Mknie szybko lato, już prawie gotowe powitać jesień. Za kilka dni zamienią się miejscami w kalendarzu.
Poranki są bardzo rześkie, o czym przypominam tym, którzy nie gustują we wcześniejszym wstawaniu. Rześkie, to znaczy żywe, świeże, z wyostrzonymi zapachami. Może jesień zaczyna się od zapachów.
Taka rześkość potrzebna jest naszemu duchowi. Duch ma tendencje do gnuśnienia i wiotczenia. Zbierają się nam różne kłopoty, zmartwienia, niepowodzenia, trudne sprawy. Nie omija nas lenistwo i powierzchowność. Napięcia w relacjach z ludźmi (do jakiegoś stopnia nieuchronne) i zmaganie z powszednimi problemami, też dokładają swoje. Zawsze też gdzieś czyha niepokój o przyszłość, o rodzinę, bliskich.
Duch rześki, żywy i mocny, ma swoje imię w Ewangelii, św. Paweł woła „Bądźcie płomiennego ducha”. Rześkość czy płomienność ducha, rodzi się z ufnego przekonania o Bożej bliskości, ale także z wiary w przyszłość i dobrego myślenia o ludziach. I to trzeba sobie czasem przypomnieć, wziąć do serca. Rześki duch nie jest furią i tornadem, jeśli mogę jakoś nakierować was na jego rozumienie, odsyłam do doświadczenia wrześniowych poranków.
Rześki, płomienny duch, otwarty jest na Pana Boga, wychyla się z wiarą w nadchodzące dni i polega na ludziach. Dzięki niemu życie staje się i piękniejsze i lepsze. Co więcej, o ile gnuśność i martwota ducha, rozłażą się po nas powoli i w jakimś dłuższym czasie, rześkość przychodzi natychmiast, wraz z pragnieniem odnowy. Zdarzyło się wam wyskoczyć z domu, rankiem, na ulicę i czujecie powietrze, jak rozkleja oczy, przenika do głowy i trzepocze włosami? Nagle, szybko, prosto.
Niech taki rześki, płomienny, żywy duch powieje w naszych sercach.
ks. M. Puzewicz
|