Trędowaty przyszedł do Jezusa i upadając na kolana, prosił Go: „Jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić”. Zdjęty litością, wyciągnął rękę, dotknął go i rzekł do niego: „Chcę, bądź oczyszczony”. Natychmiast trąd go opuścił i został oczyszczony. Jezus surowo mu przykazał i zaraz go odprawił, mówiąc mu: „Uważaj, nikomu nic nie mów, ale idź, pokaż się kapłanowi i złóż za swe oczyszczenie ofiarę, którą przepisał Mojżesz, na świadectwo dla nich”. Lecz on po wyjściu zaczął wiele opowiadać i rozgłaszać to, co zaszło, tak że Jezus nie mógł już jawnie wejść do miasta, lecz przebywał w miejscach pustynnych. A ludzie zewsząd schodzili się do Niego.
Trędowatemu było łatwo przyjąć Jezusa zdjętego litością. Może był przyzwyczajony do takiego traktowania; może już spotkał wielu takich, co się nad nim litowali. Umiał więc gładko wejść w rolę skrzywdzonego - a że był nim, to inna rzecz.
Nastąpiła zmiana, jakiej chciał. Lecz nastąpiła też zmiana w mówieniu Jezusa. Zamiast litości - surowość. Wychowawcze kroki zmierzające już do uzdrowienia nie ciała, lecz mentalności zniekształconej przez złe doświadczenia i złe reakcje ludzi.
Nie było już tak łatwo przyjąć Jezusa - surowego. Nie posłuchał. Rozgłosił wszystkim, że jest uzdrowiony. Znowu był w centrum uwagi, z innego powodu co prawda, lecz w gruncie rzeczy był to ten sam pokarm, którym się karmił wcześniej: wzmożona uwaga otoczenia.
Nie takiego chciał Jezus świadectwa - i nie takiej przemiany.
Marysia
|