Czym jest adoracja Oblicza Jezusa ?
Jest... byciem sobą.
Czytamy nieraz mądre teksty lub słuchamy głębokich konferencji o modlitwie. Ukazują one trwanie przed Jezusem, używają poważnych słów, odwołują się do doświadczeń osób świętych, mistyków, kaznodziei... W pewnym momencie rodzi się w nas przeświadczenie, że to nie dla nas. ONI mogli, ale ONI byli święci i wyjątkowi, a MY jesteśmy zwyczajni i szarzy jak chodnik, codziennie przez tysiąc biegnących ku nam problemów podeptany.
I tak naprawdę pozostajemy często na etapie pobożnego, niewątpliwie szczerego.... chcenia. Ale chociaż są takie chwile w życiu, gdy nasze „chcę” jest jedynym motorem działania, to ku osobistej modlitwie musi nas prowadzić coś więcej.
To „coś więcej” – to „chcę” wypowiedziane nie przez nas, ale przez Jezusa.
Chcę, żebyście się modlili. Chcę, żebyście przy Mnie trwali. Chcę, żebyście patrzyli Mi w oczy.
Kontakt wzrokowy jest dla nas możliwy dopiero od dnia narodzin. Pierwsze spojrzenie w oczy matki. Pierwsze wodzenie wzrokiem za jej postacią, za przedmiotami, za własnymi rękami... Przez dziewięć miesięcy życia płodowego rozwijamy dotyk, smak i słuch, ale wzrok będzie mógł spełniać swą rolę później - dopiero po narodzinach, czyli po wyjściu na światło. Dlatego w pierwszych latach życia to właśnie ludzki wzrok potrzebuje więcej, niż inne zmysły, stymulacji.
Więc jakże nie patrzeć w oczy Jezusowi, kochającemu bardziej niż najczulsza matka, skoro chcemy rodzić się na nowo i żyć w świetle łaski jako Jego dzieci ?
Czym jest adoracja Oblicza ?
Właściwie.... niczym szczególnym. Nie różni się niczym od spokojnego siedzenia naprzeciw przyjaciela, wobec którego do końca można być sobą.
Więc jeśli kiedyś przytrafi ci się w życiu taki moment, w którym usiądziesz przed Obliczem Pana Jezusa, wytrzymaj – choćby pięć minut – wytrzymaj w byciu sobą. Wytrzymaj w zwyczajnym patrzeniu, jak się patrzy na ulubione dzieło sztuki : znasz je na pamięć, ale i tak patrzenie sprawia nieuchwytną werbalnie przyjemność, dreszcz wewnętrzny... a tu jest coś więcej niż dzieło sztuki. Wytrzymaj w patrzeniu skupionym, prosto w oczy. Wytrzymaj w próbie ogarnięcia wzrokiem całej Jego twarzy. Wytrzymaj, nie bój się, przyzwyczajenie ci nie zagrozi...
I tylko tyle.
Być może cię to ukoi. Być może cię to zaniepokoi. Być może napełni cię moc ukryta w Jego oczach i doświadczysz, z jaką miłością On myśli o tobie. Być może zasmucisz się, bo między wami zobaczysz całą lawinę niewidocznych dotąd przeszkód serca. Być może odkryjesz, że kochasz Go nad życie – i że innego życia, niż tylko z Nim, już nie chcesz. Być może duchowe napięcie będzie tak mocne, że zamkniesz oczy.
Możesz zamknąć. ON nadal na ciebie patrzy.
Cokolwiek się zdarzyło i zdarzy, cokolwiek będzie trzeba wyznać później na spowiedzi, cokolwiek przyjdzie lub cokolwiek odejdzie... - On wciąż na ciebie patrzy. Nawet, kiedy zamkniesz oczy (bezcenny moment: małe preludium do śmierci).
Niczego nie oczekuj - ani od siebie, ani od Niego.
Tylko patrz na Niego i pozwól Mu, by patrzył na ciebie.
Niczego więcej do s z c z ę ś c i a nie trzeba – ani w tym, ani w przyszłym życiu.
Ani Jemu, ani tobie.
|