Zaginął ks. Krzysztof Grzywocz Drukuj
Artykuły
niedziela, 27 sierpnia 2017 21:10

Sześć dni intensywnych poszukiwań zaginionego w Alpach ks. Krzysztofa Grzywocza nie przyniosło żadnego efektu. Szanse na odnalezienie żywego księdza są już bardzo nikłe. Rozpatrywane są dwa scenariusze: duchowny wpadł do szczeliny skalnej lub zasypała go lawina skalna.
W środę wstrzymano oficjalną akcję ratunkowa, a ks. Grzywocz został uznany przez szwajcarską policję za zaginionego. Do Opola w czwartkowy poranek przyjechał Joachim Kobienia, sekretarz biskupa opolskiego, który od niedzieli był na miejscu poszukiwań.

– Policjant koordynujący działania służb oraz szef akcji ratowniczej włożyli w poszukiwania całe swoje serce. Dla wszystkich ludzi, którzy od świtu do zmierzchu szukali księdza Krzysztofa, nie było to tylko zadanie, jakie im powierzono. Ich zaangażowanie było tak mocne, że wydawało się, że poszukują członka swojej rodziny – mówi ks. Joachim Kobienia.

Z relacji świadków, z którymi rozmawiała polska delegacja w Szwajcarii, wynika, że ksiądz Grzywocz był widziany po raz ostatni w schronisku Bortelhütte na pograniczu szwajcarsko-włoskim. Udał się tam z miejscowości Betten, gdzie w czwartkowy poranek odprawił mszę. Następnie wsiadł do samochodu, a w schronisku pozostawił informację, że wychodzi na szczyt.

– Właścicielka schroniska tłumaczyła nam, że Krzysztof bezpośrednio przed próbą wejścia na szczyt, dopytywał o szczegóły związane ze szlakiem. Przeglądał też jadłospis, dlatego sądziła, że za parę godzin ponownie go ujrzy – wyjaśnia ks. Kobienia.

Zaginięcie opolskiego duchownego zauważono dopiero nazajutrz, gdy ks. Krzysztof nie stawił się na porannej mszy. Natychmiast rozpoczęto poszukiwania; policja nie czekała na żadne oficjalne potwierdzenie tej informacji. Już po kilku godzinach odnaleziono samochód księdza u podnóża jednej z alpejskich gór.

W akcję ratowniczą zaangażowano dwa śmigłowce – jeden przewoził ratowników w wyższe partie gór, drugi wyposażony w profesjonalny sprzęt poszukiwał księdza z wysokości. Na miejscu pracowała także specjalistyczna grupa poszukiwawcza z psami ratowniczymi. W sumie kilkadziesiąt ratowników i osób dobrej woli, którzy z własnym sprzętem ruszyli na alpejski trzytysięcznik, szukało żywego księdza z Polski.

Oficjalna akcja ratunkowa została zakończona, ponieważ ratownicy stracili nadzieję, że uda się odnaleźć księdza żywego. Na tę chwilę okoliczne szlaki turystyczne przeczesują jeszcze mieszkańcy, dla których ksiądz Krzysztof był oddanym przyjacielem i duchownym. Nadzieję na jego odnalezienie wciąż ma biskup opolski Andrzej Czaja.

– Nie możemy powiedzieć, że ksiądz Krzysztof zginął, nie możemy też uznać, że żyje. Stwierdzamy, że zaginął, dlatego akcja ratownicza została przerwana. Na tę chwilę brane są wyłącznie dwa scenariusze tych dramatycznych wydarzeń. Albo ksiądz Krzysztofa wpadł do jakieś szczeliny skalnej albo zasypała go lawina skalna – wyjaśnia biskup Czaja.

Biskup zdradził także, że już dawano znany z zamiłowania do górskich wypraw ks. Grzywocz, miał zapowiedzieć swoim bliskim: – W razie wypadku szukajcie mnie, nie ciała.

Dzienny koszt poszukiwań księdza Grzywocza wyniósł przeszło 30 tysięcy franków szwajcarskich (112 tysięcy złotych). Kuria diecezji opolskiej zadeklarowała, że w całości pokryje niezbędne wydatki. Jednocześnie przyjaciele i krewni opolskiego duchownego poprosili opolski Caritas o pomoc w zbiórce funduszy.

W ciągu trzech dni w zbiórkę na opłacenie poszukiwań ks. Krzysztofa Grzywocza zaangażowało się blisko 1500 osób. Datki spływały z całej Polski, ale także z zagranicy – Szwajcarii, Chorwacji, Norwegii czy Finlandii. Na subkonto opolskiej Caritas wpłynęła kwota 225 tysięcy złotych.

Źródło: opole.wyborcza.pl

Zmieniony: czwartek, 07 września 2017 19:22