Blog Staszka - 2019.07.02: Reminiscencje - Malaria PDF Drukuj Email
Blog Staszka
sobota, 13 lipca 2019 19:38

To typowa afrykańska choroba przenoszona przez komary. Stąd trzeba uważać na komary, ale jak to zrobić, jeśli się jest na zewnątrz?

Każdy misjonarz przeszedł malarię wielokrotnie. Wszystkie siostry Pallotynki na nią chorowały kilkakrotnie. W czasie mojego półrocznego pobytu trzy siostry, które u nas mieszkały, cierpiały na tę chorobę. Temat znam tylko z opowieści. Sam miałem takie szczęście, że chociaż komary mnie gryzły to jakoś malarii nie złapałem. Natomiast widziałem na własne oczy jak ludzie wtedy cierpią. Pewnym mężczyzną, który czekał na otwarcie ośrodka zdrowia tak trzęsło, że byłem tym widokiem przerażony. Do otwarcia ośrodka było jeszcze około godziny i zastanawiałem się, jak on dożyje do tego czasu. Jednak nie było żadnego sposobu, aby mu pomóc. Do tego potrzebna była wyłącznie chinina. Wysoka temperatura, poty, dreszcze, łamanie w kościach. Jak siostry opowiadały, pomimo iż bierze się wiele tabletek, ma się wszystkiego dość. Nie chce się jeść, pić, pracować, żyć. Nie leczona szybko prowadzi do śmierci. Nie ma niestety szczepionki na malarię. Nie wiem, czy ktoś z was widział kogoś chorego na malarię. Jeśli nie, to te fragmenty trzech listów O. Dominikanina z Kamerunu, pomogą uświadomić wam, jak się tą chorobę przechodzi.

…”Piszę ten list w bardzo kiepskiej formie, gdyż dorwała mnie choroba, która zbiera najwięcej istnień ludzkich na ziemi – malaria. Liczę że z nią wygram, gdyż to już nie pierwsze moje starcie. Jednakże bardzo źle się czuję i wszystko mnie boli. Aktualnie leczę się intensywnie. Dostałem potrzebne leki od sióstr Dominikanek, które sąsiadują z moją placówką. Kuruję się oczywiście w domu, a nie w szpitalu. W tutejszych szpitalach są okropne warunki. Chcąc być zdrowy muszę trzymać się daleko od oficjalnych placówek medycznych. Mam nadzieję, że niedługo mój stan się poprawi. Tymczasem cierpię okrutnie. Staram się leżeć nieruchomo pod kołdrą, gdyż inaczej każdy ruch powietrza pod nią to przeszywający ból zimna. Mam wrażenie, że co chwila z pieca przenoszę się do lodowatej wody. Boli mnie wszystko tak bardzo, że mam wrażenie, że ból przeszywa paznokcie i włosy. Boję się nawet ruszać gałkami ocznymi, bo one mnie bolą najbardziej. Dlatego bardzo proszę o modlitwę”…..

….”Dziękuję za modlitwę i proszę o więcej. Gdy dwa tygodnie temu pisałem o ataku malarii, dostałem wiele listów z zapewnieniem o modlitwie i pamięci. Rzeczywiście ta modlitwa pomogła, gdyż po kilku dniach czułem się w miarę dobrze. Czas mijał szybko i przeszedł tydzień, gdy nagle bardzo źle się poczułem. Natychmiast pobiegłem do parafialnego ośrodka zdrowia, gdzie pobrano mi krew i potwierdzono, że to kolejny atak malarii. Dodatkowo po zbadaniu próbki krwi stwierdzono, że jestem jeszcze chory na typhoide – odmianę tyfusu. Dostałem kroplówkę i cały zestaw leków. O tym jak się czułem podczas ataku malarii pisałem w poprzednim liście. A teraz wyobraźcie sobie, że czułem się jeszcze gorzej. Od tygodnia cierpię strasznie, wszystko mnie boli. Jestem pod opieką Valentine, pielęgniarki z parafialnego ośrodka zdrowia, która mnie odwiedza, by zmienić kroplówkę i przynieść nowe leki. Od czwartku do niedzieli praktycznie nic nie jadłem, bo nie miałem siły. Dzisiaj się troszeczkę lepiej poczułem i piszę szybko te parę słów prosząc o dalszą modlitwę. Powinienem leżeć w łóżku do końca tego tygodnia, a ja naprawdę nie mogę. W niedzielę będzie odpust w naszej parafii, a w związku z tym zaplanowane są rekolekcje, spowiedź, wieczorek kulturalny… Przecież nie można tego odwołać! W zeszłą niedzielę nie było celebracji Mszy Św. w naszym kościele, tylko katechista przewodniczył nabożeństwu, ale w najbliższą niedzielę muszę być już zdrowy! Bardzo gorąco proszę o modlitwę”.

Fragment listu tego misjonarza tym razem z pobytu na urlopie w Polsce:
…. ”Mój powrót do Kamerunu zaplanowany na lipiec, okazał się niemożliwy – 1 czerwca odezwała się malaria. Spędziłem 4 godziny na ławce w mieście trzęsąc się jak osika raz z malarii, a dwa, że mnie zgarnie zaraz policja jak jakiegoś kloszarda. Na szczęście miałem przy sobie chininę i po paru jeszcze godzinach wstałem z ławki miejskiej. Po przeprowadzeniu wnikliwych badań i konsultacjach ze specjalistami od medycyny tropikalnej zapadła decyzja, że muszę co najmniej kilka miesięcy zostać w Polsce i poddać się intensywnemu leczeniu”...

Mam taką cichą nadzieję, że może te opisy poruszą wasze serca i skłonią do dobroczynności na rzecz misji. Jeśli ktoś ma negatywny stosunek do pieniędzy i chciałby się ich pozbyć, :) to przeznaczenie ich na misje to bardzo dobry pomysł. Jak tam te pieniądze mogą się przydać niech świadczy opowieść jednej z sióstr z Doume.  Ubolewała, że wtedy nie posiadała już żadnych pieniędzy.

”W pobliżu Doume miał miejsce parę lat temu wypadek autobusu jadącego ze stolicy Yaounde do Bertoua, w którym rannych zostało ok. 20  osób. Zawieziono wszystkich pod szpital w Doume. Jednak do szpitala przyjęto tylko tych, którzy mieli w kieszeni pieniądze. Reszta umarła przed bramą szpitala”.

Zmieniony: sobota, 13 lipca 2019 22:37
 
RocketTheme Joomla Templates