Nikt nie lubi, kiedy życie usuwa go w cień. Wolimy, żeby inni liczyli się z naszym zdaniem, niż być najmniejszymi i pominiętymi. Wolimy przeżywać łaskę i błogosławieństwo, niż uniżenie i oddanie bez reszty, ubóstwo i ciemność.
Ale swój cień każdy z nas posiada. Wady, zranienia, nawyki, trudne relacje w rodzinach, grzechy, przywiązania, złe wybory i ich konsekwencje, zaniedbania... – ta lista jest bardzo długa.
Cień.
Ciemny dowód istnienia, który uwidacznia się tym bardziej, im więcej nas otacza dziennego światła. Nie można go odciąć od siebie, jak w dziecięcej bajce o Piotrusiu Panie. Można udawać, że go nie ma – ale udawanie nic nie da. Odwracamy się twarzą do Słońca, a cień stoi za nami. Odwracamy się twarzą do cienia – Słońce stoi za nami.
Dużo piękniejsi jesteśmy, gdy idziemy przed siebie, a Słońce jest za nami. Nie trzeba mrużyć oczu, sylwetka staje się bardziej wyrazista dla innych, wzrok może ogarniać wszystko, co znajduje się przed nami.
A przed nami teraz wyrasta wiele pięknych majowych widoków, poza jednym – jedynym niezmiennym, który znajduje się najbliżej nas i dotyka kroczących do przodu stóp.
Cień.
Im bliżej ciebie jest Słońce, im niżej jest Słońce za tobą, tym dłuższy cień i tym go więcej widzisz tuż przed sobą, bardzo blisko, przerażająco.
* * *
Jest tylko jeden moment, w którym cień znika całkowicie.
Noc.
Ona jest najbezpieczniejsza : pochłania twój cień....
.......ale ciebie nie pochłania.
Ty – zostajesz. Idziesz dalej przed siebie.
Sam.
Czysty.
Bez cienia, co przeszkadzać już teraz nie może.
Wraz z upływem czasu zaczynasz coraz bardziej wypatrywać wschodu Słońca. Co za absurd : wypatrywać czegoś, będąc w ciemności w której nie widać nic. A przecież w i e s z, że nadejdzie.
* * *
Dopiero w głębokiej nocy żaden cień nie przeszkadza nam w marszu.
Dopiero głęboka noc sprawia, że nasz własny cień nie przeszkadza nam w wypatrywaniu świtu.
I to się właśnie nazywa g o t o w o ś ć.
meroutka
|