2017-01-30: Tydzień nr 4 PDF Drukuj Email
Kurs Walki Duchowej "Siedem Lwów"
poniedziałek, 30 stycznia 2017 22:35

7lwow 30stycznia

Ania wygłosiła konferencję.

Następnie Olek wygłosił świadectwo:

Na zakończenie wysłuchaliśmy świadectwa Józka:

Na najbliższy tydzień zalecane jest rozważanie następujących wersetów Pisma Świętego:

  • wtorek: 1 Tes 4, 7
  • środa: Pwt 30, 15-16
  • czwartek: Ps 1, 1-3
  • piątek: Ps 40, 9
  • sobota: Ps 19, 8-10
  • niedziela: Ps 32, 10-11
  • poniedziałek: Iz 51, 12a

 

Walka ze smutkiem. Walka o radość.

(konferencja Ania)

Kiedy Wiesia poprosiła mnie o świadectwo na temat walki o radość, pomyślałam, że jest to chyba ostatni temat spośród poruszanych w trakcie naszego kursu, na który miałabym coś do powiedzenia. Z tak wieloma słabościami walczę – z brakiem wierności, z pokusą samowystarczalności, z pychą. Ale o radość?! Jednak kiedy rozważałam, czy przyjąć to zadanie, przyszło mi na myśl pewne wspomnienie. Było to na początku mojej drogi z Panem Bogiem, w czasie pierwszego Seminarium Odnowy Wiary. Przed modlitwą o wylanie Ducha Świętego każdy uczestnik małej grupy miał odbyć indywidualną rozmowę z animatorem. W czasie spotkania dzieliłam się z Kasią tym, co odkrywałam w czasie seminarium – że Bóg mnie kocha, że jest dla mnie Ojcem, że Mu na mnie zależy. Same dobre rzeczy. Były to dla mnie takie pierwsze promyki Słońca przebijające się do serca i rozświetlające mrok, w jakim dotychczas żyłam. Na Kasi nie zrobiło to jednak wrażenia. Zapytała tylko: „Aniu, ale czy na pewno wszystko u ciebie ok? Bo masz zawsze takie smutne oczy...”

Tak. Tak wówczas było. Dziś jest inaczej. Nie mogę powiedzieć, że jestem już na końcu tej drogi i zawsze trwam w niewzruszonej radości, bo tak nie jest, ale niewątpliwie przez ostatnie lata dużo się pod tym względem u mnie zmieniło. Teraz czasem zdarza mi się słyszeć, że oczy mi się świecą.

A dlaczego w pierwszej chwili miałam wrażenie, że nie mam nic do powiedzenia na ten temat? Myślę, że to dlatego, że ja o radość nie walczyłam. Bóg walczył o radość dla mnie za mnie. „Pan za mnie wszystkiego dokona.” (Ps 138, 8a) Moim zadaniem jest Mu nie przeszkadzać, ale być posłuszną i dać się poprowadzić.

1. Dlaczego Bogu zależy na tym, żebyśmy żyli w radości?

1.1.     Po pierwsze dlatego, że życie w smutku nie jest zgodne z Jego zamysłem względem nas.

Bóg nie stworzył cię po to, żeby cię udręczyć, żeby nałożyć na ciebie wielkie ciężary i patrzeć, jak się męczysz. Do tego jeszcze grozić ci piekłem, jak cokolwiek przeskrobiesz. On taki nie jest. Stworzył cię, bo zapragnął dać ci udział w swoim szczęściu. Na wieczność. Zapragnął podzielić się z tobą swoją miłością. Dał ci życie, byś miał udział w Jego radości! Taki jest Jego zamysł. Radość jest naszym przeznaczeniem. Jest wolą Boga względem nas. To jest Jego pierwotny zamysł względem ciebie i względem całego twojego życia.

Spójrz na Aniołów w niebie. Aniołowie patrząc na Boże Oblicze bez przerwy się radują! Są szczęśliwi, bo mogą Mu służyć, bo mogą przebywać w Jego Świętej obecności, bo mogą wpatrywać się nieustannie w oblicze Tego, który ich miłuje i którego Oni kochają. Wiarę w to wyznajemy w jednej z prefacji: „Twój majestat uwielbiają zastępy Aniołów, którzy zawsze się radują w Twojej obecności. Prosimy, aby i nasze głosy przyłączyły się do nich, razem z nimi wołając: Święty, Święty, Święty...” Niech to zdanie stanie się od dzisiaj twoją modlitwą, szczególnie jeżeli czujesz, że twoje serce przepełnione jest smutkiem.

1.2.     Smutek powoduje, że zamykamy się na samych sobie. Nie dostrzegamy i nie doceniamy Bożych darów. Zamykamy oczy na ogrom Jego miłości i stajemy się niewdzięczni.

Bóg jest nieustannie aktywny i całkowicie zaangażowany w twoje życie. Możesz tego nie dostrzegać, bo Jego miłość jest nieskończenie pokorna. On się nigdy nie narzuca, nie chce cię przytłaczać. Bóg ceni sobie twoją wolność, dlatego często obdarza cię dobrem w sposób niemal niezauważalny. Potrzeba tu nieco delikatności z naszej strony, aby dostrzec to Jego ciche działanie. Jeżeli popadasz w smutek, w przygnębienie, to w konsekwencji zaczynasz skupiać się na samym sobie i przestajesz doceniać to, co On ci daje dzień po dniu. To takie zamknięte koło, bo im bardziej pogrążamy się w smutku, tym mniej dostrzegamy Jego działającą miłość, a to tylko pogłębia nasz smutek.

Wielka była mądrość św. Ignacego z Loyoli, który swoim braciom nakazał kończyć każdy dzień rachunkiem sumienia. W wyjątkowych sytuacjach zwalniał z innych form modlitwy, ale nigdy nie zwalniał z tej jednej – rachunku sumienia, którego pierwszym elementem jest dziękczynienie za Boże dary otrzymane w ciągu minionego dnia. Serce, które jest prawdziwie wdzięczne, jest radosne.

Smutek powoduje też, że stajemy się mniej wrażliwi na potrzeby naszych bliźnich. Użalamy się nad sobą, rozpamiętujemy swoje bóle i trudności, przez co nie dostrzegamy, że obok nas są ludzie, którym możemy przyjść z pomocą, którym możemy coś od siebie ofiarować. Szatan często próbuje wmawiać nam różne kłamstwa, tak, aby zasiać w naszym sercu smutek, a w konsekwencji egoizm. Dlatego ze złymi myślami trzeba aktywnie walczyć!

1.3.     Jeżeli trwamy w smutku i zgorzknieniu, stajemy się niewiarygodni jako świadkowie Chrystusa. Nie można Dobrej Nowiny o zbawieniu i o uwolnieniu z niewoli zła głosić bez radości, bo nikt nam w Nią nie uwierzy! Jeżeli naprawdę wierzysz w to, co głosisz – w to, że Bóg jest Miłością, że stworzył każdego z nas z miłości, że pragnie naszego dobra i szczęścia, że kocha nas tak bardzo, że oddał Swojego Najdroższego Jedynego Syna i pozwolił Go zadręczyć i zabić, byle nas ocalić, jeżeli wierzysz w to, że Jezus zmartwychwstał i żyje, że pokonał zło, śmierć i grzech, i że w Nim jesteś absolutnie wolny, to jaki masz powód, żeby się smucić?

Wiem, że życie na ziemi nie jest usłane różami. Jest trudne, jest mozolną walką, zmaganiem się. Ale dzięki wierze możemy radować się już teraz tym, co czeka nas w przyszłości, po śmierci. Wiara zaś jest poręką tych dóbr, których się spodziewamy, dowodem tych rzeczywistości, których nie widzimy. (Hbr 11, 1) Ponadto, właśnie dzięki temu, że życie w czasie i w ciele związane jest z cierpieniem, mamy coś, co możemy ofiarować Bogu. „Aniołowie zazdroszczą nam tylko jednego, a mianowicie tego, że nie mogą cierpieć dla Boga. Tylko cierpienie pozwala duszy powiedzieć z całym przekonaniem: Mój Boże, dobrze wiesz, że Cię kocham.” (O. Pio)

2. Jak możemy walczyć o radość?

„Przyjemne i wesołe życie nie od zewnętrznych rzeczy pochodzi, ale człowiek ze swego wnętrza, jakby ze źródła, czerpie dla swego życia radość i wesele.” (Plutarch)

W moim przypadku radość nie była przedmiotem osobnej duchowej walki. Radość została mi dana jako owoc walk o inne wartości: o czystość serca, o wiarę, o altruizm.

2.1.     Krok 1 - Walka o czystość serca.

Dlaczego jest to niezbędne? Każdy grzech, nawet najdrobniejszy, rodzi w naszej duszy śmierć. Każdy grzech plami naszą duszę i oddala nas od Boga, a to w konsekwencji powoduje smutek. Nawet jeżeli grzesząc odczuwasz przyjemność, to i tak owocem zła będzie ostatecznie niesmak i przygnębienie.

Ze swojego doświadczenia mogę powiedzieć, że aktywne zabieganie o coraz większą czystość serca jest niezbędnym warunkiem głębokiej radości. Kiedy miałam taki czas, że żyłam w łasce uświęcającej, ale nieszczególnie walczyłam z grzechami powszednimi, to te grzechy się nawarstwiały i stosunkowo szybko pojawiały się przygnębienie, frustracja, malkontenctwo. Chociaż na poziomie umysłu nie chciałam o tym myśleć, to jednak w głębi duszy miałam świadomość, że intencje mojego postępowania nie są czyste, że zbyt łatwo idę na łatwiznę i na kompromis ze złem. A kiedy nie jesteś uczciwy wobec samego siebie, wobec Boga, wobec ludzi, to chcąc nie chcąc żyjesz w napięciu i niezadowoleniu z siebie. Podświadomie odczuwamy wówczas lęk, że ktoś odkryje naszą nieuczciwość, dwulicowość, nieszczerość, egoizm, ukryte intencje. Trudno w takim stanie być w pełni radosnym.

Dla mnie przełomem była sytuacja, w której to poprzez pewnego człowieka dobry Bóg postawił mi przed oczy mój grzech, moją nieuczciwość. Zdałam sobie wówczas sprawę, że zabiegam o zbyt wiele małowartościowych spraw i rzeczy, a zapomniałam o tej najważniejszej – o czystości serca. Kiedy zaczęłam koncentrować siły właśnie na tym – na zachowaniu czystości serca, to nagle inne sprawy nabrały mniejszego znaczenia, zyskałam większą wolność w odniesieniu do świata oraz pokój w stosunku do samej siebie. A tym samym radość. :)

O czystość serca trzeba walczyć. Nieustannie! Ośmielę się nawet stwierdzić, że jest to najważniejsza walka, jaką powinniśmy toczyć. Niech jako motywacja do tej walki posłużą słowa św. Jana od Krzyża:

„Bardziej Bóg pragnie od ciebie choćby najmniejszego stopnia czystości duszy, niż największych dzieł, jakich możesz dokonać.

Bardziej Bóg żąda od ciebie choćby najmniejszego stopnia posłuszeństwa i uległości, niż wszystkich innych czynów, jakie chcesz podjąć dla Niego.

Bardziej Bóg ceni w tobie pragnienie oschłości i cierpienia z miłości, niż wszystkie pociechy, widzenia duchowe i myśli, jakie byś mógł mieć.”

2.2.     Krok 2 - Walka o wiarę.

Drugą kluczową dla mnie sprawą na drodze do radości była walka o wiarę, o wiarę w Bożą miłość do mnie. Przemienianie swojego myślenia o sobie i o Bogu, konfrontacja wątpliwości co do Bożej łaskawości względem mnie z prawdą o Nim.

Miałam taki czas w swoim życiu, już po nawróceniu, że dość mocno zmagałam się z poczuciem braku sensu mojego życia. Skończyłam studia, zaczęłam pracować – i nie była to praca, która by wnosiła coś dobrego dla społeczeństwa dając mi poczucie misji, większość z moich znajomych pozakładała rodziny, u mnie się na to nie zanosiło. Mijały kolejne dni, jeden za drugim, jeden podobny do drugiego. Myślałam sobie, że jeśli tak ma wyglądać kolejne kilkadziesiąt lat mojego życia, to ja dziękuję... Żaliłam się wtedy Panu Bogu, że to jest bez sensu, że już jestem z Nim jakiś czas, a nic się nie dzieje, nic się nie zmienia, moje życie nie ma wartości. Że podobno każdy ma jakąś swoją misję do wykonania, dla jakiegoś celu Bóg każdego z nas powołuje do życia, a co ze mną? Jakie jest moje zadanie? Jaki jest mój cel? Nie znajdowałam odpowiedzi. Trwało to dość długi czas. Przełom nastąpił dopiero, kiedy oglądając jakiś filmik w Internecie stanęło mi przed oczami pytanie: „Why do you exist?” („Dlaczego istniejesz?”). Było to dla mnie jak objawienie. Dotarło do mnie bowiem, że przez cały ten czas zadawałam złe pytanie. Szukałam odpowiedzi na pytanie „po co żyję?”, a nie „dlaczego żyję?”. Kiedy postawiłam sobie właściwe pytanie, wszystko stało się jasne. Żyję dlatego, że Bóg tego chciał! A przecież On nie mógł się pomylić. Żyję dlatego, że On mnie wymyślił i pokochał. Bo chciał się podzielić ze mną swoją miłością i dać mi udział w swoim szczęściu.

Nadal nie znam odpowiedzi na pytanie, jakie jest moje zadanie, moja życiowa misja. Być może zrozumiem to dopiero w chwili śmierci, albo już po przejściu na drugą stronę. Ale to nie ma znaczenia. Znam odpowiedź na pytanie dlaczego żyję. Znam też odpowiedź na pytanie po co żyję - żyję po to, żeby być z Nim, żeby trwać w Jego miłości.

Oczywiście nie było tak, że wszystko zmieniło się w jednym momencie. Walka o wiarę wymagała – i nadal wymaga – ciągłej weryfikacji mojego myślenia. To, co mi osobiście dzisiaj najbardziej pomaga wzrastać w wierze to kontemplacja Męki Jezusa. Męka i Śmierć Jezusa były najpełniejszym objawieniem miłości Boga. Miłości pokornej, ofiarnej, gotowej oddać się do końca. W czasie Męki i Śmierci Jezusa każdy Jego nawet najmniejszy gest miał ogromne znaczenie. Więc kiedy wejdzie się w tą Mękę, kiedy zacznie się ją kontemplować i rozważać – wątpliwości co do Bożej miłości znikają. Bo skoro Jezus sam dał się pojmać, dobrowolnie podłożył swoje plecy pod bicze rzymskich żołnierzy, po to, żeby zmazać moje winy, to jak mogę wątpić w to, że On chce dla mnie dobrze? On wtedy nie odmówił mi niczego, nawet Swojej najdroższej Matki. Oddał wszystko, do ostatniej kropli Krwi.

Tym, co rani Serce Jezusa najmocniej, jest brak ufności. (chyba św. Teresa z Lisieux)

2.3.     Krok 3 - Służba.

Trzecim krokiem ku radości jest wysiłek odwrócenia wzroku od samego siebie i zwrócenie się ku innym. Służba leczy i wyzwala z egoizmu. A im mniej przejmujemy się samym sobą, tym bardziej jesteśmy radośni. Im mniej skupiamy się na swoich bolączkach i problemach, tym lepiej dostrzegamy piękno świata, ludzi, życia.

Mówiąc o służbie nie mam na myśli nie wiadomo jak wielkich i heroicznych czynów. W Ewangelii wg św. Łukasza, w scenie Ofiarowania, kiedy Ewangelista przedstawia prorokini Annę, mówi o niej, że „służyła Bogu w postach i modlitwach dniem i nocą” (por. Łk 2, 37). Modlitwa i post – samo to już może być służbą! Widzimy więc, że do tego nie trzeba być jakoś szczególnie uzdolnionym, mieć nie wiadomo jakie nadzwyczajne dary i charyzmaty. Modlitwa i post to coś, co jest dostępne dla każdego! Nawet jedna zdrowaśka za osobę mijaną na ulicy już jest służbą. Nie czekaj więc na jakieś wielkie i znaczące powołanie, bo ono może nigdy nie nadejść, nie jest to droga dla każdego. Zacznij już dzisiaj, od małych rzeczy. Od modlitewnego westchnienia za zmarłych, od ofiarowania jakiegoś cierpienia czy wyrzeczenia za bliskich. Liczy się intencja i miłość, jaką wkładasz w daną czynność. Święta Teresa z Lisieux mówiła, że w oczach Boga podniesienie szpilki z miłości ma większą wartość niż wielkie dzieła bez miłości. „Nie odmawiajmy Mu najmniejszego wyrzeczenia. W perspektywie wiary wszystko jest tak wielkie... Podniesienie szpilki z powodu miłości może kogoś nawrócić! Cóż za tajemnica! Ach, tylko Jezus może nadać taką wartość temu, co czynimy, kochajmy Go więc ze wszystkich sił.” Miłość wyraża się na co dzień w drobnych gestach, w wierności w sprawach małych.

Ze swojego doświadczenia mogę powiedzieć, że jeśli jest w nas pragnienie czynienia dobra, to nie trzeba długo czekać na okazję. Bóg każdego dnia daje nam dobre natchnienia. Wystarczy być uważnym, słuchać Jego głosu, a kiedy nas zaprosi do uczynienia jakiegoś drobnego wysiłku – nie odmawiać, nie bagatelizować natchnienia i nie porzucać go z błahego powodu. Nie myśl, że to nieważne, że nikt nie zauważy, że to nie ma znaczenia. „Kto w drobnej rzeczy jest wierny, ten i w wielkiej będzie wierny; a kto w drobnej rzeczy jest nieuczciwy, ten i w wielkiej nieuczciwy będzie.” (Łk 16, 10) Dla Niego każdy najmniejszy gest uczyniony z miłości ma znaczenie. I co ciekawe, czego doświadczyłam, Bóg ten podejmowany wysiłek wynagradza właśnie radością. Takie drobne gesty, pozornie bez znaczenia, dają poczucie, że twoje życie ma sens – wnosisz dobro do tego świata, dajesz coś od siebie, mnożysz miłość. Dzień za dniem.

Na koniec, Hymn wdzięczności z 8 rozdziału Listu do Rzymian:

Cóż więc na to powiemy? Jeżeli Bóg z nami, któż przeciwko nam? On, który nawet własnego Syna nie oszczędził, ale Go za nas wszystkich wydał, jakże miałby wraz z Nim i wszystkiego nam nie darować? Któż może wystąpić z oskarżeniem przeciw tym, których Bóg wybrał? Czyż Bóg, który usprawiedliwia? Któż może wydać wyrok potępienia? Czy Chrystus Jezus, który poniósł [za nas] śmierć, co więcej - zmartwychwstał, siedzi po prawicy Boga i przyczynia się za nami?

Któż nas może odłączyć od miłości Chrystusowej? Utrapienie, ucisk czy prześladowanie, głód czy nagość, niebezpieczeństwo czy miecz? Jak to jest napisane:

Z powodu Ciebie zabijają nas przez cały dzień,

uważają nas za owce przeznaczone na rzeź.

Ale we wszystkim tym odnosimy pełne zwycięstwo dzięki Temu, który nas umiłował. I jestem pewien, że ani śmierć, ani życie, ani aniołowie, ani Zwierzchności, ani rzeczy teraźniejsze, ani przyszłe, ani Moce,  ani co wysokie, ani co głębokie, ani jakiekolwiek inne stworzenie nie zdoła nas odłączyć od miłości Boga, która jest w Chrystusie Jezusie, Panu naszym. (Rz 8, 31-39)

Zmieniony: środa, 08 marca 2017 19:07
 
RocketTheme Joomla Templates