Muzyka o poranku PDF Drukuj Email
Marysia pisze...
poniedziałek, 11 października 2010 22:35

Pewien człowiek w swoim dorosłym życiu bardzo pragnął być muzykiem. Odczuwał głęboki żal, ponieważ w dzieciństwie nie miał szansy na zdobycie wykształcenia w szkole muzycznej, na naukę gry na instrumencie.
Muzyka była mu potrzebna do życia jak powietrze. Znał na wylot wszystkie etapy jej rozwoju, rozpoznawał charakterystyczne dla danego okresu brzmienia, orientował się w muzycznym życiu kulturalnym, sięgał też dalej - w inne muzyczne światy.
Zawsze był ciekaw tego, co nowe i jeszcze mu nie znane.
Zżerała go pasja poznawania nowych utworów.

Słyszał piękne dźwięki w ciągu dnia i czasami śniły mu się w nocy. Budził się nad ranem z zachwytem, ale potem w ciągu dnia zmagał się z goryczą faktu nieumiejętności przelania na papier tego, co słyszy.
W końcu muzyka znikła, nie czekając nań dłużej.
****
Pewnego dnia w autobusie zabierał się niemrawo za odmawianie różańca.
To był bardzo zimny i zamglony październikowy poranek.
Szczerze mówiąc, nie chciało mu się modlić, bo w ogóle nic mu się nie chciało. Marzył w tamtym momencie tylko o tym, by wrócić do łóżka. Był zdołowany, zaziębiony i niewyspany.

Nie wyjmował nigdy w środkach miejskiej komunikacji różańca, bo manualnie niezbyt był dobry i sprawiało mu trudność przesuwanie drobnych paciorków w kieszeni. Więc po prostu odmawiał na palcach dłoni. Od kciuka do małego palca lewej dłoni. Od kciuka do małego palca prawej dłoni. I tak znowu. Następna tajemnica. I znowu następna. Aż do wysiadki.
Zmęczony człowiek założył ręce, chowając zziębnięte dłonie. Brrrr. Co my dzisiaj mamy? Poniedziałek? Zwiastowanie. Ojcze nasz... Zdrowaś Mario....
Poczuł swoje palce, jak delikatnie napinają się po kolei : lewy mały, lewy serdeczny, lewy środkowy, lewy wskazujący....

Nagle zdumiała go jasna myśl.
Przecież to jak gra na fortepianie.
Jakbym ćwiczył, podnosząc palec za palcem, i jeszcze raz, i jeszcze.

Jakbym grał na modlitewnym instrumencie... muzykę.

Tylko moją.
Tylko dla Jednej Osoby.
Tylko Ona słyszy.

Nie mogło mnie spotkać nic piękniejszego. 

Wzruszenie dławiące w gardle.

W jednym momencie łaski, w podły październikowy zimny poranek w miejskim autobusie, stojącym na zakorkowanym rondzie – proste odkrycie raz na zawsze zmieniło jego nastawienie do kawałeczka własnej historii.

Meroutka

Zmieniony: wtorek, 19 października 2010 20:28
 
RocketTheme Joomla Templates