Dom, droga, prawda, życie. Wszystkie te sprawy są nam bliskie, są treścią naszego doświadczenia.
Jezus czyni siebie i domem i życiem, prawdą i drogą. O ile nie chcemy utonąć w nieoczywistym znaczeniu metafor, musimy wydobyć z tej deklaracji coś bliższego naszym umysłom. Coś, co można zamienić w wartość, możliwą do przeżywania w codzienności.
Rozumiem te słowa dość prosto - bez Jezusa nie ma sensu ani dom (jaki buduję każdego dnia), ani życie, prawda traci znaczenie a drogi życiowe stają się plątaniną bezdroży. Z Niego wyrasta moje życie, mój dom, prawda i drogi, jakimi staram się iść. Nie muszę o tym bez przerwy pamiętać, nie muszę o tym często mówić czy śpiewać. Tak jak nie mówię i nie pamiętam o powietrzu, którym oddycham i wodzie, z której tak często korzystam.
Kiedy piszę, kiedy wy czytacie, kiedy śpimy, pracujemy, w każdej chwili życia toczy się także to, co niewidoczne a najważniejsze, wznoszenie domu, wrastanie w prawdę i pokonywanie kolejnego etapu drogi. Podziwiamy listki brzozy tańczące w rytmach wiatru, a jest to możliwe dzięki stałej asystencji słońca i jego energii oraz ziemi podającej wytrwale soki poprzez korzenie drzewa. Istniejemy, żyjemy dzięki mocom i energiom, które dawane nam są subtelnie i niezauważalnie przez Jezusa, płynące od samego Boga.
Tak właśnie rozumiem słowa, że On jest drogą, prawdą, życiem i domem. A rozumiem dlatego, że tak jest i tak dzieje się moje życie. Jem, piję, śpię, piszę, śmieję się i chodzę, ale wszystko dzięki Niemu.
ks. M. Puzewicz
|