca 2011 21:23

Celem wszystkiego, co czynił i co mówił Jezus, było pomaganie człowiekowi, by się nawrócił, czyli by nauczył się kochać. Syn Boży przyszedł na ziemię, aby nas zaprosić na ucztę wielkiej miłości: tej bezwarunkowej, wiernej i nieodwołalnej. Na ucztę wybawienia od wszystkiego, co nas niepokoi, krzywdzi, boli, co odbiera nam radość życia i co zagraża naszej przyszłości (Łk 14, 15-24). Jednocześnie On sam nam uświadamia i przypomina, że na tej ziemi wiele osób i środowisk kieruje do nas zaproszenia na inne uczty. Na uczty znacznie mniejszej miłości: tej niewiernej i odwołalnej. Na uczty egoizmu, agresji, naiwności. Na uczty alkoholizmu, narkomanii, pornografii. Na uczty, które kończą się cierpieniem, utratą wolności, rozgoryczeniem. Na uczty trujące fizycznie, psychicznie, moralnie, społecznie. Łatwo ulec takiemu zaproszeniu, bo są to uczty, na których nie trzeba mieć szaty ludzkiej godności i dojrzałości. Są to uczty, które obiecują iluzję łatwego szczęścia i perspektywę doraźnej przyjemności. Na takie uczty łatwo zapraszać i łatwo przyjąć zaproszenie.

krzyz1.jpgBóg, który zna serce człowieka, wie o tym lepiej od nas samych. Z tego właśnie powodu postanowił zaprosić nas na swoją ucztę miłości i radości w sposób najbardziej niezwykły: wysyłając do nas swego Syna, aby On nas osobiście zaprosił. Jego Syn przeszedł przez ziemię wszystkim czyniąc dobrze. Do końca. Do śmierci krzyżowej. Więcej nie mógł już zrobić. Teraz odpowiedź zależy od każdego z nas.

Ks. Marek Dziewiecki, Co to znaczy być chrześcijaninem?

mw

Zmieniony: niedziela, 27 marca 2011 09:25
 
Wypłynąć na głębię PDF Drukuj Email
Zbyszek czyta, inni też...
sobota, 12 marca 2011 20:52

krzyz.jpgNa szczęście spotykamy coraz więcej młodych ludzi, którzy z imponującą wytrwałością pracują nad własnym charakterem. Odkrywają wtedy, że sensem ich życia jest być, a nie mieć. Stają się na co dzień darem dla Boga i ludzi. Od Chrystusa uczą się modlić, myśleć, kochać i pracować. Wiedzą, że bezinteresowna miłość to szczyt rozwoju, a nie przejaw naiwności czy zbędnego poświęcenia. Wiedzą, że życie zaczyna się od poczęcia, ale radość zaczyna się od miłości. Są roztropni. Dążą do świętości, ale nie do nieosiągalnej doskonałości. Mają świadomość, że świętość to naśladowanie Boga. Tacy młodzi są zdyscyplinowani i czujni, pielęgnują osobistą przyjaźń z Chrystusem i ze szlachetnymi ludźmi. Są zdolni do tego, by odkryć i zrealizować każde powołanie, jakie Bóg im zaproponuje.

Ks. Marek Dziewiecki, Chrześcijanin człowiekiem głębi

mw

Zmieniony: niedziela, 27 marca 2011 09:26
 
O akceptacji siebie PDF Drukuj Email
Zbyszek czyta, inni też...
wtorek, 08 marca 2011 23:09

emot_niezadowolenie.jpgŻycie duchowe wymaga akceptacji siebie, swego życia, historii, powołania. Wbrew pozorom nie jest ona wcale procesem łatwym. W głębi nas jest wiele buntu przeciwko życiu, przeciwko sobie. Jesteśmy niezadowoleni z darów i z braków. Pragniemy więcej, inaczej, lepiej. Chcielibyśmy posiadać inny charakter, wygląd, więcej inteligencji, zdolności, inne warunki, środowisko, lepszych przyjaciół, przełożonych, mieć więcej czasu, zdrowia...

Akceptacja siebie, Stanisław Biel SJ

*

odbicie1.jpgAkceptacja samego siebie zakłada przede wszystkim radość z tego, kim się jest. Zwykłe pogodzenie się z tym, kim się jest, to zaledwie akceptacja typu: "mogło być gorzej". Bywa to zniechęcające. Jeśli zatem mam być osobą szczęśliwą, muszę nauczyć się cieszyć z tego, kim jestem. Nie jest to łatwe. Wszyscy mamy "podświadomość". Stanowi ona kryjówkę lub, jeśli kto woli, cmentarzysko dla tego, co "szpetne", z czym nie mamy odwagi się zmierzyć bądź też nie potrafimy z tym żyć. Niestety, to co pogrzebaliśmy nie jest martwe, ale wciąż żyje i nadal wywiera na nas wpływ. My jednak nie jesteśmy tego świadomi.

Akceptujesz siebie czy nie? Jak to z tobą jest? John Powell SJ

ps

Zmieniony: niedziela, 27 marca 2011 09:24
 
Z pewnością.... PDF Drukuj Email
Zbyszek czyta, inni też...
wtorek, 08 marca 2011 20:13

Mary.jpg

Z pewnością Jego wola nie zawsze jest dla nas jasna. Jak Maryja, my również powinniśmy prosić o światło, aby zrozumieć, czego Bóg od nas żąda. Trzeba dobrze słuchać głosu w głębi serca, z pełną szczerością poradzić się - jeśli trzeba - kogoś, kto może nam pomóc.

Gdy już rozpoznamy Jego wolę, chciejmy natychmiast powiedzieć Mu "tak". Jeśli bowiem zrozumieliśmy, że Jego wola jest czymś największym i najpiękniejszym, co może zaistnieć w naszym życiu, poddania się jej nie będziemy uważali za "konieczność", ale będziemy szczęśliwi, że mamy "możliwość" ją spełniać, możliwość podążania według Jego planu, aby wypełnił się Jego zamysł wobec nas. Jest to rzecz najlepsza, jaką możemy uczynić, rzecz najbardziej rozumna.

Słowa Maryi - oto ja służebnica Pańska - są więc odpowiedzią naszej miłości na miłość Boga. Sprawiają, że jesteśmy zawsze zwróceni ku Niemu, w gotowości słuchania, w posłuszeństwie, z tym jednym jedynym pragnieniem wypełniania Jego woli, aby stawać się zawsze takimi, jakimi nas pragnie.

Chiara Lubich

Zmieniony: sobota, 12 marca 2011 23:41
 
Rzymian 8, 14 PDF Drukuj Email
Zbyszek czyta, inni też...
środa, 02 marca 2011 17:14

Duch_Swiety.jpg

"Albowiem wszyscy ci, których prowadzi Duch Boży, są synami Bożymi".

Jeśli pozwolimy Duchowi świętemu nieskrępowanie działać w naszych sercach, wówczas z większą obfitością rozleje swoje dary i poprowadzi nas drogą życia.

Jak zatem żyć tym Słowem ?

Przede wszystkim powinniśmy być bardziej świadomi obecności Ducha Świętego w nas : nosimy w sobie ogromny skarb, lecz nie zdajemy sobie z tego sprawy. Posiadamy nadzwyczajne bogactwo, lecz tak mało z niego korzystamy. Byśmy dobrze słyszeli Jego głos i szli za nim, musimy mówić (......) TAK - zadaniom, które Bóg nam powierzył; TAK - miłości do wszystkich bliźnich; TAK - próbom i trudnościom, jakie spotykamy.

Jeśli będziemy tak postępować, Duch Święty nas poprowadzi, nadając naszemu chrześcijańskiemu życiu taki smak, taką siłę, taki zapał i światło, jakie cechują autentyczne życie.

Chiara Lubich

Zmieniony: sobota, 12 marca 2011 23:36
 
Poeta o samotności PDF Drukuj Email
Zbyszek czyta, inni też...
niedziela, 27 lutego 2011 21:15

Samotność

Nie proszę o tę samotność najprostszą
pierwszą z brzega
kiedy zostaję sam jeden jak palec
kiedy nie mam do kogo ust otworzyć
nawet strzyżyk cichnie choć mógłby mi ćwierkać
przynajmniej jak pół wróbla
kiedy żaden pociąg pośpieszny nie spieszy się do mnie
zegar przystanął żeby przy mnie nie chodzić
od zachodu słońca cienie coraz dłuższe
nie proszę Cię o tę trudniejszą
kiedy przeciskam się przez tłum
i znowu jestem pojedynczy
pośród wszystkich najdalszych bliskich
proszę Ciebie o tę prawdziwą
kiedy Ty mówisz przeze mnie
a mnie nie ma

ks. Jan Twardowski

mb

Zmieniony: niedziela, 27 marca 2011 09:16
 
O bezżeństwie PDF Drukuj Email
Zbyszek czyta, inni też...
niedziela, 27 lutego 2011 16:03

W nawiązaniu do niedawnej dyskusji....

W objawieniu Starego Testamentu nie spotykamy się z żadnym istotnym wskazaniem na temat dziewictwa, jako formy powołania do życia w bezżeństwie. Jeśli się pojawia - to w znaczeniu negatywnym, jako coś ujemnego w kobiecie, jako pewna jej niedoskonałość. Jest ono elementem pozytywnym u kobiety jedynie do chwili zawarcia małżeństwa (por. Rdz 24, 16), a jego brak w takiej sytuacji, jest nawet surowo potępiany. Największym bowiem zaszczytem dla kobiety jest prokreacja, będąca jej prawdziwym powołaniem i zarazem najważniejszym zadaniem. Dzieje się tak dlatego, ponieważ w optyce Starego Testamentu wszystko ma zmierzać ku rozwojowi demograficznemu narodu wybranego. Dlatego bezpłodność postrzegana jest jako upokorzenie kobiety (por. Rdz 30, 23; 1 Sm 1, 11; Łk 1, 25), a nawet przekleństwo. Dziecko zaś uważane jest za znak Bożego błogosławieństwa (por. Ps 128, 3-6). Z druguiej zaś strony, już u Izajasza małżeństwo młodego mężczyzny z dziewicą symbolizuje zaślubiny Boga z Izraelem (por. Iz 62, 5). Temat dziewictwa zostaje więc paradoksalnie powiązany z tematem małżeństwa.

Z podobnym paradoksem spotykamy się również w Nowym Testamencie. Ci wszyscy, którzy pozostają w dziewictwie, tak mężczyźni jak i kobiety, uczestniczą w dziewictwie Kościoła, Oblubienicy Chrystusa. W tym kontekście Kościół jako Oblubienica Chrystusa zostaje paradoksalnie ukazany jako znak i symbol małżeństwa (por. Ef 5, 25). Święty Paweł pisząc do gminy w Koryncie, przedstawia ich Kościół jako oblubienicę Chrystusa i wyznaje, by byli o niego "zazdrośni Boską zazdrością" (2 Kor 11, 2). Przede wszystkim jednak sam Jezus zapowiada i objawia tajemnicę Kościoła-Oblubienicy u Mateusza (9, 15; por. teksty paralelne Mk 2, 19-20; Łk 5, 34-35), kiedy przedstawia swoich uczniów jako tych, którzy już uczestniczą w tajemnicy oblubieńczej Królestwa.


Znalezione w pewnym studium o odnowie liturgicznej Kościoła :-)

( Meroutka też się wzięła za czytanie :P )

Zmieniony: niedziela, 27 lutego 2011 16:09
 
Zrozumieć sens postu PDF Drukuj Email
Zbyszek czyta, inni też...
sobota, 26 lutego 2011 13:56

... Ważny jest też społeczny wymiar postu. Bazyli wołał: Gdyby wszyscy brali wyrzeczenie za doradcę w postępowaniu, nic by nie stało na przeszkodzie, aby pokój panował na całej ziemi. Nie przygotowywano by broni, nikt by nie siedział w więzieniu, nie byłoby gangów, złodziei, donosicieli. Gdyby rządziło wyrzeczenie, życie nie byłoby tak pełne jęków i smutków. Ono jest mistrzem, a kto go słucha staje się wolny od chciwości, oszustwa, nieumiarkowania.

post.jpgŻyjemy w pokoleniu, które zlekceważyło wyrzeczenia. Niewielu ludzi rozumie sens postu w wymiarze ewangelicznym. Najczęściej jest on postrzegany z punktu widzenia medycyny, jako dieta zalecona przez lekarza. Nie jest natomiast uznawany jako zalecenie samego Boga, podane w trosce o nasze dobro. Post oderwany od religijnej motywacji zostaje spłaszczony jedynie do troski o zdrowie ciała lub o zgrabną sylwetkę. On nie uwzględnia duchowego wymiaru człowieka. Tym bardziej nie bierze pod uwagę samego kontaktu z Bogiem.

Tymczasem modlitwa i post stanowią nierozerwalną całość. Wielu skarży się, że ich modlitwy nie są skuteczne. Często tu jest sekret tej małej skuteczności. Spotkanie z Bogiem wymaga wyrzeczenia, oczyszczenia i otwarcia ducha. Trzeba to odkryć osobiście. Wszelkie bowiem wyrzeczenie jest uzasadnione jedynie wówczas, gdy jest całkowicie dobrowolne. Jakiekolwiek przymuszanie do wyrzeczenia niszczy jego wartość. Dlatego pierwszym krokiem w kierunku poznania, czym tak naprawdę jest wyrzeczenie, jest dobrowolna rezygnacja z pewnych wartości. Jeśli rezygnacja jest podyktowana ważnym motywem, wydaje owoce, a pierwsze ich zebranie odsłania ich wielką wartość. Tego, kto tego doświadczy, nie trzeba już wzywać do wyrzeczenia, on sam o nie zabiega jako narzędzie pozyskiwania wyższych wartości. ...

Fragment artykułu ks. Edwarda Stańka "Sztuka wyrzeczenia"

Andrzej

Zmieniony: poniedziałek, 14 marca 2011 12:39
 
Bóg. Życie i twórczość PDF Drukuj Email
Zbyszek czyta, inni też...
sobota, 26 lutego 2011 13:01

 ... Istnienie nawet najbardziej samotnego człowieka na ziemi jest sensowne, bo nawet jeśli nie ma przy nim nikogo, są jeszcze owe Trzy Osoby, w których od relacji aż kipi i które nie chcą niczego innego, jak tylko go do swojej relacji dołączyć (choć już nie w ramach rozszerzania Trójcy Świętej, rzecz jasna). ...

Świetna książka Szymona Hołowni. Jeśli nie znamy Jego stylu, należy się na wstępie przyzwyczaić. Właśnie ją czytam z ogromnym zainteresowaniem.

Powyższy fragment oczywiście wybrałem nieprzypadkowo :)

Szymon Hołownia: Bóg. Życie i twórczość 
(już wkrótce w naszej Bibliotece)

Zbyszek (też czasem czyta)

 
Samotność: powołanie i krzyż... PDF Drukuj Email
Zbyszek czyta, inni też...
środa, 23 lutego 2011 09:52

na_skalemb.jpgTrzeba pamiętać, że "samotność" jest pojęciem wieloznacznym i określającym rzeczywistość tym bardziej wieloznaczną. Ta rzeczywistość może mieć bowiem charakter społeczny, psychologiczny czy duchowy, może przybrać postać osamotnienia, odosobnienia czy wręcz izolacji, może wreszcie być formą egocentryzmu lub wspaniałą formą otwarcia na zewnątrz. Biblia mówi, że pierwotnym i fundamentalnym powołaniem człowieka jako człowieka jest miłość, którą konkretyzuje i ukierunkowuje jako miłość do Boga i miłość do bliźniego. Bóg jako jeden i Jedyny (por. Mt 12, 32) jest wieczną, nieskończoną Samotnością. Bóg jako Trójca Osób - Ojciec, Syn i Duch - tworzy Wspólnotę. Człowiek stworzony na obraz Boży (Rdz 1, 27) z jednej strony jest istotą samotną - jedyną, niepowtarzalną, odrębną "osobą", ale z drugiej strony pozostaje stworzeniem społecznym, potrzebującym wspólnoty, tęskniącym za drugim człowiekiem. 

Jacek Prusak SJ, Powołanie do bycia singlem

mb

Zmieniony: niedziela, 27 marca 2011 09:16
 
Duch wiecznej radości PDF Drukuj Email
Zbyszek czyta, inni też...
niedziela, 13 lutego 2011 15:44

Kardynał J. Ratzinger tak pisał w roku 1995: „Jedna z podstawowych reguł rozeznawania duchów mogłaby brzmieć: tam gdzie nie ma radości, gdzie humor obumiera, tam na pewno nie ma Ducha Świętego. I odwrotnie: radość jest znakiem łaski. Kto z głębi swego serca jest pogodny, kto cierpiąc nie stracił radości, ten jest bliski Boga Ewangelii, Ducha Bożego, który jest Duchem wiecznej radości" (TP 23.04.1995).

Krzysztof Osuch SJ, Każdy pragnie radości

mb

Zmieniony: niedziela, 27 marca 2011 09:15
 
Wierzchołek góry lodowej PDF Drukuj Email
Zbyszek czyta, inni też...
poniedziałek, 07 lutego 2011 10:02

Tylko poprzez prawdziwe przebaczenie możemy być uwolnieni od wszystkich naszych napięć,  urazów, żalów i myśli o zemście. Przypatrywanie się własnym błędom bardzo ułatwia wybaczanie innym. Niektóre z moich czynów i te czyny, które powinienem był wykonać, ale nie zrobiłem tego, pozostają otoczone dla mnie mgłą tajemnicy. „Dlaczego to zrobiłem? Dlaczego to w ogóle powiedziałem? Dlaczego nie dotrzymałem swojej obietnicy? Jak mogłem być tak zaślepiony?”

Przypomina mi się fakt, że w naszym poznaniu samych siebie odkrywamy tylko wierzchołek góry lodowej. Pod powierzchnią naszego życia istnieje wiele niewidocznych wpływów, które tak łatwo wytrącają nas z równowagi. Jeśli jest to prawda dotycząca ciebie i mnie, to jest to również prawdziwe w odniesieniu do wszystkich innych, którzy potrzebują naszego wybaczenia; oni mogą nie wiedzieć, dlaczego coś zrobili czy powiedzieli, cokolwiek by to było.

oczamiwiary1.jpg

 
John Powell SJ, "Oczami wiary"
wyd. WAM, Kraków 1998.

Biblioteka w Parafii Św. Rodziny:
nr inw. 257, UKD 234
słowa kluczowe: rozmyślania religijne, wiara.

mb

Zmieniony: niedziela, 27 marca 2011 09:14
 
<< Początek < Poprzednia 1 2 3 4 5 Następna > Ostatnie >>

JPAGE_CURRENT_OF_TOTAL
RocketTheme Joomla Templates