Blog Staszka

Staszek pisze z ... Kamerunu :)

Od 7 sierpnia jestem w Kamerunie. Po 12 godzinach lotu przez Brukselę, Duale, samolot wylądował w Yaounde stolicy kraju. Tutaj zupełnie inny świat.
Wizę mam na 3 miesiące, ale jeśli da się przedłużyć to chce pozostać do lutego przyszłego roku.
Tutaj trzeba przedefiniowac sobie pojęcie biedy. To co u nas jest nazywane biedą tutaj jest największym luksusem.
Pomimo tej biedy urzekli mnie ludzie których spotykam. Mój podziw wzbudza oczywiście przyroda, ale najbardziej ofiarna i odważna postawa naszych polskich misjonarek Pallotynek u których mieszkam.

IMG-20180903-WA0002IMG-20180904-WA0010IMG-20180904-WA0011

Ciąg dalszy poniżej - od najnowszych do najstarszych wiadomości...



Blog Staszka - 2019.07.03: Reminiscencje - Katecheza PDF Drukuj Email
Blog Staszka
niedziela, 14 lipca 2019 13:41

Słyszałem taką katechezę misjonarza (tłumaczyła siostra Anna):

Rano diabeł idzie drogą przez wioskę. Otwiera drzwi i gdy widzi, że w domu jest krzyż, wie, że miejsce jest zajęte i nie wchodzi. Tam gdzie nie ma krzyża, mówi że jest to miejsce gdzie może wejść i działać.

To moim zdaniem  prosta nauka i przemawiająca tam do ludzi. Strach przed duchem złym jest ogromny. Sama obecność krzyża już jest dla nich zabezpieczeniem i jednocześnie przypomina im o obecności Boga w ich domu. Mi też to się podoba, mimo iż nie jestem Afrykańczykiem.

Zmieniony: niedziela, 14 lipca 2019 13:50
 
Blog Staszka - 2019.07.03: Reminiscencje - Błogosławieństwo kapłana PDF Drukuj Email
Blog Staszka
niedziela, 14 lipca 2019 13:26

Kameruńczycy niezwykle cenią sobie błogosławieństwo kapłana. Proszą o nie bardzo często, kiedy ktoś choruje czy gdy się pokłócą. Przychodzą wtedy po błogosławieństwo całymi rodzinami. To jeden z elementów pozwalający im wyzwolić się z wszechobecnego lęku. Byłem świadkiem jak po mszy świętej sprawowanej w intencji pewnego mężczyzny (stoi ze mną na zdjęciu) ksiądz zaprosił jego i jego rodzinę (rodzina na zdjęciu) do osobistego błogosławieństwa. Ksiądz kładł ręce na głowie i przez chwilę modlił się nad każdym. W kolejce ustawił się jednak cały kościół i trwało to bardzo długo (dla nas) bo wszyscy obecni na mszy chcieli otrzymać osobiste błogosławieństwo kapłana.

WhatsApp Image 2019-07-03 at 12.15.13WhatsApp Image 2019-07-03 at 12.15.14WhatsApp Image 2019-07-03 at 12.15.15

Zmieniony: niedziela, 14 lipca 2019 13:49
 
Blog Staszka - 2019.07.03: Reminiscencje - Akomodacja zwyczajów pogańskich do chrześcijaństwa PDF Drukuj Email
Blog Staszka
sobota, 13 lipca 2019 19:46

Każdy Afrykańczyk jest z natury rzeczy wierzący, nie ma tam ludzi niewierzących. Problem jednak w tym, aby przekonać ich do wiary chrześcijańskiej.

Na przykład kwestia życia wiecznego. Naturalną rzeczą jest dla nich, że życie nie kończy się na ziemi,  mają też od wieków wpojoną wiarę w istnienie duchów. Rozróżniają duchy dobre i złe. Duchy złe są źródłem nieszczęść, chorób, cierpienia, dobre przysparzają pomyślności i zdrowia. Ale widzą to jednak inaczej. Nierzadko Afrykańczyk pyta misjonarza czy Jezus Chrystus może być moim czarownikiem? Trzeba wiedzieć jak ich przekonać do zrezygnowania z takiej interpretacji świata duchów i życia po śmierci w jaką wierzyli od wieków.

Doświadczenie misjonarzy pokazuje, że trzeba być dla nich świadkiem dobrego i posiadającego wielką moc Boga. Oni tak rozumują: skoro misjonarz to dobry człowiek, więc Bóg, którego on wyznaje też musi być dobry, więc warto zainteresować się takim Bogiem białego. Jeśli więc misjonarz poprzez swoją postawę ukaże osobę Jezusa Chrystusa, który nie pragnie niczego innego jak tylko ich szczęścia, to jest szansa, że będzie w stanie przekonać ich do takiego Boga. Ale aby to osiągnąć  misjonarz najpierw musi pokochać i zaakceptować tych ludzi takimi jacy oni są z ich kulturą i historią, która ich ukształtowana, a dopiero potem może im proponować coś nowego. Ich kultura istnieje od  tysięcy lat i nie sposób jest ją po prostu odrzucić.

Jednym z przykładów akceptacji przez kościół ich zwyczaju dotyczącego obcowania ze światem zmarłych jest zgoda na to, że nie ma tam cmentarzy tak jak u nas. Każda rodzina, w tym katolicka, chce mieć przed swoim domem groby zmarłych rodziców czy krewnych, ponieważ oni dalej w ten sposób żyją blisko nich. Ci najbardziej kochani są zakopywani  nawet wewnątrz domu. Msza św. pogrzebowa odbywa się zatem na podwórku, gdzie zmarły żył albo tam, gdzie się urodził. Jeden z misjonarzy powiedział: nie wychowujmy ich na nasz sposób europejski, lecz pozostawmy im to, co jest im właściwe, badajmy ich obyczaje i zwyczaje, aby je udoskonalić i uświęcić.

Podam inny przykład ważnego zwyczaju plemiennego, który został przeniesiony do obrzędu Mszy Świętej. Kiedyś, gdy pojawiały się problemy w wiosce, zwoływano radę starszych i wszystkich mieszkańców i uroczyście wnoszono mądrość danego plemienia w postaci totemu lub jakiejś księgi. Uważano, że w świetle tej księgi wszystkie problemy zostaną rozwiązane. Ten plemienny zwyczaj teraz ubogaca przeżycie Mszy Świętej. Otóż podczas czytań mszalnych Ewangeliarz wnoszony jest przez kobiety w uroczystej procesji. Jedna z kobiet na plecach ma przykryty kosz, w którym znajduje się Ewangeliarz - Słowo Boże. Czasami jest urozmaicenie i w koszu umieszczone jest dziecko, które trzyma Ewangeliarz. Wymyślają również inne sposoby wniesienia Ewangeliarza. Zobaczycie  to na filmie poniżej.

Misjonarze zmienili więc tylko zawartość kosza. Plemienną mądrość zastępuje teraz  Ewangelia. Najpierw Ewangeliarz jest ucałowany i zaprezentowany całemu ludowi – wtedy następują żywe reakcje: radość, śpiewy, oklaski – a następnie kapłan ogłasza, że w świetle Słowa Bożego będą teraz rozważane problemy ich życia. Jako ciekawostka obrzęd ten po raz pierwszy pojawił się podczas Mszy Świętej podczas  pielgrzymki Jana  Pawła II w Kamerunie. Wszystkich wtedy to zachwyciło. Teraz taki ceremoniał stał się powszechny przy okazji większych uroczystości.

Na filmie pokazuję dwa fragmenty z dwu uroczystości. Jeden pochodzi z Mszy Świętej w czasie Chrztu Świętego  dzieci Willego. Drugi z Mszy Świętej szkolnej w  Nkoum.  W procesji widać ludzi, którzy z miotłami wokół tańczą i jakby oczyszczają przestrzeń. Na drugim urywku są to nauczyciele łącznie z dyrektorem Paulem (ten z tyłu). Niestety nie wypytałem ich po co te miotły. Ale może się jeszcze nadarzy okazja.

Zmieniony: niedziela, 14 lipca 2019 13:26
 
Blog Staszka - 2019.07.02: Reminiscencje - Malaria PDF Drukuj Email
Blog Staszka
sobota, 13 lipca 2019 19:38

To typowa afrykańska choroba przenoszona przez komary. Stąd trzeba uważać na komary, ale jak to zrobić, jeśli się jest na zewnątrz?

Każdy misjonarz przeszedł malarię wielokrotnie. Wszystkie siostry Pallotynki na nią chorowały kilkakrotnie. W czasie mojego półrocznego pobytu trzy siostry, które u nas mieszkały, cierpiały na tę chorobę. Temat znam tylko z opowieści. Sam miałem takie szczęście, że chociaż komary mnie gryzły to jakoś malarii nie złapałem. Natomiast widziałem na własne oczy jak ludzie wtedy cierpią. Pewnym mężczyzną, który czekał na otwarcie ośrodka zdrowia tak trzęsło, że byłem tym widokiem przerażony. Do otwarcia ośrodka było jeszcze około godziny i zastanawiałem się, jak on dożyje do tego czasu. Jednak nie było żadnego sposobu, aby mu pomóc. Do tego potrzebna była wyłącznie chinina. Wysoka temperatura, poty, dreszcze, łamanie w kościach. Jak siostry opowiadały, pomimo iż bierze się wiele tabletek, ma się wszystkiego dość. Nie chce się jeść, pić, pracować, żyć. Nie leczona szybko prowadzi do śmierci. Nie ma niestety szczepionki na malarię. Nie wiem, czy ktoś z was widział kogoś chorego na malarię. Jeśli nie, to te fragmenty trzech listów O. Dominikanina z Kamerunu, pomogą uświadomić wam, jak się tą chorobę przechodzi.

…”Piszę ten list w bardzo kiepskiej formie, gdyż dorwała mnie choroba, która zbiera najwięcej istnień ludzkich na ziemi – malaria. Liczę że z nią wygram, gdyż to już nie pierwsze moje starcie. Jednakże bardzo źle się czuję i wszystko mnie boli. Aktualnie leczę się intensywnie. Dostałem potrzebne leki od sióstr Dominikanek, które sąsiadują z moją placówką. Kuruję się oczywiście w domu, a nie w szpitalu. W tutejszych szpitalach są okropne warunki. Chcąc być zdrowy muszę trzymać się daleko od oficjalnych placówek medycznych. Mam nadzieję, że niedługo mój stan się poprawi. Tymczasem cierpię okrutnie. Staram się leżeć nieruchomo pod kołdrą, gdyż inaczej każdy ruch powietrza pod nią to przeszywający ból zimna. Mam wrażenie, że co chwila z pieca przenoszę się do lodowatej wody. Boli mnie wszystko tak bardzo, że mam wrażenie, że ból przeszywa paznokcie i włosy. Boję się nawet ruszać gałkami ocznymi, bo one mnie bolą najbardziej. Dlatego bardzo proszę o modlitwę”…..

….”Dziękuję za modlitwę i proszę o więcej. Gdy dwa tygodnie temu pisałem o ataku malarii, dostałem wiele listów z zapewnieniem o modlitwie i pamięci. Rzeczywiście ta modlitwa pomogła, gdyż po kilku dniach czułem się w miarę dobrze. Czas mijał szybko i przeszedł tydzień, gdy nagle bardzo źle się poczułem. Natychmiast pobiegłem do parafialnego ośrodka zdrowia, gdzie pobrano mi krew i potwierdzono, że to kolejny atak malarii. Dodatkowo po zbadaniu próbki krwi stwierdzono, że jestem jeszcze chory na typhoide – odmianę tyfusu. Dostałem kroplówkę i cały zestaw leków. O tym jak się czułem podczas ataku malarii pisałem w poprzednim liście. A teraz wyobraźcie sobie, że czułem się jeszcze gorzej. Od tygodnia cierpię strasznie, wszystko mnie boli. Jestem pod opieką Valentine, pielęgniarki z parafialnego ośrodka zdrowia, która mnie odwiedza, by zmienić kroplówkę i przynieść nowe leki. Od czwartku do niedzieli praktycznie nic nie jadłem, bo nie miałem siły. Dzisiaj się troszeczkę lepiej poczułem i piszę szybko te parę słów prosząc o dalszą modlitwę. Powinienem leżeć w łóżku do końca tego tygodnia, a ja naprawdę nie mogę. W niedzielę będzie odpust w naszej parafii, a w związku z tym zaplanowane są rekolekcje, spowiedź, wieczorek kulturalny… Przecież nie można tego odwołać! W zeszłą niedzielę nie było celebracji Mszy Św. w naszym kościele, tylko katechista przewodniczył nabożeństwu, ale w najbliższą niedzielę muszę być już zdrowy! Bardzo gorąco proszę o modlitwę”.

Fragment listu tego misjonarza tym razem z pobytu na urlopie w Polsce:
…. ”Mój powrót do Kamerunu zaplanowany na lipiec, okazał się niemożliwy – 1 czerwca odezwała się malaria. Spędziłem 4 godziny na ławce w mieście trzęsąc się jak osika raz z malarii, a dwa, że mnie zgarnie zaraz policja jak jakiegoś kloszarda. Na szczęście miałem przy sobie chininę i po paru jeszcze godzinach wstałem z ławki miejskiej. Po przeprowadzeniu wnikliwych badań i konsultacjach ze specjalistami od medycyny tropikalnej zapadła decyzja, że muszę co najmniej kilka miesięcy zostać w Polsce i poddać się intensywnemu leczeniu”...

Mam taką cichą nadzieję, że może te opisy poruszą wasze serca i skłonią do dobroczynności na rzecz misji. Jeśli ktoś ma negatywny stosunek do pieniędzy i chciałby się ich pozbyć, :) to przeznaczenie ich na misje to bardzo dobry pomysł. Jak tam te pieniądze mogą się przydać niech świadczy opowieść jednej z sióstr z Doume.  Ubolewała, że wtedy nie posiadała już żadnych pieniędzy.

”W pobliżu Doume miał miejsce parę lat temu wypadek autobusu jadącego ze stolicy Yaounde do Bertoua, w którym rannych zostało ok. 20  osób. Zawieziono wszystkich pod szpital w Doume. Jednak do szpitala przyjęto tylko tych, którzy mieli w kieszeni pieniądze. Reszta umarła przed bramą szpitala”.

Zmieniony: sobota, 13 lipca 2019 22:37
 
Blog Staszka - 2019.07.02: Reminiscencje - Islam PDF Drukuj Email
Blog Staszka
sobota, 13 lipca 2019 19:08

Swego czasu jedna z osób z PP poprosiła mnie o napisanie czegoś na temat stosunków pomiędzy katolikami i muzułmanami w Kamerunie. Obiecałem, że rozeznam temat i po jakimś czasie coś napiszę. Więc teraz kilka słów na ten temat.

Koegzystencja muzułmanów i katolików w Doume niewiele ma wspólnego z tym, jakie było moje wyobrażenie o ich wzajemnym współżyciu. Nie wiem właściwie dlaczego, ale spodziewałem się, że współżycie to będzie wyglądać gorzej, że będą jakieś konflikty, przynajmniej małe, jakaś nieufność, jeśli wręcz nie wrogość. Nic z tego. To co zobaczyłem pozytywnie mnie zaskoczyło. Wzajemna serdeczność, życzliwość, brak jakichkolwiek uprzedzeń. Po prostu islam nastawiony pokojowo do innych religii. Nie spodziewałem się, że takie coś jest możliwe. Po prostu wygląda to tam normalnie. Słyszałem kiedyś od misjonarza, że taki islam pokojowy istnieje w Senegalu, ale Kamerun jest daleko od Senegalu. Może bieda sprawia, że nikt siłą nie narzuca innym swojej religii? Osobiście w czasie mojej tam obecności nie zauważyłem nic niepojącego we współżyciu muzułmanów i chrześcijan w Kamerunie. Zawsze z szacunkiem odnosili się do sióstr, księży i tak samo do mnie. Będąc w towarzystwie siostry brali mnie za księdza i pierwsi pozdrawiali najczęściej mnie zamiast siostrę. Dużo ich także spotykałem w czasie zakupów w stolicy. Byli uczynni. Jeśli jakiegoś potrzebnego mi artykułu nie było w ich sklepie, to prowadzili mnie po innych, dopóki nie znalazło się to, co chciałem kupić. Ze zdziwieniem zauważyłem, że na miejscu w Doume większość zakupów siostry robiły też u muzułmanina Harumy. Pytałem dlaczego nie robią tego u katolików, aby tych właśnie wspierać, bo takie sklepy też tam są. Odpowiedziały, że już kilkakrotnie zawiodły się na katolikach. Muzułmanin natomiast nigdy ich nie oszukał, zawsze zdobył potrzebny towar i wywiązał się z tego, co obiecał dostarczyć. Zakupy zawsze sam zanosił aż do samochodu (nawet jak ja byłem, też to robił), a często zakupy w większych ilościach (np. zaopatrzenie na szkolne obiady) dostarczał bezpośrednio do naszego domu zawsze z zgodnie z umówioną ilością i zawsze na umówiony czas. Byłem też - wprawdzie krótko - w rejonach, gdzie muzułmanie stanowią zdecydowaną większość. Są to zachodnie rejony Kamerunu (trzy prowincje) graniczące z Nigerią, ale i tam nie ma przynajmniej na razie żadnych problemów religijnych. Tuż za granicą w  samej Nigerii działa natomiast  islamistyczna sekta bojówkarska Boko Haram, domagająca się wprowadzenia szariatu w całym kraju. Być może z tego właśnie powodu wielu Nigeryjczyków muzułmanów (nie fundamentalistów) uciekło  do sąsiedniego Kamerunu. Na razie w Kamerunie jest silna władza państwowa z katolickim prezydentem na czele, reagująco bardzo ostro na wszelkiego rodzaju  nieposłuszeństwo i likwidująca nierzadko fizycznie swoich przeciwników. Być może to jest powód, że muzułmanie  ”siedzą tu cicho” i nie narzucają innym swojej religii -jak to się dzieje w innych krajach Afryki.

WhatsApp Image 2019-07-02 at 15.14.49WhatsApp Image 2019-07-02 at 15.14.54

Mała muzułmanka siedziała przed sklepem, w którym jej tata sprzedawał pieczywo. Widać, że się mnie bała. W końcu rozpłakała się i tata musiał ją uspokajać.

Rozmawiałem na temat islamu w Afryce z polskimi misjonarzami. Oni są tam dłużej i widzą ten problem jednak trochę inaczej. Wg nich nie jest tak dobrze jak ja to widzę. Od kilkunastu lat  obserwuje się wędrówkę islamu przez Afrykę od północy na południe. Liczba muzułmanów w Afryce  w  ostatnich kilkunastu latach zwiększyła się 10 krotnie. Aby uzyskać przewagę w liczbie wyznawców nie prowadzą oni żadnych specjalnych działań typu misjonarskiego – tak jak ma miejsce w przypadku chrześcijaństwa -  natomiast opanowują handel,  wykupują tereny i wykupują chrześcijańskie dziewczęta. Są wspierani przez Arabię Saudyjską i są bogatsi od Kameruńczyków. Mają więc pieniądze na ”doty” i biorą sobie dziewczyny chrześcijańskie za żony. Mają po kilka żon i dużo dzieci. Dzieci w takich małżeństwach są własnością ojca i są wychowywane w religii islamskiej. Ich przewaga liczebna to tylko kwestia czasu. Niestety powszechna bieda w Kamerunie sprawia, że tubylcy za możliwość otrzymania znacznej kasy sprzedają muzułmanom swoją ziemię czy córki. Po jakimś czasie tam, gdzie już stanowią większość, obserwuje się stopniowy napływ kaznodziejów, którzy głoszą, że islam jest naturalną religią Afrykańczyków, podczas gdy chrześcijaństwo jest religią ich kolonizatorów. Zakładają islamskie szkoły szpitale i przychodnie. Pieniądze na to pochodzą od wspomnianej Arabii Saudyjskiej, Pakistanu i Iraku. Z czasem przysłani kaznodzieje radykalizują swoich wyznawców i wtedy pojawia się wrogość i napięcia pomiędzy obu religiami. Ten fundamentalistyczny islam w Kamerunie poza niewielką północną prowincją (Moruoa, Garoua) jeszcze nie występuje. Ale na północy zaczyna się to już powoli dziać.

WhatsApp Image 2019-07-02 at 15.16.29

Pytam ich jak obronić się przed ekspansją islamską w Afryce, czy jest sposób na zahamowanie tej sytuacji?  Nie jest to łatwe. Ale można i trzeba coś robić. Potrzebnych jest w Afryce  bardzo dużo misjonarzy i trzeba dużo pieniędzy przeznaczać na misje, aby wyprzedzać muzułmanów w ich pochodzie poprzez Afrykę. Na razie jest tak, że w tej wiosce, gdzie stoi kaplica czy krzyż, muzułmanie się nie zatrzymują, jadą dalej tam, gdzie misjonarze chrześcijańscy jeszcze nie dotarli.
Islam na świecie zradykalizował się m.in. poprzez ingerencje mocnych tego świata, aby w Afryce wprowadzić demokrację na modłę zachodnią. Jak pokazało doświadczenie takiej demokracji laickiej Afryka nie potrzebuje. W rezultacie tzw. ”Arabska Wiosna” przyniosła przy okazji dla chrześcijan w tamtych rejonach ogromne prześladowania. Tam gdzie miały miejsce zmiany polityczne wymuszające naszą demokrację tj. Egipt, Libia, Jemen, Tunezja, Algieria,  Maroko, tam chrześcijanie są teraz atakowani, pozbawiani własności, niszczone są kościoły.
Jeśli nie dołożymy się do wsparcia misji w Afryce, to jej perspektywy nie rysują się ciekawie. Być może za kilkadziesiąt lat taki wyjazd na misje jak mój nie będzie już możliwy, bo wszędzie będzie tam szariat.

Zmieniony: niedziela, 14 lipca 2019 13:35
 
Więcej artykułów…
<< Początek < Poprzednia 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 Następna > Ostatnie >>

JPAGE_CURRENT_OF_TOTAL
RocketTheme Joomla Templates