Zakurzony Anioł PDF Drukuj Email
Ku życiu - strona Zosi
sobota, 16 lipca 2011 21:43

Mój Anioł jest w bardzo dobrym stanie. Prawie nowy, mało używany i, hm, zakurzony. Aż wstyd się przyznać, że Go nie nadużywam i o Nim zapominam. Chyba mu z tego powodu bardzo przykro, ale, uwaga! On o mnie nie zapomina – i to jest fantastyczne! Żałuję tylko, że jestem taka gapa i tak wiele rzeczy odkrywam dopiero w dojrzałej fazie życia. Ale to tak na marginesie. Bo pomimo mego uwłaczającego gościnności zachowania, mój Opiekun wcale nie wziął na mnie odwetu - „no to sobie radź”. Chcę to udokumentować dwiema anegdotami.

Otóż, gdy pracowałam przy festiwalu „Wratislavia Cantans”, prowadziłam koncert muzyków francuskich z okazji dwusetnej rocznicy wybuchu Rewolucji Francuskiej. Koncert odbywał się w Operze Wrocławskiej – leciwej, pięknej acz podniszczonej, o wysłużonych podłogach. Moja rola w tym koncercie polegała na zapowiadaniu poszczególnych utworów. Nie byłoby to takie trudne, gdyby utwory były jednoczęściowe i np. tylko instrumentalne, lecz repertuar był urozmaicony, zatem były kawałki wieloczęściowe i pieśni z epoki. Bądź tu mądry, kiedy koniec utworu, a kiedy tylko jego części i kiedy tu wyskakiwać z kulis do mikrofonu. Umówiłam się z koncertmistrzem, że da mi znak skinieniem głowy, kiedy wyjść i zapowiedzieć kolejny utwór. Zatem śledzę z uwagą pozycje programu, dobrze, jeszcze nie teraz, jeszcze oni, aż tu nagle coś, co nie było przewidziane. Po skończonym utworze wstaje tenor, żeby wykonać cykl pieśni. „Mamma mia, co tu robić, muszę zdążyć go zapowiedzieć, trzeba pędzić do mikrofonu, a koncertmistrz nawet nie spojrzy w moją stronę, ale mógł coś pokręcić, no nie, muszę zdążyć, zanim tenor otworzy usta i da głos, Zocha, spiesz się, bo będzie wpadka!” - kotłuje mi się w głowie. „Spokojnie”, mówi cichutki głos, stanowczo zbyt cichutki, aby go posłuchać w tej gorączce. Fajnie. Pędzę i ...stop. Ani kroku dalej. W panice patrzę na swoją stopę, co się stało. Zaryłam się 10 cm szpilką w szparę wysłużonej i zacnej podłogi. Obcas uwiązł na amen. Próżno szarpię, trzyma jak imadło, żeby się uwolnić muszę wyjść z buta, wyszarpać go oburącz, i ponownie założyć. „O Boże, nie zdążę, będzie wsypa!” - i co widzę? - śpiewak siada, a orkiestra gra dalszą część utworu... – śpiewak się pomylił. Gdybym wtedy zdążyła do mikrofonu, dopiero by było... But, co prawda, ucierpiał, ale honor uratowany. Wiedziałam, że to mój Skrzydlaty zadziałał.

Druga historia miała miejsce w naszych delikatesach na Biskupinie. Niedawno. Robiłam zakupy, sporą torbę damską włożyłam do wózka, bo ciężka była, a cichy i delikatny głos znowu mnie ostrzega: „Trzymaj ją przy sobie”. „Ależ będę ją miała na oku”. Robię zakupy, torbę zasadniczo mam w polu widzenia, aliści na moment czy dwa spuszczam z oczu, żeby sięgnąć na półkę po jakiś produkt. Dochodzę do kasy, sięgam po portmonetkę i... torba na całej długości suwaka otwarta! Przekopałam się w popłochu przez cały majdan, nic nie zginęło – a miałam prawo jazdy, dowód, klucze, kluczyki, komórkę, pieniądze... Kiedy złodziej zdołał rozsunąć zamek - nie wiem, bo to nie ja otwarłam torbę, nie mam w zwyczaju jeździć z otwartą torbą po sklepie. Błogosławiłam swego Anioła, przysłowiowy już bałagan w każdej damskiej torebce, nagromadzenie gratów i przepastne czeluście torby. Jeszcze teraz mam skórę w jaszczur, gdy pomyślę, jaki byłby kłopot, gdyby...

Prosić Go, prosić, żeby czasem krzyknął lub kopnął w kostkę, jak trzeba. Może zaboli, ale będzie mniej problemów. Trenuję słuchanie cichych pouczeń mego Niezawodnego... Jak dobrze, że jesteś!

Zosia (22 czerwca 2011)

Zmieniony: sobota, 16 lipca 2011 22:07
 
RocketTheme Joomla Templates