Proces nawracania trwa w nas ciągle i strach przed śmiercią jest obecny zamiast nadziei na szczęście wieczne, na spotkanie z Bogiem - Miłością.
Nadzieja potrzebna jest nam wszystkim, a najbardziej tym, którzy żyją bez wiary i nadziei - czy do nich dotrze ta Dobra Nowina miłości Boga i o nadziei?
To wielkie zadanie ewangelizacji ochrzczonych pogan, do których w większości
przecież się zaliczamy. My - ochrzczeni poganie, żyjący tak daleko od Boga, który kocha i pragnie naszej przyjaźni. Uczynił wszystko, by nas uszczęśliwić, dał nam sakramenty święte, wyposażające nas w miłość, wolność, pokój, oczyszczające nas z najmniejszej nawet winy.
Kochający Ojciec, do którego podążamy dzień po dniu.
Czy zdajemy sobie sprawę, od czego zależy i jakie będzie nasze życie wieczne? Wszystkie zafałszowania w nas opadną jak łuski, jak pancerze i staniemy nadzy przed Bogiem. Wobec Jego światłości i świętości nic nie będzie ukryte. Winy naszych bliźnich skarleją wobec prawdy, jaką zobaczymy o sobie. Całą naszą duszę wypełni wdzięczność za dar życia i miłosierdzie Boga, który wszystko nam wybaczył. I my staniemy się samym przebaczeniem… Już tu na ziemi trzeba podjąć ten trud wybaczania sobie nawzajem, aby kiedyś stanąć czystym przed Bogiem! Trzeba wybaczać i jeszcze raz wybaczać, i za wszystko być wdzięcznym Bogu!
Nie zapomnę pytania mojego umierającego Ojca o tę druga stronę - czy jest
tam Zycie. Było to 20 lat temu. Nie umiałam dać wtedy pewnej, opartej na
Słowie Bożym odpowiedzi, ale przypomniałam mojemu Tacie postać przełożonej
klasztoru, wybitnej osoby, zaprzyjaźnionej z moją wychowawczynią. Uczyłam się i mieszkałam wtedy w klasztorze. Przełożona była chora na raka i świadomie kończyła swoje pobożne życie. Umówiły się, że jak już będzie u Pana - da znać swojej zakonnej przyjaciółce.
I było tak, jak umówiły się - dała znak, zbudowało to moją wiarę w świętych obcowanie. Teraz, dzieląc się tym wspomnieniem z umierającym Ojcem, budowałam Jego wiarę w życie po życiu - dawałam nadzieję, tak bardzo mu potrzebną.
Matka Emanuela Mrozowska zmarła tuz przed naszą maturą. Wszyscy uważają, że to dzięki jej staraniom u Wszechmogącego, w ostatniej chwili szkoła dostała prawa szkoły państwowej i zdawałyśmy normalną maturę, jak wszyscy uczniowie w całej Polsce - a uczyłyśmy się przez cały rok do egzaminu eksternistycznego z 11 przedmiotów. Starania o nadanie szkole praw szkoły państwowej czynił od roku u władz też poseł Tadeusz Mazowiecki z katolickiego koła „Znak” . Prawa otrzymały wtedy katolickie szkoły - po jednej z każdego Zgromadzenia - w tym nasze, wrocławskie LO. Prawa przyszły tuż przed naszą maturą.
Dobrze pamiętam ten dzień, jakieś kilka czy kilkanaście dni po śmierci Matki Emanueli - moja wychowawczyni z internatu, Matka Konstancja Mierzwicka bierze mnie rano za rękę i mówi szeptem: idziemy pomodlić się do kaplicy - Matka Emanuela dala mi znać, że jest juz u Pana. Tak jak się umówiłyśmy.
Tego jak się umówiły - nie wiem i nie pamiętam, czy tak głęboko dopuszczona byłam do tej tajemnicy. Zbudowało to w każdym razie moją wiarę w świętość tych kobiet i wdzięczność za możliwość uczestniczenia w ich życiu. Były dla mnie, wtedy licealistki, niedościgłym wzorem i autorytetem. Matka Emanuela, pełniąc funkcję prowincjalnej przełożonej w Polsce, jeździła na prywatne audiencje do ówczesnego Ojca Świętego - co wtedy nie było tak powszechne jak potem w mojej dorosłości.
Opowiadaniem o tym wydarzeniu, którego byłam świadkiem, zbudowałam nie tylko wiarę mego Taty, ale także wiarę jeszcze kilku innych osób, które wątpiły w Zycie wieczne, w drogę życia ziemskiego nie kończącą się z chwilą śmierci cielesnej, ale prowadzącą do nieba, do wiecznej szczęśliwości.
Opowiadałam po wielu latach o tym też Siostrom zakonnym, które pamiętały Matkę Emanuelę i Matkę Konstancję - ale nikt tego faktu w klasztorze nie znal. Powierzono mi tak ważną umowę dwóch zakonnic, o której nikt inny nie wiedział.? To obowiązuje do przekazywania wiary dalej i dawania nadziei wątpiącym, co niniejszym czynię.
Małgorzata Kapko-Wedler
|