To był piękny widok. Białe kłębuszki na tle soczystej zieleni. Pasterz stał na wzgórzu i obserwował uważnie swoje stado. Obok niego siedział piękny owczarek i tak, jak i jego pan nie spuszczał oczu z owiec. Od czasu do czasu podbiegał do owieczki, która zanadto się oddaliła i poszturchując nosem, przywoływał niesforną do porządku. Wieczorem pasterz sprowadzał owce na dół, do zagrody. Okolona dookoła wysokim płotem stanowiła doskonałe zabezpieczenie. Owce nie mogły się wydostać, ale też nikt z zewnątrz nie mógł wejść, aby wyrządzić im krzywdę.
Była w stadzie mała owieczka, bardzo niesforna a zarazem ciekawa świata. Nie lubiła paść się razem z innymi i jak tylko mogła wymykała się i zwiedzała okolice. Pasterz miał z nią najwięcej kłopotów, ale lubił tę owieczkę i nigdy jej nie karał, tylko łagodnie upominał. Często brał ją na kolana i opowiadał o świecie, o jego urokach, ale też i niebezpieczeństwach. Owieczka lubiła te opowieści. Kładła wtedy łepek na jego piersi i wpatrując się w mądre, dobre oczy pasterza słuchała oczarowana, od czasu do czasu pobekując cichutko.
Pewnego wieczoru , mała owieczka nie mogła spać. Chodziła po zagrodzie , ostrożnie stawiając kopytka, uważając by nie zadźwięczał jej dzwoneczek. Nie chciała obudzić innych owiec. Chodząc tak w pewnym momencie zauważyła dziurę w ogrodzeniu. Niewiele myśląc wymknęła się i radośnie podskakując pobiegła prosto przed siebie. Ponieważ była noc przykucnęła pod jakimś krzaczkiem i zasnęła, a rano pobiegła dalej. Biegła tak jakiś czas, a odurzona wolnością wcale nie zwracała uwagi dokąd podąża. Mijała pola, lasy i łąki. Tu skubnęła soczystą trawkę, tam powąchała kwiatek. Podskakiwała, fikała koziołki a jej mały dzwoneczek dźwięczał radośnie. Cieszyła się wolnością.
Była piękna pogoda. Ptaszki ćwierkały nad jej głową. Szary zając kicał obok, jakby chciał się z nią pościgać. Pasikoniki wygrywały melodie na swoich małych skrzypkach. Nawet słońce uśmiechało się do niej promieniście z wysokiego nieba.
Tymczasem pasterz wyprowadził stado na pastwisko. Jak zwykle stał na wzgórzu ze swoim przyjacielem owczarkiem i obserwował owce. Ale coś mu się nie zgadzało. Przeliczył raz, potem drugi - brakowało jednej. Przyjrzał się uważnie stadu - brakowało tej małej, niesfornej owieczki, która przychodziła słuchać jego opowiadań. Zasmucił się. Zostawił stado pod opieką owczarka a sam wziął kij pasterski, tobołek z jedzeniem, wodą i lekarstwami - bo być może owieczka będzie potrzebowała pomocy - i ruszył w drogę.
Owieczka brykała radośnie cały dzień a „ocknęła” się dopiero wieczorem, kiedy słońce kładło się spać. Powoli zapadał zmrok, zrobiło się ponuro i zimno. Zerwał się wiatr. Ptaszki odleciały. Pasikoniki pochowały skrzypki. Nawet jej przyjaciel zajączek gdzieś zniknął. Owieczka została sama. Była przerażona, bo nagle spostrzegła, że nie wie gdzie się znajduje, a co najgorsze nie zna drogi powrotnej do domu. Nagle ten piękny świat, który tak ją zawsze pociągał zmienił oblicze. Wydawało się jej, że za każdym krzakiem chowają się strachy z ogromnymi oczami, a drzewa z długimi ramionami usiłują ją schwytać w pułapkę. Zaczął padać deszcz. Sowa groźnie pohukiwała a po chwili rozpętała się burza.
Tego owieczce już było za wiele. Przerażona rzuciła się prosto przed siebie. Oślepiona strachem i piorunami nie zauważyła przepaści. Nagle poczuła, że spada w dół. Przed oczami stanęło jej całe życie.
Zobaczyła jak leży na kolanach pasterza a on opowiada jej bajki. Przypomniała sobie, jak bezpiecznie czuła się w jego ramionach. Nagle zapragnęła znaleźć się z powrotem w domu. Spadała coraz niżej i niżej, aż zatrzymała się na wystającej półce skalnej. Leżąc tak, ranna zaczęła przyzywać pasterza. Początkowo głośno, po jakimś czasie coraz ciszej i ciszej. Minął jeden dzień, potem drugi. Na szczęście po ulewnym deszczu w zagłębieniach zgromadziła się woda, więc owieczka miała co pić.
Tymczasem pasterz szedł wytrwale naprzód. Prowadziły go ptaki oraz mały szary zajączek. Promyki słońca wskazywały mu kierunek. Doszedł wreszcie do przepaści. Spojrzał w dół. Nic nie zobaczył, ale usłyszał cichutkie beczenie. Nie zważając na własne bezpieczeństwo zaczął spuszczać się na dół. Podarł ubranie, pozdzierał ręce i kolana, ale w końcu dotarł do owieczki. Zapłakał z radości, że ją znalazł a równocześnie z żalu, bo była w tak fatalnym stanie. Opatrzył jej rany, nakarmił, napoił i tuląc w ramionach nucił jej ulubione kołysanki. Ponieważ był wieczór postanowił przenocować z owieczką na półce skalnej a rano wyruszył z nią do domu.
W drodze towarzyszyły im ptaki, zajączek oraz pasikoniki, które wygrywały na małych skrzypkach pieśń radości. Kiedy dotarli na miejsce wszyscy bardzo się ucieszyli. Pasterz położył owieczkę na świeżym sianku i siedział z nią tak długo dopóki nie wyzdrowiała - a ona otoczona ciepłem i miłością wracała do zdrowia bardzo szybko. Już po kilku dniach znowu wesoło brykała po łące. Szybko zapomniała o niefortunnej wycieczce.
Pewnej nocy nie mogła zasnąć. Chodziła cichutko po zagrodzie uważając aby nie obudzić innych owiec. Doszła do dziury w ogrodzeniu. Pasterz jej nie załatał. Zapomniał, a może zostawił ją specjalnie? Zostawił możliwość wyboru - najpiękniejszy dar - życie „fascynujące”, ale pełne niebezpieczeństw, czy też „mniej ciekawe!?” ale bezpieczne. Wybór należał do owieczki.
Małgorzata Sawicka
1996-04-03
|