Był sobie mały chłopiec. Na imię miał Boguś. Boguś był bardzo grzeczny. Mówił dzień dobry i do widzenia, proszę, dziękuję, przepraszam. Bawił się ładnie z innymi dziećmi. Nie zabierał im zabawek. Nie krzyczał, nie przeklinał. Nie brudził ubranek. Rodzice cieszyli się, że mają tak dobrego synka.
Ukochanym świętem Bogusia było Boże Narodzenie. Cudowne święto - takie ciepłe, rodzinne. Cała rodzina spotykała się przy stole. Tato czytał Biblię. Były życzenia, uściski, pocałunki. Ważne słowa, które przechodzą przez gardło tylko w tym jednym dniu w roku. Ukradkiem ocierane łzy. Wspólne śpiewanie kolęd. Pyszne jedzenie, no i oczywiście prezenty na które Boguś, jak każde dziecko, czekał niecierpliwie.
Od ostatniej Wigilii minął rok. Ziemia pokryła się białym puchem. Nadszedł czas oczekiwania i czas pisania listów do Świętego Mikołaja. Boguś zastanawiał się, co chciałby otrzymać od tego patrona dzieci. Miał już kolekcję resoraków, różne gry, klocki Lego, sanki, narty, deskorolkę, łyżworolki, piłkę do siatkówki. Przypomniał sobie, jak na urodzinach Marcina bawili się wspólnie kolejką. I nagle zapragnął takiej nowej, błyszczącej kolejki elektrycznej, która sama pędziłaby po torach mijając miniaturowe góry, pola, mosty i tunele.
Przechyliwszy głowę na bok napisał zielonym flamastrem (zielony to kolor nadziei ):
Kochany Święty Mikołaju. Proszę przynieś mi kolejkę elektryczna i słodycze.
Kocham Cię. Boguś
Ps. Byłem bardzo grzeczny w tym roku.
Zakleił kopertę, przykleił znaczek i pobiegł szybko na pocztę wysłać list. Miał nadzieję, że dotrze do Świętego Mikołaja na czas.
Wreszcie nadszedł ten dzień. Mieszkanie lśniło czystością. Boguś sam wysprzątał swój pokój. Pomógł mamie przekręcić mak przez maszynkę. Wcześniej razem z tatą wytrzepał dywany. Z kuchni unosił się niepowtarzalny aromat - zapach grzybów, kapusty, smażonego karpia, suszonych śliwek, makowca...
Zapadł wieczór. Na niebie pojawiła się pierwsza gwiazdka. Świeczki na choince mrugały wesoło. Bombki kołysały się leciutko i uderzając o siebie kolorowymi brzuszkami wystukiwały pieśń radości. Na stole płonęły świece. Przyszedł dziadek z babcią. Tato odczytał fragment Ewangelii Świętego Łukasza o Bożym Narodzeniu. Były życzenia, łamanie się opłatkiem. I znów, jak co roku mama ukradkiem ocierała łzy. Po uroczystej kolacji, drżącymi od wzruszenia głosami śpiewali o malutkim Dzieciątku, które przyszło na świat i nie było dla Niego miejsca w gospodzie. O Maryi i Józefie . O pastuszkach i Trzech Królach.
Boguś śpiewał razem z wszystkimi, ale od czasu do czasu zerkał pod choinkę - może Święty Mikołaj przyniósł już prezenty?
W tym momencie zadzwonił dzwonek u drzwi. Boguś zerwał się, szybko podbiegł i otworzył. Za drzwiami nie było nikogo. Na jego twarzy widać było zawód.
- Może Święty Mikołaj zapomniał? A może nie dostał listu?
Wrócił do pokoju ze smętną miną. Pod choinką stała ogromna paczka.
- Ale duża ta kolejka - cieszył się.
Z niecierpliwością zerwał wstążkę i kolorowy papier. W dużym pudle było mniejsze pudełko, tak jak poprzednie zawinięte w papier i obwiązane wstążką. A w nim jeszcze jedno i jeszcze jedno. W końcu zostało małe pudełeczko.
- No cóż, mała kolejka też jest fajna - pocieszał się w myśli.
Otworzył paczkę. Na dywan wysypały się małe, kolorowe tekturki. To była układanka.
Boguś w pierwszej chwili był rozczarowany. W końcu puzzle, a kolejka elektryczna, to nie to samo. Ale ponieważ nigdy wcześniej nie układał puzzli, więc zainteresował się tą nową grą.
Najpierw uważnie obejrzał każdy kawałek. Mimo, iż były zbliżone kolorami, różniły się kształtem. Każdy był inny. Boguś spojrzał na rodziców.
- Jak z takich różnych kawałków ułożyć jeden obrazek? I jaki to ma być obrazek? - w pudełku nie było żadnej karteczki, która ułatwiłaby zadanie.
Rodzice nic nie powiedzieli, tylko tajemniczo uśmiechali się pod nosem.
Boguś cały wieczór siedział na dywanie i układał kartonik po kartoniku. Ale ciągle coś mu nie pasowało. Tu zabrakło kawałka, tam wydawało się za dużo. Wychodził jakiś zamazany obraz. W końcu Bogusiowi zabrakło cierpliwości. Zniechęcony wstał, chwycił układankę i...
I na tym zakończymy bajkę. Nie dowiemy się co zrobił Boguś. Może cisnął układankę w kąt, a kartoniki porozsypywały się po podłodze. Leżały każde w innym kącie. Początkowo sumienie trochę dokuczało Bogusiowi, ale w końcu puzzle przyprószone kurzem popadły w zapomnienie.
A może stało się inaczej? Może poskładał starannie kartoniki do pudełka i poszedł spać. A rano ze świeżym umysłem zabrał się od nowa do pracy. Może poradził się rodziców? I wreszcie spotkała go największa nagroda. Z tych kilku tak różnych kawałków powstał jeden obraz. Obraz Żywego Boga.
A Ty czytelniku, jak myślisz, co zrobił Boguś? I co Ty byś zrobił na jego miejscu?
Taką układanką jest wspólnota, rodzina, przyjaciele. Całe nasze życie złożone jest z tysiąca różnych kawałków. Zaczynając życie nie wiemy jaki ułożymy obrazek i od nas tylko zależy, czy układając się do wiecznego snu będziemy mogli wyciągnąć ręce do Boga i powiedzieć:
- Panie, popatrz - to Ty.
Małgorzata Sawicka
1996-10-04
|