Pierwszy raz w życiu miałam okazję modlić się wpatrując w Oblicze Jezusa przez długie minuty. W milczeniu, ciszy, nasłuchiwaniu. Nie liczyłam na to że coś się wydarzy, a jednak...
Już pierwszego dnia, w czwartek Jego oczy zaskoczyły mnie ogromną czułością spojrzenia, tęsknotą. Jakby wodził za mną wzrokiem, odkąd istnieję. Jakby czekał cierpliwie na każde moje zerknięcie w Jego stronę. Patrzyłam zmieszana i wzruszona.
W piątek dostrzegłam Jego usta.
Patrzysz i milczysz. Wszystko zostało już wypowiedziane, wszystko się dokonało. Stawiasz mnie wobec faktów, wobec Dzieła ktorego dokonałeś. Wszystko oddałeś DOSKONALE.
Wieczorem Jego twarz zajaśniała godnością. Jesteś Królem. Jesteś Bogiem Odwiecznym.
Poniedziałek był ostatnim dniem tych szczególnych spotkań.
Rano, zanim jeszcze zorientowałam się w temacie - a miał być proponowany rachunek sumienia jako element modlitwy - ujrzałam współczucie. Jesteś Litością, Ulitowaniem.
Pierwszy raz miałam pragnienie upaść do Jego stóp. Nigdy wcześniej nie rozumiałam tego gestu. W swoich notatkach zapisałam: Nie śmiem podnieść oczu. Zmiłuj się nade mną i przebacz mi, Panie.
Wieczorem zaskoczyło mnie to, że swoim spojrzeniem ogarniał wszystkich - poza mną. Na tym spotkaniu oddawaliśmy, powierzaliśmy Panu wszystkich, o których się troszczymy. Mieliśmy z mężem ogromnie długą listę...
Po modlitwie z ulgą odnalazłam wzrok Jezusa skupiony na mnie. W oczach, w całej Twarzy było pytanie, natarczywe, jakby rzucał mi wyzwanie: Ufasz Mi? Wierzysz w to? Patrz, wszystko zrobiłem dla ciebie. Czy potrafisz Mi teraz zaufać do końca ?
W następnych dniach Spojrzenie straciło na wyrazistości - jakby się "wyprowadził"...
Ostatniego dnia, w czwartek, tuż po zasłonięciu Obrazu zostały rozdane małe obrazki. Widząc z daleka ich rozmiar, aż bałam się spojrzeć... by się nie rozczarować...
Przez bardzo długą chwilę nie mogłam oderwać wzroku od Twarzy na małej tekturce, popłynęły łzy.
* * *
Siedzę i patrzę w Jego "miniaturowe" oblicze; widzę twarz pełną zrozumienia, współczucia - tak przyjazną, że porusza do głębi. Niezwykła zażyłość się nam narodziła. Jakbyśmy wiele razem przeszli... I jeszcze wiele mieli do przejścia - razem.
au
Lewin Kłodzki 2011