Rekolekcje ojca Tomasza: Część 3. Radość Porażki PDF Drukuj Email
Artykuły
wtorek, 13 maja 2014 22:40

III. Radość Porażki

Radość w Panu jest waszą OSTOJĄ.

Wchodzimy jeszcze głębiej w poszukiwanie Prawdziwej Radości. Prowadzi nas św. Franciszek. Radość doskonała została opisana w „Kwiatkach świętego Franciszka”. Radość doskonała – to w czystej postaci Radość Porażki.

Dla nas, ludzi XXI wieku, taka Radość jest niezrozumiała, ale… czy na pewno? Św. Franciszek, mówiąc o radości doskonałej odnosi się do św. Pawła:

Co do mnie, nie daj Boże, bym się miał chlubić z czego innego, jak tylko z krzyża Pana naszego Jezusa Chrystusa, dzięki któremu świat stał się ukrzyżowany dla mnie, a ja dla świata.” (Ga. 6, 14)

Paweł kieruje nas do Krzyża Jezusa Chrystusa.

Obraz porażki całkowitej

Wstęp: Jezus modlący się w ogrodzie Oliwnym

„A kiedy przyszli do ogrodu zwanego Getsemani, rzekł Jezus do swoich uczniów: «Usiądźcie tutaj, Ja tymczasem będę się modlił». Wziął ze sobą Piotra, Jakuba i Jana i począł drżeć, i odczuwać trwogę. I rzekł do nich: «Smutna jest moja dusza aż do śmierci; zostańcie tu i czuwajcie!». I odszedłszy nieco dalej, upadł na ziemię i modlił się, żeby - jeśli to możliwe - ominęła Go ta godzina. I mówił: «Abba, Ojcze, dla Ciebie wszystko jest możliwe, zabierz ten kielich ode Mnie! Lecz nie to, co Ja chcę, ale to, co Ty [niech się stanie]!» ( Mk. 14, 32-36)

Pierwszy etap: Opuszczenie, osamotnienie

To o czym mówiliśmy poprzednio: NIEOBECNOŚĆ. Obraz śpiących uczniów, samotna modlitwa – to już jest zapowiedź Krzyża.

W naszym życiu bywa tak, że robimy coś dla naszych bliźnich, wkładamy w to serce – a oni odchodzą. ( „Żeby tak chociaż raz ktoś o mnie pomyślał! Dlaczego zawsze to ja muszę myśleć o wszystkich?”)

Wtedy Piotr rzekł do Niego: «Oto my opuściliśmy wszystko i poszliśmy za Tobą, cóż więc otrzymamy?»  (Mt 19, 27).

Nuta rozczarowania, porażki. Znamy to: po nawróceniu gaśnie entuzjazm i zaczyna się szara rzeczywistość. Gdzie nieustanne Święto, które miało trwać?

Następny etap porażki: Zaparcie się Piotra

Nie tylko nie ma już ludzi, dla których oddałem wszystko, lecz widzę teraz „anty-owoce” tego, co pragnąłem im przekazać.

„Piotr zaś siedział zewnątrz na dziedzińcu. Podeszła do niego jedna służąca i rzekła: «I ty byłeś z Galilejczykiem Jezusem». Lecz on zaprzeczył temu wobec wszystkich i rzekł: «Nie wiem, co mówisz». A gdy wyszedł ku bramie, zauważyła go inna i rzekła do tych, co tam byli: «Ten był z Jezusem Nazarejczykiem». I znowu zaprzeczył pod przysięgą: «Nie znam tego Człowieka». Po chwili ci, którzy tam stali, zbliżyli się i rzekli do Piotra: «Na pewno i ty jesteś jednym z nich, bo i twoja mowa cię zdradza». Wtedy począł się zaklinać i przysięgać: «Nie znam tego Człowieka». I w tej chwili kogut zapiał. Wspomniał Piotr na słowo Jezusa, który mu powiedział: «Zanim kogut zapieje, trzy razy się Mnie wyprzesz». Wyszedł na zewnątrz i gorzko zapłakał.” (Mt. 26, 69-75).

Właściwe można tu wyobrazić sobie płaczącego Jezusa; w Piotrze nie zostało nic z tego, czego Pan nauczał. Nie znam tego Człowieka: nic nie widziałem, nic nie słyszałem. A tyle Słów padło, tyle cudów się dokonało!!! W osobie Piotra ukazały się „anty-owoce” nauczania.

Tyle wysiłku włożonego: czas, serce, może i jakieś fundusze włożyliśmy w jakiegoś człowieka, lub sprawę. I nic…

Dzieje się tak w jednej z naszych filii. Oprócz Mszy św. niedzielnych organizujemy różne wydarzenia: katechezy, imprezy dla dzieci, wyjazdy, czuwania modlitewne. A ludzi coraz mniej (choć i tak było mało). Ci, którzy przychodzą, są podzieleni, dziwnie skłóceni. Głoszenie kazania jest dla mnie męką, bo zupełnie nie wiem, do kogo mówię. Wydaje mi się, że to dla nich też męka. W dodatku, pewnego dnia małżeństwo opiekujące się kościołem i najbardziej gorliwe, zapowiedziało nam swój rozwód (anty-owoce)… Pomnożona Porażka. Jak na razie – żadnego światła, nie mówiąc już o Radości.

Pełnia porażki: Jezus umierający na krzyżu

A gdy nadeszła godzina szósta, mrok ogarnął całą ziemię aż do godziny dziewiątej. O godzinie dziewiątej Jezus zawołał donośnym głosem: «Eloi, Eloi, lema sabachthani», to znaczy: Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił? Niektórzy ze stojących obok, słysząc to, mówili: «Patrz, woła Eliasza». Ktoś pobiegł i napełniwszy gąbkę octem, włożył na trzcinę i dawał Mu pić, mówiąc: «Poczekajcie, zobaczymy, czy przyjdzie Eliasz, żeby Go zdjąć [z krzyża]». Lecz Jezus zawołał donośnym głosem i oddał ducha. „ (Mk. 15, 33-37).

Po Krzyżem Jezusa nie ma nikogo oprócz Maryi, Marii Magdaleny i Jana Ewangelisty. Oni przeżywają swoją osobistą porażkę. Lecz tam pod krzyżem stajemy i my, z naszymi życiowymi porażkami.

Moja porażka w tajemniczy sposób przybliża mnie do Jezusa. Przybliża mnie do najbardziej tajemniczego momentu w życiu Jezusa: śmierci na Krzyżu. Gdy sobie to uświadomię, nagle mogę (na miarę moich możliwości) wyobrazić sobie i odczuć to, co przeżywał Chrystus. I dostrzegam, że przeszedłem z Nim tę Drogę: od modlitwy w Ogrójcu, poprzez wyszydzenie, osamotnienie, pustkę, ból – do tego miejsca: pod Krzyż.

Wtedy mogę otrzymać Dar. Jest nim refleksja, że to możliwość przeżycia części tego samego doświadczenia, które miał Jezus, jest ŁASKĄ. Sam tego nie szukałem; pragnąłem sukcesu, jak wszyscy. Lecz z moją porażką dokąd pójdę? Nigdzie. Opowiedzieć się tego nie da, mało kto chce słuchać o naszych porażkach. Zanurzam się w porażce: rozczarowanie, zgorzknienie, smutek, beznadzieja. Do tego jeszcze: brak szacunku i miłości do siebie samego, bo za porażki przeważnie winimy sami siebie i karzemy samych siebie.

Dlatego jedyną drogą ratunku w porażce jest przyjście pod Krzyż Jezusa, trochę „na siłę”. I tutaj trwać. Jak długo? Nie wiem…

Od porażki do radości

Jezus 3 dni poczekał (miedzy Porażką a Radością) i... ZMARTWYCHWSTAŁ!!!! Od śmierci do Życia – to jest droga od porażki do radości.

Do Radości Zmartwychwstania wiedzie droga poprzez porażkę śmierci.  Życie jest silniejsze od śmierci, dlatego Światło Zmartwychwstania rozświetla porażkę śmierci. Ono sięga także i tam!

Na obrazie Caspara Davida Friedricha „Krzyż w górach” widzimy górski pejzaż: na skale porośniętej jodłami stoi krzyż, z dużą figurą Ukrzyżowanego Jezusa. Widzimy krzyż i Jezusa z boku i zarazem trochę z tyłu. Zbliża się wieczór, zachodzi słońce; widać jego promienie, trochę kiczowate. One rozświetlają figurę rozpiętego na krzyżu Jezusa; widać (nienachalnie, z boku) refleksy światła na figurze Ukrzyżowanego. Obraz ten jest realistyczny i symboliczny jednocześnie. Ilustruje Radość Porażki. Krzyż Jezusa jest rozświetlony słońcem, które zaraz zniknie, ale zapowiada poranek i nowy dzień! Już teraz, chociaż zachodzi, przynosi nadzieję Nowego Życia: Zmartwychwstania!

Czasami odległość między porażką – śmiercią, a Radością – Zmartwychwstaniem może być bardzo długa. Doświadczyłem tego w parafii w Fastowie. Byłem nowo wyświęconym księdzem, świeżo przybyłym na Ukrainę, pełnym zapału. Tymczasem Lud Boży... jak ściana: nie wiem, czy słuchają. Powierzono mi świetlicę dla dzieci.  Niby było dobrze, ale ja chciałem głosić, nawracać ludzi. Dzieci trudne: cygańskie, z alkoholowych rodzin, prawosławne lub ateistyczne. Zajęcia prowadziłem wg różnych pomysłów, w spartańskich warunkach (zimno). W domku świetlicy znajdowała się też kaplica, tam na koniec zajęć prowadziłem modlitwę. Uczyliśmy się razem się modlitwy od podstaw. Poza tym, żadnej ewangelizacji ani nawet katechezy – nie ma. Jestem z nimi i próbuję ciekawie zorganizować im czas. Jednak cały czas mam świadomość: „Nie po to tu jestem, jako ksiądz! Takie rzeczy robiłem przed święceniami”. Po roku miałem dość, potem przeżyłem jeszcze rok rozczarowania i porażki w Fastowie (już bez dzieci), potem był Czortków. Od tamtej pory minęło już około 7 lat. Teraz dopiero rozumiem i przeżywam Radość tamtej porażki. Dzieci cygańskie, z którymi wtedy zaczynałem, skończyły szkoły, jeden z nich jest w duszpasterstwie młodzieżowym. Dzieci z rodzin alkoholowych też kończą szkoły, są bardzo pobożne (działają przy parafii). Niedawno byłem na pewnym spotkaniu poświęconym modlitwie. W pewnym momencie padło pytanie: „czy nauczyłeś kogoś modlić się?”. Mogę powiedzieć z czystym sumieniem: tak, dzieci z Fastowa, modlitwa w kaplicy. Wtedy nie myślałem, że je uczę, trzeba było po prostu jakoś zapełnić czas. Gdyby ktoś mnie zapytał teraz, co zrobiłem na Ukrainie, pokazałbym mu te dzieci. Po moim wyjeździe zajął się nimi i posłał do szkół inny dominikanin.

Zawsze po porażce potrzebne są trzy (albo więcej) dni pustki. Po to, byśmy ją przyjęli i pomyśleli: „od tego się nie umiera” - i zmartwychwstali.

Istnieje też taka porażka, która dotyczy nas wszystkich; ktoś konkretny jest winny tej porażki. To grzech pierworodny, porażka świadomie uczyniona przez człowieka, przegrana. Bóg wyprowadził z niej Radość. Tym razem trzeba było czekać długo, tysiące lat. Jezus umierając na Krzyżu, poprzez Swą „porażkę” pokonał tamtą.

Nieustanie przeżywam swą porażkę - przegraną. Jest nią każdy mój grzech, lecz mam możliwość Zmartwychwstania, zamiany porażki w Radość – w Sakramencie Chrztu św., a potem w każdej Spowiedzi świętej.

Spowiedź można potraktować jako możliwość przeżycia Radości Porażki. Nie chodzi jednak o to, że grzeszę, aby otrzymać Radość Przebaczenia!!! Po dokonaniu grzechu trzeba przyjść i stanąć pod Krzyżem Jezusa, aby Jego krew mogła zmyć ze mnie ten grzech (to jest właśnie Spowiedź św.). Musimy to rozróżniać: grzech mnie niszczy, zostawia rany nie tylko we mnie, ale i w świecie. Grzech jest porażką, którą sam spowodowałem i za którą odpowiadam. Natomiast Radość jest w tym, że nawet z grzechu mogę się podnieść – i być święty dzięki Jezusowi, dzięki jego Ofierze za mnie na krzyżu.

Św. Paweł jednak mówi o czymś innym: o porażkach, które nie są przez nas zawinione:

„[Pan] mi powiedział: «Wystarczy ci mojej łaski. Moc bowiem w słabości się doskonali». Najchętniej więc będę się chlubił z moich słabości, aby zamieszkała we mnie moc Chrystusa. Dlatego mam upodobanie w moich słabościach, w obelgach, w niedostatkach, w prześladowaniach, w uciskach z powodu Chrystusa. Albowiem ilekroć niedomagam, tylekroć jestem mocny.” (2 Kor. 12,9)

Tajemnicę Radości w porażce ukazują Święta Bożego Narodzenia. Podczas Wigilii jest uroczyście, radośnie. Mimo to wiele osób płacze, gdyż kogoś w tym roku brakuje przy stole. Dotykamy Tajemnicy życia i śmierci. Potem jednak siadamy za stołem, zapominamy o łzach i świętujemy!

Radość Porażki przynosi nam Wolność, która rozświetla nas, jak światło lampionu – od wewnątrz. Właśnie tacy „rozświetleni” jesteśmy potrzebni Panu Bogu i ludziom!

„Istnieją ludzie, którzy cierpią straszne katusze, a nie potrafią wypowiedzieć co mają na sercu, i krążą po świecie pełni cierpienia. Aż przychodzi do nich ktoś z uśmiechem na twarzy i ożywia ich swoją radością. A nie jest rzeczą błahą ożywić człowieka.” (rabin Nachman z Bracławia)

o. Tomasz OP

Zmieniony: wtorek, 13 maja 2014 23:08
 
RocketTheme Joomla Templates