Próg modlitwy PDF Drukuj Email
Zbyszek czyta, inni też...
poniedziałek, 13 stycznia 2014 10:16

Dawniej progi, zwłaszcza w wiejskich chatach, bywały dość wysokie. Obecnie progi są niskie, a nawet całkiem się je usuwa ze względów praktycznych. Inaczej jest z progiem do tej "izdebki", do której należy wejść, by modlić się do naszego Ojca, który jest w ukryciu (por. Mt 6, 6). Tego progu nie da się zlikwidować. Nie należy dać sobie wmówić, że go nie ma! Jest on dość wysoki i za każdym razem przekracza się go z pewnym wysiłkiem. Jest to wysiłek wiary i uważności, skupionej uwagi. Jeśli próbujemy przekraczać ten próg rutynowo, bez uwagi i jakby od niechcenia, to możemy się na nim potknąć, przewrócić i zostać przed progiem (nie przekroczywszy go). (...)

Jest w nas pewna niewidzialna linia czy też właśnie niematerialny próg, który odgradza dwa stany ducha. Każdy stan ma swoją intensywność i "barwę". W jednym jest życie, rozkwit, nadzieja, przyszłość; w drugim jest - samotność, perspektywa przemijania i śmierci, brak nadziei i uszczęśliwiającej przyszłości.

Te dwa stany ducha ujawniają się także w czasie modlitwy (rzeczywistej i pozornej). Raz podejmujemy modlitwę rzeczywistą, a innym razem pozorujemy modlitwę; modlimy się na niby. Każdemu zdarzyć się może (i pewno zdarza się to częściej niż sądzimy), że modlitwa - od początku do końca - okazuje się być raczej celebracją egocentryzmu niż spotkaniem z Drugim, z naszym Stwórcą i najlepszym Ojcem.

Praktycznie znaczy to, że na niby-to-modlitwie przebywam ze sobą. Jestem sam - zaabsorbowany sobą, i cały czas skoncentrowany na sobie, przejęty moimi np. lękami, zranieniami czy także kontrolowaniem tego, co się we mnie dzieje: jak się czuję, czy jest mi dobrze, czy jest mi "fajnie"… Obrazowo można by ten stan określić za św. Augustynem: ja zakrzywiony ku sobie samemu. Zakrzywiony z różnych powodów, ważnych i błahych, wręcz pod byle pretekstem. Ale za tymi powodami i pretekstami kryje się fatalny stan uwięzienia w "domu niewoli" - w sobie samym! Ujawnia się wtedy wielka bieda i fundamentalny grzech egocentryka, który (jeszcze) nie potrafi przenieść uwagi na Boga, na Jego Majestat, na Jego przymioty. Na Jego Plan Zbawczy. Na Jego Miłość...

I jest inny stan ducha, inny sposób istnienia. Jest to stan ducha modlitewny, religijny, wyraźnie relacyjny. Ten stan pojawia się, gdy przekraczam próg i zaczynam istnieć naprawdę inaczej, gdyż zwracam się cały do Boga. Uznaję od pewnego momentu, że nikt i nic nie jest bardziej godne mojej maksymalnej i spokojnej uważności niż ON. Kieruję zatem ku Niemu całą moją uwagę i wszystkie zdolności poznawcze. Pragnę też - mimo przeszkód, mimo rozproszeń - trwać w relacji z Bogiem, w uważnym otwarciu i odniesieniu do Niego. Pozwalam, by olśnił mnie Jego Majestat. Staję przed Nim - otwarty na Jego Wolę. Słucham, co On mówi do mnie. Rozważam to. Pytam, jeśli nie pojmuję. Odpowiadam. Rozmawiam. Owocem tej komunikacji i komunii jest to, że ogarnia mnie radość i pokój. Boży pokój, którego świat dać nie może. (...)

Jest dla nas wielką pociechą i źródłem nadziei, że Bóg zawsze przychodzi nam z pomocą. Bóg nigdy nie zawodzi ani się nie spóźnia, gdy chcemy spotkać się z Nim na modlitwie. On zawsze jest pierwszy... Ale i nasz wkład też jest ważny i konieczny. Jest on różnoraki, ale tu mam na uwadze to jedno: starać się opanować sztukę przekraczania progu, za którym zaczyna się modlitewne spotkanie.

Mówiąc konkretnie i praktycznie, chodzi o to, żeby przysposobić się do modlitwy odpowiednio dużą (wystarczającą) dawką czasu, w którym milczymy, uspokajamy ducha i rzec by można zbieramy siły do wyrwania się z siebie, by - jak mówi św. Ignacy - przejść w Boga.

W tym procesie wyciszenia i uspokojenia uświadamiamy sobie, że jesteśmy kimś wyjątkowym, kto może transcendować siebie i nawiązać kontakt z Bogiem. Im więcej ciszy, milczenia i uspokojenia, a także wejścia w głąb siebie, tym łatwiej "dojrzeć" TY Boga Stwórcy, który przemawia do nas zarówno w głębi serca, jak też zwraca się do nas z głębin Historii Zbawienia, z wszystkich Ksiąg Pisma Świętego. Tak, Boga spotykamy i w sobie, we wnętrzu, a także w Objawieniu historycznym, w przepowiadaniu Kościoła. Św. Bernard powie o tym tak: "Nie masz potrzeby, człowieku, przepływać morza, przenikać chmur, przekraczać Alp. Zapewniam cię, nie masz dalekiej drogi do przebycia. Wystarczy ci tylko zwrócić się do samego siebie, by w swoim wnętrzu spotkać Boga".

Najpierw jednak trzeba zaaplikować sobie dużą dawkę milczenia, ciszy, uspokojenia. Jedynie milcząc, stajemy się prawdziwie obecni - obecni dla siebie i dla Boga. Tylko obecni mogą się spotkać!

Cały artykuł: Krzysztof Osuch: Próg modlitwy

Zbyszek

Zmieniony: poniedziałek, 13 stycznia 2014 10:54
 
RocketTheme Joomla Templates