Blog Staszka - 2019.01.10: Zdziwień ciąg dalszy Drukuj
Blog Staszka
sobota, 12 stycznia 2019 00:31

Ostatni mój wpis dotyczył kwestii czasu. Jeszcze wrócę na moment do tego tematu, bo ciągle zastanawiam się i próbuję zrozumieć czym dla Afrykańczyka jest czas. Niewątpliwie mają oni zupełnie inne poczucie czasu niż my. Dorośli nigdzie się nie śpieszą i nie dotrzymują umówionych terminów. Natomiast od dzieci i młodzieży wymaga się tego. Sporym zaskoczeniem dla mnie było usłyszenie, że w ich rodzimych językach np. maka czy emondo nie ma czasu przyszłego. Jest jedynie teraźniejszy i przeszły. Żyją chwilą obecną. Jak to możliwe – nie wybiegają w przyszłość?

Wczoraj rano w czasie śniadania doszedł do naszych uszu płacz bitych dzieciaków w katolickim College Jana Bosco, sąsiadującym z nami przez płot. O godzinie 7.30 brama do college jest zamykana. Przed nauką odbywa się apel na boisku szkolnym. Potem młodzież rozchodzi się do klas. Dopiero w momencie wchodzenia do klas brama jest  otwierana dla tych, którzy się spóźnili. Stoi przed nią zazwyczaj spora liczba uczniów. Od czasu do czasu wejście odbywa się na głośno. Dwóch księży wychowawców karze spóźnialskich. Jeden bije patykiem po czterech literach, a drugi w rękę. Najbardziej wrzeszczą dziewczyny. Taka akcja bicia ma miejsce losowo co jakiś czas. Czyli z jednej strony uczą w szkołach dzieci punktualności, a z drugiej strony dorośli sami wcale tego nie praktykują. Takie karanie zaczyna się już w szkołach podstawowych, tyle, że ma inną formę. Brama do szkoły jest zamykana o określonej godzinie. Dzieci spóźnialskie czekają, aż zostanie otworzona i idą za karę na kolanach do swoich klas. Jest to odcinek dochodzący dla niektórych do 100 metrów. Jak któreś dziecko wstanie, to wtedy dopiero dostaje batem po plecach.
 
Trudno to raczej zrozumieć, że taka sroga nauka potem idzie w las i nie daje efektu.

Innym doświadczeniem związanym z czasem jest podróżowanie autobusami w Kamerunie. Sam tego nie doświadczyłem, bo poruszam się tylko samochodem, ale temat znam z opowiadań sióstr. Jedna z czarnych sióstr postulantek Pallotynek jechała do nas z Yaounde do Doume (300 km) w sumie 20 godzin i w ogóle nie była tym zdenerwowana. Autobus ruszył, gdy był pełen pasażerów i to co do ostatniego miejsca. Czasami trzeba czekać kilka godzin, ale nikogo to nie denerwuje. Każdy siada i spokojnie czeka. Czekanie to taki zwyczaj Afrykańczyków, jak mi tłumaczyła. Oni się wtedy nie nudzą, nie tylko nie marnują czasu, ale w ich odczuciu dobrze go wykorzystują. Trudno to zrozumieć Europejczykowi.

Zmieniony: sobota, 12 stycznia 2019 00:33