Od 7 sierpnia jestem w Kamerunie. Po 12 godzinach lotu przez Brukselę, Duale, samolot wylądował w Yaounde stolicy kraju. Tutaj zupełnie inny świat. Wizę mam na 3 miesiące, ale jeśli da się przedłużyć to chce pozostać do lutego przyszłego roku. Tutaj trzeba przedefiniowac sobie pojęcie biedy. To co u nas jest nazywane biedą tutaj jest największym luksusem. Pomimo tej biedy urzekli mnie ludzie których spotykam. Mój podziw wzbudza oczywiście przyroda, ale najbardziej ofiarna i odważna postawa naszych polskich misjonarek Pallotynek u których mieszkam.
Ciąg dalszy poniżej - od najnowszych do najstarszych wiadomości...
Poranna Msza święta. Ksiądz zapowiada, że jest w mojej intencji.
Odwiedziny polskich dominikanek w Yaounde, po drodze do Mbalmayo. Na zdjęciu s. Piotra z Tarnowa.
Katedra w Mbalmayo. Tabernakulum znajduje się w obciętym pniu drzewa, które tu rosło. Ołtarz stoi na skale wulkanicznej. Katedrę wybudowali przyjaciele braci ze Szwajcarii i Włoch.
Przemiły brat z Włoch. Nauczył się kilku zdań po polsku i zaskoczył nas tym.
Drugi brat ksiądz jest ze Szwajcarii. Są tu jeszcze cztery siostry. Jedna z Estonii. Jedna z Brazylii i dwie chyba z Włoch. Miejsce idealne na rekolekcje. Usytuowane na wzgórzu po wulkanie. Piękne widoki. Szkoda, że tak daleko od Wrocławia.
I na koniec niespodzianka. W porze suchej deszcz. (He, he - Kamerun płacze, że go opuszczam).
Jedno z ostatnich zdjęć z moimi "wnukami". Przyprowadził ich ojciec, pan Krystian. Rodzinę rozpoznać można po ich jednakowych strojach.
Nie wiem, czy to się w Polsce uda, ale na wszelki wypadek kupiłem wczoraj materiał na wspólny ubiór dla rodziny Marysi. Np. tata i mama bluzki, a córki spódnice z tego samego materiału. W Kamerunie rodziny z L'Equipe Notre Dame tak się ubierają.
Dzięki Whatsapp mogli sami dokonać wyboru. Wybór padł na pierwsze dwa.
Jedna z moich prac. Dostałem dwie pasyjki i musiałem ukrzyżować Pana Jezusa (z drżeniem serca).
Tyle (75 kg) jest teraz - a było 92 kg, gdy tu przyjechałem.
To zdjęcie zrobiłem w drodze nad morze, w Kribi. Zwróćcie uwagę, jak krótko żyli pierwsi misjonarze z Europy.
Na strych wchodziłem jeszcze wiele razy, i zakładałem złącza zamiast skręconych drutów. Przy okazji miałem saunę i traciłem wagę.
Była też i taka praca. Siostra Hanna zafundowała, a ja rozwiesiłem obrazy o treści religijnej w każdej klasie w szkole w Nkoum. Nauczyciele dostali zadanie: przeprowadzić katechezę na temat treści przedstawionych na obrazach.
Był też taki czas, zaraz po przyjeździe, że zaprojektowałem siostrom meble do magazynu. Pod konkretne wymiary ich walizek i innych rzeczy, które do tej pory leżały pod ścianą.
Ostatni wyjazd ze szkoły w Nkoum. Trochę smętnie. W tej wiosce znalazłem wielu przyjaciół. Mam nadzieję, że jeszcze coś dla nich uda się zrobić. Może uda się załatwić komputery dla kadry nauczycielskiej? Bardzo by tego chcieli.
Kolejne zaskoczenie. Polski produkt na półkach w Kamerunie.
Obie pralki działają. Brakującą cześć kupiłem przez internet w Polsce w Koszalinie, przywiozła ją s. Agnieszka.
Plan na dziś jest taki: zaraz o 6.30 będzie Msza św. w mojej intencji, zamówiona przez siostry. Po śniadaniu wyjeżdżamy już z bagażami do sanktuarium Matki Bożej z Medzugorje. Tam - podobno jest pięknie - spędzimy cały dzień. Potem na lotnisko. Być może, uda się jeszcze na zakończenie coś dopisać wieczorem. Wylot o 20.40. Przystanki w Duali i Brukseli. W Warszawie o 9.50 będzie już na mnie czekać Marysia z wnuczkami. Westchnijcie do Pana, aby liczba startów i lądowań była parzysta.
Gdyby ktoś mi kiedyś powiedział, że będę pisał posty z Afryki dla Płomienia Pańskiego, to bym nie uwierzył. No cóż, czego to się nie robi na misji - oprócz stolarki, hydrauliki, mechaniki, elektryki... Miałem nadzieję, że przez to otworzycie swoje serca i portfele, zaradzimy niektórym potrzebom tutejszej ludności, którym służą siostry pallotynki. Służą - o ile dajemy im taką możliwość. Inne kraje już wycofały swoje siostry; nasze jeszcze nadal pracują. Nie wszystko udało się zrealizować, ale wiele wspólnie zrobiliśmy. Siostry bardzo za to dziękują. Są gotowe przyjechać do Wrocławia i spotkać się z wami w czasie swoich urlopów, o ile je zaprosimy. Siedzę na lotnisku w Yaounde, już po wszystkich odprawach, i czekam na lot do domu. Jeszcze wam prześlę kilka zdjęć z dzisiejszego dnia (o ile zdążę) i czas chyba rozwiązać grupę. Trochę wam - bez pytania - pozapychałem telefony informacjami z Afryki, ale mam nadzieję, że się za bardzo nie gniewacie. Do zobaczenia we Wrocławiu.
W Polsce od 35 lat co roku u mnie w mieszkaniu w drugi dzień świąt Bożego Narodzenia odbywało się kolędowanie całej mojej rodziny zamieszkałej we Wrocławiu i na Dolnym Śląsku. Zaczęło się od tego, że tego dnia Adam obchodzi swoje urodziny i cała rodzina zjeżdżała się na dmuchanie świeczki na torcie. Niektórzy mają już teraz swoje dzieci, więc co roku grono osób się powiększa i ostatnio przekroczyło już ponad 30 osób. W tym roku ominęło mnie to wydarzenie, kolędowanie odbyło się u mojej siostry poza Wrocławiem. Ale wspólne kolędowanie zaliczyłem w tym roku dzisiaj - tyle że w Kamerunie i w gronie misjonarzy. Były siostry Pasjonistki z Bertoua, siostry Dominikanki z Bertoua, ksiądz Franciszek, Paulin z miejscowości odległej o 100km. Spotkanie odbyło się u sióstr Karmelitanek w Dimako. Poniżej prezentuę kilka z wielu kolęd, które śpiewaliśmy (i tańczyliśmy :) ).
Jeszcze ostatni raz dedykacja dla tych, którzy dołożyli się do dokarmiania dzieci w szkole w Nkoum. Zdjęcia z tego tygodnia.
Rzutnik komputerowy. Dar Płomienia Pańskiego dla szkoły w Nkoum. Wielkie dzięki. Było już kilka katechez dla dzieci. Z Francji idą już przesyłką kolejne filmy.
Raz w roku w jednej z polskich placówek misyjnych odbywa się wspólne śpiewanie kolęd. W tym roku będzie to miało miejsce dzisiaj po południu w Dimako, 23 km stąd u sióstr dominikanek. Wybieram się tam wspólnie z dwoma siostrami. Wieczorem sprzątanie pokoju i pakowanie walizek. W poniedziałek wczesnym rankiem wyjazd do Yaounde.
Dzisiaj rano totalne zaskoczenie. Tym razem nie do sióstr, a do mnie wpadli goście. Delegacja szkoły w Doume: dyrektor, kilku nauczycieli i dzieci. Przyszli się ze mną pożegnać. Podobno zrobiłem dla nich trochę napraw w szkole i chcieli podziękować. Nabrali mnie, że w paczce są spodnie, a były orzeszki ziemne.
Codzienny obowiązek dzieci. Zaopatrzenie rodziny w wodę. Rano przed pójściem do szkoły. Wieczorem po powrocie ze szkoły. Zdjęcia przemawiają bardziej niż opis. Obrazek z wczorajszego wieczoru - szliśmy na czwartkową adorację do katedry.
Inny obowiązek dzieci to zbieranie w lesie drzewa na opał w kuchni szkolnej i dla nauczycieli.
Rozdanie dzieciom butów, które przyszły w paczkach.