Chciałeś bajki - oto bajka. Znasz ją na pewno. Słyszałeś i przeżywałeś ją tysiące razy. Ale ja opowiem Ci ją raz jeszcze.
Ta historia zdarzyła się prawie dwa tysiące lat temu. Dwa tysiące lat ? Kilkaset, kilkadziesiąt, kilkanaście, kilka lat temu ? Wczoraj ? Dzisiaj ? Jutro ? Była, jest i będzie. Przeszłość, teraźniejszość i przyszłość nagle o brzasku poranka stopiły się w jedno. Czas przestał istnieć.
Pamiętasz Wieczerzę ? Był ciepły wieczór. Gwiazdy zaglądały do wnętrza izby przez otwarte okno. Świerszcz przygrywał w kącie na swych małych skrzypkach. To była uczta jakiej nie przeżywałeś jeszcze. Wpatrywałeś się w usta Jezusa bojąc się uronić choćby słowo.
Było tak wspaniale, męska wspólnota.
Nagle Jezus wstał od stołu. Przepasał się prześcieradłem, nalał wody do miski. A potem zrobił coś, czego nie zapomnisz do końca życia. Przyklęknął, wziął delikatnie Twoją stopę i zanurzył ją w misie. W pierwszym odruchu szarpnąłeś się do tyłu.
- Jak to ? Jezus ma mi myć nogi ? Przecież to ja jestem uczniem. Przecież Go kocham i to ja powinienem Jemu służyć. Nie, tak nie wolno.
A Jezus klęcząc u Twych stóp uczył Cię „prawdziwej służby.”
Kiedy już umył Wam stopy zasiadł z powrotem przy stole. Przyglądał się każdemu uważnie. W Jego dobrych, mądrych oczach odbijała się ogromna miłość, ale Ty zobaczyłeś coś jeszcze - to był smutek.
- „Zaprawdę, powiadam wam : jeden z was mnie zdradzi.”
Zapadła złowroga cisza. Umilkł nawet świerszcz grający w kącie izby.
- Co ON powiedział ? Jeden z was mnie zdradzi ? Przecież to nie możliwe. Przecież każdy z nas życie swoje oddałby za Niego.
Po chwili trzasnęły drzwi. To Judasz wyszedł w ciemność nocy. A Jezus wziął chleb, odmówił błogosławieństwo, przełamał go i dawał każdemu z Was mówiąc:
- „Bierzcie, to jest Ciało moje.”
Potem wziął kielich z winem i po odmówieniu dziękczynienia dał pić każdemu mówiąc:
- „To jest moja Krew Przymierza, która za wielu będzie wylana. Zaprawdę powiadam wam: Odtąd nie będę już pił z owocu winnego krzewu aż do owego dnia, kiedy pić go będę nowy w królestwie Bożym.”
Nie rozumiałeś wiele, ale czułeś, że dzieje się coś ważnego. Potem wielokrotnie brałeś udział w Uczcie, spożywając Jego Ciało i pijąc Jego Krew. Ale ta pierwsza była najważniejsza, bo sam Jezus w tym małym kawałku Chleba i kropli Wina nauczył Cię rozpoznawać samego siebie.
A potem był Ogrójec. Gdybyś wtedy wiedział, że to Wasza ostatnia noc spędzona razem nie odstąpiłbyś Go na krok. Ale Ty nie znałeś przyszłości, a noc ma swoje prawa. Usłyszałeś jeszcze, jak prosi, abyście z Nim czuwali i usnąłeś. Obudził Cię głos pełen wyrzutu:
- „Jednej godziny nie mogliście czuwać ze mną ?”
Spojrzałeś na Niego. Był blady, spocony a w Jego smutnych oczach czaił się strach. Zdziwiłeś się. ON, Mistrz boi się ? ON, który wyrzucał złe duchy, mówił faryzeuszom prawdę prosto w twarz, jadał z grzesznikami, wyrzucił kupców ze Świątyni. ON, który zawsze uciszał Wasz strach, teraz stoi słaby i drżący.
Dopiero po latach zrozumiałeś. ON - Mistrz - uczył Was nadal. Tamtej nocy nauczył Cię czegoś bardzo ważnego - akceptacji własnych lęków i słabości. Nigdy przedtem nie był Ci tak bliski. Gdy w cierpieniu uciekałeś przed ludźmi udając twardziela - stawał Ci przed oczami Jego obraz. Obraz Jezusa nie wstydzącego przyznać się do swojego strachu. Jezusa szukającego pomocy u swych umiłowanych uczniów. Jezusa nie tylko nie uciekającego przed cierpieniem, ale w pełni wyrażającego na to zgodę. To miało być Twoje życie, ale wtedy jeszcze tego nie rozumiałeś. Usnąłeś ponownie.
Obudziły Cię jakieś głosy. Zobaczyłeś uzbrojonych żołnierzy i strażników ze Świątyni a na ich czele Judasza. Judasz podszedł do Jezusa, objął Go i pocałował.
- Zdrajca - przemknęło Ci przez myśl.
Jak błyskawica poderwałeś się, aby go uderzyć, gdy nagle usłyszałeś:
- „Przyjacielu”
To słowo sprawiło, że stanąłeś w pół kroku. Spojrzałeś na Jezusa. Nie wierzyłeś własnym oczom. Patrzył na Judasza ze współczuciem, a w Jego spojrzeniu była nadal miłość. Judasz osunął się na kolana i ukrył twarz w dłoniach.
Zabrali Jezusa a Wy rozpierzchliście się jak owce nie mające pasterza. Przez resztę nocy błąkałeś się po wąskich uliczkach. Nie potrafiłeś zebrać myśli.
- Co mam robić ? Co mam robić ? - powtarzałeś bez przerwy.
Dopiero wschód słońca zagonił Cię do domu. Bałeś się światła, wolałeś pozostać w mroku.
W domu zamknąłeś starannie okiennice i usiadłeś w kącie. Chciałeś uciec nie tylko przed ludźmi, ale i przed samym sobą. Nie pamiętasz ile czasu siedziałeś, kiedy do twoich uszu dotarły strzępy rozmowy.
- Skazany. Chodźcie na Golgotę. Tam Go ukrzyżują.
Wyprostowałeś się gwałtownie.
- Kogo ukrzyżują ? Nie, to nie możliwe ! To nie może być prawda ! Najwyżej Go ubiczują, ale ukrzyżować ? Za co ?
Chwyciłeś pelerynę i wybiegłeś na dwór. Wspinałeś się wąskimi uliczkami. Słyszałeś krzyki, złorzeczenia, śmiech i płacz. Przedzierałeś się przez tłum ludzi - byle szybciej, byleby zdążyć.
Dotarłeś na szczyt. Spojrzałeś w górę. Zobaczyłeś trzy krzyże. Na środkowym wisiał Jezus.
Zrozpaczony upadłeś na kolana.
- A więc to już koniec ? Nie, to nie możliwe. Przecież Jest Synem Bożym. Zaraz stanie się cud. Bóg Go na pewno uratuje. Jezus nie może umrzeć. Co się z nami stanie ? - tysiące myśli przelatywały Ci przez głowę - A może Go odbić, ale jak ?
Rozejrzałeś się dookoła. W tłumie stojącym pod krzyżem rozpoznawałeś twarze innych uczniów. Byli tak samo zrozpaczeni jak Ty, tak samo bezradni. Siedziałeś i wpatrywałeś się w Niego. Każdy ruch klatki piersiowej wzbudzał w Tobie nadzieję. Ale ON oddychał coraz ciężej, aż wreszcie wyprężył się. Zawołał :
- „Ojcze, w Twoje ręce powierzam ducha mojego” - i skonał.
- Niee... - krzyk przeszedł przez tłum.
Nagle rozległ się grzmot, niebo rozdarło się na pół i zapadła ciemność. Zaczął padać deszcz, ale Ty byłeś jak odrętwiały. Czułeś się tak, jak gdyby razem z Nim umarła cząstka Twojej duszy. Nie pamiętasz kiedy zabrano Jego ciało. Nie pamiętasz jak dotarłeś do domu. Znów siedziałeś w kącie - w ciemnościach.
- Dlaczego ? Przecież miało być inaczej ! Przecież miał nas wyzwolić ! Jak mam dalej żyć bez Niego ? Co robić ?
Minęły dwa dni i znów za oknem usłyszałeś jakieś głosy:
- Nie ma Go. Niewiasty mówią, że On żyje. Zmartwychwstał.
Wybiegłeś na ulicę. Chwyciłeś się kurczowo jakiejś kobiety - to była Maria, siostra Łazarza.
- Gdzie On jest ?
- Nie ma, grób jest pusty - usłyszałeś.
- Gdzie Jego grób ?
Ręką wskazała Ci kierunek.
Pędziłeś co tchu wąskimi uliczkami. Wbiegłeś do ogrodu i tam zatrzymałeś się przed grotą. Kamień, który powinien zasłaniać wejście był odsunięty. Zawahałeś się, ale wszedłeś do środka. Przez chwilę Twoje oczy oswajały się z ciemnością. Nie byłeś sam. Na skalnej półce - tam, gdzie powinien leżeć Jezus, siedział Anioł i łagodnie uśmiechał się do Ciebie.
- Gdzie Jezus ? - zapytałeś.
- Raduj się. ON zmartwychwstał.
- Zmartwychwstał ? Kiedy ? Jak ?
- Narodził się po raz drugi, tak jak kiedyś - w ciszy - ale już nie w ciemnościach nocy, ale o brzasku poranka. Powitał Go radosnym śpiewem mały, szary skowronek, a wiatr przyginał korony drzew w pokłonie. Przyszedł jako światło i już na zawsze rozproszył Twe ciemności. I już nic nie będzie takie samo. Twoja samotność nadal pozostanie samotnością a ból - bólem, ale jakże innym. Samotność w Nim, ból w Nim. Bo ON żyje... I nawet kiedy Twoje zaślepione smutkiem oczy nie rozpoznają Go, to wiedz, że ON jest przy Tobie. Stoi tuż obok... I zawsze możesz włożyć palce do Jego boku... Woła Cię po imieniu... Idzie z Tobą w drodze i pisma Ci wyjaśnia... A kiedy będziesz łowić w ciemnościach i Twoje sieci pozostaną puste, to wiedz, że ON przyjdzie - o świcie - stanie cicho na brzegu, byś mógł ponownie zarzucić sieć. Idź, powiedz to innym... ON żyje...
...Cicho! - słyszysz Jego kroki ?
Małgorzata Sawicka
1998-04-11
|