Przez kilka lat organizowane były wspólne wyjścia do Filharmonii, a potem do NFM.
Obecnie działalność ta ogranicza się do mailowych propozycji koncertów, spektakli teatralnych i innych wydarzeń kulturalnych, w których - naszym całkowicie subiektywnym zdaniem - warto uczestniczyć.
Od czasu do czasu pojawią się tutaj też "wspomnienia" z imprez, w których będziemy uczestniczyli.
Czwartek 8 lutego, sala Czerwona, wieczór - w innym wymiarze.
W programie koncertu były Sonaty Bacha - te, które prezentujemy poniżej. Wykonanie Marcina Maseckiego i Marcina Markiewicza było świetne, choć inne. Mam wrażenie, że skrzypce i fortepian były w większym stopniu partnerami... Całość - no dobrze, nie bójmy się tego słowa - odlotowa :)
Wielce utalentowany Marcin Masecki - ostatnio najbardziej chyba znany jako autor ścieżki dźwiękowej filmu "Zimna wojna" - gra śmiało i wyraźnie, ale też zachowuje się na estradzie w sposób nazwijmy to luźny, niekonwencjonalny. Tak wyglądało miejsce Jego "pracy" po koncercie.
Ostatnio byliśmy na koncercie, w której programie była między innymi V Symfonia c-moll op. 67 Ludwika van Beethovena. Znana chyba wszystkim - zaczyna się tak: tatatataaaaaaaaaaaa tatatataaaaaaaaaaaa
A siedzieliśmy ... na wprost dyrygenta, prawie między dętymi :). Niezwykłe przeżycia - nie tylko akustyczne. Oto zdjęcia z naszych miejsc - oczywiście zrobione przed koncertem...
Na początek Debussy - poniżej na fortepianie, a na koncercie również na wiolonczeli.
A potem - Messiaen, fantastycznie wykonany, między innymi przez Soyoung Yoon - laureatkę 1. nagrody na Konkursie im. Henryka Wieniawskiego w 2011 roku.
Fantastyczny utwór. Im się dłużej słucha, tym ciekawszy... A wykonanie na koncercie perfekcyjne. Piękny dżwięk wiolonczeli - skojarzenie z Solimą nasuwa się automatycznie...
8 sierpnia 2015 roku byliśmy na koncercie "testowym" w nowej siedzibie Filharmonii, czyli w Narodowym Forum Muzyki. Kilka chórów, nasza dawno nie widziana/słyszana orkiestra, no i parę sławnych nazwisk, a przede wszystkim Paul McCreesh jako dyrygent całości.
Ale tak naprawdę to wychodząc byłem pod wrażeniem nie tyle usłyszanego dzieła (E. Elgar - Sen Gerontiusa), co obiektu. Nie omieszkałem zrobić parę zdjęć - są w naszej Galerii.