Marysia pisze...

Różne refleksje... od czasu do czasu.



Człowieczek i smok PDF Drukuj Email
Marysia pisze...
niedziela, 08 grudnia 2013 14:07

Pewien mały człowieczek był przywiązany do ogona wielkiego smoka i w ten sposób podróżował przez świat. Gdy smok ruszył ogonem w prawo - człowieczek przemieszczał się w prawo. Gdy smok ruszył ogonem w lewo - człowieczek przemieszczał się w lewo. Spał on, gdy spał smok. Szedł naprzód, gdy smok szedł naprzód. Niby ciągle coś się działo, ale tak naprawdę człowieczek robił to tylko, co smok zechciał.

Pewnego dnia człowieczek stwierdził, że już dłużej nie wytrzyma i zaczął wołać do Stwórcy, żeby go uwolnił od smoka. Długo wznosił żarliwe modlitwy, aż wreszcie pod wieczór zobaczył, że z nieba spadają jakieś przedmioty. Po chwili u jego stóp znalazł się dziwny zestaw: haki, liny, uprząż, kask..... Człowieczek z niedowierzaniem pokręcił głową. "Przecież miałeś mnie wyzwolić, a ty sobie kpiny urządzasz, Panie Boże. Liny, haki i kask? To mi nie jest potrzebne" - westchnął zirytowany i poszedł spać.

Nad ranem przebudził się z jasną, dziwną myślą w głowie. Usiadł i sięgnął po sprzęt do wspinaczki. Przez kilka następnych dni próbował nauczyć się sprawnie posługiwać wszystkim, co otrzymał.

Pewnego ranka uznał, że całkiem nieźle sobie radzi i trzeba podjąć pierwszą próbę. Zaczął wspinać się po plecach smoka. Twarda, szorstka, chropowata skóra stawiała opór. Każdy krok był wysiłkiem, każde małe przemieszczenie w górę - sukcesem. Smok nadal wędrował, jadł, spał, polował, mijały dni i noce, a mały człowieczek owinięty liną dzielnie walczył, by wspiąć się aż do szyi. Wreszcie.... udało się. "Teraz odpocznę" - pomyślał człowieczek i pozwolił sobie na jeden wolny dzień. 

Widok z perspektywy smoczej szyi był oszałamiający. Do tej pory człowieczek oglądał wszystko z poziomu ogona.... a potem, gdy zaczął się wspinać, zapomniał o podziwianiu świata. Wszystkie siły i uwagę miał skoncentrowane na wspinaczce. Dopiero teraz uświadomił sobie, ile już przeszedł.

"Pięknie to wszystko stworzyłeś..." - pomyślał z uznaniem człowieczek, spojrzawszy w niebo. A potem odwrócił się do smoka i znów zaczął się wspinać. Gdy dotarł na sam czubek smoczej głowy, rozpierało go poczucie dumy i sukcesu, lecz wkrótce  jego sercu zaczęło kołatać pytanie: "Co dalej?".

Znowu świt przyniósł jasną, dziwną myśl. Człowieczek po przebudzeniu związał starannie wszystkie swoje wspaniałe liny, które dostał z nieba, i z ekscytacją wyczekiwał zmroku. Gdy słońce zaszło i smok zapadł w sen, człowieczek zsunął się delikatnie w stronę smoczego pyska i przewiązał go linami. Potem wdrapał się z powrotem i wyczekiwał świtu. O wschodzie słońca rozegrała się walka, niczym Dawida i Goliata.... lecz smok nijak nie mógł zerwać z siebie uzdy, którą splótł człowieczek; niebiańskie liny były mocniejsze. Teraz to on  musiał posłusznie wędrować tam, gdzie mu nakazał mały człowieczek.

- Nie uwolniłeś mnie od smoka - pomyślał wieczorem człowieczek. - Lecz teraz dzięki Tobie.... jestem jego panem.

Marysia

Zmieniony: niedziela, 08 grudnia 2013 14:05
 
Czerwony Kapturek 2011 PDF Drukuj Email
Marysia pisze...
poniedziałek, 28 lutego 2011 19:01

Czerwony Kapturek wędrował wesoło do babci, co mieszkała po drugiej stronie lasu. Tu kwiatki przystanął podziwiać, tam ptaszka posłuchać; w innym miejscu zboczył nieco ze ścieżki, by kopiec mrówek obejrzeć i do lisiej nory zaglądnąć.

- Cudowna jest ta droga ! Słońce, rosa, kwiaty..... i przebogaty koszyczek dla babci, z którego może nawet uszczknę po południu ciasteczko? - wzdychał w upojeniu Czerwony Kapturek i przemierzał powoli gęsty, przesiąknięty słońcem las. Rozkoszował się chwilą. Babcia przecież doczeka się, a życie jest.... taaaaaaakie piękne.

Nagle... Kapturek usłyszał szelest. Zza krzaka wychynął Zły Wilk i ukłonił się szarmancko.

- Witaj, dziewczynko! Dokąd wędrujesz tak sama przez gęsty las ? 

- Gęsty, ale oświetlony - odparował Czerwony Kapturek z mocą. - Idę do babci, w koszyczku niosę dla niej dary.

- Dary, powiadasz? - zdziwił się nieszczerze Zły Wilk. - Pokaż, co tam masz. Oj, chyba pięknie naszykowane słodkości.....

Czerwony Kapturek był łasy na pochwały. Uchylił wieczko koszyczka. Oczom Wilka ukazały się smakowite kąski, o jakich sam mógł tylko pomarzyć wieczorami, paląc drwa w swojej ponurej butwiejącej chatce, co stała na skraju urwiska.

- Dziewczynko, jakie masz wspaniałe dary..... jestem zachwycony !

Czerwony Kapturek pokraśniał i zrobiło mu się przyjemnie.

- A teraz powiem ci coś na uszko - kłapnął zębami Zły Wilk i zbliżył się o krok. - Sami możemy zjeść wszystkie twoje pyszności, tylko powiedz słówko. Nikt się nie dowie, a babci nic nie piśniesz o nich; ona zresztą i tak nie usłyszy i nie zobaczy - niedowidząca i niedosłysząca jest, poza tym wciąż masz do niej tak daleko....

- Nie ! - zaprotestował Czerwony Kapturek i pożałował, że wdał się w rozmowę. - Żadnych kompromisów. Idę do babci, a ty.... spadaj - odwrócił się raptownie i ruszył naprzód.

- Ależ potraktuj mnie z szacunkiem, moja droga - Wilk niespodziewanie zjawił się z drugiej strony i dotrzymując jej kroku, zaczynał psuć atmosferę. - Jakich kompromisów? Co masz na myśli, mówiąc "kompromisy"? A właściwie skąd pochodzi to słowo? Ja tylko pytam o twoje własne prezenty dla babci : czy nie jesteś z nich dumna i czy nie chciałabyś się pochwalić.

Czerwony Kapturek znowu przyspieszył kroku, ale Wilk w każdej sekundzie doskonale dostosowywał się do tempa Kapturka. Las przestał pachnieć wiosną i  dziewczynka czuła raczej tylko odór z wilczego pyska. Jedyne co mogła zrobić, to mocniej zatrzasnąć koszyczek (żeby nic się nie wysypało i nie zmarnowało po drodze) i ruszyć biegiem przed siebie w kierunku swojego celu.

Wilk pędził tuż obok, zjawiał się raz z jednej, raz z drugiej strony. Po dłuższej chwili został nieco z tyłu. Kłapał zębami, sapał i groził; dziewczynka słyszała, jak jego łapy uderzają o kamienie na ścieżce. Chatka babci była już widoczna na horyzoncie; była coraz bliżej.

Zły Wilk też był coraz bliżej.

Słońce stało już bardzo nisko, gdy wreszcie dziewczynce udało się dopaść do babcinej chatki. Uderzyła desperacko pięściami w drzwi. "Babciu!!! Babciu!!! Wpuść mnie!!! Babciuuuuuu!!!!!". Drzwi otworzyły się, Kapturek wpadł do środka - i zatrzasnęły się za nim w ułamku sekundy. Wilk został na zewnątrz i mógł tylko zazgrzytać zębami.

- Babciu!!! To było takie straszne... - Czerwony Kapturek nie mógł złapać tchu. - Przybiegłam do ciebie, jak tylko mogłam najszybciej....

- .... bo gonił cię Zły Wilk - odparła spokojnie babcia. - Wiem, widziałam was. Gdyby nie on, pewnie jeszcze byłabyś w lesie. Rozgość się, ale najpierw oddaj mi koszyczek. Wiedziałaś przecież od początku, że wszystkie twoje smakołyki były przygotowywane według moich przepisów ?

 

Meroutka

Zmieniony: poniedziałek, 28 lutego 2011 20:13
 
Czarno na białym PDF Drukuj Email
Marysia pisze...
sobota, 05 marca 2011 21:33

Mały, czarno-biały bilet leży na biurku.

Żaden inny świstek nie przetrwał  porannych sobotnich porządków. Tylko ten jeden, jedyny.

Spoglądam na niego z przejęciem.

Ludzie Boga. 2011-02-26. 20:10. Duża sala. Rząd: 12. Miejsce: 14. Cena: 18 zł. Normalny.

Nie potrafię go wyrzucić do śmieci. Jak prosty symbol, przypomina o mocno przeżytych chwilach.... w kinie.

* * *

Bóg to najmądrzejszy reżyser dla mojego życia i doskonale rozwija jego główny wątek: pasjonującą historię miłosną. Niektórych scen jeszcze nie rozumiem - ale On wie, jak je interpretować, jaką rolę odgrywam w tej historii i jaki będzie jej szczęśliwy koniec.

Założę się, że w niebie zastanę najlepsze kino, o jakim kiedykolwiek mogłabym marzyć. Pewnego dnia usiądziemy tam razem i powtórnie obejrzymy wszystko. Mam nadzieję, że w którymś momencie On nachyli się do mojego ucha i szepnie : "Uważaj, to moja ulubiona scena".

I mam także nadzieję, że chociaż raz odpowiem Mu : "Moja też".

* * *

Ludzie Boga. Święci Jego. Przynależeć do nich. Niczego więcej nie muszę chcieć od swojego życia. Zanim dotrę tam... - chociaż troszeczkę niech uczę się przynależeć do nich już tu.

Niech zatem leży na biurku, pod ręką, mój bilet do przestronnej kinowej sali Królestwa Niebieskiego : Słowo Boże. Trzeba dopasować się do wyznaczonych na bilecie konkretów. Właściwa opowieść, właściwy czas. Właściwe miejsce - chociaż może niekoniecznie zawsze podoba mi się to, w którym jestem, bo wolałabym mieć lepszy widok. Cóż, trudno - tylko to miejsce jest dla ciebie, na każdym innym będziesz w niezgodzie z danymi, które dostałaś czarno na białym.

Cenę wejścia trzeba znać i potraktować poważnie, nie wyolbrzymiając zanadto. Warto ją zapłacić, jeśli naprawdę zależy mi na filmie. Szkoda czasu na dywagacje.

I tylko o to proszę, żeby umieć trafiać w życiu - mój Panie - na to miejsce jedyne i najlepsze, które dla mnie wyznaczyłeś. Wciąż mnie ku niemu kieruj, wciąż mi je wskazuj, wciąż mnie napominaj, wciąż mi rozjaśniaj to, co przede mną.

* * *

Dziś zamiast biletu, do kosza trafił kalendarz ścienny z Wrocławiem na 2011 rok.

Na opustoszałym miejscu zawisł wizerunek Chrystusa.

Prosty, symboliczny, mocno przeżyty gest.

* * *

Niechaj Cię Panie wielbią wszystkie Twoje dzieła i święci Twoi niech Cię błogosławią. Niech mówią o chwale Twojego Królestwa i niech głoszą Twoją potęgę.

* * *

Bilet wstępu normalny  do niebiańskiego kina dostanę w przyszłości.... pod warunkiem, że normalna będzie stawać się dla mnie tylko chęć sprawiania Bogu przyjemności, gdy ogląda moją teraźniejszość... w której jestem całą pełnią zgody, woli, mocy i miłości.... w której j e s t e m - tylko dla Niego, bo odgrywa dla mnie rolę pierwszoplanową.

 

Meroutka

Zmieniony: niedziela, 06 marca 2011 07:50
 
Communio PDF Drukuj Email
Marysia pisze...
wtorek, 28 grudnia 2010 23:00

Głodny, zziębnięty Bóg. Schowany w metalowej ciemnej skrzynce. Cicho schodzi z nadzieją, że znajdzie ukojenie miłości w nas. Ale nie znajduje. Schola szybko przyjmuje Komunię, żeby zacząć śpiewać. Ksiądz szybko rozdaje, żeby zdążyć z następną Mszą. Ludzie szybko łykają, wracają do ławek, otrzepują kolana i czekają na ogłoszenia. A ja zwykle wtedy przypominam sobie, co jeszcze mam do załatwienia w najbliższym tygodniu.

Nie mogę spodziewać się rozpalenia jasnego płomienia Ducha Świętego w moim sercu, jeśli najpierw nie zobaczę ciemnej zimy samotności mojego Boga i nie pozwolę popłynąć łzom współczucia. To takie proste - wystarczy chcieć pomóc Mu. Przyjąć Go świadomie do swego wnętrza, jak do domu. Wyszeptać,  żeby rozgrzał się tu i odpoczął; żeby poczuł się jak u siebie.

Bezbronnego położyć jak pieczęć z najcenniejszego kruszcu na swym sercu : uważnie i delikatnie. W tej chwili nic innego się nie liczy. Nic innego nie istnieje. Skupiasz uwagę tylko na Nim. Niech ci się nie wydaje, że On tego nie potrzebuje. Wprost przeciwnie. Tego właśnie szuka najbardziej. Liczy ufnie na ciepłe przyjęcie, na atmosferę domu. Bez tego nie będzie miał warunków, żeby rozpalić ci Ogień.

Na codzień lubię tak właśnie się poczuć : ciepło przyjęta. Lubię atmosferę akceptacji. Lubię, gdy mi dają tyle czasu na oswojenie, ile potrzebuję. Gdy mam trudności, lubię czuć się wysłuchana, zrozumiana i obdarzona wsparciem. Lubię, gdy ktoś szczerze okazuje zainteresowanie tym, co przeżywam.

W gruncie rzeczy to samo lubię dawać innym, ale rzadko potrafię.

Czemu najtrudniej przychodzi nam świadomość Bożej tęsknoty za tym, za czym my tęsknimy... stworzeni na Jego obraz i podobieństwo ?

Przecież pragniemy obdarowywać się nawzajem miłością. Szczególnie podczas Świąt Bożego Narodzenia. Zapominamy jedynie o ciepłym ... przyjmowaniu Boga, o starannym odwzajemnianiu Jego szczerego zainteresowania nami. Nie myślimy o tym, by chociaż przez ułamek sekundy w czasie liturgii czule uśmiechnąć się  t y l k o  do Niego.....

.... by przyjęcie Komunii było przyjemnym Mu przytuleniem do serca.

Zmieniony: wtorek, 28 grudnia 2010 23:16
 
Co to znaczy PP ? PDF Drukuj Email
Marysia pisze...
piątek, 09 grudnia 2011 20:48

Ta króciutka zagadka
Pójdzie wszystkim jak z płatka.
Adwentowe wołanie,
Dwa razy P.

Przybądź, Panie.

Meroutka

Zmieniony: piątek, 09 grudnia 2011 23:42
 
<< Początek < Poprzednia 41 42 43 44 45 46 47 48 Następna > Ostatnie >>

JPAGE_CURRENT_OF_TOTAL
RocketTheme Joomla Templates