Chaos w filharmonii Drukuj
Marysia pisze...
środa, 25 stycznia 2012 18:00

Lubię usiąść spokojnie w filharmonii i obserwować to, co dzieje się kilkanaście minut przed rozpoczęciem koncertu.

Pozór chaosu.

Muzycy wchodzą na estradę, wędrują między pulpitami i krzesłami na swoje miejsca, sadowią się wygodnie, otwierają nuty, stroją instrumenty. Słuchacze wchodzą na widownię, wypatrują numeru fotela wyznaczonego na bilecie. Czasem, jeśli to wyjątkowa okazja, zjawiają się dziennikarze i fotografowie. Szukają miejsca na najlepsze ujęcie, zaczepiają wybrane osoby prosząc o wypowiedź.

Siedzę. Patrzę. Słucham.

Ten przedkoncertowy czas też ma swoje specyficzne dźwięki, z których najszczególniejszy – to wspólne dostrajanie się orkiestry do dźwięku podawanego przez jeden instrument. Ciekawska myśl: dlaczego zawsze obój?

Nie wiem.

Źródło: http://pesenergygroup.com/apse-oboe-coloring-page/

Trochę podobnie jest z życiem. Można szukać swojego miejsca, wreszcie znaleźć i usiąść (a może raczej – osiąść?), a potem patrzeć na to, co dzieje się wokół i słuchać chaosu wydarzeń świata, czekając na właściwy koncert... który dokona się w niebie. Owszem, już siedzisz na swoim fotelu, ale wiele spraw wymaga jeszcze poukładania. Pojawiają się ludzie, z których niektórzy usiądą całkiem blisko, a niektórzy daleko. Czasem trzeba wstać, żeby ktoś mógł przejść na swoje miejsce.

Obój. Jeden dźwięk dla wszystkich grających – po to, by podczas koncertu w każdym akordzie brzmieli czysto. Wybrzmiewa późno, dopiero wtedy, gdy muzycy są gotowi do właściwego, ostatecznego nastrojenia. Trochę podobnie jest ze Słowem Bożym. Czytamy Je, rozważamy. Dostrajamy się do Niego na tyle, na ile jesteśmy gotowi Je przyjąć. Dzięki Niemu życie zaczyna brzmieć inaczej... i jest w nas coraz więcej harmonii – w relacji z Bogiem, ze sobą samym i z innymi ludźmi. Ale to jest długi proces. Strojenie instrumentu nigdy nie trwa jedną chwilę. Im cenniejszy instrument, im bardziej wrażliwy, tym więcej staranności i czasu wymaga jego strojenie. Nie dziw się, że Pan Bóg na dostrojenie Twojego serca do współbrzmienia z Jego Sercem daje sobie dużo czasu: całe Twoje życie.

Pozór chaosu przedkoncertowego ma jednak specyficzną cechę: każdy jego element zmierza w stronę konkretnego celu. Muzycy na swoje miejsca na scenie, słuchacze na swoje miejsca na widowni, dziennikarze na swoje miejsca w kuluarach lub na sali. Nawet fruwające nad głowami szybkie urywane palcówki klarnecisty mają swój cel: rozgrzanie się przed właściwą grą.

* * *

Czasem zdarza się, że idąc w głąb poznawania siebie samego, wchodzimy w chaos. Sprawy nieznane dotąd, albo zupełnie zapomniane, nagle się budzą. Uświadamiamy sobie coś, czego wcześniej nie wiedzieliśmy. Zaczynamy rozumieć różne mechanizmy, weryfikować swoje spojrzenie na siebie samego, do głosu dochodzą głęboko i długo ukrywane emocje, przychodzą różne myśli, usiłujemy – jak to się mówi – „ogarnąć się”... i nie potrafimy. W takim okresie nieraz w reakcjach spontanicznych zaskakujemy samych siebie, bo wychodzi z nas ktoś zupełnie inny niż ten, którego – jak się zdawało – znaliśmy.

Pozór chaosu.

Ten chaos jest potrzebny, by po nim mogła wybrzmieć harmonia. Ten chaos jest objawem wędrowania wszystkiego, co buduje i budowało nasze życie – na swoje miejsce. Ten chaos jest też miejscem stwarzania nas na nowo, wydobywania nas przez Boga do nowego życia. Trzeba pamiętać o jednym: każdy jego element ma swój cel, do którego zmierza już podczas naszego ziemskiego życia. Wszystko musi stopniowo znajdować swoje miejsce w nas – zarówno najpiękniejsze, jak i najtrudniejsze sprawy. Wszystko musi coraz bardziej scalać się ze sobą, budować nowego człowieka. Wbrew pozorom tym bardziej stajemy się nowi, im lepiej znamy i przepracujemy stare – stare przeżycia, stare zranienia, przyzwyczajenia, słabości. Pokusa szepcze: po co ci jeszcze raz to samo? Pamiętaj: to samo, ale coraz głębiej. Nie masz innego życia do poznawania i pogłębiania, jak tylko swoje własne – i masz na to całe życie.

Z chaosu wydobywa się jeden dźwięk, do którego dostrajają się wszyscy w orkiestrze. Tym dźwiękiem ty sam jesteś – pośród orkiestry zdarzeń, odczuć, relacji, myśli, błędów, wad, doświadczeń, porażek, sukcesów, zachwytów... Im bliżej ci do twojej własnej przeszłości, tym lepiej brzmisz w teraźniejszości. Im bliżej ci do twojej teraźniejszości, tym bardziej harmonijna będzie przyszłość.

Cieszę się na ten najwłaściwszy koncert po drugiej stronie śmierci, gdzie nie będzie już miejsca nawet na najmniejszy zgrzyt, pomyłkę, fałsz i bylejakość. Cieszę się – bo wiem, że wszystkie obecne chwile pozornego chaosu mają swój ostateczny cel. Cieszę się, że Najwyższy Oboista wciąż cierpliwie podaje Swój dźwięk – jeden, wspólny dla wszystkich, a jednak przecież każdy dostraja się do niego według swojego własnego instrumentu serca.

Każdy dostaje szansę wydobycia się z chaosu ku nowemu człowieczeństwu.
Czy z niej skorzysta?

Patrz, tu przed Tobą stoi Twe dziecię.
Do Serca Swego dostrój i mnie.

Meroutka

Zmieniony: środa, 25 stycznia 2012 18:24