Światło Drukuj
Bajki prawdziwe
piątek, 19 marca 2010 14:25

Historia ta mogła zdarzyć się w przeszłości, może dziać się teraz lub w przyszłości. Jest wieczna , tak jak wieczne jest światło, bez którego nie powstało by życie.

Wielka błyskawica przemknęła przez Kosmos i skierowała się w stronę maleńkiej Zielonej Planety, zawieszonej gdzieś w ogromnym, czarnym bezmiarze. Trwało to ułamek sekundy. Światło błysnęło, a potem zgasło. Ukryło się, czekając na kogoś lub na coś.

Ten dzień upłynął mi jak każdy inny. Wieczorem położyłam się. Długo nie mogłam znaleźć sobie miejsca. Przewracałam się z boku na bok, aż wreszcie usnęłam. Znalazłam się w dziwnej krainie. Było tu zupełnie ciemno. Zawsze bałam się ciemności. Stałam i trzęsłam się ze strachu i z zimna. Wreszcie oczy zaczęły rozróżniać poszczególne kształty. Powoli z ciemności wyłaniały się drzewa, domy, zwierzęta i ludzie. Poszłam prosto przed siebie, od czasu do czasu potykając się o wystające kamienie. Koło mnie szli inni ludzie. Zaglądałam do okien. Ludzie rodzili się i umierali. Pracowali, tworzyli, kradli i niszczyli. Ot, normalne życie. Ale ich oczy pozostawały smutne, zgaszone, jakby w ich duszach też panowała ciemność. Nikt nie śpiewał, nie tańczył, nie śmiał się. Wokoło panowała ciemność i cisza.

I wtedy zauważyłam CZŁOWIEKA. Zachowywał się inaczej niż inni. Chodził, rozglądał się, jakby czegoś szukał. Schylał się, coś podnosił, potem odrzucał. Zaciekawił mnie. Szłam za nim i obserwowałam. Chodziliśmy tak przez jakiś czas, aż wreszcie zniechęcony usiadł na jakimś przydrożnym kamieniu. Wyjął kanapki, zjadł i zamyślił się. W jego twarzy odbijały się różne uczucia. Zobaczyłam gniew. Schylił się, chwycił dwa kamienie i w złości uderzył jeden o drugi. I wtedy stało się coś dziwnego. Spomiędzy nich buchnął snop iskier. Zdziwiony i przerażony CZŁOWIEK w pierwszej chwili upuścił kamienie, ale po chwili podniósł je i obejrzał. Zachwycony uderzał raz za razem. Leżący obok niego papier zapalił się. CZŁOWIEK po raz pierwszy zobaczył światło i poczuł ciepło. Cieszył się jak dziecko. Śmiał się głośno, krzyczał, śpiewał, tańczył. Jego serce wypełniła radość. Zapragnął podzielić się tą radością z innymi. Zdjął koszulę, napełnił ją kamieniami i zaniósł do domu.

W domu napełnił gliniane miseczki olejem i skrzesał ogień. Pracował wytrwale robiąc małe lampki. Potem biegał od domu do domu i niósł światło. Tam, gdzie wchodził robiło się jasno i ciepło. Ludzie uśmiechali się po raz pierwszy w życiu. Niektórzy brali od niego światło i nieśli dalej. Lecz nie wszyscy. Byli tacy, którzy zakrywali oczy i chowali się głęboko pod łóżka, jakby bojąc się oślepnąć. A być może bali się zobaczyć siebie samych - małych, brudnych, zestrachanych. Może woleli egzystować, zamiast żyć pełnią życia. Byli też tacy, którzy wzięli lampki, ale nie dolewali oliwy i pozwolili światłu zgasnąć. Pogrążali się z powrotem w mroku.

Stałam i patrzyłam. W pewnej chwili podszedł do mnie CZŁOWIEK i wyciągnął ręce. Trzymał w nich malutką lampkę. Zrobiło mi się ciepło, dobrze. Wzięłam od niego światło i w tym momencie obudziłam się. Spojrzałam - moje dłonie były puste.

Teraz już wiem, że moje życie jest wędrówką. Wędrówką w poszukiwaniu światła. Może spotkam na swojej drodze CZŁOWIEKA, który podzieli się ze mną swoim światłem, a może znajdę iskrę zaklętą w kamieniu i sama skrzeszę ogień?

Małgorzata Sawicka
1996-02-04

Zmieniony: sobota, 19 marca 2011 16:15