IX. Niedziela Zwykła : Kładę przed wami .... PDF Drukuj Email
Artykuły
wtorek, 01 marca 2011 16:40

W czasie swojego chrztu mały Oliver był nadzwyczaj aktywny. Wszędzie szukał zabawek. Podobała mu się moja stuła, naczyńko na wodę, które chciał mi wyrwać z rąk. Jednak najbardziej podobała mu się świeca chrzcielna, którą ojciec zapalił od paschału. Wszystko robił, aby ją uchwycić, a gdy mu się to nie udawało - prężył się i płakał. Gdyby tak można było poznać myśli niemowlęcia, to może okazałoby się, że mały Oliver ma za złe ojcu, że nie chce mu dać tak interesującej zabawki. Jednak ojciec wiedział, co dla dziecka jest najlepsze w tym momencie, wiedział jak uchronić dziecko przed sparzeniem się w płomieniu świecy. Gdy mały Oliver będzie dorastał, nieraz usłyszy słowa rodziców: to powinieneś zrobić, tego należy unikać. Jeśli usłucha tych słów, ma szansę zbudować swoje życie na solidnych fundamentach, bo wszyscy rodzice pragną dobra swego dziecka i wszystko co robią dla niego, wypływa z miłości. Zaś słowu wypełnionemu miłością można zaufać. Jeśli słowo rodziców jest inspirowane słowem bożym, to prowadzi w swej mądrości nie tylko ścieżkami doczesności, ale wprowadza na drogę wieczności.

 

Gdy dorastamy, nadal pozostajemy dziećmi - tylko że samego Boga, do którego się zwracamy Ojcze nasz. Bóg kieruje do nas wiele słów, a są to słowa mądrości nadprzyrodzonej wypełnione miłością. Ta miłość nie zna granic. Przekonujemy się o tym, gdy spoglądamy na krzyż, na którym umiera Jezus dla naszego zbawienia. Są to także słowa ogromnej mocy. To one uciszały burze na morzu, uzdrawiały chorych i wskrzeszały umarłych. Jak zatem nie wierzyć tym słowom? Przyjmowanie z wiarą tych słów jest budowaniem swego życia na mocnym fundamencie. „Każdego więc, kto tych moich słów słucha i wypełnia je, można porównać z człowiekiem roztropnym, który dom swój zbudował na skale. Spadł deszcz, wezbrały potoki, zerwały się wichry i uderzyły w ten dom. On jednak nie runął, bo na skale był utwierdzony”. Przyjęcie lub odrzucenie tych słów niesie Boże błogosławieństwo lub przekleństwo. W Księdze Powtórzonego Prawa czytamy: „Widzicie, ja kładę przed wami błogosławieństwo albo przekleństwo. Błogosławieństwo, jeśli usłuchacie poleceń waszego Pana Boga, które ja wam dzisiaj daję; przekleństwo jeśli nie usłuchacie poleceń waszego Pana Boga”. 

Czasami człowiek bardziej wierzy sobie lub ludzkim słowom, aniżeli Bogu. Aż przychodzi moment opamiętania. Wszystko zaczyna się walić. Okazuje się, że budowla życia była postawiona na piasku ludzkich złudzeń. Tak było w życiu siostry Margaret Mehren. W wieku 15 lat wstąpiła do hitlerowskiej organizacji młodzieżowej. Podobnie jak dla jej koleżanek i kolegów - Hitler był idolem, wzorem postępowania, największym autorytetem. Po pewnym czasie poznała prawdę o obozach koncentracyjnych. Był to dla niej szok. Nagle uświadomiła sobie, że słowa Hitlera były kłamstwem, a on sam nie jest nadzwyczajnym przywódcą narodu, lecz zwykłym mordercą. Przyrzekła sobie wtedy, że nigdy nie będzie wierzyć dorosłym. Zaczęła także wątpić w Boga i skłaniać się ku ateizmowi. Pewnego dnia przełamując wewnętrzne opory zaczęła prosić Boga: „Boże, jeśli istniejesz, daj mi jakiś mały znak”. Nie czekała bezczynnie, lecz sięgnęła po Biblię i przeczytała ją w całości. Nie wywarło to na niej większego wrażenia, dlatego zaczęła czytać ją ponownie, ale z podobnym skutkiem. Biblia powędrowała na półkę. Aż pewnej nocy, coś ja tknęło, sięgnęła po Pismo św. i gdy zaczęła czytać nagle doznała wewnętrznego olśnienia, o którym tak pisze: „Coś się wydarzyło ze mną, gdy czytałam słowa Jezusa. Byłam pewna, że On istnieje. Wiedziałam, że On jest tu, chociaż nie mogłam Go widzieć ani słyszeć. Jezus był dla mnie bardziej realny niż wszystko to, co mnie otaczało - meble, książki, kwiaty. Już nie czułam się samotna, moje życie nie prowadziło mnie w ślepą uliczkę”. Kilka lat później, w wieku 21 lat wstąpiła do zakonu franciszkańskiego. Dzisiaj jest misjonarką w Południowej Afryce, gdzie uczy w jednej ze szkół katolickich. Odnalazła sens życia, gdy zbudowała je na fundamencie bożego słowa, które skutecznie przekazuje innym.

Nie wystarczy jednak tylko słuchanie słów Jezusa. Aby stały się one fundamentem skomplikowanej budowli, jaką jest życie ludzkie, konieczne jest wprowadzenie ich w czyn. Kilka lat temu młody człowiek zgłosił się do katolickiej szkoły w Indiach, chcąc w niej pracować jako nauczyciel. Dyrektor zapytał go, czy jest praktykującym katolikiem. „Nie, ja jestem hindusem, ale znam bardzo dobrze katolicyzm. Ukończyłem katolickie szkoły. Jestem gotów przejść wszelkie testy potwierdzające moją przydatność do wykonywania tego zawodu” - odpowiada kandydat na nauczyciela. Dyrektor szkoły wyjaśnił młodemu człowiekowi, że istota katolicyzmu nie leży w znajomości prawd wiary, ale życiu według nich. Wiedza powinna być wprowadzona w czyn. Nie wystarczy być słuchaczem, znawcą Słowa Bożego, trzeba być „działaczem” Słowa Bożego. Wielki mistyk kościoła Tomasz A. Kempis napisał: „O wiele ważniejsze jest bycie pokornym, niż znać dokładnie definicję czym jest pokora”.

Mówiąc o wprowadzaniu Słowa Bożego w czyn, możemy wyróżnić w tym procesie dwa etapy. Słowo powinno być przemodlone. Musimy wziąć je do serca, zastanowić się nad nim i szukać sposobu wprowadzenia go w życie. W duchu modlitewnym zastanawiamy się nad którymś ze wskazań Jezusa. Pytamy siebie, co Jezus by zrobił, gdyby się znalazł w naszej sytuacji. Rozmawiamy z Chrystusem o naszej sytuacji, i w Jego obecności analizujemy ją szczegółowo. Po czym prosimy Jezusa, aby był nam przewodnikiem, obdarzył odwagą i łaską potrzebną do wykonania tego zadania. Na drugim etapie wcielania w życie słów Jezusa staramy się zastosować słowo do naszej konkretnej sytuacji. Nie czekamy, nie ociągamy się tylko natychmiast wprowadzamy je w czyn. Prawdopodobnie, jeśli nie wprowadzimy w czyn słów Chrystusa w pierwszym dniu, prawdopodobnie nigdy tego nie uczynimy. Może się to skończyć na dobrych postanowieniach i wtedy stajemy się podobni do ewangelicznego nierozsądnego człowieka, który dom swój zbudował na piasku. Słuchał on Słowa Bożego i na tym to się kończyło.

Zakończmy te rozważania modlitwą św. Ignacego, której słowa znalazły wypełnienie w jego życiu, dając mu miejsce w gronie świętych. „Zabierz, Panie całą moja wolność, moje myśli, moje zrozumienie, całą moją wolę. Ty wszystko mi to dałeś. Tobie, Panie to zwracam. Wszystko jest Twoje; czyń z tym według Twojej woli. Daj mi tylko Twoją miłość i Twoją łaskę. To dla mnie wystarczy” (Z książki „Nie ma innej Ziemi Obiecanej”).

 

Ks. Ryszard Koper

Zmieniony: sobota, 19 marca 2011 21:21
 
RocketTheme Joomla Templates