Blog Staszka

Staszek pisze z ... Kamerunu :)

Od 7 sierpnia jestem w Kamerunie. Po 12 godzinach lotu przez Brukselę, Duale, samolot wylądował w Yaounde stolicy kraju. Tutaj zupełnie inny świat.
Wizę mam na 3 miesiące, ale jeśli da się przedłużyć to chce pozostać do lutego przyszłego roku.
Tutaj trzeba przedefiniowac sobie pojęcie biedy. To co u nas jest nazywane biedą tutaj jest największym luksusem.
Pomimo tej biedy urzekli mnie ludzie których spotykam. Mój podziw wzbudza oczywiście przyroda, ale najbardziej ofiarna i odważna postawa naszych polskich misjonarek Pallotynek u których mieszkam.

IMG-20180903-WA0002IMG-20180904-WA0010IMG-20180904-WA0011

Ciąg dalszy poniżej - od najnowszych do najstarszych wiadomości...



Blog Staszka - 2019.06.28: Reminiscencje - Pielgrzymowanie PDF Drukuj Email
Blog Staszka
sobota, 29 czerwca 2019 14:44

To nie jest temat nowy bo zdawałem już relacje i zdjęcia z mojego pobytu w Nguelemendouka, gdy odwiedziłem to miejsce w grudniu ubiegłego roku.

Utworzenie i rozwój maryjnego sanktuarium w Nguelemendouka to zasługa ówczesnego proboszcza a obecnego ordynariusza diecezji Doume Abong-Mbang biskupa Jana Ozgi. To był super pomysł. Kapłan z Polski zapragnął przenieść do Kamerunu pobożność maryjną i zrealizował swój zamiar. Okazją było 100-lecie kościoła w Kamerunie (w diecezji Doume dopiero 60-lecie). Sanktuarium zostało poświęcone 14 sierpnia 1991 roku. Jest pod wezwaniem Matki Bożej Nadziei. Statua Matki Bożej pochodzi  z sanktuarium Banneux z Belgii. Grota mieści się w odległości kilkuset metrów od zabudowań misji, w miejscu zacisznym, sprzyjającym skupieniu. Droga do groty prowadzi wzdłuż pięknej alei obsadzonej palmami. Jest tam też duży kościół, którego proboszczem jest polski kapłan ks. Wiesław (zapomniałem nazwiska). Spotkaliśmy się przypadkiem na lotnisku w Warszawie jak wracał z urlopu z Polski do Kamerunu w sierpniu ubiegłego roku.

Dla kogoś, kto przybywa do tego miejsca z Polski, serce nie może się nie cieszyć, gdy widzi w kościele dwa elementy religijności tak drogie dla Polaków. Z przodu świątyni w bocznych ołtarzach widzimy duże obrazy Matki Boskiej Częstochowskiej i Jezusa Miłosiernego. Ciekawy jest epizod z poświęcenia statuy Matki Bożej. Opowiedział go jeden z katechistów. Było to nocą. Na placu przed grotą było dużo ludzi, w tym także niechrześcijan. Podczas poświęcenia statuy obok tego katechisty stał czarownik, który zachowywał się bardzo dziwnie. Po zakończeniu nabożeństwa, gdy ludzie się rozchodzili, czarownik powiedział, że już tu nigdy nie przyjdzie bo ta biała Pani popatrzyła na niego tak, że w jej wzroku odczytał całą swoja przeszłość. Po raz pierwszy w życiu nie mógł znieść jej wzroku. Dla ówczesnego polskiego proboszcza był to pierwszy znak, że Matka Boża będzie tu działać i na pewno przyprowadzi do siebie wielu ludzi, a wśród nich może także i tego czarownika.

Sanktuarium w Nguelemendouka dalej się rozwija. Powstał tu ośrodek rekolekcyjny, jest kaplica polowa z dużym ładnym placem na nabożeństwa oraz są stacje drogi krzyżowej. Jest tu także szkoła katolicka i szpital. Miejsce to stało się centrum duchowym diecezji Doume. Działają tu polskie siostry Michaelitki: siostra Goretta i siostra Immakulata. Siostra Asunta obecnie sama choruje i jest w Polsce. W czasie naszych odwiedzin zostaliśmy poczęstowani polskim ciastem drożdżowym, które upiekła s. Immakulata. Tutaj dzieci szkolne potrafią śpiewać po polsku. Witają w ten sposób nie tylko gości z Polski, ale  także wykonują piosenki polskie na akademiach czy pochodach, które tam odbywają się często. Nguelemendouka  to teraz główne miejsce pielgrzymkowe w tym rejonie kraju. Sam biskup Jan Ozga bierze udział w tych pielgrzymkach. Do sanktuarium idą pielgrzymki podobnie jak do Częstochowy z różnych kierunków. Jedna z tras liczy 206 km i pokonuje się ją w ciągu 6 dni (z miejscowości Lomie). Z Doume do Nguelemendouka trzydniowa trasa wynosi 72 km. Dla ludzi tu zamieszkałych przejście pieszo przez wioskę biskupa jest czymś niezwykłym. Klęczą przy drodze, a biskup wszystkich błogosławi. Oni uważają, że wypędza wtedy złe duchy i odczarowuje wioskę.  Takie jest ich myślenie i tak widzą posługę kapłana. Ludzie w tych szerokościach geograficznych lubią chodzić (podobno potrafią dziennie przejść do 80 km), pomimo iż w tym klimacie nie jest to łatwe.

Pielgrzymki stały się nową skuteczną formą ewangelizacji. Księża zauważyli, że dużo łatwiejszy jest kontakt z ludźmi, którzy są na szlaku pielgrzymim. Otwierają się wtedy i mówią o swoich problemach życiowych. Stąd od blisko 30 lat pielgrzymki te są ciągle kontynuowane. W ciągu roku organizowane są dwie pielgrzymki dla dzieci. Pierwsza to trzydniowa samochodowa pielgrzymka dla dzieci szkół podstawowych. Ma ona miejsce w czasie ferii pomiędzy Świętem Bożego Narodzenia a Nowym Rokiem. Dużym problemem organizacyjnym jest transport, którego koszt jest duży dla większości dzieci w tej biednej części Kamerunu. Ale z pomocą przychodzą misjonarze. W czasie mojego pobytu kilkanaście dzieci zgłosiło się do naszych sióstr do pracy, aby zarobić na opłacenie transportu. Podróżują zazwyczaj na odkrytej pace ciężarówek lub mniejszych pick-upów po zakurzonej o tej porze drodze. Na transport autobusami ich nie stać. Chyba nawet nie ma tam takiej opcji. Byłem tam w trakcie takiej pielgrzymki i miałem okazję obserwować przez pół dnia program rekolekcyjny. Dzieciaki były pełne radości. Modlili się głośno, śpiewali  i oczywiście tańczyli. Atrakcją dla nich był też potem kiermasz zorganizowany przez siostry Michaelitki. Dzieci mogły wygrać drobne przedmioty, jak przybory szkolne, szczoteczki do zębów czy różne zabawki i były tym bardzo uradowane. Pięknym i wzruszającym momentem dla mnie był moment spowiedzi. Najpierw spowiadają się kapłani, a dopiero potem wszyscy inni. Jest to tradycja tych pielgrzymek.

Druga pielgrzymka to piesza pielgrzymka dla młodzieży szkół średnich. Do tej pielgrzymki także dołączają dorośli. Tą znam tylko z opowiadań. W drodze pielgrzymi są w zależności od miejsca zamieszkania od czterech do sześciu dni i docierają  z różnych kierunków do Nguelemendouka na 16 lutego. Droga jest wyjątkowo uciążliwa w tym okresie. Jest upał, a raczej żar z nieba i tumany kurzu. Po przybyciu do sanktuarium, pielgrzymi pozostają tam jeszcze przez pełne dwa dni. Młodzież zarówno w drodze, jak i na miejscu, wysłuchuje konferencji i uczestniczy w Mszy Świętej. Jest czas dla nich, aby mogli zadawać pytania na nurtujące ich problemy i od razu otrzymują odpowiedzi. Wszyscy mają okazję  skorzystać z sakramentu pojednania, w sposób podobny jak to ma miejsce w przypadku pielgrzymki dla dzieci. Pierwszego dnia po zachodzie słońca o godz. 18.00 jest droga krzyżowa. Dla wielu jest to niesamowite przeżycie. Jest ciemno, od stacji do stacji przechodzi się z zapalonymi świecami. Drugi dzień pobytu u Matki Bożej młodzi kończą wielkim koncertem pieśni religijnej. Następny ranek to czas rozesłania do domów. Powraca się różnie, większość pieszo tą samą trasą.

Zmieniony: sobota, 29 czerwca 2019 14:53
 
Blog Staszka - 2019.06.28: Reminiscencje - KUTIM PDF Drukuj Email
Blog Staszka
sobota, 29 czerwca 2019 14:32

Dla Afrykańczyka tradycja – określana słowem ”kutim” – jest rzeczą najważniejszą i nietykalną. Gdy w rozmowie usłyszymy odpowiedź, że to jest nasz kutim, jakakolwiek dalsza rozmowa staje się bezsensowna.

Bardzo ważne jest zatem poznanie zwyczajów i tradycji tamtych ludzi. Nie należy z ich tradycją walczyć, bo to nie przyniesie i tak żadnego efektu. Słowo to usłyszałem po raz pierwszy, gdy chodziło o pomoc w przygotowaniu ślubu Fryderyka i  Klementyny. Pytałem, czy nie można by coś ominąć aby zmniejszyć koszt przedsięwzięcia. Przypomina mi się też dyskusja na naszej grupie jak tam byłem na temat ”dotu” dla nauczycieli. Były zapytania od niektórych z was, czy nie można by tego dotu ominąć i zawrzeć ślub kościelny po cichu. Wtedy właściwie mogłem użyć jednego słowa na to że tak się nie da - to jest ich ”kutim”. Możemy im jedynie pomóc w  zawarciu związku małżeńskiego w sposób zgodny z ich „kutim”. I tak 10 sierpnia odbędą się w Nkoum kolejne dwa śluby kościelne nauczycieli, którym pomogliśmy je zawrzeć. Miesiąc wcześniej w połowie lipca odbędą się śluby cywilne. A w tym tygodniu zostały załatwione ”doty”. Pomogliśmy im, ale było nas mało – tylko trzy rodziny z PP. Jeden z nich, Paul, po załatwieniu ”dotu” napisał:  Dieu vous le rendra au centuple. Vous êtes les Anges sur terre pour nous. Ja wiem co napisał, a wy możecie zapytać Pana Googla co to znaczy

 
Blog Staszka - 2019.06.28: Reminiscencje - AIDS PDF Drukuj Email
Blog Staszka
sobota, 29 czerwca 2019 14:37

To dramat, który dotyczy całej Afryki. Kamerun nie jest wyjątkiem. Z tego powodu Afryka powoli umiera. Nie wiem czy zdają sobie z tego sprawę. Jak nie znajdzie się na świecie skutecznego środka farmaceutycznego. to moim zdaniem nie poradzą sobie z tą plagą.

Tragedia polega na tym, że nie walczy się tam z AIDS we właściwy sposób. Całym lekarstwem ma być prezerwatywa. Z jej reklamą można się spotkać na każdym kroku. Nie propaguje się tu w mediach abstynencji przedmałżeńskiej i wierności małżeńskiej. Z tym ludzie w Afryce mają zresztą ogromny kłopot. Niemal w każdej rodzinie katolickiej, z którą się poznałem w Doume, był ktoś kto umarł na AIDS. Raz była to 20 letnia córka. Innym razem samotna młoda matka zostawiając 11 letnią córkę. Zmarła też siostra Helenki, bardzo ładna dziewczyna, która u nas często pracowała maczetą. Siostry nigdy nie odmawiały jej pracy w obawie, aby nie poszła w ślady swojej starszej siostry. 

Antykoncepcja w postaci prezerwatywy to jedyny propagowany i dostępny środek ochrony przed AIDS. De facto to jest promocja życia w krótkotrwałych i przypadkowych związkach, czyli w zasadzie pomaga w rozprzestrzenianiu się AIDS. Ale przezwyciężenie AIDS na drodze farmaceutycznej to ewentualnie kwestia jakiejś przyszłości. Teraz należałoby mówić o znaczeniu wierności małżeńskiej. A tak nie jest. Zachodnim koncernom produkującym środki antykoncepcyjne widać zależy tylko i wyłącznie na dochodach. Ponadto organizacje międzynarodowe propagując antykoncepcję liczą na zmniejszenie populacji mieszkańców Afryki i redukcję w ten sposób głodu i ubóstwa. Ale to całkowicie błędna droga. Kościół próbuje z tym walczyć, ale spotyka się z falą krytyki. Ktokolwiek powie coś przeciwko prezerwatywom, staje się przedmiotem ataku ze strony środków przekazu. Przykładem może być atak na papieża Benedykta XVI podczas jego wizyty w Afryce w 2009 roku (Kamerun, Angola). Dziennikarze zachodni rozpętali wokół pielgrzymki medialna burzę za sprawą wypowiedzi Papieża na temat problemu AIDS w Afryce i prezerwatyw. Papież odpowiadając na pytanie francuskiego dziennikarza w samolocie powiedział, że ”dystrybucja prezerwatyw nie rozwiąże, lecz pomnoży problemy” związane z AIDS w krajach afrykańskich. Dla większości światowych mediów w komentarzach dotyczących pielgrzymki stało się to tematem numer jeden. Słowa papieża zostały zmanipulowane i rzecznik Papieża wielokrotnie musiał wyjaśniać, że kościół w swojej etyce nie dopuszcza antykoncepcji.

 
Blog Staszka - 2019.06.27: Reminiscencje - Katechiści PDF Drukuj Email
Blog Staszka
sobota, 29 czerwca 2019 14:21

Myślę, że swoim przekazem z Kamerunu wypaczyłem wasze spojrzenie na temat katechistów w Kamerunie.

Nie są to tylko jak u nas nauczyciele religii w szkole, działają przy parafiach i ich zadanie jest o wiele szersze i ważniejsze. Misjonarzy jest o wiele za mało i nie znają dobrze języków miejscowych. Bez katechistów właściwie praca misjonarzy wyglądałaby marnie, a wręcz w wielu wypadkach byłaby niemożliwa. Podałem wam swego czasu informację, że jeden z katechistów, który prowadził katechezę w katolickiej szkole, miał trzy żony. W Kamerunie poligamia jest legalna i ktoś może mieć kila żon, ale osoba taka nie powinna była wg mnie prowadzić katechezy w szkole katolickiej. Niestety to była pomyłka wynikająca z mojej słabej znajomości francuskiego. Sam się tym bardzo gorszyłem i sprawę drążyłem dalej, aby wyjaśnić, jak to możliwe. Otóż nie miał trzech żon jednocześnie, ale aktualnie to była jego już trzecia żona. Niestety nie udało mi się uzyskać informacji od osoby która mi to powiedziała, co się stało z jego poprzednimi żonami.

Postaram się wam przekazać trochę więcej informacji o katechistach. Katechista to człowiek miejscowy, ochrzczony i bierzmowany, katolik, żyjący w małżeństwie monogamicznym. Parafie są ogromne, obejmują do czterdziestu wspólnot. Wspólnota to wioska lub kilka wiosek. Każda wspólnota ma swoją kaplicę. Tam gdzie jeszcze nie ma kaplicy – jej budowę nadzoruje katechista. Przy każdej parafii jest więc około 40 do 80 katechistów (w niektórych wioskach po dwóch). Katechiści reprezentują księdza i wykonują za niego ciężką pracę. Są to ludzie świeccy, którzy każdego dnia prowadzą modlitwy w kaplicy. Przygotowują wiernych do przyjęcia sakramentów świętych. Jak nie ma księdza, to w niedzielę prowadzą celebrację Słowa Bożego  dla wspólnoty. Odczytują tekst homilii przygotowanej przez księdza, przekładając ją na język miejscowy. Ponadto organizują różnego rodzaju akcje i zbiórki na cele kościelne. Misjonarze utrzymują z nimi żywy kontakt. Interesują się jak żyją, jakie są ich problemy i w miarę możliwości niosą im pomoc w kształceniu dzieci czy w leczeniu. Katechiści objęci są ciągłą formacją duchową. Za mojego pobytu w Doume takich spotkań formacyjnych było dwa, a jest to duże wyzwanie finansowe, aby zabezpieczyć dla nich żywienie i spanie na kilka dni. Część z nich mieszkała u nas. Poza Doume takie spotkania miały miejsce jeszcze w innych miastach diecezji jak Dimako czy Abong-Mbang. Główne zadanie katechistów to nieść orędzie Jezusa Chrystusa do miejscowych ludzi, mają więc sporą odpowiedzialność. Są jeszcze ciągle takie miejsca, gdzie ksiądz jest w stanie odwiedzić daną wspólnotę kilka lub kilkanaście razy do roku. Natomiast katechista musi zrealizować tam cały program katechetyczny, przygotować ludzi do przyjęcia sakramentów, celebrować w niedzielę nabożeństwo bez księdza z Najświętszym Sakramentem, odwiedzać chorych, a także sprawować pochówki zmarłych. Dobrze jest jak misjonarz zna chociaż jeden język miejscowy. Zanim jednak przejdzie proces przyswojenia sobie języka tak, aby sam mógł głosić słowo Boże, to korzysta z usługi katechisty. Tych miejscowych języków jest jednak mnóstwo. W samym Kamerunie 212, a w diecezji Doume, gdzie byłem – 8. Stąd rolą katechistów jest być tłumaczem księdza misjonarza. Ale tu nie wszystko da się przewidzieć, bo nigdy nie wiadomo, w jaki sposób katechista przetłumaczy słowa misjonarza. Jeden z misjonarzy opowiadał, że mówił o rzeczach smutnych i doniosłych, a słuchacze wybuchali śmiechem. Mówił o czymś krótko, a katechista rozwodził się bez końca. Ale – jak powiedział - nie ma innego wyjścia, trzeba im zaufać, że przekładają treści na sposób im właściwy.

 
Blog Staszka - 2019.06.25: Reminiscencje - Szkoła w Kamerunie PDF Drukuj Email
Blog Staszka
sobota, 29 czerwca 2019 14:01

Mamy wakacje, a ja trochę o szkole w Kamerunie.

Aby dzieci tam mogły kontynuować naukę po wakacjach, nasze pieniądze, które zadeklarowaliśmy w ramach akcji Adopcja Serc, muszą tam dotrzeć do końca września. Wiem, że Tereska informowała was o tym, ale jeśli ktoś jeszcze tego nie zrobił, to teraz jest na to czas. Za dwa tygodnie powraca do Doume siostra  Barbara, więc jest okazja, aby te pieniądze tam dotarły. Szkoła jest jedyną szansą dla dzieci i młodzieży na lepsze życie. Stąd też każda misja prowadzi szkołę, najczęściej podstawową. Szkoła katolicka jest płatna. Dzięki temu nauczyciele otrzymują regularnie pensje, ale muszą wykazać się wynikami. Gorzej jest w szkołach państwowych, gdzie nauczyciele nie są rozliczani z wyników, co sprawia, że często dzieci kończąc szkołę nie potrafią czytać ani pisać. Ponieważ utrzymanie szkoły i opłacenie nauczycieli kosztuje, a nie ma żadnych dotacji państwowych, więc misjonarze muszą te pieniądze zdobywać na własną rękę. Jednym z takich sposobów pozyskiwania środków finansowych jest właśnie  akcja pod nazwą ”Adopcja Serc”, w którą wielu z was się zaangażowało.

W Kamerunie jest obowiązek uczęszczania do szkoły. Ale nie wszędzie jest on respektowany. Różnie to wygląda w wielkich miastach i na wsiach. Np. siostra, która pracuje wśród Pigmejów, uważa, że ten obowiązek nie jest przestrzegany, ponieważ Pigmeje, z którymi się spotyka, nie posiadają aktów urodzenia i nigdzie nie są zarejestrowani. Można zapytać po co uczyć Pigmejów, jeśli plemię to żyje szczęśliwie w lasach. Nazywa się ich ”dziećmi lasu”. Ale w wyniku masowego wycinania lasów istnienie tych ludów jest poważnie zagrożone. Stąd przygotowanie ich do życia poza lasem wydaje się potrzebne, a takie przygotowanie daje szkoła. Uczy ich poza nauką pisania, czytania, religii, higieny także umiejętności praktycznych jak stolarki, budownictwa domów z cegieł, krawiectwa.

Wybrałem  trochę danych statystycznych o szkolnictwie w Afryce:  szacuje się, że w Afryce żyje obecnie ponad 182 mln analfabetów, a 50% dzieci w ogóle nie ma dostępu do szkoły, 70% klas nie ma biurka ani ławek czy krzeseł dla uczniów, 40% klas nie ma biurka czy krzesła dla nauczyciela, 45% klas nie ma tablicy, 85% nie ma szafki na książki, bywa, że od 55 do 110 uczniów uczy się w jednej klasie, pensje nauczycielskie stanowią ok. 90% wszystkich wydatków na oświatę.

Na tym tle szkoły katolickie wyglądają wyjątkowo dobrze. Jest ich w Afryce ok. 30 tys.  Ich stan techniczny i poziom nauczania jest nieporównywalnie wyższy niż w szkołach państwowych, ale w stosunku do naszych szkół to nie ma porównania na jednej skali. My także w swoim zakresie przyczyniliśmy się do wyposażenia jednej ze szkół w Kamerunie w niezbędne ławki dla dzieci, tablice i sprzęt audiowizualny podnosząc jej stan na poziom dużo wyższy niż statystyczny w Afryce. Dla dzieci w Afryce uruchomiono w Europie wiele akcji jak np. ”Przez edukację do Boga”, ”Mój szkolny kolega z Afryki”, ”Olimpiada misyjna”, ”Adopcja Serc”.  Dlaczego warto pomagać? Jeśli jakieś dziecko nie chodzi do szkoły, to już na zawsze skazane jest na pozostanie w swoim plemieniu, gdyż często w odległości kilku czy kilkunastu kilometrów mieszka plemię, które posługuje się innym językiem. Stąd nieznajomość francuskiego jest pewnego rodzaju upośledzeniem. W kontekście rozprzestrzeniającego się islamu, sekt i religii tradycyjnych – obecność szkół katolickich i formacja katolicka są bardzo ważne.  A był taki okres, kiedy polski biskup Jan Ozga obejmował swoje urzędowanie w diecezji Doume, że ich byt był zagrożony, bo były zadłużone. Trzeba było spłacić dług państwu i nauczycielom z powodu niepłacenia nauczycielom 24 szkół katolickich, albo po prostu te szkoły oddać. Wtedy biskup zwrócił się o pomoc do Episkopatu Polski i do wiernych w Polsce. Pomoc przyszła, długi zostały spłacone i szkoły katolickie się ostały. Zebrano wtedy w Polsce ok. 600 tys. dolarów. Do tych szkół chodzi teraz w sumie około 5 tys. dzieci i młodzieży. Z tych szkół pochodzą wszystkie powołania do kapłaństwa w diecezji. Kiedy szkołom tym groziło zamknięcie, zrodziła się idea Adopcji Serc.  Akcja ta zabezpiecza istnienie tych szkół, aby ponownie nie zostały zadłużone. Polega ona na złożeniu określonej sumy pieniędzy na opłatę szkoły dziecka i duchowym zaopiekowaniu się nim przez modlitwę. Opłata za szkołę na cały rok razem z potrzebnymi książkami, zeszytami i przyborami szkolnymi wynosi równowartość ok. 50 euro (200 zł). Kwotę można wpłacić jednorazowo lub w ratach, a w odpowiedzi siostry odpowiedzialne przysyłają zdjęcie, imię, nazwisko i klasę, do której dziecko uczęszcza. Takim darem można mieć swój osobisty wkład w dzieło ewangelizacji i edukacji biednych dzieci Kamerunu. Kwota ta w polskich realiach jest niewielka, ale w warunkach afrykańskich ma ogromną wartość, bo zapewnia możliwość edukacji jednego dziecka. Apeluję do każdego, kto chciałby wspomóc dzieło adopcji i mieć swoje dziecko w Afryce o przyłączenie się do tej akcji. Pewnego razu ktoś powiedział  „nie zbawisz Afryki”.  To racja, ale jeśli pomogę choć jednemu człowiekowi w sposób duchowy czy materialny, to spełnię swoje zadanie  i mogę się z tego cieszyć.

Wielką bolączką w Kamerunie jest to, że nie wszyscy chodzą do szkoły. Zdarza się, że rodzice muszą wybierać, które dziecko spośród licznej gromadki wysłać do szkoły. Wg szacunków miejscowego biskupa około 30-40% dzieci nie uczestniczy w edukacji albo zaczyna ją, chodzi kilka miesięcy i zaprzestaje, bo nie ma pieniędzy na opłacenie kolejnej raty. My możemy im w tym pomóc adoptując jedno dziecko (choć jedna z rodzin z Wrocławia zaadoptowała aż dziesiątkę).

I jeszcze jedna sprawa. W Kamerunie oprócz tego, że szkoły są płatne, to nierzadko położone są w centrach miast czy misji, bardzo daleko od wielu wiosek. Dzieci pokonują bardzo często długi dystans do szkoły bez jedzenia i picia. Dlatego kolejnym zadaniem dla misjonarzy jest poszukiwanie pieniędzy na dożywianie dzieci w szkołach. W chwili obecnej w szkole w Nkoum, którą wyposażaliśmy wspólnie w potrzebne akcesoria, dzieci dostają posiłek każdego dnia nauki w tygodniu. Wcześniej otrzymywały tylko dwa razy w tygodniu. Oby te pieniądze znalazły się także w następnym roku i następnych latach. A to zależy tylko od nas. Nasze wpłaty na ten cel były  tytuowane  ”s. Hanna na dokarmianie dzieci”.

Podam jeszcze raz konto misyjne do Afryki:  56 1240 6218 1111 0000 4618 4036

Zmieniony: sobota, 29 czerwca 2019 14:15
 
Więcej artykułów…
<< Początek < Poprzednia 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 Następna > Ostatnie >>

JPAGE_CURRENT_OF_TOTAL
RocketTheme Joomla Templates