Blog Staszka - 2018.12.03: Świąteczna Msza, wiadro i sznurek, wspomnienia z wycieczki Drukuj
Blog Staszka
wtorek, 04 grudnia 2018 00:49

Tydzień temu, wracając z krótkich wczasów znad morza, byłem w niedzielę w stolicy Kamerunu w Yaounde. W bazylice znajdującej się tuż obok naszego miejsca zakwaterowania, na Mvolye, odbywało się jakieś doroczne święto. Nie znalazłem nikogo chętnego z miejscowych (za długo trwa), więc poszedłem sam. Powiedzieli mi, że zaczyna się o godz. 10.00, ale jak przyszedłem 15 minut przed 10-tą, aby zająć bliskie miejsce obok chóru, to zaczynała się już ewangelia i porządkowy wskazał mi miejsce na końcu bazyliki. Do chóru zbliżałem się etapami trzy razy zmieniając miejsce przy okazji jak ludzie kilkakrotnie wychodzili z ławek i podchodzili do ołtarza. Msza zakończyła się o 13.45. To mój nowy rekord, jeśli chodzi o długość mszy św. w Kamerunie. My mamy zegarki a oni mają czas. Im się nie śpieszy. Ewangelia, homilia i większość modlitw odbywała się w trzech językach, po angielsku, po francusku i w języku ewondo. W trakcie homilii ksiądz nawiązuje dialog z ludźmi i oni odpowiadają czasami bardzo głośno. Najbardziej ekspresyjnie reagują jednak w języku ewondo. Myślę, że dużo starszych ludzi, którzy nie chodzili do szkoły, może nie znać dobrze francuskiego. Nagrałem dużo (20 odcinków), kilka zaprezentuję. Jakość głosu kiepska, wygląda na to, że mój telefon kończy swój żywot.

Wśród chórzystek wypatrzyłem jedną "bladą twarz" o typowej urodzie francuskiej. Ciekawym zestawieniem był saksofonista o zacięciu jazzowym z klawiszowcem, który potrafił nieźle improwizować, plus chór. Przez większość czasu przygrywali, podczas gdy przy mikrofonie ciągle zmieniali się prowadzący, miejmy nadzieję, że prowadzący modlitwę.

Tutaj znak pokoju przekazuje się dwoma rękami. Nasi czarni bracia i siostry bardzo lubią nawet z daleka podejść i przekazać ten znak. Potem na te ręce przyjmuje się komunię świętą. To jest duży problem dla niektórych białych. Po tym etapie mszy dostają kaszlu albo okulary im się brudzą. To oczywiście tylko taki zabieg, aby wyciągnąć chusteczkę i na koniec wytrzeć sobie też ręce. Innym sposobem uniknięcia kontaktu z "czarnymi" jak zauważyłem jest znajdowanie sobie miejsca gdzieś daleko w ławkach, gdzie nikt inny się siedzi, zwłaszcza w dni powszednie. Ale w Polsce także zdarzają się ludzie, którzy mają wiele obaw, jeśli chodzi o kontakt z tymi, którzy byli w Afryce. Jednej siostrze w czasie tzw. niedzieli misyjnej ksiądz nie podał ręki w zakrystii przepraszając, że boi się, aby nie zarazić się jakąś chorobą tropikalną.

Dodam jeszcze, że w tej bazylice był św. Jan Paweł II w czasie swojej pielgrzymki do Kamerunu. Po lewej stronie ołtarza wisi jego portret.

WhatsApp Image 2018-12-03 at 04.50.09WhatsApp Image 2018-12-03 at 04.50.10WhatsApp Image 2018-12-03 at 04.50.14

WhatsApp Image 2018-12-03 at 04.50.17WhatsApp Image 2018-12-03 at 04.50.27WhatsApp Image 2018-12-03 at 04.50.29

WhatsApp Image 2018-12-03 at 04.50.33WhatsApp Image 2018-12-03 at 04.50.35WhatsApp Image 2018-12-03 at 04.50.40

WhatsApp Image 2018-12-03 at 04.50.37

Dzisiaj rozpocząłem pracę dotyczącą doświetlenia klas w szkole podstawowej w Doume. Pracuję po zakończeniu lekcji od 14.30 do 18.00. Zajmie mi to około dwóch tygodni.

Dzisiaj wracając po pracy, a było już całkiem ciemno, spotkałem przy drodze płaczącego chłopca. Tak łkał i  zanosił się od płaczu, że trudno mi było go zrozumieć. Jedyne słowo jakie zrozumiałem to "woda". Zabrałem go ze sobą do naszej misji i tu s. Edyta wydobyła od niego, nie bez trudu, bo cały czas łkał, o co chodzi. Otóż dzisiaj rano przed szkołą babcia, u której mieszka, wysłała go jak zwykle po wodę. W czasie wyciągania wody ze studni urwał mu się sznurek i utopiło wiadro. Po powrocie ze szkoły babcia wysłała go na poszukiwanie wiadra i powiedziała, że bez wiadra i sznurka ma się nie pokazywać w domu. Chłopiec niestety wiadra nie odnalazł w studni i nie wiedział, co ma dalej robić. Dostał od nas 2 tys franków na nowe wiadro i jutro jeszcze przed szkołą kupi je na rynku. Miejmy nadzieję, że babci takie rozwiązanie wystarczy.

Jeśli dziecko mieszka u babci, a nie u swoich rodziców, tzn. że jest tzw. podrzutkiem i chwała babci, że je w ogóle przyjęła, pomimo iż nie jest najczulsza dla wnuczka.  Los wielu dzieci w Kamerunie jest ciężki. Teraz jest czas, gdy dzieci masowo są wyrzucane ze szkoły za brak opłaty. S. Edyta właśnie dziś wieczorem wróciła z Nkol-Avolo, gdzie poprzednio pracowała, i tam litując się nad wyrzuconymi dzieciakami wydała sumę 437 tys franków, aby mogły wrócić do szkoły.

Temat wspominkowy z wczasów:  Będąc w Bafoussam spotkałem przy kościele po porannej Mszy Świętej ciekawą rodzinkę. Codziennie są obecni na jutrzni i Mszy Świętej. Jest to matka z trójką dzieci. Matka jest żandarmem. Ojciec przed laty ich zostawił. Siostra Weronika opowiedziała mi dzień wcześniej trochę  o nich. Otóż przed 6 laty zrobili naradę rodzinną i ustalili, że nie będą jeść śniadań. To dlatego, aby zaoszczędzone w ten sposób pieniądze dodatkowo przeznaczyć na studia dla najstarszego syna (nie ma go na zdjęciu). Syn pragnął zostać lekarzem. Potem ten syn, gdy już będzie pracował, to zaopiekuje się już młodszym rodzeństwem. Zapytaliśmy co u nich teraz słychać. Pani ze łzami w oczach, że jest bardzo szczęśliwa, bo udało się synowi ukończyć studia w Kongo w Kinszasie. Pozostaje mu tylko jeszcze zaliczyć ostatnią praktykę, opłacić końcowe egzaminy i powrót do kraju. Na to potrzebuje jeszcze zebrać 1000 dolarów. Na razie uskładała 500. Na zdjęciu jestem z nimi w kurtce, bo tutaj klimat jest już górski i rano temperatura potrafi spaść nawet do 21 stopni.

WhatsApp Image 2018-12-03 at 23.39.45 2WhatsApp Image 2018-12-03 at 23.39.45

Zmieniony: sobota, 15 grudnia 2018 18:27