Chcę się podzielić tym, co w sposób szczególny uderzyło mnie w czytaniach z ostatniego okresu adwentu (chodzi o Ewangelie).
Patrząc po ludzku wszystko w życiu Elżbiety, Zachariasza, Józefa i Maryi toczyło się nie tak.
Elżbieta i Zachariasz nie mieli dziecka gdy byli silni i młodzi. Gdy Elżbieta zaszła w upragnioną ciążę nie była już młoda. Po ludzku patrząc mogła martwić się, czy podołają z Zachariaszem wychowaniu dziecka.
W przypadku Józefa i Maryi też czysto po ludzku wszystko toczyło się nie tak. Może marzyli o spokojnym życiu, o wspólnym wychowywaniu dzieci, o spokojnej starości wśród dorosłych dzieci i wnuków. Wszystko potoczyło się inaczej.
Gdy mój brat przed łamaniem się opłatkiem czytał fragment Ewangelii Św. Łukasza, pomyślałam, że tak po ludzku Józef i Maryja mogli usiąść i płakać. Do pełni kłopotów brakowało im tylko przymusowej podróży do Betlejem. Może Maryję po drodze bolał kręgosłup, może bała się zbliżającego porodu (tak zwyczajnie po ludzku). Może Józef przypuszczał, że ciężko będzie Im znaleźć dach nad głową, bo nikt nie przyjmie kobiety w dziewiątym miesiącu ciąży.
Po ludzku wszystko nie tak, same kłopoty, a przecież stało się to, by wypełniły się Pisma. Uderzyło mnie to, że właśnie w tych kłopotach, trudach Bóg działał z wielką mocą i realizował swoje plany. To dało mi wielką nadzieję i pociechę. Bóg jest obecny i w moich problemach i wierzę, że i w moim życiu zrealizuje swoje plany, pomimo, że tak często Mu przeszkadzam.
Chwała Panu.
ab
2011-12-27
|