Blog Staszka - 2019.01.18: Marabu PDF Drukuj Email
Blog Staszka
środa, 23 stycznia 2019 18:26

Tym razem moje afrykańskie spostrzeżenia będą dotyczyć czarów, czarowników, szamanów. Według statystyk (traktuj z dokładnością afrykańską), w Afryce chrześcijaństwo oficjalnie wyznaje  40% społeczeństwa, islam 20%. Jednak, jak pokazuje życie, wielu z nich de facto ciągle wierzy jeszcze w religie przodków. Musi minąć jeszcze wiele pokoleń, aby wyzbyli się tych wierzeń. Dlatego taki przypadek, że katolik rano idzie na Mszę św. i modli się o uzdrowienie z choroby, a po południu idzie w tej samej sprawie do czarownika - tutaj nie należy do rzadkości. W stolicy Yaounde, siostra zagadnęła pewną kobietę, która przyszła do kościoła z pełnymi torbami wypełnionymi darami i nie złożyła ich w ofierze. Jak się okazało, były to dary dla czarownika, do którego zamierzała się udać bezpośrednio po Mszy świętej. Chodziło o uzdrowienie jej chorego dziecka. Wcześniej, jak powiedziała wiele razy modliła się o to w kościele, ale bez rezultatu. Z wielkim trudem siostra wybiła jej to z głowy. Trudno jednak było przekonać tę kobietę, że to nie tak, że czarownik nie ma mocy uzdrowić jej dziecka. Siostra zaprowadziła ją do kaplicy Matki Bożej i tam razem odmówiły różaniec. Potem dała jej pieniądze i poradziła pójść z dzieckiem następnego dnia do szpitala. Potem widywała tę kobietę jeszcze kilka razy w tej kaplicy. Nie wie jednak, jak sprawa z dzieckiem się skończyła.

Kilka razy usłyszałem ostrzeżenie, że czarownicy (zwani tutaj marabu) są w stanie każdemu zaszkodzić, a nawet spowodować śmierć i powinienem daleko się od nich trzymać. Dowiedziałem się o przypadkach spowodowania chorób przez nich, czy rzucenia uroku na kogoś. Trudno mi jednak w to uwierzyć, że działają z mocą i póki co, nie odczuwam takiego strachu jak tubylcy, chociaż niektóre przypadki są rzeczywiście dziwne. Podam kilka przykładów.

Nauczyciel, którego poznałem, a siostra (miejmy nadzieję, że tylko żartobliwie) nazywa go czarownikiem, został parę lat temu zwolniony ze szkoły w pewnej miejscowości, i przeniesiony do innej. Przerzucanie nauczycieli w Kamerunie z miejsca na miejsce, to normalna praktyka w szkołach świeckich. Niestety, tak samo dzieje się w szkołach katolickich. To moim zdaniem zła praktyka rozbijająca rodziny. W odwecie ten nauczyciel rzucił klątwę na tego, który go zwolnił i życzył mu, aby uschła mu ręka. I rzeczywiście tamtego gościa zaczyna boleć ręka; w końcu, mimo długiego leczenia staje się bezwładna. Takie są fakty – ale czy to był przypadek, czy moc klątwy czarownika nauczyciela, że ręka uschła? Następny przykład. W Bafoussam (zachodnia część Kamerunu), gdzie opiekunką szkoły jest siostra pallotynka (byłem tam przez kilka dni w listopadzie), w jednej z klas jest syn znanego w mieście czarownika. Pewnego razu pokłócił się on z kolegą, złapał go mocno za rękę wypowiadając jakieś niezrozumiałe słowa. Chłopcu ta ręka zaczęła boleć. Przez pół roku ją leczył i w ogóle nie chodził do szkoły, często w tym czasie leżał w szpitalu. Potem wracał na krótko do szkoły i znowu wracał do szpitala. Teraz już chodzi do szkoły, ale ręka nadal nie jest całkiem sprawna i zaległości wielkie. Będzie miał jeden rok nauki do tyłu. Przypadek czy jednak coś oni mogą? Innego rodzaju przykład. W wiosce Nkoum, gdzie znajduje się nasza szkoła (którą wspólnie wyposażaliśmy w ławki, rzutnik, dokarmiamy dzieci, etc) jest kilku marabu. Wioska ma opinię opanowanej przez czarowników.

WhatsApp Image 2019-01-18 at 21.34.55Pokazywałem na początku mojego pobytu zdjęcie chłopaka z chorym kolanem, byłego ucznia ”naszej” szkoły. Rodzice chłopaka dostali od siostry dużą kwotę na leczenie chłopca, ale zamiast do lekarza - poszli do miejscowego marabu. A marabu pieniądze zwinął i stwierdził, że chłopiec jest opętany. Według niego chłopiec leciał małym samolotem, zahaczył o krzyż i doznał uszkodzenia kolana. Rana ma w związku z tym charakter „sakralny”, i nie może być uleczona. Z takim wyrokiem marabu nikt już nie śmie dyskutować i chłopiec nie będzie dalej leczony. Skoro jest opętany, to oby rodzice nie wyrządzili mu jeszcze jakiejś większej krzywdy. Strach przed czarownikami jest tu ogromny. Zadrzeć z czarownikiem nikt nie śmie bo wie, że to się może źle skończyć. Kolejny przykład: córka pewnej pani, która przychodziła z nią czasami do pracy u naszych sióstr, była podobno pięknym, radosnym, rozgadanym dzieckiem. Po rzuceniu uroku przez czarownika dziecko jest cieniem dawnej osoby. Powodem rzucenia uroku przez czarownika - zdaniem matki - była zazdrość sąsiadów, że ma tak piękne i urocze dziecko. Teraz, gdy patrzę na to dziecko, to nie potrafi ono się zaśmiać, prawie nie rozmawia, jest zastraszone i chorowite. Nie dziwię się, że strach przed marabu nie tylko tej matki, ale prawie wszystkich tutaj, jest duży. Czy to były przypadki, czy rzeczywiście  marabu działają z mocą – złą mocą?  A przede wszystkim, czy to jest sprawa marabu? Niezależnie od tego, jak ktoś sobie odpowie na to pytanie - faktem jest, że w Afryce marabu cieszą się niepodważanym autorytetem i przy tym całkowitą nietykalnością, chociaż w Kamerunie uprawianie czarów podobno jest prawnie zabronione. Jedną z pocieszających rzeczy, jaką tu usłyszałem (dotyczącą czarowników) jest to, że po przybyciu do Atoku polskich księży marianów po 2000 roku (to tam, gdzie wpadamy na kawę w drodze do Yaounde i gdzie jest małpka na drzewie oraz Sanktuarium Bożego Miłosierdzia), wiele się zmieniło. Wcześniej ludzie byli przekonani, że wioska jest w rękach czarowników. Kiedy przybyli marianie i zaczęli opowiadać o Jezusie, lęk związany z marabu jakby zmalał. Także jedna z polskich sióstr Opatrzności Bożej w Ayosie (kolejna miejscowość na trasie do Yaounde, 34 km dalej za Atokiem, też tam byliśmy na kawie) usłyszała od miejscowych ludzi, jak marabu skarżyli się, że ich czary w ogóle nie działają na białe siostry i białych księży. To by oznaczało, że wyjście z czarów tubylców poprzez ewangelizację jest możliwe, ale to jeszcze długa droga. W internecie można sobie wrzucić hasło „czary w Afryce” i zobaczyć, co dzieje się tutaj w Afryce - w XXI wieku. Nadal odbywają się praktyki rodem ze średniowiecza (polowanie na kobiety uznane za czarownice, lodówka odpowiedzialna za hemoroidy, wyrok uniewinniający sądu w sprawie śmierci zatrudnionego pracownika u sióstr - nie dlatego, że ten był chory na AIDS, ale dlatego, że sędziowie nie chcieli narazić się Bogu białych). Innym powodem, dla którego ludzie tutaj udają się do marabu, jest chęć wykrycia sprawcy ich nieszczęścia. Większość tu wierzy, że za ich nieszczęściem zawsze ktoś stoi. Nic nie dzieje się bez przyczyny. Trzeba więc znaleźć sprawcę swojego nieszczęścia, np. uderzenia pioruna w dom (bardzo częsty przypadek w porze mokrej). Szaman zawsze wskaże winnego i już wiadomo, kto źle życzył rodzinie i trafił dom piorunem. Np. zakropi oczy dziewczynie specjalnym płynem, ta nic nie widzi przez chwilę, potem wychodzi na ulicę, zaczyna coś widzieć i wskazuje pierwszego napotkanego (he, he, dobrze, że nie trafiło na mnie).  Wtedy następuje zemsta najczęściej w postaci podtrucia sprawcy. Wydaje się, że podniesienie poziomu wykształcenia i poziomu opieki medycznej jest bardzo potrzebne, aby tego typu praktyki nie miały miejsca. Jest to jednak praca na pokolenia. Niestety, nauka w szkołach publicznych nie jest za darmo (a prezydent zapewniał w czasie kampanii wyborczej, że jest za darmo), a w szkołach katolickich, gdzie poziom jest znacznie wyższy, sporo kosztuje, dlatego zachęcam do regularnego wsparcia tutejszej ludności. Jeszcze raz przypominam, że średnia pensja w Kamerunie to zaledwie ok. 270 zł. Stąd nawet niewielki datek tutaj dużo znaczy.

Pozdrawiam

Zmieniony: środa, 23 stycznia 2019 18:37
 
RocketTheme Joomla Templates