Jeremiasz dwadzieścia dziewięć, jedenaście PDF Drukuj Email
Marysia pisze...
wtorek, 28 czerwca 2011 20:41

Żeby z emocji nie zapomnieć, o czym chcę powiedzieć podczas wspólnej modlitwy uwielbienia, tuż przed mszą zapisuję na wierzchu lewej dłoni trzypunktową ściągę, rozeznaną dwie godziny wcześniej w pociągu.

  1. Kościół
  2. Miniony rok 
  3. Jr 29, 11

Chcę Go uwielbić za przyszłość, jaką dla nas zaplanował w nowym sezonie. Jednak w końcu rezygnuję z ostatniego elementu. Modlitwa byłaby zbyt długa. Zostaje tylko sinoniebieski, gryzmołowaty napis na skórze.

Po agapie dwie życzliwe dusze odwożą mnie na dworzec kolejowy. Ciężko się rozstać... Nie planowałam noclegu; jutro wszak do pracy trzeba iść. – Pisałaś o wędrowcu? No, to realizuj. Nie możesz pisać niczego, czego sama nie przeżyjesz lub nie zrealizujesz.

Na dworcu - niespodzianka. Najbliższy pociąg do Poznania odjeżdża.... za 90 minut. Jest dwudziesta druga dziesięć. Stoję w przepełnionym holu, głodna jak pies i śmiertelnie zmęczona. Dotrę do domu o trzeciej rano, to nic. Ale muszę tu przesiedzieć półtorej godziny. Wokół tłum ludzi, hałas i długie kolejki do kas. Nie ma informacji o numerach peronów, z których odjeżdżają pociągi. Nagle dopada mnie kryzys. Mała dziewczynka z łososiową wstążką, złapana przez strach.

 Jest jeszcze szansa odwrotu. Mogę przenocować u W. i wrócić do Poznania pierwszym porannym pociągiem. Szybki telefon, kilka smsów. Wewnętrzna rozterka. Zostać? Jechać? Zostać? Jechać? Jechać? Zostać?

Zaciskam zęby. Wychodzę z dworcowej duchoty w chłodną, późnowieczorną migotliwą ciemność wielkiego miasta. Wciągam głęboko powietrze do płuc. Nagle.... moment świeżości ustawia mnie we właściwym kierunku. Meroutko, jesteś esjotem. Esjoty stawiane są w różnych sytuacjach życiowych i pod kloszem żyć NIE MOGĄ. Realizujesz swój plan z dzisiejszego poranka? Jeśli tak - zrealizuj go do końca. Nie dopuszczaj zamieszania.

Wracam na dworzec. Nagle czuję, jak wypełnia mnie moc. Tak bywa zwykle po podjęciu decyzji. Staję w kolejce do kas. Nagle przypomina mi się modlitwa, która kończyła dzisiejszą jutrznię. “Ty jesteś początkiem i końcem.....”. Dobrze, Panie Boże. Ty byłeś u początków tego wyjazdu, będziesz zatem i u końca. Alfa i Omega.

http://www.drago.mobi/tag/tory

Kupuję bilet, a potem idę coś zjeść. Siadam przy barowym stoliku, zamawiam frytki i herbatę. Jeszcze wciąż zjawia się niepokój. Nocna długa podróż pociągiem – w pojedynkę.... Nie oceniłam właściwie całej wyprawy i wszystkich możliwych konsekwencji. A teraz trzeba je ponieść. Ale - decyzja podjęta. Opieram dłonie na szklanym blacie, by rozgrzać je przy kubku z herbatą. Nagle dostrzegam słabo już widoczny napis na własnej dłoni, jak pełne Obecności zapewnienie : Jr 29, 11.

Myśli milkną. Znowu to wzruszenie.

Ale zjeść trzeba szybko, bo tylko w holu mam szansę usłyszeć podawany przez megafony numer peronu i toru, z którego odjedzie pociąg. Na tablicach informacyjnych nie ma nic, a numeracja z żółtych drukowanych rozkładów jazdy jest teraz nieaktualna, bo dworzec jest w remoncie i tylko przez megafon podawane są informacje... które często brzmią zbyt cicho i niewyraźnie. Ludzie co chwila pytają się siebie wzajemnie, albo podchodzą do kas po informacje, odchodzą wściekli – kasjerki też nic nie wiedzą, nerwowa atmosfera trochę mi się udziela. Frytki są gorące. Stres. Pociąg odjeżdża za 40 minut.

Przy sąsiednim stoliku siadają dwie kobiety. Z ich rozmowy wynika, że jadą na Hel – tym samym pociągiem, w który i ja mam wsiąść. Wreszcie zaczynają się zbierać do wyjścia.

- Przepraszam, czy panie też jadą tym pociągiem.... na Hel ?

- Tak, jedziemy. Właśnie go podstawiono. Peron czwarty, tor szósty – słyszałyśmy z holu. Musi pani wyjść przez wejście główne, skręcić w tunel, a potem w lewo. Ale najpierw proszę spokojnie zjeść, on odjeżdża za pół godziny.

Zatyka mnie ze wzruszenia. Tor szósty, peron czwarty. Uśmiecham się do Jeremiasza i spokojnie kończę frytki. A potem idę do pociągu, modląc się o dobry przedział. Już wiele razy przekonałam się, że takiej modlitwy Pan Bóg chętnie wysłuchuje: albo się na świętego w przedziale trafi (poznaj świętego po brewiarzu jego), albo na zadanie ewangelizacyjne (niektórych takich zadań nie zapomnę do końca życia....).

Rozsądek też mówi swoje: siadaj blisko konduktora. Idę do pierwszego wagonu. Znajduję jasno oświetlony przedział z jednym samotnym, zaczytanym studentem. Wyobraźnia szepcze: wiej! Ale ja trzymam się planu. Żadnego zamieszania. Siadam pod oknem. W następnych przedziałach powoli zbiera się studencka brać; hałasy, śmiechy, wygłupy. Tylko w moim przedziale..... prawie pusto, pełen spokój i dobre światło do czytania i pisania.

Taki miał Pan Bóg zamiar co do mojej przyszłości - tej najbliższej. I wiem już, że dotrę do domu bezpiecznie. Wyjmuję z plecaka długopis, notes i zaczynam pisać. Pociąg rusza powoli. Przenika mnie wielkie szczęście i wdzięczność. A potem otwieram brewiarz i czuję znowu jego moc. Spokojna, bezpieczna, spędzona na pisaniu i modlitwie podróż kończy się jeszcze dwoma akcentami Bożej opatrzności. Przed dworcem dostałam zadziwiająco tanią taksówkę. Jedziemy, nagle dopada mnie jeszcze jedna stresująca myśl : o tej porze bramka zamykająca ogrodzenie wokół terenu mojego bloku będzie zamknięta. Trzeba będzie skakać przez płot...... o, rany..... masakra......

Ale..... o dziwo, bramka była otwarta.

* * *

Trzecia nad ranem.

Wchodzę cicho do mieszkania.

Otwieram drzwi mojego pokoju i..... w oknie widzę świt.

Meroutka

Zmieniony: wtorek, 16 sierpnia 2011 23:55
 
RocketTheme Joomla Templates