Ładna jest scena Przemienienia, efektowna, filmowa, pełna dźwięków i obrazów. Jakiś Hollywood czy Bollywood mógłby sporą kasę zbić na megaprodukcji.
Przy możliwościach współczesnego kina można jednak robić o wiele bardziej spektakularne efekty. Sensem Przemienienia nie były fajerwerki i wprawienie w osłupienie świadków. W jakimś stopniu Jezus na pewno chciał odkryć siebie i wskazać na swoje Boskie proweniencje.
Myślę, że najgłębszym sensem Przemienienia jest jednak prawda o nas samych. O tym, że w potencjale istnieje w nas drugi człowiek, ku któremu idziemy, a właściwie iść powinniśmy. To jest ten człowiek blasku, jasności, światła, energii i mocy, skryty na razie w nas, nie wydobyty na powierzchnię, czasem tylko przebłyskujący w chwilach wielkiej szlachetności, ale realny całkiem. Przemieniamy się, możemy się przemieniać, taką prawdę czytam w dzisiejszym święcie.
Przemienienie jest sceną o nas, dla nas, zapewnieniem, że utkać się możemy z prawdy, dobra, miłości, ciepła, nadziei, wiary, przebaczenia i radości. A to ważne zapewnienie w czasach gdy ludzi tka się z kłamstw, intryg, plotek, skandali, poniżeń, drwin, kradzieży, gniewu, nienawiści, ostrych słów i złości. Przemienienie to opowieść o człowieku jakim może on być, w tle złej kampanii medialnej i publicznej, z której zdaje się wynikać, że ludzi - prawdziwych ludzi - dziś już nie ma.
ks. M. Puzewicz
|