O radości, biadoleniu i pośpiechu PDF Drukuj Email
Ku życiu - strona Zosi
piątek, 17 grudnia 2010 09:08

„O Radości, iskro bogów, kwiecie elizejskich pól” - większości z nas nieobca jest ta piękna oda w niedościgłej „aranżacji” L. van Beethovena, a odkąd ów fragment „dziewiątki” został hymnem Unii, znają go nie tylko miłośnicy muzyki tzw. poważnej. I pomyśleć, że autor tej ekstatycznej muzyki cierpiał na postępujące uszkodzenie słuchu, który utracił w 1819 r., a IX Symfonię zaczął komponować na 2 lata przed całkowitą głuchotą, ukończył zaś w 1823 będąc już wyłączonym z fizycznego odbierania dźwięków. Cóż za ciężka próba dla kompozytora - utracić słuch! Może zaimponować hartem ducha i uporem w realizacji wspaniałej muzyki, którą dobywał ze swej największej głębi.

Przewrotnie dałam w tytule kombinację radości, biadolenia i pośpiechu. Radość, bo Boże Narodzenie i Życie samo w sobie; biadolenie, bo to nasza narodowa konkurencja, a teraz powodów do psucia innym nastroju sporo - ślizgawica, ceny, szara ścierka zamiast błękitu na niebie..., no i martwienie się na zapas (w pakiecie gratis na dożywocie).

I pośpiech - to już konkurencja globalna, wyjąwszy może kraje afrykańskie, wioski w Andach i aborygenów, gdzieś przy świętej górze Uluru. Cywilizacja wzięła nas na smycz pośpiechu, braku czasu, ambicji i jedynie Pan Bóg wie, czego jeszcze. Celne i wyjątkowo zgodne są w tym względzie przysłowia różnych narodów, które sprowadzają się w swej wymowie do tego, iż pośpiech to radość dla diabła, albo że przynosi tylko szkodę. Za tzw. komuny mawiało się, że coś jest potrzebne na wczoraj. Najczęściej były to zlecenia wydawane przez ignorantów, którzy o procesie twórczym pojęcia nie mieli lub mieć nie chcieli.

Ta „pośpieszna” maniera przeszła w bardziej finezyjnej formie na nasze czasy - pracujemy ponad siły, ponad godziny, ponad weekendy, ponad siebie - zalewamy zmęczenie kawą, czy nie daj Boże, jakimś dopalaczem; studentom serwuje się w sesji nawet 8 egzaminów, jakby to były cyborgi, a idę o zakład, że ci, którzy im to szykują, nie przetrwaliby ani jednej takiej sesji... I żeby zakończyć wątek pośpiechu - to, co robi się pośpiesznie, robi się najczęściej byle jak. Stąd mamy filmy z fatalnym czasem tłumaczeniem, książki bez korekty, które aż roją się od błędów, czy chińskie produkty... A czy ktoś pił kiedyś dobre wino zrobione na szybko? Z własnego podwórka - ilekroć chciałam szybko upiec ciasto, wychodził mi wyborny zakalec.

Wszystko musi mieć swój czas - wiemy o tym, jako ludzkość, od zarania - vide nasza Księga nad księgami. Anthony de Mello powiedział kiedyś, że jeśli chcemy być twórczy, i dodam jeszcze - radośni, bo twórczość to radość - musimy nauczyć się marnować czas. Zatem już wiadomo, co tracimy przez pośpiech: inwencję, myślenie i radość tworzenia. Taki zagoniony człowiek już się nie cieszy; jest, oczywiście, zmęczony, daje sobą manipulować i jest konsumentem tego, co inni za pieniądze za niego i dla niego wymyślą i zrobią. Błędne koło. Dobrze byłoby się zatrzymać i złapać głębszy oddech.

Cóż, radość to istotnie iskra bogów, czy raczej Boga. Samo posiadanie szczęścia nie wygeneruje, jakkolwiek może znacząco ułatwić życie. Oby tylko zachować umiar. A radość ma płynąć z naszego wnętrza, ma być tą iskrą Boga w nas, tą barwą, która nigdy nie straci swego waloru i nawet nieszczęścia i próby życia jej nie zmogą... Tak jak mówi św. Paweł w I liście do Tesaloniczan, w rozdz. 5, 16-20: „Zawsze się radujcie, nieustannie się módlcie. W każdym położeniu dziękujcie, taka jest bowiem wola Boża w Jezusie Chrystusie względem was. Ducha nie gaście.”

Jest moim życzeniem, żeby ta nieustająca radość, nawet mimo łez, pulsowała w nas - jak serce, nie tylko przy okazji Świąt Bożego Narodzenia.

Zosia

Zmieniony: sobota, 19 marca 2011 16:11
 
RocketTheme Joomla Templates