Soczi 2014. W zdrowym ciele zdrowy duch PDF Drukuj Email
Sport i okolice
środa, 19 lutego 2014 01:03

Biegnij i żyj tak, by Bóg mógł wręczyć ci koronę zwycięstwa. "Uprawianie sportu pobudza do zdrowego przezwyciężania samego siebie i własnych egoizmów, wyrabia ducha poświęcenia i, jeśli ma dobre podstawy, sprzyja lojalności w relacjach międzyludzkich, przyjaźni, poszanowaniu reguł" - Papież Franciszek.

Maciej Prochowski: Dzisiejszym gościem w cyklu „rozmów olimpijskich” jest Krzysztof Wierny. Krzyśku jak powinienem ciebie przedstawić? Reprezentujesz wspólnotę Hallelu Jah czy Centrum Kultury Jana Pawła II?

Krzysztof Wierny: - Przede wszystkim jestem członkiem wspólnoty Hallelu Jah. Centrum Kultury jest dziełem Hallelu Jah i ma zadanie szerzyć nauczanie i myśli Jana Pawła II, a że sport był również częścią tego nauczania, to podejmujemy wiele inicjatyw w tym temacie, jak choćby Turniej Wspólnot Chrześcijańskich, który łączy sport i wiarę. 

W dzisiejszym sporcie dominuje komercja, pieniądze, pogoń za sławą. Czy zawody typu Igrzysk Olimpijskich, gdzie na pierwszym miejscu powinny być takie cechy jak prawość, uczciwość, honor i sprawiedliwość są w ogóle potrzebne? Czy sport bez olbrzymich gaży, bez reklam ma jeszcze rację bytu?

- Myślę, że ma i to w każdym wymiarze. Nawet to, co my staramy się całkowicie amatorsko robić przy Turnieju Wspólnot Chrześcijańskich, to też jest przejaw tego, że przy sporcie można się bawić, zapraszać wiele drużyn, wielu ludzi i przede wszystkim znakomicie spędzić czas, a wszystko to na chwałę Pana. W naszym turnieju nie ma jakiś zawrotnych nagród, raczej nie ma też perspektyw na karierę zawodową, a mimo to przychodzi 200 osób, chcą się bawić, walczą, są mocno zaangażowani. To tyle jeśli mówimy o sportach amatorskich, bo już na wyższym poziomie wygląda to inaczej. Teraz we wszystko ingerują media, cały sport stał się bardzo medialny, organizatorzy wielkich imprez prześcigają się kto zrobi lepszą oprawę, piękniejszą ceremonię otwarcia, wszyscy liczą na prestiż, a co za tym idzie, na przyciągnięcie kapitału, większych pieniędzy, czyli całkiem wyraźnie widać, że to ekonomia rządzi teraz zawodowym sportem.

Ideą Olimpijską była rywalizacja amatorów, ale teraz nie ma co ukrywać, Igrzyska już dawno przestały być amatorskie, mimo wszelkich obostrzeń, które nadal obowiązuję. Czy można w takim razie odnaleźć tu jeszcze piękno czystego sportu?

- Wydaje mi się, że można. Przysłuchiwałem się niedawno dość głośnej dyskusji odnośnie polskiej reprezentacji olimpijskiej, która wybierała się do Soczi. W sportach zimowych daleko nam do mocarstwa, nasze medale można policzyć na palcach jednej ręki, ale na Igrzyska jedzie spora ekipa, 60 czy 70 sportowców. Nasuwa się przy tym pytanie, czy to ma sens, żeby wysyłać powiedzmy pięciu zawodowców, a resztę amatorów, bo wszystkich tych ludzi bez szans medalowych należy chyba trochę traktować jak amatorów. Przytaczane były różne przykłady. Choćby Adam Małysz, gdy brał udział w swojej pierwszej Olimpiadzie (1998, Nagano), to w skokach na dużej skoczni zajął ostatnie miejsce. Czy włączono by go do kadry, gdyby wiedziano, że wypadnie tak słabo? Ale jednak powoli zdobywał doświadczenie, odnajdywał się w wielkim sporcie, umiał się zmobilizować, trenował, wręcz harował przez kolejne lata, a potem już zdobywał medale, został prawdziwym mistrzem. I to jest jak najbardziej prawdziwe piękno sportu, z którym często mamy do czynienia właśnie na Igrzyskach.

Wszyscy widzimy, że w dzisiejszych czasach liczy się tylko zwycięstwo, tylko wygrana, czy występ, choćby na Igrzyskach i miejsce w drugiej, trzeciej, czy czwartej dziesiątce startujących ma w ogóle sens?

- W obecnych latach media wykreowały taki obraz sportów olimpijskich, że w zasadzie pokazywani są tylko zwycięzcy, tylko mistrzowie. Ich stawia się na piedestale, choć tak naprawdę mimo wszystko są mniejszością. Nie zapominajmy, że jest cała masa ludzi, którzy nigdzie nie zostaną pokazani, nie dostają żadnych pieniędzy, żadnych kontraktów reklamowych, a przecież ich udział jest bardzo ważny. Istotne są ich osobiste zwycięstwa, wyzwania, marzenia. Ci ludzie są właśnie ogromną większością, stanowią zapewne ponad dziewięćdziesiąt procent wszystkich uczestników tych Igrzysk, a na nich jednak nie skupia się uwaga.   

Masz rację, zawodników z dalszych miejsc w ogóle nie znamy. Na przykład w polskiej ekipie jest wielu sportowców, którzy startowali wielokrotnie w Igrzyskach, nie zajmując punktowanych miejsc. Tych olimpijczyków prawie nikt nie zna. Na przykład nasz krajan, Dolnoślązak, mieszkający w Kowarach, zawodnik AZS Wrocław Dawid Kupczyk, występuje na Igrzyskach po raz piąty i wraz z drużyną zajmował jak dotąd całkiem przyzwoite miejsca (w Nagano, 1998 - 22 miejsce, Salt Lake City, 2002 - 18 miejsce). To znakomity wyczyn. Więc jak to jest? Liczy się zwycięstwo czy udział? Być olimpijczykiem to duma i honor, czy nie?

- Są takie sporty, które już z definicji nie przyciągają mediów, nie są faworyzowane, Promocja i reklama to teraz pewnego rodzaju oznaka świata, jak coś nie jest pokazane w mediach, jak o czymś się nie mówi, to jest to mało popularne. A jednak idea sportów olimpijskich powinna obejmować wszystkie dyscypliny, zarówno te znane, jak i te mniej popularne.

Ale jak już mówimy o Dawidzie Kupczyku, to był on w Soczi chorążym polskiej ekipy. Ale od pewnego czasu utarło się przekonanie, że sportowcy niosący flagę nie osiągają potem sukcesu w Igrzyskach. Dawid się nie bał, czy takie przesądy są w ogóle rozsądne?


- My, na nasz chrześcijański sposób myślenia wiemy, że to zwykłe, niepotrzebne przesądy, zabobony i oczywiście nie należy w to wierzyć. Ja osobiście zgodziłbym się zostać chorążym reprezentacji Polski, bez żadnych problemów i wahań. To byłoby ogromne wyróżnienie, nie tylko dla mnie, ale dla całej mojej rodziny i znajomych. Bez wątpienia nieść polską flagę to wielki zaszczyt.

Międzynarodowy Komitet Olimpijski za wszelką ceną stara się odgrodzić Igrzyska od komercji. Uczestników obowiązują bardzo surowe przepisy dotyczące kwestii ich udziału w kampaniach reklamowych podczas Igrzysk. Tymczasem wpadkę zaliczyła Norweżka Marit Bjoergen. Jak się okazało cały czas trwa akcja reklamowa z jej udziałem w telewizji i właśnie to, było powodem sankcji. Ale mimo, że zapowiadano ostre kary, nawet odebranie medalu, to skończyło się na upomnieniu i żądaniu przerwania emisji reklam. Czy to nie za mała kara, czy na najbardziej znanych sportowców nie patrzy się przez palce?

- To jest bardzo trudna i kłopotliwa sprawa. Organizatorzy zawsze chcą mieć u siebie wielkie gwiazdy, a z kolei do takich sław garną się sponsorzy i jak się okazuje na Igrzyskach łatwo o złamanie przepisów. Olimpiada powinna być czystym wydarzeniem, gdzie minimalizuje się wszelkie komercyjne działania. A przypadek Marit Bjorgen? Myślę, że upomnienie jest w tym przypadku dobrym wyjściem, oczywiście pod warunkiem, że będzie to nauka dla samych Norwegów, a także dla innych zawodników.

Oglądasz w ogóle Igrzyska? Jaki jest twój odbiór tych zawodów? 


- Przyznam, że nie zawsze mam na to czas. Ostatnio było sporo ważnych rzeczy, choćby organizacja turnieju, ale w miarę możliwości śledzę wydarzenia olimpijskie. Prawdą jednak jest to, że sporty zimowe nie wciągają mnie zbyt mocno, może tylko te drużynowe, na przykład hokej oglądam z zainteresowaniem.

A może sporty zimowe nie są dla nas zbyt atrakcyjne, bo mamy zbyt mało sukcesów w tych dziedzinach. Gdyby na przykład nasi bobsleiści walczyli o medale, to podejrzewam, że ich rywalizację śledziła by cała Polska…


- Moim zdaniem to jest takie koło. Można to zobaczyć przez przykład Adama Małysza. Dopóki nie było w Polsce takiej osoby wiodącej prym w tej dyscyplinie, to publiczności też nie było za dużo na zawodach. Skokami nie interesowały się władze, mieliśmy tylko jedną skocznię, tylko jeden kompleks w Zakopanem. Dopiero jak pojawił się sukces Małysza zaczęło się większe szkolenie młodzieży i budowanie nowych obiektów. Dzięki temu w Wiśle powstała piękna nowoczesna skocznia, najnowocześniejszy tego typu obiekt w Polsce.

Od razu narzuca się pytanie czy to właściwa kolejność, rozwijać się w kierunku tych dyscyplin, które już osiągnęły sukces? Bo patrząc w szerszej perspektywie, w wielu sportach nigdy nie osiągniemy wyników, bo ich nie promujemy…


- To wszystko powinno iść chyba w parze. Przykłady osób, które odnoszą sukces, mogą dać mocny bodziec dla młodzieży. Trzeba pokazywać i promować naszych mistrzów, szczególnie postawy takie jak skromność, uczciwość, bezinteresowność. To może być dla wielu młodych ludzi doskonały wzór do naśladowania, a być może też sposób na życie.

Jak oceniasz występ Justyny Kowalczyk, biegła na 10 km z poważną kontuzją złamania kości śródstopia? Czy to wspaniała postawa, czy jednak znów pogoń za sukcesem?

- Wydaje mi się, że gdyby kontuzja była zbyt poważna, to Justyna nie pojawiłaby się na starcie. Ona jest w pełni tego słowa znaczeniu zawodowcem i sama najlepiej umie ocenić sytuację i podjąć decyzje. Przyznam, że czasem zastanawiam się na ile sportowcy potrafią radzić sobie z urazami. Ale chyba jednak potrafią… Popatrzmy choćby na bokserów, często mają mocno pokiereszowane twarze, czasem jest dużo krwi, ale są też przeróżne specyfiki powodujące uśmierzanie bólu, zmniejszające obrzęk i dzięki nim ludzie potrafią wznosić się na wyżyny swoich możliwości pomimo bólu. Wiem to nawet jako sportowiec amator, kiedy biegam w maratonie widzę, jak wiele są w stanie wytrzymać nasze organizmy, potrafią znosić długotrwały wysiłek pomimo bólu stóp, mięśni, przetarć palców, itd. Ludzie, którzy nie uprawiają sportu nie zawsze mogą to sobie uświadomić. Najczęściej czas spędza się przed telewizorem. Brak aktywności, lenistwo, a może brak marzeń… Dopiero jak uda się nam ruszyć, przełamać i otworzyć, można zobaczyć na co nas stać. Pojawia się adrenalina, pokonujemy zmęczenie, wtedy widać jak wielki jest potencjał w człowieku, który się uaktywnia.

W zdrowym ciele zdrowy duch. Czyli zachęcamy do aktywnego trybu życia, ale czy zimą są do tego możliwości?

- Pochodzę z małego miasteczka, zawsze lubiłem sport, ale raczej nie w zimie. Nigdy nie uprawiałem sportów zimą. Ta pora roku była dla mnie czasem straconym w oczekiwaniu na wiosnę. Dopiero w całkiem dorosłym życiu, gdy przeprowadziłem się do Wrocławia zacząłem jeździć z młodzieżą w góry, zaczęły się obozy, narty… Przy tej okazji już jako stary gość nauczyłem się jeździć na nartach i nagle odkryłem, że zima jest piękna i jest takim samym dobrym czasem na sport jak każda inna pora roku. W zimie więc biegam, jeżdżę na rowerze, nie ma żadnych barier.

Martwiliśmy się trochę o Kamila Stocha. Wszyscy zastanawiali się czy będzie mógł powalczyć o drugi złoty medal po dość bolesnym upadku na treningu.


- Byłem pewny, ze Stoch zdobędzie drugie złoto. Jak patrzę na Thomasa Morgensterna, który dwa razy boleśnie upadał w tym sezonie, a jednak dalej skacze i zalicza się do czołówki, to myślę, że to nie ma znaczenia. To jest tak jak z Robertem Kubicą, który miał kraksy przy ogromnych prędkościach, jak z Hermannem Maierem, alpejczykiem, który rozbił się na motorze. Obaj długo walczyli o zdrowie, ale wstali i pojechali dalej. Podobnie jest z himalaistami, wielu z nich przeżyło lawiny i inne trudne sytuacje, a jednak zawsze tam wracają. To są ludzie w podobnym typie, myślę że Kamil Stoch też należy do takiej grupy sportowców.

Wracając do Justyny Kowalczyk, to część norweskiej pracy zarzuciła jej oszustwo, twierdząc, że informacja o kontuzji był nieprawdziwa, zdjęcie rentgenowskie zaprezentowane na konferencji prasowej sfałszowane, a cała akcja miała na celu zmylenie przeciwniczek, które zlekceważyły Polkę. Czy to możliwe?

- Myślę że Justyna Kowalczyk wypracowała sobie pewien styl medialny, w którym kibice dostrzegają szczerość. Nie doszukiwałbym się tu oszustw, zwłaszcza, że Justyna jest jedyną Polką w czołówce, pracuje z całym zespołem ludzi, a jej rywalki to przede wszystkim Skandynawki. Królowe sportów zimowych mają wyższe środki, większe ekipy, lepsze technologie, ale nasza Justyna jest takim złotym dzieckiem, które dzięki talentowi i ciężkiej pracy doszło do laurów olimpijskich. Nie podejrzewam Justyny Kowalczyk o takie tanie chwyty.

Dziękując za rozmowę życzę miłego wypoczynku, bo wiem że właśnie wyjeżdżasz w góry…


- Tak, wraz z młodzieżą wyjeżdżamy na obóz rekolekcyjno-sportowy JP2 PoweTime.

Czyli wypoczynek, sport i ewangelizacja. Dziękuję raz jeszcze i przekazuję pozdrowienia dla całej wspólnoty Hallelu Jah.

Z Krzysztofem Wiernym rozmawiał Maciek Prochowski

Poprzednie artykuły:

Soczi 2014. Sport jako lekarstwo na zło – kliknij TUTAJ

Soczi 2014. U Pana Boga jesteśmy zawsze na pierwszym miejscu - kliknij TUTAJ

Zmieniony: sobota, 22 lutego 2014 22:36
 
RocketTheme Joomla Templates